25.02.2025, 12:45Lektura na 5 minut

Elden Ring Nightreign to nie soulslike. To eksperymentalny roguelite, który podzieli społeczność [JUŻ GRALIŚMY]

Ustalmy jedno: Nightreign daleko do typowego soulslike’a. To kooperacyjny roguelite w sosie battle royale, działający na nieco zmodyfikowanym silniku Elden Ringa. Czy w tym szaleństwie tkwi metoda?


Paweł Kicman

Po weekendzie z network testem trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Problemy z serwerami, chaotyczna rozgrywka i zabawa z losowo dobranymi osobami sprawiły, że zostałem z wieloma wątpliwościami. Mimo to dostrzegam potencjał w tym odważnym eksperymencie FromSoftware.


Fortnite, tylko trudny

No dobrze, ale czym dokładnie jest Nightreign? Co mam na myśli, pisząc, że to kooperacyjny roguelite w sosie battle royale? Przygodę zaczynamy w hubie (przy Okrągłym Stole), który posłuży nam do rozwijania postaci (za pomocą tzw. Relikwii, dających różne pasywne efekty), treningu na kukłach i testowania broni oraz umiejętności, a potencjalnie też do innych rzeczy – o tym przekonamy się zapewne dopiero w pełnej wersji. Z rzeczonego hubu dołączamy do rozgrywki poprzez matchmaking – z losowymi osobami lub znajomymi, korzystając z systemu haseł znanego z innych produkcji FromSoftware. Wybieramy jedną z ośmiu postaci (w testowej wersji dostępne były cztery: defensywny Guardian, magiczna Recluse, szybka Duchess i wszechstronny Wylder) i ruszamy do Limveld – krainy inspirowanej Limgrave z Elden Ringa, ale zaprojektowanej zupełnie inaczej.

Elden Ring Nightreign
Elden Ring Nightreign

Naszym celem jest przetrwać całe dwie doby i dwie noce, by trzeciego dnia zmierzyć się z Nightlordem – głównym bossem. Początkowe etapy polegają na eksploracji, walce z przeciwnikami i „szefami”, zbieraniu broni i ulepszeń. Poczynania komplikuje zacieśniający się krąg zwany Night’s Tide’em – przebywanie w nim powoduje gwałtowny spadek punktów życia. Każda noc kończy się starciem z potężnym bossem. Na papierze brzmi dość klarownie, ale Nightreign wymaga kilku sesji, by zrozumieć jego zasady i mechaniki – nawet mimo obecności samouczków. Gra pędzi na złamanie karku, a czasu na oddech jest niewiele.


Speedrunning

Sesje są rzeczywiście dość krótkie, trwają ok. 30-40 minut (jeśli uda nam się dotrzeć do finału), ale na pewno nie raz i nie dwa skończą się szybciej. Mimo pewnych fundamentalnych zmian, o których za chwilę, wciąż czuć tu DNA Soulsów. Przeciwnicy stanowią wyzwanie, a walki z bossami wymagają zegarmistrzowskiej precyzji, dobrej strategii i niezgorszego refleksu. Wiele znanych twarzy ma tutaj zupełnie nowe zdolności i ruchy, a część wrogów – jak choćby Centipede Demon z Dark Souls (!) – została całkowicie przemodelowana, żeby dopasować się do rozgrywki Nightreign. Rozgrywki niezwykle szybkiej, bo nasze postacie zasuwają niczym Sonic na dopalaczach, a do tego potrafią wspinać się na niskie pionowe ściany, co zwiększa mobilność, ale i nieco utrudnia walkę. Szczególnie jeśli jesteśmy przyzwyczajeni do tempa oryginalnego Elden Ringa.

No właśnie, sporo nawyków z poprzednich gier FromSoftware będziemy musieli odłożyć na bok. Tutaj nie ma czasu na ostrożność, w walce opłaca się nie tylko agresja, ale też szybkie dopasowywanie buildów do sytuacji oraz składu drużyny. To o tyle ważne, że łatwo popsuć rozwój postaci. Bo choć levelujemy za naciśnięciem jednego przycisku przy Miejscach Łaski, wszelkie pasywne bonusy czy znajdywane bronie mogą okazać się niemal bezużyteczne w naszych rękach. Istotne jest dobieranie ich tak, by zmaksymalizować potencjał naszych bohaterów. W innym wypadku mamy małe szanse na przeżycie całego trzydniowego cyklu. Dodatkowo musimy zaprzyjaźnić się ze specjalnymi zdolnościami (takimi trochę „ultimate’ami”), które aktywujemy raz na jakiś czas, chwilowo zapewniając sobie przewagę w walce.


Niby soulsy, ale nie do końca

Za najważniejszą zmianę względem Soulsowej formuły uważam nastawienie na kooperację. Tajemnicą poliszynela jest, że Hidetaka Miyazaki i spółka nigdy przesadnie nie dbali o ten element w swoich grach. Jasne, system przywoływania pełni istotną funkcję w większości ich ostatnich produkcji, ale żadna nie została zaprojektowana z myślą o płynnym, funkcjonalnym co-opie. Tutaj sprawa się ma zupełnie inaczej. Współpraca i właściwa komunikacja to podstawa, bez której sesja błyskawicznie zamienia się w beznadziejną walkę o przetrwanie. Ze względu na szybkość rozgrywki nie można się błąkać samotnie czy oddalać od towarzyszy – i choć da się zaliczyć cykl solo, jest to nieznośnie trudne. Tym bardziej że kiedy padniemy, kompani przywrócą nas do akcji poprzez… uderzenie truchła. W innym wypadku po prostu odradzamy się albo definitywnie kończymy partię.

Elden Ring Nightreign
Elden Ring Nightreign

To wszystko składa się na obraz produkcji odchodzącej od korzeni, co należy bardzo głośno podkreślić. To nie Soulsy, nawet jeśli walka jest podobna do tej z Elden Ringa. Przemyślane strategie, metodyczny dobór wyposażenia, ostrożna eksploracja, odpoczynek przy ogniskach – tego tutaj nie znajdziecie. To chaotyczna gra drużynowa, pędząca na złamanie karku, w której o sukcesie decydują zmieniany w locie i na szybko build, błyskawiczne reakcje i sprawna komunikacja z członkami zespołu.

Boję się jednak, że na dłuższą metę Nightreign nie zaoferuje wiele więcej. No bo jeśli pokonamy wszystkich Night Lordów (ma pojawić się ich ośmiu w pełnej wersji gry), nawet kilka razy, to co później? Brak tutaj obietnicy endgame’u, przestrzeni na wymyślne wyzwania, a dodawana w DLC zawartość przecież nie będzie ukazywać się w nieskończoność. Po pierwszych testach chce mi się wrócić do Limveld, najlepiej ze zgraną ekipą „na słuchawkach”, ale obawiam się, że nie znajdę tam nic, co przykuje mnie do ekranu na dłużej. Z jednej strony dlatego, że mimo wszystko wolę solowe, typowe dla FromSoftware doznania. Z drugiej z tego powodu, że Nightreign wydaje się raczej sympatyczną ciekawostką niż produktem, który podbije rynek.

Cieszy

  • zupełnie nowa formuła rozgrywki względem Soulsów
  • emocjonujące walki z bossami
  • mnogość możliwych buildów

Niepokoi

  • potencjalnie niska regrywalność
  • chaotyczna rozgrywka
  • jak rozwiążą matchmaking (coby nie grać z dużo lepszymi/gorszymi od siebie)


Redaktor
Paweł Kicman

Za dnia projektuję gry tabletop RPG, w nocy zajmuję się dziennikarstwem popkulturowym (m.in. dla CD-Action, Nowa Fantastyka, Pismo, dwutygodnik). Uwielbiam grać w koszykówkę, poznawać lore Soulsów i pić mleko waniliowe.

Profil
Wpisów38

Obserwujących3

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze