1
21.09.2022, 09:00Lektura na 8 minut

Evil West – już graliśmy. Zadziwiająca podróż do czasów Xboksa 360

Cholera, poczułem się, jakbym cofnął się dwie generacje. I wiecie co? To wcale nie jest dla Evil West taka zła wiadomość.


Paweł „Cursian” Raban

Jeśli miałbym wymienić najbardziej irytujące zjawisko w branży gier, bez wahania postawiłbym na patologiczne naśladownictwo. Kiedy tylko dzieło jakiejś firmy odnosi znaczący sukces, cała reszta z miejsca odpala kopiarki, na kilka lat mordując jakąkolwiek różnorodność. Ktoś zarobił na Mobie? Dawajcie ludziska, sklecamy własną! Modne zrobiło się battle royale? Panie i panowie, do końca roku koniecznie musimy mieć swoje, nieważne, że jest ich już kilkanaście. I tak to sobie leci. Ten owczy pęd okazuje się podwójnie szkodliwy: dla twórców, którzy nie potrafiąc powtórzyć cudzego triumfu, przepadają na nasyconym rynku, i dla graczy, bo gdzie nie spojrzą, widzą to samo. Jak nie sandbox, to Soulsy, jak nie Soulsy, to staroszkolny shooter czy inny klon XCOM-a(*). Ekipa Flying Wild Hog również nie wykazuje się przesadną innowacyjnością, ale ma przynajmniej na tyle przyzwoitości, by sięgnąć do szafy nieco głębiej niż reszta. I chwała jej za to, bo nie potrafię wyrazić, jak bardzo tęskniłem za prostym, liniowym akcyjniakiem w stylu sprzed lat.

(*) Nie ma w nich oczywiście nic złego, sandboksy i klony XCOM-a sam lubię, lecz niechże pojawia się też coś innego! Tak, wiem, są jeszcze indyki, ale to zwykle nie moja bajka.

Evil West
Evil West

Witamy w 2008 roku!

Za panowania Xboksa 360 i PS3 gry takie jak Evil West nikogo nie zaskakiwały. Więcej – były tak irytująco powszechne, jak rozdęte piaskownice dzisiaj. Czas wyprawia jednak z ludzkimi umysłami zabawne rzeczy i to, co wtedy męczyło, dziś kojarzy się z radosnym powrotem do domu i włożeniem starych, znoszonych kapci. „Dziki” zafundowały nam bezpardonową wycieczkę w epokę, gdy triumfy święcili Marcus Fenix, Kratos i cała reszta „korytarzowych” twardzieli. Nie ma tu żadnych znaków zapytania, pobocznych popierdółek czy – uchowajcie bogowie – ognisk, odradzających się wrogów i biegania do własnego trupa. Jest tylko prosta, pozbawiona finezji rozwałka, a w końcówce 2022 roku tego właśnie potrzeba mi najbardziej.

Wierność niegdysiejszym wzorcom wydaje się przebijać już z samej fabuły. Nie mogę co prawda dać żadnych gwarancji, bo demo, które trafiło w moje ręce, zawierało poziom wyrwany ze środka scenariusza, więc nie do końca orientowałem się, o co tu w zasadzie chodzi, ale wrażenia wyniosłem jak najbardziej pozytywne. Po pierwsze steampunkowy, przesycony specyficzną technologią i opanowany przez demony Dziki Zachód to realia względnie świeże, po drugie spodobał mi się główny bohater. Jessie Rentier(**) jest tak męski, że na śniadanie żre zapewne gwoździe i zapija je paliwem rakietowym. Dla równowagi dodano mu rzecz jasna pierdołowatego naukowca, któremu nie szczędzi twardzielskich jednolinijkowców. Tak, tak, macie rację – to pretensjonalne i obciachowe, ale bogowie, jak ja tego potrzebowałem po ostatnich przejściach z nowym Saints Row…

(**) Pewnie z tatusiowego majątku żyje, co się czepiacie.

Evil West
Evil West

Gnaty? Pff! Prawdziwy mężczyzna załatwia to inaczej…

Jeśli nie zorientowaliście się do tej pory, to zapewne robię coś nie tak i już śpieszę naprawić swój błąd. Evil West jest grą akcji. Taką prostą, przyjemną – nie żadnymi Soulsami, hardkorowym slasherem w stylu Devil May Cry czy innym dziwem. Po prostu pozbawioną zadęcia rozrywką. Jak na weekendowy odstresowywacz przystało, nie stawia przed graczem zbyt wielkich wyzwań. Tym samym próżno tu szukać okazji do wykazania się małpią zręcznością i szpanowania przed kolegami o-ja-cię-ale-imponującym mnożnikiem kombo. Po prostu klepiesz w przyciski i patrzysz, jak demony umierają na milion efektownych sposobów. Niech mnie jednak szlag trafi, jeśli się przy tym nudziłem. Co prawda demo było króciusieńkie, więc nie bardzo miałem nawet kiedy, ale nie o to chodzi.

Pierwsze, co trzeba przyswoić, to fakt, że choć Jessie wygląda jak rewolwerowiec i targa przy sobie niemały arsenał broni palnej, służy mu ona tylko jako uzupełnienie, bo nasz twardziel woli rozwiązywać problemy, waląc je pięścią po pysku. Podkreślam to szczególnie mocno, gdyż na początku odruchowo chwyciłem za winchestera i dłuższy czas zastanawiałem się, o co tutaj, do diabła, chodzi. Pruję w te podstawowe maszkary i pruję, a one otrząsają się tylko, jakbym w nie z dziecięcej śrutówki ładował. Tak to ma wyglądać? To niech zaraza tych kowbojów weźmie! Na moją obronę przypomnę, że wrzucono mnie w sam środek gry, nie kłopocząc się tłumaczeniem, jakie zasady w niej obowiązują. Okej, czas na eksperymenty, myślę sobie. O, pod „x” mam obrzyn (mocno bije, ale długo się ładuje), „b” pozwala mi od czasu do czasu zregenerować życie, a „y” odpala jakieś elektryczne ustrojstwo. No dobra, a co robi bumper… a niech mnie, to było super!

Evil West
Evil West

Tak, mili moi, płynie z tego wszystkiego ważna nauka – nie rozumiesz, co się dzieje, użyj pięści. No, może nie w życiu, ale w tej grze na pewno. Kiedy tylko zacząłem traktować Jessiego jako boksera, nie strzelca, wrażenia płynące z zabawy znacząco się poprawiły. Odpowiednio pokierowany bohater zmienia się w istny postrach demonów: wszędzie biją pioruny, latają urwane głowy, jucha bucha, a na gębie grającego pojawia się szeroki uśmiech. Wszelkiej maści Prof. S. Jonaliści mają przeze mnie srogi cytat do swoich wypocin, ale nic to: grunt, że grało się świetnie. Największą frajdę sprawiała mi chyba dość podstawowa sztuczka: heros niczym Raiden z Mortal Kombat teleportuje się na niewielką odległość i zasypuje wroga gradem arcyszybkich ciosów, jednocześnie rażąc go prądem i fundując mu amatorski rentgen. Inspiracji popularną serią ze smoczym łbem w logotypie jest zresztą więcej, bo ogłuszone paskudy można przyciągnąć do siebie tak, jak Scorpion przykazał, a następnie potraktować je z troskliwością godną znanego skądinąd Kratosa głaszczącego po brzuszkach centaury. Dzieje się sporo, ale stosunkowo łatwo to wszystko kontrolować. I bardzo dobrze.


Mhmm, ale czekaj, to już?

Jak na prawdziwego mężczyznę przystało, Jessie brzydzi się takimi wynalazkami jak mapa czy GPS, ale po prawdzie nie bardzo też ich potrzebuje, bo nawet taki bystrzak jak on raczej nie zgubi się w tunelu, czyli podstawie projektu tutejszych poziomów. Szanujący się zabijaka kroczyć może wszak tylko naprzód, toteż taki właśnie wybór pozostawiono graczowi (no dobrze, od święta można zboczyć z wytyczonej ścieżki na trzy kroki, by zgarnąć jakiś opcjonalny skarb). Mimo „podśmichujkowego” tonu w żadnym razie nie czynię z tego zarzutu, przeciwnie, jestem gotów podziękować Dzikom, bo doskonale wpasowuje się to w moje aktualne potrzeby.

