5
13.03.2023, 15:00Lektura na 5 minut

Dead Island 2. Szybciej, więcej, ale czy na pewno lepiej? [JUŻ GRALIŚMY]

Z tropikalnej wyspy przenosimy się do równie słonecznego Los Angeles. Zwiedzimy Venice Beach, pospacerujemy po Beverly Hills, zajrzymy na plany filmowe, a wszystko w rytm szlachtowania całych zastępów żywych trupów. Będzie krwawo. A nawet krwawiej niż krwawo. Gotowi?


Paweł Hekman

Lubię zombie. W filmach, serialach, grach. To nośny temat, którym można dowolnie żonglować. Da się przedstawić z użyciem bezmózgich nieumarłych historię o konsumpcjonizmie (vide „Świt żywych trupów”, czy to w wersji Georga Romero, czy Zacka Snydera), zrobić zgrabny pastisz pomieszany z nienachalnym love story („Zombieland” Rubena Fleishera) czy po prostu snuć opowieść o ludziach próbujących przetrwać w ekstremalnych warunkach („The Last of Us” czy – do pewnego momentu – serial „The Walking Dead”). Można też z sukcesami wykorzystać motyw zombie do stworzenia bezkompromisowej i satysfakcjonującej młócki.

Jak w to wszystko wpisuje się Dead Island 2? Jeśli widzieliście zwiastun, zapewne już wiecie. 


Złe miłego początki

Co łączy irlandzkiego miłośnika koncertów rockowych, pyskatą paraolimpijkę, przebrzmiałego klona Lenny’ego Kravitza, sarkastycznego striptizera, hollywoodzką kaskaderkę i podrzędnego cwaniaka? Wszyscy przeżyli katastrofę lotniczą i teraz muszą spędzić upojne wakacje w samym środku plagi żywych trupów. 

Zarys fabularny jest banalnie prosty – i dobrze. Wyżej wymienieni spotykają się na pokładzie samolotu uciekającego z zainfekowanego Los Angeles. Zanim zdążą zobaczyć napis „Hollywood” z lotu ptaka, czeka ich twarde lądowanie i walka o przetrwanie. Niestety początek, choć stara się budować klimat, raczej nie porywa. Podstawy sterowania poznajemy, opuszczając to, co pozostało z samolotu. A potem klasycznie: po trupach do celu. I tak też spędziłem pierwsze pięć godzin z grą Dead Island 2.

Dead Island 2
Dead Island 2

Próbując uciec, przedzieramy się nie tylko przez hordy żywych trupów, ale również przez przesadnie drogie posiadłości zepsutych mieszkańców Beverly Hills, Venice Beach i okolic. Na naszej drodze staną rozkapryszone gwiazdy, przebrzmiali aktorzy czy ekipa rockandrollowców, którzy czasy świetności (i trzeźwości) mają już dawno za sobą, a pomimo wysypu zombie wciąż czekają na dostawę pizzy.


To nie jest gra dla wegetarian

Jeśli graliście w pierwsze Dead Island, poczujecie się jak w domu. Walka nie przeszła gruntownych zmian – „ciachamy” czym popadnie od prawa do lewa, brodząc w posoce po kolana. Twórcy słusznie chwalą się systemem FLESH (rozwinięcie po polsku brzmi… Całkowicie Lokalizacyjny System Patroszenia Humanoidów), dzięki któremu możemy podziwiać anatomię zombiaka od środka. Miłośnicy gore będą wniebowzięci, pozostali mogą nabawić się solidnej niestrawności. A to dlatego, że każdy cios (w zależności od oręża) to albo odpadający kolejny fragment skóry, albo odcięcie kończyny. Zasadniczo rzecz polega na tym, że każdego potwora da się po prostu przemielić na krwawą pulpę. Dosłownie. Efekt końcowy robi wrażenie.

Dead Island 2
Dead Island 2

Sama walka zadziwiająco szybko stała się dla mnie jednak dość problematyczna. Pomimo całego systemu uników, parowania, wyprowadzania mniej lub bardziej spektakularnych kopniaków i ruchów unikalnych dla każdej z postaci (np. grzmotnięcia pięściami w podłogę, wytrącającego truposzy z równowagi), zacząłem się po prostu nudzić. Co prawda pokonywanie kolejnych fal zombie nie zawsze jest obowiązkowe i można obok nich czmychnąć, ale jeśli po zaledwie pięciu godzinach zabawy myślami jestem gdzie indziej, to czuję, że coś tu zostało zrobione źle.

Starcia stały się interesujące dopiero pod koniec udostępnionego fragmentu, kiedy mój bohater trafił do wielkiego hollywoodzkiego studia filmowego. Tym razem nie musimy wykańczać zombiaków własnoręcznie, bo możemy używać pirotechniki rozsianej to tu, to tam. W pamięć wryła mi się potyczka z bossem, którego pasek (nie)życia uszczuplał gigantyczny mechaniczny pająk (prawdopodobnie bohater wyjątkowo kiepskiego filmu sci-fi). Mniej ciekawie, choć całkiem zabawnie, wypadł inny boss – potężny truposz ubrany w suknię ślubną. Żart udany, walka mniej, bo kluczowe pojedynki stanowią zbyt małe wyzwanie. Liczę, że na dalszych etapach ulegnie to poprawie.

Dead Island 2
Dead Island 2

Co jakiś trafimy również na punkt, w którym gnieżdżą się silniejsze zombiaki, i aby się z nimi zmierzyć, trzeba odrobinę pogrindować. Taka jest przynajmniej teoria, bo w dwóch przypadkach udało mi się przygwoździć znacznie silniejszego (i oznaczone wiele mówiącą ikoną czaszki) przeciwnika i wykończyć po zdecydowanie zbyt długiej młócce. To dowód na to, że gra ma problemy z balansem.


Hollywood z piekła rodem

W opanowanym przez zombie Hollywood jest czym się zająć. Broń (co znamy z poprzednich odsłon) dość szybko się psuje, zbieramy zatem całe naręcza przeróżnych materiałów, szukamy kolejnych warsztatów i tam oręż naprawiamy, rozbudowujemy i zarządzamy ekwipunkiem. Rewolucji nie stwierdzono, mamy natomiast co robić, a każde usprawnienie wyczuwalnie wpływa na walkę. Podobnie jak karty, które zastąpiły w grze tradycyjne drzewko umiejętności. Niektóre z nich odblokowują ataki obszarowe, inne wydłużają nasze combo albo sprawiąją, że znajdujemy więcej lootu wszelakiego. Do wyboru, do koloru. Slotów jest niewiele, a kart wraz z postępem przybywa, trzeba zatem nimi żonglować i dopasowywać do swojego stylu gry. 

Dead Island 2
Dead Island 2

Podobnie jak w przypadku pierwowzoru sprzed lat, Dead Island 2 nie jest typowym sandboksem z otwartym światem. To raczej system półotwartych korytarzy, choć w większości umiejscowionych pod gołym niebem. Jeżeli zatem nastawialiście się na swobodną eksplorację, tu jej nie znajdziecie. 

Nie można natomiast odmówić twórcom ładnych widoków oraz nieźle wyreżyserowanych przerywników. Kiedy już się dzieje, dzieje się dużo, szybko i efektownie. Dead Island 2 usilnie próbuje być grą totalnie przegiętą, produkcją – wybaczcie anglojęzyczne zapożyczenia – „over the top”. Bohaterowie co i rusz rzucają sarkastycznymi lub żartobliwymi komentarzami (o różnej jakości), a akcja stawia na efekciarstwo i przerysowanie. Pomimo tego gra paradoksalnie sprawia wrażenie tytułu dość zachowawczego i zostawiła mnie z poczuciem sporego niedosytu. Patrząc jednak na dotychczasowe materiały promocyjne, mam cichą nadzieję, że twórcy nie odkryli jeszcze wszystkich kart. 

6
zdjęć

Cieszy

  • oprawa audiowizualna
  • system FLESH
  • walka z niektórymi bossami

Niepokoi

  • nużąca i powtarzalna walka (w tym z częścią bossów)
  • mało wciągająca fabuła


Czytaj dalej

Redaktor
Paweł Hekman

W gry gra od zawsze. Przeszedł drogą od Commodore 64, przez nieśmiertelnego Pegasusa i peceta, by na końcu zostać konsolowcem. O grach pisał m.in. w Gazecie Wyborczej, Wirtualnej Polsce i Polygamii, gościnnie udzielił się kilkukrotnie na łamach papierowego CD-Action. Uparcie zbiera muzykę na CD, filmy na blu-rayach, chłonie popkulturę każdą komórką ciała, szlaja się po koncertach i od dzieciństwa kibicuje FC Barcelonie.

Wpisów2

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze