1
13.12.2021, 18:58Lektura na 7 minut

Pierwsze wrażenia z GRID Legends? Wciska w fotel

Londyn, środek nocy. Mój superlekki bolid Beltra bez problemu manewruje między kolejnymi garbusami. Wyprzedziwszy rywali, biorę uliczną szykanę z prędkością ponad 200 km/h. Ale to już dla mnie koniec trasy. Dwie próbujące się wyprzedzić ciężarówki blokują całą szerokość jezdni. Niech szlag trafi zawody multiklasowe.


Dawid „DaeL” Biel

Tak mniej więcej zaczęła się moja przygoda z Grid Legends, najnowszą odsłoną już blisko czternastoletniej serii gier wyścigowych studia Codemasters. A może nawet starszej, bo gdyby się zastanowić, to pewnie znaleźlibyśmy w Gridzie korzenie sięgające TOCA Touring Car Championship z 1997 roku. Innymi słowy – jest to cykl z bogatą tradycją. A oczekiwania wobec najnowszej części były spore.


Wypolerowana na błysk

Od pierwszej chwili wiedziałem wszakże, że pod pewnymi względami Grid Legends zawieść nie może. Gra wygląda po prostu obłędnie. Zmiany w stosunku do tego, co prezentowała ostatnia, wydana w 2019 roku odsłona, nie są wprawdzie kolosalne, ale wszystkie – w tym nowy system oświetlenia czy świeże efekty cząsteczkowe – dodają grze niesamowitego uroku. Zresztą rzecz nie tylko w wodotryskach engine’u, ale również w kierunku artystycznym i wizji przy projektowaniu torów. Te wyglądają po prostu świetnie i po przejażdżce np. po Strada Alpina człowiek aż żałuje, iż miejsce to nie istnieje w świecie rzeczywistym. Czy wizualnie Grid Legends pobije na głowę prześliczną nową Forzę? Raczej nie, ale nie musi też mieć wobec produkcji Playground Games kompleksów. 

Zresztą to samo można powiedzieć o oprawie dźwiękowej. Muzyczka plumka sobie sympatycznie, a kiedy trzeba, pompuje nam podwójną dawkę adrenaliny. Jako zwolennikowi tezy, że Formuła 1 skończyła się w 2005 wraz z końcem ery silników V10 (bo co to za wyścigi, po których widownia nie musi zbiorowo iść do laryngologa), następne stwierdzenie przychodzi mi z pewnym kłopotem, ale… w Grid Legends nawet samochody elektryczne brzmią całkiem nieźle.

Grid Legends

O ile jednak o prezentację audiowizualną w nowej grze nikt się nie martwił, to od kilku miesięcy wśród zagorzałych fanów serii pojawiały się pierwsze oznaki niepokoju związane z nowinkami w trybie dla pojedynczego gracza, jakie zaplanowali Mistrzowie Kodu. Bo rzeczywiście zmian jest sporo. Zacznijmy od tego, że mamy w grze dwie pełnoprawne kampanie.


Jak z Netfliksa

Pierwsza trwa ok. 10 godzin i jest mocno zainspirowana przez „Jazdę o życie” – przebojowy serial dokumentalny Netfliksa opowiadający o zmaganiach kierowców Formuły 1. Driven to Glory – bo taką nazwę nosić będzie owa kampania w Grid Legends – uraczy nas grą żywych aktorów (w scenach FMV wystąpi m.in. Ncuti Gatwa znany z serialu „Sex Education”) oraz wykorzystaniem technologii wirtualnej scenografii rodem z „Mandalorianina”. Kampania będzie pod względem fabuły liniowa i ma stanowić przedsmak dla właściwej gry, pozwalając nam wcielić się w kierowcę z numerem 22, który dołączając do zespołu Seneca Motorsport, zmierzy się z racerami znanymi z poprzednich odsłon Grida. A jak nietrudno się domyślić, nie zawsze będą to osobowości sympatyczne. 

