Graliśmy w Lego Gwiezdne Wojny: Saga Skywalkerów. Moc jest tu silna
Jakie są gry Lego, wie już chyba każdy. Nadchodząca najnowsza odsłona w swych ogólnych założeniach nie odbiega od tego, co poznaliśmy dotychczas, ale jeśli przypatrzeć się szczegółom, bez wątpienia czuć tu nową jakość.
Temat Gwiezdnych Wojen był już oczywiście wielokrotnie poruszany w cyklu Lego. Saga Skywalkerów to coś zarówno nowego, jak i zarazem starego. W jednej grze dostaniemy dziewięć rozdziałów korespondujących z kolejnymi odsłonami filmowej epopei. Całość została przy tym znacząco rozbudowana i pod wieloma względami bardziej przypomina współczesne platformówki niż to, co widzieliśmy w dotychczasowych historii marki.
Wielki świat Star Wars
Nie pograłem dużo, bo nieco ponad godzinę, podczas której zobaczyłem początek IV rozdziału – pokaz zorganizowany przez twórców gry był bardzo ograniczony i pozwolił ledwie liznąć nadchodzącą odsłonę cyklu. Już teraz jednak widać, że szykuje się gra wręcz przebogata, jeśli chodzi o zawartość.

Lego Gwiezdne Wojny: Saga Skywalkerów to platformówka osadzona w półotwartym świecie. Śledząc opowieść z kolejnych filmów, podążamy głównym ciągiem questów, ale ten – w związku z tym, że jest mocno zakorzeniony w obrazach kinowych – przerzuca nas pomiędzy przestrzeniami zamkniętymi (np. wnętrzami okrętów kosmicznych) oraz otwartymi. Prawdziwa zabawa zaczyna się właśnie wtedy, gdy dotrzemy na powierzchnię jakiejś planety. Zadania fabularne przypominają nieco konstrukcją to, co znamy z szeregu gier akcji: śmigamy od znacznika do znacznika, tyle że w dowolnej niemal chwili możemy zboczyć z obranej ścieżki i zająć się różnego rodzaju aktywnościami pobocznymi. Te ostatnie znaleźć zaś możemy stosunkowo łatwo – ot, wystarczy chociażby pogadać z enpecami, usłyszeć plotkę i ruszyć jej tropem. Listę takich misji bez problemu znajdziemy w menu każdej odwiedzanej lokacji – tamże możemy również śledzić postępy i sprawdzać, czy czegoś nie ominęliśmy.

Świat sprawia wrażenie naprawdę dużego. Próbując odnaleźć Obi-Wana, wszedłem w jedną z bocznych odnóg lokacji i znalazłem cały kanion czekający na eksplorację. Było to zarazem miejsce, które na tym etapie fabuły – a kto wie, może i później – mógłbym zupełnie ominąć. Wzorem poprzednich odsłon, by wykonać niektóre z czynności, należy dysponować postacią z odpowiednimi umiejętnościami, nie wszystko jest więc dostępne od razu. Nie zmienia to jednak faktu, że całość nabrała oddechu i gra w żadnym razie nie sprawia wrażenia klaustrofobicznej i tunelowej. Możemy korzystać z trampolin, otwierać przejścia, wspinać się, robić użytek z różnych maszyn czy zwierząt, zagadywać do postronnych. Podążając zaś za kolejnymi zadaniami, wcale nie musimy kierować się od razu do wyznaczonego celu. Lego Gwiezdne Wojny: Saga Skywalkerów za każdym razem informuje nas uprzejmie, która z naszych decyzji popchnie fabułę do przodu, więc bez stresu możemy dać sobie spokój z historią i np. skorzystać z listy lokacji, by śmignąć gdzieś, gdzie mamy zupełnie nie po drodze. I – jak to w Lego – zobaczyć, co tam jest.

Dużo kombinowania
Klocki, które zbieramy po drodze, przekładają się oczywiście na punkty i wypełnianie celów eksploracyjnych (które są czymś odrębnym od questów) – ale nie tylko. Te najcenniejsze możemy zużywać na upgrade’y poszczególnych klas postaci – przykładowo w przypadku rycerzy Jedi zwiększymy obrażenia zadawane ciskanymi Mocą przedmiotami. W Sadze Skywalkerów dostajemy więc elementy RPG, których brakowało w poprzednich odsłonach cyklu, i zarazem motywację, by dokładniej przetrząsać kolejne odwiedzane krainy.
Formuła zabawy z grubsza pozostała stara, ale gdy spojrzymy na szczegóły, widać, że zmieniło się całkiem sporo.
Również same zadania mogą się podobać – nierzadko są wielofazowe i wymagają sporo biegania oraz walki. By przygotować Sokoła Millenium do startu, musiałem najpierw znaleźć części zapasowe, posługując się zarówno Mocą, jak i przyrządami na lądowisku, potem zaś osłaniać Chewiego, gdy ten składał je do kupy. Ciskałem mieczem, walczyłem wręcz, ba, nawet korzystałem z Mocy, by przejąć kontrolę nad wrogami. Niezależnie od prowadzonej postaci możemy robić użytek z kombosów łączących w fajnie wyglądającą całość walkę wręcz, używanie broni i skoki. Serie ciosów pozwalają nie tylko zwiększyć obrażenia, ale i przełamywać bloki, co przydaje się w przypadku niektórych przeciwników. Mamy też niezwiązane z walką zadania logiczne, takie jak powtarzanie z pamięci szeregu zaobserwowanych kombinacji klawiszy, wycinanie mieczem dziur w skrzyniach, by dostać się do wyposażenia, czy tworzenie różnego rodzaju budowli z rozwalonych wcześniej klocków. Niby nic nowego, ale wszystko to w naturalny sposób uzupełnia świat Lego Star Wars.

Saga Skywalkerów powstawała w bólach – premiera była wielokrotnie przesuwana, wygląda jednak na to, że się to opłaciło i dostaniemy coś, co śmiało będzie można postawić obok najciekawszych odsłon cyklu, z Lego City Undercover na czele. Przygotujcie się na długie godziny przed ekranem – sądząc po tym, co widziałem, w tej produkcji będzie można wprost utonąć. Najlepiej wraz z najmłodszymi: gra jest w pełni spolszczona, młodsi gracze nie będą mieli problemów ze zrozumieniem fabuły, a i nie będą się raczej nudzić. Sporo tu bowiem różnego rodzaju przerywników, bardzo często humorystycznych. Jeżeli ktoś lubi tego rodzaju rozrywkę, to ma na co czekać, a premiera niedługo – bo już 5 kwietnia.
Cieszy
- czuć nową jakość
- półotwarty świat pełen planet, lokacji i obiektów charakterystycznych dla Gwiezdnych Wojen
- wiele nowych elementów rozgrywki, m.in. możliwość rozwijania postaci
- pełne spolszczenie
- humor
- fabuła dziewięciu filmów w jednej grze
Niepokoi
- zobaczymy, czy po dziesiątkach godzin zabawy nie zacznie nużyć
Czytaj dalej
Gdyby mnie ktoś zapytał, ile pracuję w CD-Action, to szczerze mówiąc, nie potrafiłbym odpowiedzieć. Zacząłem na początku studiów i... tak już zostało. Teraz prowadzę działy sprzętowe właśnie w CD-Action oraz w PC Formacie. Poza tym dużo gram: w pracy i dla przyjemności – co cały czas na szczęście sprowadza się do tego samego. Głównie strzelam i cisnę w gry akcji – sieciowo i w singlu. Nie pogardzę też bijatyką, szczególnie jeśli w nazwie ma literki MK, a także rolplejem – czy to tradycyjnym, czy takim bardziej nastawionym na akcję.