Graliśmy w Two Point Campus. Pierwszy semestr zaliczony na piątkę
Studenci, pożeracze chińskich zupek, główny powód braku papieru do kserokopiarek, mąciciele spokoju pań z dziekanatu – mało kto wie, że można na nich nieźle zarobić.
Cztery lata temu Two Point Studios odniosło spektakularny sukces ze swoim „symulatorem szpitala na wesoło”, będącym niczym innym jak duchowym spadkobiercą genialnego Theme Hospital. Jako branżowi weterani, którzy spędzili długie lata w Bullfrogu (m.in. Theme Park, Dungeon Keeper), Brytyjczycy wiedzieli, co robią.
Ale czy z Two Point Campus – próbującym przekonać nas, że zaspokajanie edukacyjnych potrzeb młodzieży może zapełnić niejedną kiesę – pójdzie im równie dobrze? Na wypadek, gdyby ktoś z was nie planował czytać tego tekstu do końca, odpowiem już teraz: jasne, jak najbardziej.
Zajęcia organizacyjne
Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że mimo powierzchownych podobieństw przejawiających się w oprawie graficznej podstawowy model rozgrywki zmienił się w sposób istotny. Zabawa w Two Point Hospital polegała na budowie łańcucha gabinetów (diagnostycznych i leczniczych, a także ich zaplecza), które musiały sobie radzić z coraz to większym zalewem chorych. W nowej grze wszystko poukładane jest inaczej.
W Two Point Campus rozgrywkę podzielono na okresy nauki oraz przerwy wakacyjne. W trakcie roku akademickiego liczba żaków uczęszczających na zajęcia na naszej uczelni jest stała. Śpią więc sobie w domu akademickim, chodzą na wykłady, ćwiczenia i indywidualne konsultacje, czasami przesiadują w bibliotece, świetlicy albo klubie studenckim. Zwiększenie liczby zainteresowanych naszą świątynią nauki ma miejsce w ciągu przerwy wakacyjnej, gdy – jeśli szkoła posiada odpowiednią reputację – trafiają do nas nowi chłonni wiedzy ludzie. Wówczas też możemy rozszerzać ofertę kursów albo podwyższyć poziom nauczania danego przedmiotu – co zazwyczaj wymaga budowy pomieszczeń oraz poszerzenia kadry wykładowców.
Oczywiście również w trakcie roku akademickiego pojawi się czasem konieczność postawienia nowej auli wykładowej albo powiększenia biblioteki o kolejne stanowiska, tym bardziej że studiujący różne przedmioty żacy korzystają nie tylko z sal wyspecjalizowanych, ale też takich, które są przeznaczone dla wszystkich. Nieraz będziemy musieli sprostać pojawiającym się nagle zachciankom podopiecznych – w końcu nasz cel to utrzymywanie studentów w stanie permanentnego zadowolenia z życia przy jednoczesnym rozbudowywaniu zaplecza edukacyjnego tak, aby zdobywali oni jak najlepsze stopnie. Trzeba się więc liczyć z tym, że np. uczęszczające do naszego uniwersytetu wampiry będą domagały się gotyckich dekoracji. Ale spokojnie, i tak nie doświadczymy zjawiska dobrze znanego miłośnikom Two Point Hospital, kiedy to w długich kolejkach do gabinetów schodził nam z tego łez padołu pacjent za pacjentem, a my głowiliśmy się, gdzie tu upchnąć dodatkową salę operacyjną albo dwa gabinety internistyczne, bez czego nie rozładowałoby się zatorów.
Nowy materiał do opanowania
Na pierwszy rzut oka można byłoby zatem powiedzieć, że Two Point Campus jest tytułem znacznie mniej skomplikowanym od swojego poprzednika. Zmniejszona została liczba kategorii pracowników (tym razem mamy tylko trzy: pracowników naukowych, personel pomocniczy zajmujący się obsługą bibliotek czy barów oraz personel techniczny sprzątający korytarze i naprawiający urządzenia), ba, odpadł nam też szereg drobnych, acz uciążliwych obowiązków w rodzaju stawiania kaloryferów. A jednak obok każdego uproszczonego elementu twórcy wprowadzili coś zupełnie nowego, co sprawi, że i tak będziemy mieli ręce pełne roboty.
Jako że w grze – jak wskazuje sam tytuł – zarządzamy nie tylko budynkiem uczelni, ale całym uniwersyteckim kampusem, będziemy mogli sadzić drzewa i krzewy, stawiać ławeczki czy wytyczać ścieżki. Po raz pierwszy dostajemy też możliwość przerobienia samych budynków – nikt nie zabroni nam wyburzania niepotrzebnych ścian czy dorabiania całego nowego skrzydła. Wprawdzie takie przeróbki są dość drogie, więc lepiej nie stosować ich zbyt często, ale przynajmniej już nigdy nasza wizja prawidłowo funkcjonującej placówki nie będzie ograniczona przez zbyt wąskie korytarze albo brak okien.
W trakcie roku akademickiego pojawi się też okazja do planowania specjalnych wydarzeń w uczelnianych pomieszczeniach – o ile spełniają one szczególne warunki. Na przykład aulę wykładową zmienimy od czasu do czasu w kino, a w klubie studenckim zorganizujemy dyskotekę albo koncert.
Wpis do indeksu
Jeśli jednak przeróbek w mechanizmach gry było sporo, a rozgrywka ma zdecydowanie inny charakter niż ta w Two Point Hospital, to jedna rzecz w obu produkcjach brytyjskiego studia pozostała niezmienna – humor. Nowa gra zapowiada się na równie zabawną jak tytuł sprzed czterech lat. Bo śmieszy tu naprawdę wszystko: począwszy od wyglądu postaci żywcem wyjętych z filmów animowanych Nicka Parka(*), przez cudowny absurd związany z nauczaniem na każdym z kursów oraz szereg gier słownych (tłumacz będzie miał ręce i zwoje mózgowe pełne roboty, bo gra zawiera absolutne perełki, których nie da się wprost przełożyć na polski), aż po zaskakująco trafne – ale nadal zabawne – spostrzeżenia na temat uczelnianego życia. Aż prychnąłem ze śmiechu, gdy żacy zaczęli domagać się wsparcia dla ich studenckiego klubu miłośników drzemki.
Nie przypominam sobie, kiedy ostatnim razem jeden dzień spędzony z grą dostarczył mi równie silnego przekonania, że jej ostateczna wersja okaże się przebojem. Przy tak świetnie dopracowanych mechanizmach i tak genialnym humorze jedynym, co mogłoby tę produkcję pogrążyć, są bugi. A na pozbycie się ich developerzy mają przecież jeszcze trochę czasu – rok akademicki zacznie się dopiero 9 sierpnia 2022.
(*) Mowa o zrealizowanych przy pomocy animacji poklatkowej filmach takich jak „Uciekające kurczaki” czy cykl „Wallace i Gromit”.
W Two Point Campus graliśmy na PC.
Cieszy
- humor
- wiele nowych, dopracowanych mechanizmów
Niepokoi
- trudne zadanie dla tłumacza
Czytaj dalej
Wiceprezes Stowarzyszenia Solipsystów Polskich. Zrzęda i maruda. Fan Formuły 1, wielkich strategii Paradoksu i klasycznych FPS-ów. Komputerowiec. Uważa, że postęp technologiczny mógł spokojnie zatrzymać się po stworzeniu Amigi 1200 i nikomu by się z tego powodu krzywda nie stała. Zna łacinę, ale jej nie używa, bo zawsze kończy się to przypadkowym przyzwaniem demonów. Dużo czyta, ale zazwyczaj podczas czytania odpływa w sen na jawie i gubi wątek książki. Uwielbia Kubricka, Lyncha, Lovecrafta, Houellebecqa i Junji Ito. Przeciwnik istnienia deadline'ów na nadsyłanie tekstów. Na stałe w CD-Action od 2018 roku. Kiedyś tę notkę rozszerzy, na razie pisze pod presją Barnaby.