Evil West
Evil West

Szkoda tylko, że mając do dyspozycji tak łatwe do kontrolowania środowisko, nie wykorzystano okazji, by dać graczowi po oczach efektownymi skryptami z wysokooktanowymi scenami akcji. Podkreślam, że widziałem tylko jeden poziom, więc niewykluczone, że dalej będzie lepiej, ale na razie szału nie ma. Króluje bowiem schemat: wybij przeciwników, przesuń dźwignię, ukatrup kolejne demony, znów coś przestaw i tak dalej. Jedyną odmianę stanowiła krótka sekwencja w kopalnianym wagoniku, który śmigał w dół po zdezelowanych torach, dając Jessiemu mgnienie oka na oczyszczenie trasy. Było w porządku, ale powiedzmy sobie szczerze, że nikt z zachwytu na zawał raczej nie zejdzie.

To samo można zresztą powiedzieć o bossie. W przerwach od obrywania piąchą przypominający gargulca demon wzlatywał kilka metrów w górę, by zregenerować nadwątlone zdrowie. Wówczas trzeba było chwycić za karabin, posłać mu kulkę i sprowadzić go z powrotem na ziemię. Całą walkę zamykały pojawiające się co jakiś czas fale zwykłych popychadeł. Wszystko niby na miejscu, ale jakieś to takie… średniobudżetowe. Jakby zabrakło forsy na podnoszące ciśnienie sceny z walącymi się budynkami, wybuchami, odjechaną egzekucją w stylu Boga Wojny czy Gearsów. Niewykluczone, że kurek ze złotówkami faktycznie nie był odkręcony tak mocno, jak powinien, bo i grafika wygląda lekko niedzisiejszo. Nie pozwolono nam łapać własnych screenów, więc nie zwracajcie za bardzo uwagi na to, co widać wszędzie wokół. Evil West wygląda jak przyzwoita gra z czasów Xboksa One. Mnie to wystarcza, ale estetów ostrzegam.

Evil West
Evil West

Czy szykuje nam się gra roku? W żadnym razie. Wątpię nawet, by załapała się do pierwszej piątki, choć nie znaczy to, że nie ma na co czekać. Niemniej postawmy sprawę jasno: Evil West to produkcja przestarzała, ale przestarzała w sympatyczny, budzący nostalgię sposób. Tak, mogłaby być ładniejsza i – owszem – przydałoby się w niej więcej efekciarstwa. Flying Wild Hog korzysta jednak na obecnej sytuacji na rynku. Segment prostych akcyjniaków w zasadzie już nie istnieje, a odnoszę wrażenie, że grupa osób tęskniących za tego typu rozgrywką stale rośnie. Dla nich nawet przyzwoity średniak – wydaje się, że właśnie z takim mamy tu do czynienia – okaże się kąskiem, na który warto się połakomić. Ja przykładowo w pełną wersję Evil West zagram z całą pewnością.

W Evil West graliśmy na PC. Robienie screenshotów w ogrywanej przez nas wersji było zabronione, dlatego materiały w artykule pochodzą od wydawcy.

Cieszy

  • wreszcie prosty, liniowy i odstresowujący akcyjniak
  • satysfakcjonująca walka w zwarciu
  • przerysowana przemoc i tacy sami bohaterowie – fani starych Gearsów będą zadowoleni
  • steampunkowy Dziki Zachód to całkiem oryginalne realia

Niepokoi

  • czy pozostałe poziomy będą nieco ciekawsze?
  • walka z „bossem” wypada przeciętnie
  • grafika nie zachwyca
  • niektórzy odbiją się zapewne od tak dużej dawki retro


Redaktor
Paweł „Cursian” Raban

Jestem wielbicielem turówek i wszelkiej maści erpegów: zarówno klasycznych, jak i współczesnych. Do tego zdeklarowanym zwolennikiem tytułów dla jednego gracza, przy czym od tej zasady istnieje jeden poważny wyjątek – World of Warcraft. W Azeroth przesiedziałem więcej godzin, niż chciałbym przyznać, raz ciesząc się każdą chwilą, kiedy indziej zrzędząc na czym świat stoi. Nie wyobrażam sobie dnia bez książki (niemal zawsze fantastyki), za to spokojnie obyłbym się bez kina i seriali. Z CDA związany jestem od 2011 roku.

Profil
Wpisów3207

Obserwujących6

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze