Graliśmy w Pharaoh: A New Era. Udany remake klasyka

Na szczęście gamingowi archeolodzy poszukujący kultowych marek do wznowienia dokopali się w końcu do Faraona, moim zdaniem najlepszej spośród trzech wymienionych gier. Zresztą o tym, że na polu city builderów przenoszących nas do starożytności znów wzmógł się ruch, wiadomo było już od jakiegoś czasu. W zeszłym roku swą premierę miał Nebuchadnezzar, duchowy spadkobierca Faraona, który – jak sama nazwa wskazuje – pozwalał nam rozwijać cywilizację „po sąsiedzku”, bo w Mezopotamii (o grze pisaliśmy w CD-Action 05/2021).
Na 2022 rok zaplanowana jest z kolei premiera Builders of Egypt, czyli gry ekonomicznej polskiego studia Strategy Labs, ale najbardziej wyczekiwanym tytułem jest remake legendarnego Faraona (wraz z dodatkiem Kleopatra). Wprawdzie twórców pierwowzoru dawno już pochłonęły piaski pustyni, ale trzcinową pałeczkę przejął Triskell Interactive, działający pod skrzydłami Dotemu, a więc wydawcy, który całkiem zgrabnie radzi sobie z remake’ami, remasterami i wznowieniami klasycznych gier (m.in. Final Fantasy VIII).
Powrót do Egiptu
Perspektywa objęcia funkcji głównego budowniczego Czarnej Ziemi, i to na przestrzeni ponad 3500 lat historii tego państwa, kusiła mnie niczym Sara Ramzesa XIII, więc przestępując progi tej świątyni gier strategicznych, miałem całkiem spore oczekiwania. Jednego bowiem byłem pewien: formuła klasycznego Faraona jest tak solidna, że remake powinien być grywalny, o ile developerzy nie uprą się, by coś schrzanić. Na szczęście nie uparli się. Ba, odnoszę wrażenie – opierając się jednak na wspomnieniach sprzed dwudziestu lat – że to, co gra zaserwowała mi w swoim niewielkim wycinku, było pięcioma misjami żywcem wyjętymi z tytułu wydanego w roku 1999. I wcale nie zamierzam na to kręcić swoim – nie krótszym niż u Kleopatry – nosem.

Budujemy więc dróżki, stawiamy budynki użyteczności publicznej, kopiemy studnie, wyznaczamy strefy dla mieszkańców, a wszystko to kubek w kubek jak w pierwowzorze. I oczywiście tak jak w klasyku cała trudność wynika stąd, iż rozwijając miasto, nie możemy zapomnieć o zaspokajaniu podstawowych potrzeb mieszkańców – w przeciwnym razie można doprowadzić do niemal biblijnego exodusu. Jednocześnie musimy stale podnosić standard życia, bo im ładniej dookoła, im więcej rozrywek i miejsc kultu religijnego, tym bardziej się wszyscy bogacą i tym większe wpływy z podatków. Gospodarka, która na początku opiera się na ganianiu strusi po pustyni tudzież czekaniu na ustąpienie Nilu, by coś posadzić na skrawku płodnej ziemi, z czasem przerodzi się w dobrze naoliwioną machinę, której zazdrościć nam będą wszyscy hetyccy hejterzy, a my w nagrodę zafundujemy sobie kształtną piramidkę.
Trzeba jednak mieć na uwadze fakt, iż Pharaoh: A New Era lubi nam sprowadzać na głowy przeróżne plagi, na czele z pożarami. Niestety ja sam zapomniałem o tym, i już wykrzykiwałem: „Ja jestem Ozymandias, król królów. Wszechwładni, patrzcie na moje dzieła, wielcy, patrzcie z bólem, drzyjcie szaty, tarzajcie się w rozpaczy na dnie…”, gdy nagle przyszło otrzeźwienie w postaci pożogi, która sfajczyła mi pół cudownego miasta, bo nie postawiłem wystarczającej liczby posterunków strażackich. Ale to akurat dobrze, bo city builder bez wyzwania może się nudzić.

Ziarnko piasku w sandale
Skłamałbym jednak (a zrobić tego nie mogę, bo chcę, by na sądzie Ozyrysa moje serce było lżejsze od piórka), gdybym powiedział, że wszystko mi się w Pharaoh: A New Era podobało. Mieszane odczucia wzbudziła we mnie chociażby oprawa graficzna. I nie chodzi mi nawet o rysunki budzące skojarzenia z grami mobilnymi. Nie będę smęcić, to rzecz gustu, i choć wolałbym pixel art nawiązujący do pierwowzoru, to nie nazwałbym unowocześnionej grafiki brzydką. Natomiast na podmianę symboli w interfejsie jestem autentycznie wkurzony. Stary Faraon czarował na każdym kroku cudownymi pseudohieroglifami, a remake wciska nam jakieś brzydkie ikonki. Kompletnie tej decyzji nie rozumiem.
Swoją drogą, nawet jeśli ogólnie chwalę developerów za wierność oryginalnej grze, życzyłbym sobie, żeby pewne aspekty interfejsu zmodyfikowali – dostęp do trybów mapy jest po prostu nieczytelny i niewygodny, bo wymaga dokonania wielu kliknięć, zanim wyświetlimy sobie chociażby rozłożenie przestępczości czy ryzyko pożarowe. Szkoda też, że twórcy nie wzięli przykładu ze wspomnianego wcześniej Nebuchadnezzara i nie wprowadzili na przykład możliwości sprawdzenia skutecznego zasięgu działania stawianych budynków (takich jak apteka czy bazar).

To jednak tylko drobiazgi, które jakoś szczególnie nie zmąciły mi radości z powrotu do Egiptu. Szkoda tylko, że był to powrót krótkotrwały. Pięć misji (spośród pięćdziesięciu, które znajdą się w ostatecznej wersji) przeszedłem w jeden wieczór i uważam, że to stanowczo zbyt mało, by wyrobić sobie zdanie na temat gry. Ale skoro Egipcjanie wróżyli, obserwując pochylenie posągów, i na tej podstawie snuli dalekosiężne plany, to ja po obserwacji wycinka Pharaoh: A New Era mogę powiedzieć, że na pewno zagram w ten tytuł w dniu jego premiery.
Czytaj dalej
8 odpowiedzi do “Graliśmy w Pharaoh: A New Era. Udany remake klasyka”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Podejrzewam, że problem tego typu city builderów jak Faraon, Zeus ale zaliczam też do nich serię Anno jest zastój gameplay’owy. Widzimy to samo, te same sztywne kwadratowe ścieżki i ciągle w gruncie rzeczy ta sama pętla gry, zmieniają się tylko grafiki.
Od lat oglądam się w poszukiwaniu jakiegoś godnego następcy, ale ta konkretna gra mnie nie zachęciła.
Dlatego polecam grać jedną misję na parę miesięcy, fajnie się do tego wraca.
Śmieszna sprawa, akurat wczoraj zgrałem sobie zapisy z Kleopatry ze starego komputera, żeby dokończyć na nowym.
Też w to demo zagrałem i na pewno nie kupię. Dziwna, cukierkowa grafika, zmiany w interfejsie na gorsze (dlaczego kiedyś mogłem sprawdzić ryzyko pożarowe naciskając F a teraz nie? Inne skróty też szlag trafił) no i brak nostalgicznej, polskiej wersji. O i jeszcze muzyka – niby ta sama, ale nagrana od nowa i moim zdaniem brzmi gorzej. Słabo.
Faraon. Wracają wspomnienia 🙂 Jak z tą nową wersją nie wiem, więc się nie wypowiem. Oryginał to cud, miód i orzeszki.
to chyba jakas inna gre graliscie bo jak dla mnie to zryli gre
Co rozumiesz przez „zryli”? Pod względem mechaniki to jest ta sama gra co pierwowzór. Tutaj nie było żadnego kombinowania. Zmiany dotyczą niemal wyłącznie oprawy audiowizualnej. Niektóre są na plus, inne na minus, ale koniec końców, moim zdaniem wygląda to obiecująco.