5
19.02.2025, 15:00Lektura na 6 minut

Grałem w Black Hawk Down – kampanię Delta Force inspirowaną kultowym filmem Ridleya Scotta. Ucieszy hardkorowców, ale samotnicy mogą mieć problem

Developerzy z Team Jade fundują nam wycieczkę do Mogadiszu, gdzie atmosfera jest ciężka od ołowiu, a śmigłowce spadają z nieba.


Paweł Kozierkiewicz

Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się tak udanego powrotu marki Delta Force. Mało tego, po pierwszym ogłoszeniu rebootu w sierpniu 2023 roku miałem więcej obaw niż nadziei. Seria, w której kładziono (trochę) większy nacisk na realizm, została w zwiastunie ukazana jako militarny hero shooter, gdzie operatorzy wykorzystują dość futurystyczne gadżety. Dałem jednak szansę tej produkcji podczas zamkniętych i otwartych beta testów i… kompletnie zmieniłem zdanie.

Nie dlatego, że twórcy nagle zrobili zwrot w stronę autentyczności. Po prostu rozgrywka mi siadła. Przymknąłem oko na gadżety, zapomniałem o rodowodzie cyklu i całkowicie wsiąkłem w zabawę. Oto dostałem idealny zamiennik dla Battlefielda 2042, od którego odbiłem się kilka razy. Tempo rozgrywki wolniejsze niż w Call of Duty, bardzo satysfakcjonujący gunplay, dobrze zaprojektowane mapy. Od tego momentu zacząłem z niecierpliwością wyczekiwać premiery.

Delta Force
Delta Force

Ta nastąpiła w grudniu zeszłego roku i spowodowała, że jeszcze bardziej wsiąkłem w produkcję Team Jade. Oprócz standardowego trybu multiplayer otrzymaliśmy dostęp do modułu Operacje, który jest mniej wymagającą odmianą extraction shootera (no wiecie, klimaty Escape from Tarkov). Tutaj nacisk położono na wykonywanie postawionych przed nami zadań, tempo zdecydowanie zwalnia, a pierwsze skrzypce zaczyna grać odpowiednia taktyka i szacowanie ryzyka. Warto także wyruszać na łowy w większym gronie, ponieważ w tym samym czasie po obszarze działań buszuje, niezbyt przyjaźnie do nas nastawiona, druga ekipa.

Najlepszy (a zarazem budzący przed premierą moje największe obawy) jest fakt, że Delta Force to gra free-to-play. Martwiłem się, że twórcy nastawią się na agresywną monetyzację swojego dzieła i szybko dojdzie do podziału na tych „lepszych” (płacących) i tych „gorszych” (pykających za darmo). Na szczęście ten czarny scenariusz się nie sprawdził. Wszystko, co oferuje przepustka sezonowa oraz wirtualny sklep, to tylko malowania broni i inne elementy kosmetyczne. W season passie też możemy natrafić na żetony podnoszące poziom naszych pukawek (co umożliwia modyfikacje tj. zmianę celowników, chwytów, czy powiększanie magazynków), ale tych dostajemy na tyle dużo, wykonując dzienne i tygodniowe zadania, że w sumie to żadna przewaga. Jak na razie w oba tryby Delta Force można grać bez wydania nawet złotówki i czerpać z zabawy mnóstwo frajdy. To jednak nie koniec…

Delta Force
Delta Force

Irene, powtarzam, Irene!

Black Hawk Down mocno bazuje na filmie „Helikopter w ogniu” Ridleya Scotta i grze Delta Force: Black Hawk Down z 2004. Podobnie jak w pierwowzorach odtwarzana jest tu feralna operacja amerykańskich wojsk z 1993 roku, która miała na celu pochwycenie dwóch bliskich współpracowników somalijskiego watażki Mohameda Farraha Aidida, a przerodziła się w koszmarną akcję ratunkową znaną później jako bitwa w Mogadiszu.

Twórcy pozyskali prawa do marki i skrzętnie z tego korzystają. Oglądając przelot śmigłowcami nad miastem, miałem nieodparte wrażenie, że biorę udział w interaktywnym filmie. W tle słychać też rewelacyjną ścieżkę dźwiękową.

Black Hawk Down stara się jak najlepiej odwzorować chaos, jaki prawie od samego początku towarzyszył tej operacji. W pierwszej misji, po wylądowaniu na dachu bloku stojącego w pobliżu celu, w czteroosobowym zespole żołnierzy musimy przedrzeć się na parter, a następnie wziąć udział w szturmie na budynek, gdzie znajdują się zausznicy Aidida.

Strzały zaczynają padać dosłownie ze wszystkich stron. Uzbrojeni Somalijczycy wyskakują z zakamarków zrujnowanego domu, prując do nas seriami. Już od tego momentu dobra komunikacja z pozostałymi członkami zespołu staje się kluczowa. Trzeba osłaniać wejścia do pomieszczeń i klatkę schodową i metodycznie oczyszczać każdy kąt.

Delta Force
Delta Force

Chwila nieuwagi i jeden z naszych leży trafiony pociskiem wystrzelonym przez przeciwnika, który zasadził się na dachu przeciwległego domu. Sanitariusz stawia rannego na nogi, reszta stawia za to ogień zaporowy. Po kilku minutach udaje się dołączyć do pozostałych żołnierzy na poziomie ulicy, ale tutaj też nie jest spokojnie. Z zaułków wysypują się kolejni Somalijczycy, a zza rogu wyskakuje pick-up z zamontowaną pięćdziesiątką. Precyzyjnie rzucony granat rozwiązuje problem przewagi kalibru, jakimś cudem docieramy pod mur budynku stanowiącego nasz cel. Nagle nad naszymi głowami zawisa śmigłowiec, z którego na linach zjeżdża wsparcie. Rozpoczynamy szturm…


FUBAR

Składająca się z siedmiu misji kampania przeznaczona jest dla maksymalnie czterech graczy, a sam moduł można określić jako multiplayerowy tryb kooperacyjny. Da się go ogrywać solo, jednak nie dostajemy wtedy do pomocy towarzyszy AI, a jedyne dwa ułatwienia stanowią większa liczba magazynków oraz wzmocniona wytrzymałość. To trochę rozczarowujące, ponieważ osobom niemającym w swoim gronie chętnych do zabawy pozostanie matchmaking, a w takim przypadku losowość kompanów, na jakich się trafi, jest znaczna.

Poziom trudności w Black Hawk Down naprawdę wyśrubowano. Trzeba wykazywać się ogromną spostrzegawczością i reagować w ułamku sekundy. Cały czas mamy do czynienia z przeważającymi siłami wroga, który potrafi wyskakiwać z najmniej spodziewanych miejsc. Każdy zaułek to potencjalne siedlisko przeciwników, z każdego okna może w naszą stronę polecieć pocisk z RPG.

Przekonaliśmy się o tym boleśnie, kiedy otrzymaliśmy rozkaz eskortowania humvee lawirujących po wąskich uliczkach Mogadiszu. Choć szybko rozdzieliliśmy zadania w grupie (dwóch patrzy w okna, dwóch obserwuje poziom ulicy), to po minucie jeden z pojazdów płonął po kontakcie z pociskiem przeciwpancernym, a chwilę później było już po nas.

Trzecim zadaniem, jakie mieli dla nas twórcy gry podczas pokazu, była próba dotarcia do załogi black hawka, który runął na ziemię. Niby do przejścia jedynie kilkaset metrów, jednak błyskawicznie ten niewielki dystans zamienił się w piekło.

Plac targowy wypełniony namiotami od samego początku wyglądał złowrogo, a nasze przeczucia się nie myliły. Z każdej strony byliśmy ostrzeliwani, a co gorsza, na budynkach i w wieży siedzieli snajperzy, którzy mieli nas jak na tacy. Black Hawk Down nie bierze jeńców i pomimo niezłej koordynacji działań polegliśmy pod zmasowanym ostrzałem z RPG jakieś 30 metrów od wraku.


Jaka piękna katastrofa (śmigłowca)

Black Hawk Down robi wrażenie filmowym rozmachem i oprawą graficzną. Moduł ten został stworzony na Unreal Enginie 5, co przekłada się na fenomenalne ujęcia i realistyczne widoki. Wybuchy, rozbłyski, tumany kurzu i warkocze dymu z pocisków przeciwpancernych wydają się prawie że namacalne. Elementy otoczenia ulegają zniszczeniom, można także ostrzelać kogoś (albo częściej być ostrzelanym) przez drewniane drzwi, które rozwalają się w drzazgi. Troszkę przy tym odstaje udźwiękowienie, aczkolwiek ponoć ma zostać dopracowane. Lekko niepokoi też przeciętna sztuczna inteligencja przeciwników – ci niejednokrotnie bezmyślnie ładowali się pod lufy karabinów. Tutaj zamiast jakości twórcy poszli w ilość i to właśnie masa stwarza realne zagrożenie.

Najnowszy moduł do Delta Force zdecydowanie nie jest dla każdego – to bardziej pozycja dla miłośników wymagających strzelanek, wręcz mil-simów. Po ograniu trzech z siedmiu poziomów miałem dość mocne skojarzenia z Six Days in Fallujah wynikające z konieczności zachowania maksymalnej czujności i nieustannego pilnowania swoich tyłów oraz poczucia ciągłego zagrożenia – odhaczając misje w Black Hawk Down, ani razu nie odniosłem wrażenia, że to ja i moi towarzysze kontrolujemy sytuację. Musieliśmy stale adaptować się do zmieniających się warunków. A te stawały się tylko gorsze.

Black Hawk Down zadebiutuje już 21 lutego.


Czytaj dalej

Redaktor
Paweł Kozierkiewicz
Profil
Wpisów2

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze