Borderlands 2 – już graliśmy

Zdaję sobie sprawę, że jeden – nawet wieloetapowy – quest, którego zawiłości fabularne miałem okazję spenetrować, nijak nie da rady zaprezentować jakości scenariusza i erpegowej mechaniki całości, dlatego pozwolę sobie nie zaplamić tego tekstu zbyt wieloma kleksami entuzjazmu, którego nadmiar obecnie strzyka mi subtelnie z uszu. Ale o tym, czym dzieło Gearboksu najbardziej zasłużyło sobie na moje zdecydowanie przychylne spojrzenie, nie sposób nie wspomnieć. A mowa o Najniebezpieczniejszej Trzynastolatce Świata! Dokładnie tak.
W mieście znajomych twarzy
W swej hojności przed rozpoczęciem rozgrywki twórcy udostępnili mi do wyboru całą czwórkę bohaterów. Jako bodaj największa samoświadoma cysterna testosteronu w redakcji, bez wahania kliknąłem w portret Mayi – jedynej kobiety w gronie nowych grywalnych postaci – i natychmiast wylądowałem na ulicach Sanctuary, miasta służącego m.in. jako jedno z centrów questowych w grze. Nie zdążyłem nawet porządnie zacząć zachodzić w głowę, jak miała na imię rudowłosa Syrena z „jedynki”, gdy wpadłem na Lilith (czyli właśnie na nią) i Rolanda, a więc połowę oryginalnej ekipy Vault Hunterów, wymieniającą pozdrowienia i chętną do natychmiastowego obdarzenia mnie zadaniami do wykonania. Dokładniejsza penetracja ulic i zaułków mieściny pozwoliła mi również odwiedzić bar „Szalonej” Moxxi, zobaczyć zanurzonego po łokcie w pracy dr. „to może zaszczypać” Zeda i wykonać nie tak znowu Wielkie Epickie Zadanie dla mego Pana i Władcy, czyli Claptrapa.
Moją szczególną uwagę przykuła jednak stojąca przy jednej z ulic maszyna do zmiany wizerunku postaci. W Borderlands 2 do rodzajów „znajdziek” dodano m.in. głowy (fryzury, makijaż itp.) oraz wzory wdzianek, które po dołożeniu do kolekcji można dowolnie wymieniać we wspomnianych urządzeniach, czyniąc wygląd swoich podopiecznych unikatowym. A to w produkcji nastawionej na online’owy co-op powinno znaleźć wśród graczy wielu entuzjastów.
You’re cordially invited, bitch!
Kilka kroków poza miastem przyszło mi w osobliwy sposób (czyli podpalając w pobliskiej dolinie kilka tutejszych insektoidów pistoletem plującym ognistymi pociskami) obudzić również znajomego Mordecaia i zamienić z nim kilka słów. A zdjęcie z daleka paru przygodnych bandytów pojedynczymi strzałami czerwonej jak pięcioramienna gwiazda snajperki marki Vladof od razu pozytywnie nastroiło mnie do perspektywy rozpętania za kilka chwil większej rozwałki.
Intryga całego wieloetapowego questu obracała się wokół przygotowań do napadu na pociąg Handsome Jacka, grającego tu rolę głównego czarnego charakteru. W związku z powyższym rychło okazało się, że przydałaby się pomoc jakiegoś eksperta od materiałów wybuchowych. Szczęśliwie ów ekspert mieszkał całkiem niedaleko, w pobliskiej jaskini, zamienionej częściowo na warsztat, a częściowo na słusznych rozmiarów… dom dla lalek. I był 13-letnią dziewczynką. Cudownie niegramatyczny angielski przekładany niezbyt ciężkimi przekleństwami, żądza mordu i szaleństwo w okrągłych oczach oraz zamiłowanie do tortur podczas herbacianego przyjęcia z lalkami – oto Tiny Tina w pigułce.
Tak bardzo przywodząca na myśl frenetyczną i mającą cokolwiek nierówno pod sufitem Ash z internetowego cyklu „Hey Ash, Whatcha Playin’?” rodzeństwa Burchów (którego męska połowa, Anthony, jest głównym scenarzystą Borderlands 2), że trudno mi było, jako fanowi serialu, nie obserwować jej poczynań i nie słuchać monologów z szerokim uśmiechem na twarzy. Było to zdecydowanie najzabawniejsze spotkanie z postacią z gry, jakie przeżyłem od bardzo dawna. Choć już teraz potrafię sobie wyobrazić, jaki problem z absurdalnymi tekstami smarkuli („Sup, I need yous to go get badonkadonks for mah ladiez” – impresja mniej więcej pamięciowa) będzie miał polski tłumacz.
Dendrologia pogranicza
Jak na enpeca z dobrego erpega przystało, Tina nie wahała się posłać mnie na okoliczne wzgórza po materiały (i osoby) niezbędne do jej herbacianego przedsięwzięcia, a ja wreszcie zyskałem sposobność, by sobie solidnie postrzelać i pobawić się zdolnościami mojej Syreny. Podobnie jak w pierwszej części, bohaterowie mają jedną główną umiejętność specjalną, której działanie modyfikowane jest przez trzy drzewka rozwoju. Tym razem jednak oprócz czysto numerycznych ulepszeń statystyk kolejne gałęzie oferują dużo więcej zmian funkcjonalnych.
Przykład: specjalną zdolnością Mayi jest Phaselock, czyli zawieszanie wybranego przeciwnika na kilka sekund w powietrzu, ale już pierwszy punkt wydany w drzewku Harmony sprawia, że ostrzał unieruchomionego w ten sposób adwersarza skutkuje wypadnięciem z niego kilku leczących drużynę kul. Głębsza inwestycja w tę zakładkę pozwala z kolei odblokować Mindlock, czyli przejęcie kontroli nad niemilcem. Z kolei skupienie się na ściśle nastawionym na zadawanie obrażeń drzewie Cataclysm daje możliwość nie tylko oblania złapanego nieszczęśnika kwasem, porażenia prądem i podpalenia. Można również chlusnąć zwiększającym podatność na ostrzał śluzem na znajdujących się wokół niego kompanów. Opcji dostosowania stylu gry do preferencji każdego z bohaterów jest zatem jeszcze więcej niż dotychczas. Wszystkich kombinacji buildów postaci i tak bym nie spamiętał, ale fakt, iż miotający wieżyczkami Axton może przy podążaniu odpowiednią ścieżką rozwoju w którymś momencie zamienić je w atomówki, zaskakująco łatwo przywarł mi do mózgu.
Absolutne, totalne zwycięstwo
Kiedy już wreszcie wpadłem w szeregi wrogów – pomiędzy Nomadów elektrycznych, Nomadów z przykutymi do tarcz Psychokarłami, Goliatów, którzy po odstrzeleniu głowy leczyli się i zmieniali w Rozjuszonych Goliatów, i mechaniczne latające latacze zwane Myszołowami (o przerośniętych insektach i zwykłych bandytach nie wspominając) – każda wyskakująca z ich głów cyferka oznaczająca obrażenia zwykłe, elektryczne, kwasowe, ogniowe itp. jeszcze bardziej poprawiała mi humor i bojowo nastawiała. Mimo kilku całkiem zacnych broni w wyposażeniu musiałem się nieźle napocić, by licząc każdy magazynek i pocisk, wyjść w jednym kawałku z kolejnych starć. Niejednokrotnie korzystając przy tym z powracającego z „jedynki” mechanizmu Second Wind. A poza tym – ta muzyka, ten głęboki odgłos strzałów, te krzyki rannych… Dźwiękowcy spisali się na medal, a słuchawki lub dobre nagłośnienie pokoju zwiększają wrażenia podczas rozgrywki o kilkaset procent. Bo chyba o jakości genialnie kreskówkowej (a przez to omijającej problem starzenia się) grafiki nie muszę nikogo przekonywać.
Niniejszym konstatuję zatem, że jest dobrze. I w najkrótszych sesjach, i w dłuższych Borderlands 2 broni się, a do tego na każdym polu wprowadza ulepszenia względem poprzednika. Strzelanie jest przyjemne, humoru – miejscami osobliwego, językowego i nieprzetłumaczalnego – jest po pachy, postacie, choć rysowane, ujmują wyrazistymi charakterami i prowadzeniem żywych dialogów. Byle tylko starczyło wszystkiego na całą grę, a będziemy mieli solidnego kandydata do tegorocznej pierwszej piątki. Albo nawet i trójki.
Czytaj dalej
14 odpowiedzi do “Borderlands 2 – już graliśmy”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Lubimy Borderlands tu w redakcji. Za własny styl, luźne podejście do konwencji, udane połączenie strzelanki z erpegiem i humor. Więc gdy Take Two zaprosiło nas do Londynu na „extended hands-on event”, wsadziliśmy mnie kopniakami do pierwszego wolnego samolotu i odprowadziliśmy wzrokiem, czekając na najświeższe wieści z Pandory.
To będą świetnie wydane pieniądze. Czaję się na tę grę od dawna i wiem, że jesień będzie dość zabawna ;] fajne jest to, że w dobie pseudo-mmorpg i natłoku fetch questów okazuje się, że można je robić w sposób ciekawy. W fps-ie…
Zazdroszczę wam… Borderlands 2 i Path of Exile to gry, których premierę najbardziej wyczekuję.
Hmm, ale to nie jest nowy artykuł. To jest w 99% wrzucenie na stronę artykułu z bieżącego numeru. Takie nabijanie w kółko artykułów. Przeczytałam, porównałam. W jakim celu to robicie Szanowna Odtwórcza Redakcjo? Nie macie o czym pisać? Nie umiecie nic nowego napisać na temat gry, a dostaliście polecenie „tworzenia” kolejnych artykułów w ramach promocji nowej gry…Notabene Borderlandsa uwielbiam, a na dwójkę czekam już od momentu przejścia jedynki po raz pierwszy i drugi, i trzeci.
Ja na pewno biore preorder, po pierwszej czesci wiem, ze ta gra szybko nie zniknie z napedu mojej ps3
Zgadza się, Klaudio. Artykuł jest dla tych chyba, którzy do papierowego CDA nie mają dostępu. Czyli innymi słowy dla nie-czytelników. Czyli innymi słowy w większości dla osób, które nie wchodzą na stronę :S Trochę to chore, ale kim jestem ja, pyłek, żeby o czymś takim decydować?…
A czy będzie tu możliwość gry w lanie jak w jedynce? Bo w jedynkę na tym samym koncie steam gram sobie z bratem i zastanawiam się, czy tu będzie podobna możliwość.
Ciekawe kim okaże się być pan Handsome Jack, bo widać, że koleś ma maskę przytwierdzoną do facjaty 🙂 już nie mogę doczekać się września 😀
Jakby to powiedziała Mariolka – miałem teżewe jak to czytałem. Myślałem, że coś nowego, szkoda czasu.
Ano…przedruk przedrukiem, ale po takim czasie od premiery numeru ? Meh..też myślałem że jakieś nowe info. Anyway – już się nie mogę doczekać kolekcjonerki 😀
no zapowiada śie prawdziwy hicior, szykuje kasę na te gierkę, warto kupić oryginał- |CENEGA olała spolszczenie niestety.
Nie miałem zamiaru kupować tego typu gier. Ale była promocja na steamie…|Chyba zastanowię się nad kupnem dójki. 😉 Naprawdę warto.
Jakby ktoś chciał ze mną zagrać w coopie to zaproście mnie na Steamie: mój nick – CptCoward
TrollingStones-steamie: ja również zapraszam nick-ZYPREXA100