Family Guy: Back to the Multiverse – wrażenia

Wbrew pierwszym informacjom, które krążyły po internecie, Family Guy: Back to the Multverse nie jest adaptacją jednego z najlepszych odcinków serialu, a całkowicie nową historią. Pracują nad nią jednak ludzie odpowiedzialni za przygody Petera i reszty, a głosów bohaterom użyczyli aktorzy znani z „bajki” i sam Seth MacFarlane.
Od razu przepraszam, że fragmenty tego tekstu mogą być zrozumiałe tylko dla fanów Family Guya, ale – prawdę mówiąc – nikt inny na tę grę nawet nie spojrzy, a nawet nie powinien. To rzecz tworzona z myślą o ludziach, którzy będą zarykiwać się ze śmiechu widząc na ścianach w Quahog z alternatywnej rzeczywistości plakaty odwołujące się do kultowych scen z serialu. Czegokolwiek by o Family Guy: Back to the Multiverse nie mówić – jako tzw. „fanserwis” jest to rzecz naprawdę wyjątkowa.
Bo w przeciwieństwie do większści gier opartych na licencjach wygląda całkiem nieźle (a przynajmniej nie sprawia, że krew wypływa z oczu od patrzenia w ekran) i utrzymuje klimat Family Guya bardzo, bardzo dobrze. Tym lepiej, bo rozgrywką nie zachwyca: to strzelanina w widoku TPP, którą twórcy dumnie określają mianem „action adventure”, ale ile w tym jest prawdy ciężko stwierdzić.Tym bardziej, że pokazany na targach fragment był raczej prostym „zabij, co widzisz” przetykanym ogromną ilością gagów i mrugnięć okiem do uważnego gracza.
##
Fabularnie Family Guy: Back to the Multiverse jest, można by powiedzieć, sequelem odcinka o podróżach Stewiego i Briana pomiędzy wymiarami. Tym razem Bertrand, zły brat przyrodni Stewiego, stworzył swój własny pilot do przeskakiwania do światów alternatywnych i chce zawładnąć multiwersum – należy go oczywiście powstrzymać, czyli gonić go po przeróżnych dziwnych i dziwniejszych lokacjach.
Lądując więc w pokazanym na gamescomie świecie, w którym inwalidzi rządzą ludzkością, a zdrowi traktowani są jak nienormalni na graczy prędzej czeka test z poczucia humoru, niż umiejętności. Widząc klub ze striptizem reklamowany sylwetkami prężących się kobiet z balkonikami ciężko nie parsknąć śmiechem, a pierwszy „boss” zjeżdżający z podestu autobusowego przez pół minuty to absurd na miarę najlepszych odcinków serialu. I dzięki właśnie takim smaczkom zabawa w Family Guy: Back to the Multiverse ma więcej wspólnego z uczestniczeniem w odcinku Family Guya, a przez to jest ciekawa i potencjalnie interesująca, niż z grą, która mogłaby się sprzedać jako samoistny produkt.
Dwie grywalne postacie w kampanii to Brian i Stewie i można się pomiędzy nimi przełączać w dowolnym momencie. Mają swoje rodzaje broni (Brian atakuje rozbitą butelką po Jacku Danielsie i strzela z pistoletu), ale ciężko powiedzieć coś na temat ich ewentualnych unikalnych umiejętności i właściwości, bo gołym okiem różnicy nie widać, a przedstawiciel Heavy Iron milczał na ten temat. Tryb dla pojedynczego gracza chłonie się zresztą głównie dla historii (punkt kulminacyjny prezentacji: wielki Crippletron złożony z setek wózków inwalidzkich w ramach bossa), a potencjał całości jako zabawki… może nie dla całej rodziny, ale na pewno dla grona dobrych znajomych i kilku sześciopaków widać dopiero w multiplayerze. Dostępny jest bowiem co-op dla czterech osób na split-screenie, do którego dołączyć można w dowolnym momencie i opuścić kiedy tylko ma się na to ochotę.
Niestety niewiele więcej wiadomo, ale wszystko będzie jasne pod koniec roku, bo premiera gry planowana jest na grudzień. W sam raz na prezent pod choinkę!
Czytaj dalej
6 odpowiedzi do “Family Guy: Back to the Multiverse – wrażenia”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Najlepszy (przynajmniej wg. mnie) serial animowany w historii jako gra 🙂 Jeśli rzeczywiście utrzymaja ten sam poziom humoru i popier**lenia co w FG, to będzie kilka godzin dobrej zabawy. Oczywiście na PC nie pogramy zapewne…
Niedawno zacząłem oglądać ten genialny serial. Zacząłem od ósmego sezonu, więc Back to the Multiverse był moim pierwszym odcinkiem. 🙂 |Na pewno zagram!
omatko Meg
Family Guy jest daremny, no sorry.
tak naprawde to interaktywne odcinki-simsons hit and run i pozniejsza wersja konsolowa mimo wspanialego humoru udowodnily ze takie gry odnosza raczej umiarkowany sukces. pamietajmy tez o mmo w swiecie family guya ktore pozostawia trohce do zyczenia. juz lepsza bylaby gra na podstawie american dad
Używanie słowa „daremny” niezgodnie z jego znaczeniem jest głupie, no sorry. 😛