Scenariusz tego miniserialu, którego będziemy bohaterami, stworzył Brad Kane, odpowiedzialny wcześniej m.in. za Ghost of Tsushima, reżyserem został zaś Allen Leitch. W przypadku kampanii wyreżyserowane będą zresztą nie tylko scenki wideo pomiędzy wyścigami, ale również zdarzenia w trakcie naszych zmagań na torach. Wszystko po to, by opowieść była jak najbardziej spektakularna. Nie jest to zresztą pierwszy przypadek, gdy Mistrzowie Kodu sięgają po tego rodzaju rozwiązanie. Podobnie wyglądała zabawa w tegorocznej edycji F1, co oczywiście miało swoje zalety, ale i wady, bo liniowość rozgrywki czasem zgrzytała, zwłaszcza gdy udało nam się dokonać na torze czynów, których scenarzyści nie przewidzieli.

Grid Legends

Jeśli Driven to Glory jest swego rodzaju długim i widowiskowym prologiem, to właściwa gra zaczyna się w trybie kariery, w którym będziemy kontynuować przygodę jako kierowca nr 22 w kolejnym sezonie. W tym trybie gra naprawdę rozwinie skrzydła, pozwalając nam zarządzać własnym teamem. Grid Legends to przy tym największa gra z serii, oferująca ponad 250 wyścigów i eventów w 22 lokacjach oraz ponad 130 pojazdów podzielonych na dziewięć różnych kategorii i 48 klas. Jest tu praktycznie wszystko, o czym możemy zamarzyć, od superlekkiego bolidu Ariel Atom po ciężarówki. Będziemy ścigać się w nocy, w deszczu i na powierzchni oblodzonej. Niektóre trasy pozwolą nam wyskakiwać w powietrze na rampach, inne zaoferują korzystanie z dopalacza. A wszystko to w dziewięciu rodzajach zawodów – od eliminacji aż po driftowanie.


Wróg i choreograf

Co ciekawe, chęć podkreślenia bardzo spektakularnego charakteru rywalizacji dotarła i do trybu kariery. Wprawdzie nie będziemy się ścierać w starannie zaplanowanych scenariuszach, ale dwa nowe systemy sprawią, że wyścigi nabiorą szczególnej pikanterii. Powróci bowiem (i to w wersji na sterydach) mechanizm Nemezis, sprowadzający się do tego, że jeśli zachowamy się wobec któregoś z naszych rywali nie fair, to ten w następnych zawodach odpłaci nam pięknym za nadobne, w skrajnym przypadku grzebiąc swoje szanse, byle tylko przeszkodzić nam w wyprzedzaniu. Jako zwolennik szkoły jazdy im. Maksa Verstappena, polegającej na spóźnianiu dohamowania, wciskaniu się od wewnętrznej i wzruszaniu ramionami, gdy inni kierowcy nie mieszczą się w zakrętach, miałem nieraz przeciw sobie połowę stawki. Było wesoło jak w „Mad Maksie”.


Najbardziej widowiskowa część serii.


Widowiskowo bywało też pod innymi względami, a to dzięki drugiemu ze wspomnianych systemów, tym razem odpowiadającemu za „choreografię wyścigu”. Aby wyjaśnić, na czym rzecz polega, trzeba znów sięgnąć po przykład ostatnich gier Codemasters spod znaku F1. W tychże tytułach istnieją bardzo sprytne algorytmy, które co jakiś czas odpalają na torze wydarzenie w rodzaju awarii cudzego bolidu, która prowadzi do żółtych flag, albo poważnej kolizji, po której na tor wyjeżdża samochód bezpieczeństwa. W Grid Legends wprawdzie neutralizacji i pit stopów nie ma, więc strategiczne znaczenie problemów pojedynczego kierowcy jest niewielkie, ale gra wykorzystuje ten mechanizm do uczynienia zabawy atrakcyjniejszą. Po prostu raz na jakiś czas decyduje, że któryś z kierowców popełni błąd, po czym gotuje mu efektowny wypadek – dziwnym trafem zazwyczaj na tyle blisko gracza, aby ten mógł obejrzeć, jak rywale kończą zabawę z płonącym silnikiem albo samochodem w kawałkach. Czy to tani chwyt, niegodny symulatora? Owszem. Czy mi się podoba? Jak najbardziej!


Stary, dobry GRID

Wszystko to pełni funkcję drugorzędną wobec kwestii podstawowej – tego, jak satysfakcjonujące jest prowadzenie pojazdu. Pod względem fizyki i głębi symulacji Grid Legends jest ewidentnie kontynuacją Grida 2019, poprawioną o zaledwie kilka szczegółów. Samochody zachowują się nieco bardziej przewidywalnie w momencie najazdu na tarki i krawężniki, bez obowiązkowego bączka jak w poprzedniej części gry. Ciekawszy jest też model zniszczeń, który nie dość, że dobrze wygląda, to na dodatek, po ustawieniu w opcjach realistycznych uszkodzeń, może walnie przyczynić się do zakończenia wyścigu przed czasem.

Grid Legends

Ale z tym realizmem to oczywiście nie ma co przesadzać. Grid to typ gry, która upatruje dla siebie miejsca dokładnie pomiędzy arcade’owymi ścigałkami a poważnymi symulatorami. Z jednej strony uszkodzenia samochodu można więc włączyć, ale z drugiej są one dość umowne – prawdziwy kierowca pewnie pięć razy straciłby za kółkiem życie, zanim gra uznałaby, że wóz ma awarię utrudniającą zmianę biegów. Każdy tor ma optymalną linię wyścigową, zazwyczaj jednak jest ona bardzo tolerancyjna, jeśli idzie o prędkość wjazdu w szczyt zakrętu, więc o ile ktoś nie ma absolutnego wstrętu do używania hamulca, to raczej z trasy zbyt często wypadać nie będzie. A zresztą parę otarć o bandy jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Pojazdy różnią się właściwościami jezdnymi w sposób diametralny, masa samochodu czy jego środek ciężkości mają ogromne znaczenie. Różnice w prowadzeniu półciężarówki i lekkiego elektryka sprawiają, że Grid Legends zachowuje się jak zupełnie różne gry. Z drugiej jednak strony naprawdę trudno uznać model jazdy za bardzo realistyczny. Wszystkie samochody trzymają się nawierzchni lepiej, niż powinny, a gra nawet nie udaje, że interesują ją właściwości jezdne różnych opon czy ich zużycie.

Jeśli zatem zastanawiamy się, dla kogo jest Grid Legends, to odpowiedź brzmi – dla osób, które szukają ścigałki już nie czysto arcade’owej, ale jeszcze dalekiej od symulacji. Bo w tej kategorii Grid Legends, ze swoją „netfliksową” kampanią, ogromną liczbą tras i pojazdów, crossplayem i tuzinem innych ciekawych pomysłów, na pewno powalczy o zwycięstwo.

Cieszy

  • widowisko
  • ogromna liczba tras i pojazdów
  • nieco poprawiony model jazdy względem poprzedniej części

Niepokoi

  • liniowość rozgrywki w Driven to Glory


Czytaj dalej

Redaktor
Dawid „DaeL” Biel

Wiceprezes Stowarzyszenia Solipsystów Polskich. Zrzęda i maruda. Fan Formuły 1, wielkich strategii Paradoksu i klasycznych FPS-ów. Komputerowiec. Uważa, że postęp technologiczny mógł spokojnie zatrzymać się po stworzeniu Amigi 1200 i nikomu by się z tego powodu krzywda nie stała. Zna łacinę, ale jej nie używa, bo zawsze kończy się to przypadkowym przyzwaniem demonów. Dużo czyta, ale zazwyczaj podczas czytania odpływa w sen na jawie i gubi wątek książki. Uwielbia Kubricka, Lyncha, Lovecrafta, Houellebecqa i Junji Ito. Przeciwnik istnienia deadline'ów na nadsyłanie tekstów. Na stałe w CD-Action od 2018 roku. Kiedyś tę notkę rozszerzy, na razie pisze pod presją Barnaby.

Profil
Wpisów81

Obserwujących16

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze