3
16.05.2022, 14:00Lektura na 9 minut

MythForce – już graliśmy. Mamy 30 godzin na liczniku i wciąż nam mało

Szczerze mówiąc, MythForce wzięło nas trochę z zaskoczenia. Bo prócz charakterystycznej oprawy graficznej przywodzącej na myśl amerykańskie seriale z lat 80. oferuje świetne i sprawdzone roguelite’owe mechanizmy. Ale nie obyło się bez widocznym gołym okiem wad.


Krzysiek „Bastian” Freudenberger

Bastian: Studio Beamdog, które wsławiło się wcześniej remasterami dwóch Baldur’s Gate’ów, Planescape Torment oraz Neverwinter Nights (baaardzo średnie odświeżenie), w końcu stworzyło w pełni autorski projekt, jakim bez wstydu może się pochwalić szerszej publiczności.


Throwback thursday

Bastian: To gra, która pod względem stylistyki czerpie garściami z dawnych amerykańskich seriali studia FilmNation. Czuć tutaj przede wszystkim ducha „He-Mana”, choć bez futurystycznych elementów – w MythForce mamy do czynienia raczej z typowym fantasy osadzonym w quasi-średniowiecznym świecie.

MythForce
MythForce

Głupio byłoby nie zacząć od zachwytów nad tym, co pierwsze rzuca się w oczy, czyli nad oprawą graficzną. Można wzorować się na starych kreskówkach, ale grunt, by czynić to dobrze – a MythForce robi to świetnie. Wszystkie modele postaci, broni i zniszczalnych elementów otoczenia cechuje cel-shadingowa kreska, cieniowanie jest zaś bardzo oszczędne (żeby nie powiedzieć: umowne). Za to otoczenie kipi od detali, przywodząc na myśl wszystkie te ręcznie rysowane tła ze starych animacji; dodatkowo na obraz nałożono ziarnisty filtr pogłębiający wrażenie uczestniczenia w interaktywnym serialu.

A tak w ramach ciekawostki: doświadczyłem solidnego szoku, gdy odpaliliśmy grę na laptopie z GeForce’em 1050 na pokładzie. Okazało się, że MythForce trzymało wtedy średnio 24 fps-y, ale dzięki temu wyglądało jak prawdziwy animowany serial z epoki. Wrażenia były nie do opisania. To pierwsza gra, w którą lepiej (nawet jeśli mniej komfortowo) grało mi się przy niskim frameracie!

MythForce
MythForce

Wovine: To prawda, pierwsza godzina rozgrywki była przepełniona naszymi „ochami” i „achami” skierowanymi w kierunku oprawy. Razem z Bastianem lubujemy się w produkcjach takich jak Borderlands, Hades czy West of Dead, a MythForce stanowi wizualne i gameplayowe połączenie tego wszystkiego. Chłodniejszym uczuciem darzymy za to udźwiękowienie gry – to okazało się mylące i męczące. Musieliśmy mieć oczy dookoła głowy, bo słuch nas zawodził. I to nie kwestia naszego wieku, tylko źle wykonanej roboty ze strony studia.

Bastian: Cały czas nie byliśmy pewni, czy dźwięki wybuchów pochodzą od czarów Wovine, czy od przeciwników. Mieliśmy też problemy z wykryciem tego, z której strony padały ataki – a często bywało tak, że niemilcy potrafili zajść nas od tyłu, nie dając nam czasu na jakąkolwiek reakcję.

MythForce
MythForce

Rogalik smaczny, choć jedliśmy lepsze

Bastian: MythForce to typowy roguelite, w którym mamy zestaw losowo generowanych obszarów do przemierzenia i końcowego bossa do pokonania. Tyle że akcję ukazano z perspektywy pierwszoosobowej, co nie tylko urozmaica zabawę, ale też znacznie ją utrudnia: jak wspomniałem wyżej, bardzo łatwo tu o nagły cios w potylicę.

Na szczęście na placu boju nie jesteśmy sami, a najlepiej gra się w co-opie (w maksymalnie czteroosobowej ekipie, choć, spokojnie, stworzono też tryb dla samotników). Produkcja staje się wtedy zauważalnie łatwiejsza.

Wovine: Granie w pojedynkę stanowi zdecydowanie większe wyzwanie, we dwójkę radziliśmy sobie jako tako, ale mimo to nie zaszliśmy tak daleko, jak w pełnej drużynie. Próbowaliśmy wszelkich możliwych kombinacji, najlepiej jednak przechodzi się poziomy właśnie we czwórkę – szczególnie gdy grupę wypełniają przedstawiciele wszystkich klas. Co prawda nic nie stoi na przeszkodzie, by w jednej drużynie znaleźli się np. sami łowcy, ale w takiej sytuacji pojawia się element walki o przedmioty. Te po zabiciu wroga po prostu upadają na ziemię i zamiast skupiać się na rozgrywce, urządzamy wyścig po leżące tu i ówdzie nagrody.

MythForce
MythForce

Mag Maggie i inne Wróże Tadeusze

Wovine: W co bym nie zaczęła grać, to zawsze idę w magię. W MythForce mamy do wyboru cztery klasy: maga, łowcę, rycerza i łotrzyka. Taki podstawowy wachlarz, w którym każdy może znaleźć „swojego” bohatera. Oczywiście od razu wybrałam Maggie... czyli maga.

Bastian: Kreatywni ci twórcy, jeśli chodzi o nazewnictwo, trzeba przyznać. W sumie łowca nazywa się „Hawkings” (na wszelki wypadek: „hawk” to jastrząb). Cóż, zapewne to kolejne mrugnięcie okiem w stronę erpegów z lat 80., gdzie imiona bohaterów niezależnych brzmiały równie banalnie (fanom papierowego – i nie tylko – Cyberpunka przypominam niejakiego Adama Smashera). Czapki z głów!

Wovine: Wróćmy do tematu. Jeżeli chodzi o zestaw umiejętności, magowie są w grach przeważnie przewidywalni: często w ich asortymencie znajdziemy kulę ognia, lodowe pociski, teleporty... Tak jest też tutaj. Każdy z bohaterów ma do dyspozycji trzy zdolności, w tym jednego ulta. Niestety nie poczułam powiewu świeżości, posługując się czarami Maggie, choć dzięki temu wchodzi się w rozgrywkę stosunkowo łatwo... a palenie przeciwników ogniem i tak okazuje się wysoce satysfakcjonujące.

MythForce
MythForce

Bastian: Ja skupiłem się na machaniu mieczem i tarczą, wcielając się w Victorię, tankującą rycerkę. Jej zestaw umiejek też nie powala pomysłowością, ale spełnia swoje zadanie: do dyspozycji mamy rzut odbijającą się od przeciwników tarczą, szarżę czy ult, który po prostu pasywnie zwiększa odporność i siłę.

By urozmaicić zabawę, gra roguelite’owym zwyczajem po wbiciu poziomu doświadczenia umożliwia nam wybranie perków w zauważalny sposób zmieniających umiejętności naszej postaci. Najpierw dobieramy jedną zdolność z puli trzech skupiających się na ogólnych statystykach (wyższy poziom pancerza lub energii czy częściowe odnowienie nadszarpniętego zdrowia), a następnie jedną, także z trzech, które pozwalają już budować konkretny build. Możemy np. inwestować w zdolność posługiwania się konkretnym typem broni albo w regenerację zdrowia.

Po śmierci zdobywamy trochę „ikspeków”, wracamy do menu głównego i prócz tego, że zaczynamy grę od nowa, mamy możliwość rozdzielenia otrzymanych za świeżo wbity poziom perków i umiejętności, które znacznie ułatwią kolejne podejście do zabawy. Generalnie wszystko wydaje się bardzo czytelne i w praktyce czuć spory przyrost mocy po każdym levelu, ale jeśli będziemy mieli pecha... Ech...

MythForce
MythForce

Wovine: Oj, tak, nieszczęsne perki. Od nich właściwie zależy cała nasza rozgrywka... a nie zawsze chcą się pojawić akurat te pasujące do naszego bohatera. Pomimo tego, że każda klasa może posługiwać się dowolną bronią, to wybierając maga, chcę używać magii, a nie biegać z mieczem, bo tak wylosowały mi się karty. Co do broni – mag jest w stanie operować dwiema siłami natury (ognia i lodu), do których uzyskuje dostęp dzięki specjalnym księgom. Ogniem wojowało mi się świetnie, było dynamicznie, mogłam wystosować szybki krótkodystansowy płomień lub naładować umiejkę i rzucić nią w oddalonych wrogów. Nie powiem za to tyle dobrego o atakach lodowych. Te okazują się bardzo powolne, nie zadają wielkich obrażeń i co najwyżej raz na jakiś czas zamrażają przeciwnika. Nuda. Sama czułam się, jakbym była zamrożona, nie niosąc jakiejkolwiek pomocy moim sojusznikom.

Bastian: Mimo tej małej litanii narzekań grało nam się rewelacyjnie. Walkę mieczem czy strzelanie z łuku zaprojektowano świetnie. Czuć ciężar broni, a słanie pocisków na dystans wydaje się szalenie intuicyjne. Do tego każdy atak ograniczany jest przez staminę, więc trzeba dbać o jej poziom i taktycznie podchodzić do każdej potyczki.

Wielki szacunek należy się twórcom również za naprawdę świetny balans rozgrywki. Trudno mi było znaleźć wyjątkowo przegięty build, nie losowały się też nam jakieś absurdalne statystyki ani w broniach zdobywanych po walce, ani w tych kupowanych u przydrożnego sklepikarza. Jestem także pod wrażeniem tego, jak świetnie zdolności poszczególnych klas się uzupełniają: mag rzuca na drużynę ochronną tarczę, łowca przyciąga swoim ultem przeciwników w jedno miejsce, a rycerz oraz łotrzyk wieńczą wizję zniszczenia.

MythForce
MythForce

Bez zarzutów się nie obejdzie

Bastian: Mam tylko jeden skromny zarzut i szczerze wątpię, że twórcy cokolwiek z nim na tym etapie prac zrobią. Otóż MythForce jest... jakieś takie powolne. Niby dynamika starć wypada w porządku, ale cały czas mamy wrażenie, że postacie nie tylko biegają trochę ociężale, ale też ospale wojują bronią białą. Zresztą przeciwnicy potrafią, atakując, doskoczyć w parę sekund przed nasz nos, ale za to gdy po prostu próbują do nas podejść, również ruszają się jak muchy w smole. Być może wystarczyłoby tutaj wymienić animacje na takie mające w sobie nieco więcej ikry, ale... jest jak jest. 

Wovine: Dobra, ja tu jeszcze wtrącę jedno małe „ale”. Czuć, że gra znajduje się na etapie wczesnego dostępu. Pomimo fajnej zabawy w MythForce możemy napotkać trochę dość poważnych błędów. Przykłady? Wychodzenie poza mapę dające nam przewagę w rozgrywce, ponieważ mobki nie są w stanie nas dosięgnąć. Wskakiwanie w niektóre miejsca, co dezorientuje przeciwników: ci nagle stają jak wryci, nie atakują, a jedynie przyjmują od nas obrażenia z dystansu. Występują też i mniejsze problemy, takie jak znikający po śmierci ekwipunek (po podniesieniu dowolnego przedmiotu wszystko jednak wraca do normy). Na szczęście rzeczy te nie psują rozgrywki i dalej można czerpać z niej przyjemność.

MythForce
MythForce

Ach, odrobinę skłamałam. Jest jeszcze jeden źle zaprojektowany mechanizm: podnoszenie upadłych sojuszników. Jeżeli życie w MythForce jest wam miłe – nie ratujcie swoich braci. Wskrzeszenie członka drużyny trwa AŻ 10 SEKUND i przy większej hordzie wrogów okazuje się szalenie trudne do wykonania. A jeżeli nie wyrobimy się w czasie, to jesteśmy skazani na kapliczki, przy których możemy przywrócić życie poległym graczom, lecz miejsca te generują się na mapach losowo. A wspominaliśmy już, jak z tą losowością tutaj bywa... Zdarzyło się, że przez 20 minut oglądaliśmy, jak jedna osoba walczy i szuka kapliczki, aby nas wskrzesić, niestety bezskutecznie.

Wracając już na pozytywne tory – dałam się wciągnąć tej grze. Przede wszystkim dlatego, że całość oparta jest w dużej mierze na szczęściu, przez co pojawiła się u mnie ta pogoń za „złotym biletem”, który zagwarantuje mi idealne perki. Jak nie w tej rundzie, to w kolejnej! I właśnie ta gonitwa za odpowiednio dobranymi kartami i ekwipunkiem napędza całą rozgrywkę. Bezcenna radość gwarantowana, gdy wszystko ułoży się po naszej myśli. Na pewno będę śledzić dalsze losy MythForce i wyczekiwać jego pełnej wersji.

MythForce
MythForce

Bastian: W early accessie do dyspozycji ma się tylko jedną lokację z losowo generowanymi komnatami, ale i to nie powstrzymało nas przed spędzeniem w świecie gry ponad 30 godzin. Po prostu zagrajcie w MythForce, bo nie dość, że jest zwyczajnie ładne, to jeszcze mądrze zaprojektowane pod kątem zabawy kooperacyjnej. Aha, i uważajcie na wybuchające rośliny. Wszystkie, bez wyjątku.

Cieszy

  • świetna oprawa graficzna
  • niski próg wejścia do świata roguelite’ów
  • dobrze zbalansowana rozgrywka
  • syndrom „jeszcze jednej rundy”

Niepokoi

  • myląca oprawa dźwiękowa
  • zbyt długie wskrzeszanie poległych sojuszników
  • mało dynamiczne animacje i „ociężałe” sterowanie


Czytaj dalej

Redaktor
Krzysiek „Bastian” Freudenberger

Z redakcją związany jestem jakoś od 2013 roku. Poza pisaniną to jestem sobie dyrektorem artystycznym w CD-Action (nienawidzę nazwy tego stanowiska), gdzie wymyślam layouty, składam magazyny do kupy i projektuję okładki, a na naszym youtube'owym kanale pajacuję przed kamerą. Crash Bandicoot > gry z Mario.

Profil
Wpisów146

Obserwujących14

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze