Company of Heroes 3 – już graliśmy. I ty zostaniesz Lisem Pustyni!
3 lipca 1940 roku, dokładnie o godzinie 17:09, wybuchł zacumowany w algierskim porcie Mers el-Kébir francuski pancernik „Bretagne”. Próbujące się ewakuować okręty „Provence” i „Dunkerque” również uległy uszkodzeniu i osiadły na mieliźnie. Tak oto marynarka Wielkiej Brytanii zareagowała na fakt, że część francuskiej floty wojennej pozostała lojalna Vichy, nie Wolnej Francji. I tak właśnie zaczęła się dla Afryki II wojna światowa.
Fascynujący teatr działań wojennych, jakim jest Afryka Północna, będzie nam dane podziwiać z bliska w wyczekiwanej od dawna i – według zapowiedzi twórców – największej jak dotąd grze z doskonałej serii Company of Heroes. Zresztą nie będzie to teatr jedyny, bo kampania przeniesie się też na drugą stronę Morza Śródziemnego, a konkretnie na Półwysep Apeniński. Trudno się jednak dziwić temu, że to właśnie wojna w Afryce Północnej – nie tylko pełna legendarnych starć takich jak bitwy o Tobruk czy pod El Alamein, ale też wprowadzająca prawdziwe nowinki do myśli strategicznej i taktycznej – budzi największe zainteresowanie.
Zmiany, zmiany, zmiany...
Nowy teatr wojenny, a także upływ czasu (od premiery CoH2 minęło przecież dziewięć lat!) wymusiły na grze pewne zmiany. Jednak od razu pragnę wszystkich uspokoić: Company of Heroes to nadal taktyczny RTS, który nakazując nam na przemian zdobywać ważne punkty lub ich bronić, wymaga też dbania o powierzone jednostki oraz uczy chytrego wykorzystywania terenu. Ale nie sposób nie zauważyć, że w najnowszej odsłonie gra stała się bardziej „trójwymiarowa” i dynamiczna.
Wspomniana trójwymiarowość objawia się przede wszystkim walkami o budynki – wroga piechota lubi czaić się na dachach i prawie bezkarnie pruć do nas z karabinów. Z kolei co się tyczy dynamiki, to gra prezentuje kilka przyspieszających rozgrywkę nowych mechanizmów, których wcześniej w Company of Heroes nie było. I tak dla przykładu wielkie czołgi mogą teraz po prostu przejeżdżać przez okopy, nie przejmując się siedzącymi wewnątrz obrońcami. Nasza piechota zaś może rozsiąść się na pancerzu czołgu, co znacznie przyspiesza przemieszczanie wojsk. Ba, przy użyciu odpowiedniego sprzętu ciężkiego odholujemy i ustawimy w dowolnych punktach ogromne działa artyleryjskie, które w poprzednich odsłonach gry były nieruchome. No i last but not least – pancerz czołgów ma teraz różną grubość z przodu, z tyłu i po bokach. Tym samym wszystkie nasze sprytne manewry flankujące przynoszą podwójny skutek. Chociaż sami też musimy pilnować, aby nasze czołgi nie ustawiały się do wrogich dział słabszą stroną.
Oczywiście nowych mechanizmów ma być w grze więcej, ale producenci planują odsłaniać je stopniowo, wraz z kolejnymi wersjami beta. Za to już teraz mogłem podziwiać nową oprawę graficzną. Ta prezentuje się całkiem zgrabnie, a chmury pyłu, eksplozje i walące się budynki wyglądają jak wyjęte z hollywoodzkiej produkcji. O efektach dźwiękowych i muzyce powiedzieć zbyt wiele nie mogę, nawet nie dlatego, że mi jakiś afrykański słoń nadepnął na ucho, ale po prostu po kilku godzinach spędzonych z nowym tytułem mam wrażenie, że każdy, kto grał w poprzednie części, zwyczajnie wie, czego oczekiwać, i się nie zawiedzie.
Jest na co czekać
Wspominałem wcześniej, że CoH3 to największa gra z serii. Odnosi się to również do rozmiaru map multiplayerowych oraz liczby frakcji, którymi stoczymy bitwy. Już od początku będziemy mogli prowadzić tradycyjnie dobrze zbalansowaną armię Stanów Zjednoczonych, nastawionych defensywnie Brytyjczyków, Wehrmacht z jego niezwykle silną piechotą oraz bardzo mobilne i agresywne Afrika Korps mogące liczyć na wsparcie jednostek włoskich. Mam tylko nadzieję, że w pełnej wersji gry nieco ograniczony zostanie zasięg miotaczy ognia na niemieckim czołgu Flammpanzer III, bo w wycinku, który udostępniło dziennikarzom studio Relic Entertainment, ten sprzęt piechotę po prostu masakrował.
Na wyciąganie poważnych wniosków po kilku godzinach gry jest jeszcze za wcześnie, ale mam co do tego tytułu dobre przeczucia. Bardzo podoba mi się też to, że twórcy są świadomi faktu, iż działania wojenne w Afryce Północnej obrosły wieloma legendami. Niektóre – jak spryt dowodzącego Afrika Korps generała Rommla nazywanego Lisem Pustyni – mają pewne odzwierciedlenie w rzeczywistości. Inne – jak mit nieskalanego zbrodniami wojennymi Wehrmachtu – nie za bardzo. Na szczęście konsultacja historyczna stoi na wysokim poziomie. A jeśli gra będzie równie atrakcyjna, co wierna realiom historycznym – a na to się zanosi – to nie wątpię, że powtórzy sukces poprzedniczek.
Cieszy
- wszystko to, za co kochamy serię
- czołgi pędzące po pustyni
- nacisk na łączenie działań piechoty i wojsk pancernych
- dynamika rozgrywki
Niepokoi
- spore wymagania sprzętowe (karta graficzna z 8 GB RAM)
Czytaj dalej
Wiceprezes Stowarzyszenia Solipsystów Polskich. Zrzęda i maruda. Fan Formuły 1, wielkich strategii Paradoksu i klasycznych FPS-ów. Komputerowiec. Uważa, że postęp technologiczny mógł spokojnie zatrzymać się po stworzeniu Amigi 1200 i nikomu by się z tego powodu krzywda nie stała. Zna łacinę, ale jej nie używa, bo zawsze kończy się to przypadkowym przyzwaniem demonów. Dużo czyta, ale zazwyczaj podczas czytania odpływa w sen na jawie i gubi wątek książki. Uwielbia Kubricka, Lyncha, Lovecrafta, Houellebecqa i Junji Ito. Przeciwnik istnienia deadline'ów na nadsyłanie tekstów. Na stałe w CD-Action od 2018 roku. Kiedyś tę notkę rozszerzy, na razie pisze pod presją Barnaby.