Nie Avowed i nie The Outer Worlds 2? Najciekawszą grą roku Obsidianu może okazać się Grounded 2
Mali ludzie tym razem w wielkim parku. Obsidian wypuścił właśnie wczesną wersję Grounded 2, która na pierwszy rzut oka wydaje się „jedynką” na sterydach.
Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że nadchodzi Grounded 2. Grę możecie sprawdzić samodzielnie od dzisiaj, natomiast ja miałem okazję biegać po parku już przez dłuższy czas, co pozwoliło mi bardzo dokładnie sprawdzić, czym nas ta kontynuacja zaskoczy i co może zaoferować powracającym i nowym graczom. Wbrew pozorom nie ma tego dużo, ale wierzcie mi, że na starcie wczesnego dostępu nie będziecie potrzebować więcej.
Powrót do krainy liliputów
Grounded 2 to ponownie historia o czwórce dzieciaków, które z niewyjaśnionych przyczyn zostały zmniejszone do rozmiarów przeciętnej mrówki. Tym razem lądujemy nie na tyłach domu, a w ogromnym (z perspektywy małych bohaterów) parku, kryjącym dużo starych i nowych tajemnic. Wkrótce okaże się też, że nie jesteśmy tutaj sami i pewna bardzo tajemnicza osoba będzie próbowała nam zaszkodzić.
To klasyczna gra survivalowa. Zaspokajamy podstawowe potrzeby bohatera (tj. głód i pragnienie), wytwarzamy coraz to lepsze narzędzia, budujemy bazę i przemierzamy niemały świat. Ten dzieli się na kilka stref; większość stanowi klasyczny trawnik, ale całość delikatnie dryfuje w stronę różnorodnych biomów. Jest toksyczna okolica śmietnika czy mrożąca lodówka turystyczna, wymagająca specjalnego wyposażenia.

Najważniejsze rzeczy zostaną nam wyłożone na starcie, a chwilę później i tak musimy radzić sobie sami, próbując odzyskać normalne rozmiary. Ponownie wszystko trzeba poznawać od podstaw w idnetyczny sposób, który znamy z „jedynki”, tzn. zbieramy różne surowce, analizujemy je w specjalnej maszynie i na tej podstawie uzyskujemy przepisy wykorzystywane w craftingu. Znów zrobimy zbroję z koniczyny, potem z żołędzi, a czasem także wielu innych materiałów. I oczywiście, że z części pokonanych owadów wytworzymy różnorodną broń i zbudujemy schronienie wykorzystując praktycznie identyczny system. Powracający gracze odnajdą tu mnóstwo znajomej zawartości i zależności między różnymi aspektami rozgrywki.
Twórcy zapowiadali, że na starcie wczesnego dostępu otrzymamy teren większy od tego z finalnej wersji „jedynki”. Nie mierzyłem dokładnie, ale świat, choć niekoniecznie tak duży, na pewno jest bardziej zróżnicowany i ciekawszy. Dostajemy więcej zakamarków i potencjalnych niespodzianek, a oprócz części naziemnej, możemy zwiedzać też różne podziemia oraz kombinować, jak dostać się w wyżej położone partie lokacji. Developerzy wprowadzili jednak pewną nowość, dzięki której eksploracja robi się szybsza i wygodniejsza – możliwość hodowania i dosiadania owadów.

Fantastyczna podróż
Działa to w bardzo prosty sposób. Najpierw musimy wybudować odpowiedni budynek, następnie znaleźć jajo, potrzebne do inkubacji surowce i poczekać. Nasz nowy towarzysz – w moim przypadku czerwona mrówka-żołnierz, ale we wczesnym dostępie będzie również Krzyżak – pozwala się dosiadać w każdej chwili, znacznie przyspieszając tempo poruszania oraz otwierając nowe możliwości gameplayowe. Wierzchowiec ma własny ekwipunek, może też targać materiały budowlane w większej liczbie, niż bohater(ka), a do tego rekrutować napotkane mrówki oraz walczyć z przeciwnikami. Nie potrafię powiedzieć, ile razy uratował mi tyłek przed starymi i nowymi niebezpieczeństwami czyhającymi w parku.
Większość menażerii z pierwowzoru spotkamy znowu, zatem są tu ryjkowce, mszyce, biedronki, mrówki, pszczoły, pająki, komary i najróżniejsze chrząszcze. Znajdą się też i świeżaki, takie jak skorpiony, ślimaki, gąsienice największej amerykańskiej ćmy (choć dorosłej formy na razie brak) oraz motyle. Najbardziej moją uwagę zwróciły karaluchy: neutralne, zazwyczaj zajęte własnymi sprawami, ale kiedy dojdzie do walki, bywa ona zaskakująco trudna, a po powaleniu robale wstają, tylko… bez głowy, biegając dookoła i brocząc hemolimfą. Wszystko niby w niezobowiązującej, kolorowej oprawie, ale i tak wygląda makabrycznie.

Największym rozczarowaniem są na tę chwilę skorpiony, bo gameplayowo to jednak reskin pająków. Ich główną przewagą jest to, że czekają zagrzebane w ziemi i atakują, kiedy przechodzimy wystarczająco blisko. Oczywiście wraz z rozwojem gry pojawią się nowe stworzenia – plotki mówią o co najmniej 60, ale nie wiadomo, czy chodzi o całkiem unikalne owady, czy tylko warianty tych samych, jak np. różne gatunki mrówek.
Garść zmian
Powraca znany system szczebli surowców – trawę zetniemy podstawowym toporkiem, jednak do powalenia grzyba potrzebujemy czegoś lepszego. Developerzy zrezygnowali z odrębnych akcesoriów użytkowych na rzecz omninarzędzia, będącego jednocześnie łopatą, siekierą, reperaturką i młotkiem. Po zebraniu wymaganej liczby lokalnej waluty, zwanej surową nauką, a także kilku dodatkowych materiałów, możemy ulepszyć ów multitool w specjalnej maszynie, co pozwoli sprawniej zdobywać surowce. Oceniam to jako świetne rozwiązanie, dzięki któremu oszczędzamy cenne miejsce w ekwipunku i nie martwimy się o to, że na wyprawę na drugi koniec mapy zapomnieliśmy zabrać łopatę.
A co z grindem? Poprzednia część okazjonalnie dawała odczuć, że jest projektowana przede wszystkim z myślą o graniu w towarzystwie innych graczy. Grounded 2 pod tym względem wypada dużo przystępniej – stosunkowo wcześnie dostajemy lokalizator zasobów, pozwalający natychmiast namierzać potrzebne surowce, a oddzielny ekwipunek wierzchowca tylko czeka na wypełnienie. Oczywiście dalej trzeba się czasami nabiegać, ale podczas mojej rozgrywki ani razu nie czułem, że muszę specjalnie nadrabiać drogi.

W trakcie zabawy znajdujemy mleczaki, zostawiające po rozbiciu błyszczący rdzeń, używany do rozwijania statystyk postaci – głównie zwiększania poziomów zdrowia i wytrzymałości oraz szybkości, z jaką ponownie robimy się głodni. To również rozwiązanie doskonale znane z „jedynki”, podobnie zresztą jak mutacje. Wykonując określone czynności, np. pokonując jakąś liczbę owadów daną bronią, odblokowujemy skille zwiększające zadawane obrażenia, szybkość poruszania czy nagradzające doskonałe bloki.
Nowością jest bardziej konkretny system klas. Trochę znanych zbroi powraca, jednak tym razem wzbogacone zostały o konkretne przeznaczenie: jedne są dla wojowników, inne dla łotrzyków, łuczników, a nawet magów, którzy wydają się wreszcie bardziej rozwinięci. Na razie developerzy ewidentnie stawiają na zupełnie nowe rozwiązania, dlatego oprócz blokowania dostajemy w pełni funkcjonalne uniki oraz oręż do walki dwiema broniami, co pozwala na dużo szybszą i płynniejszą rozgrywkę.

Jak to działa?
Nie gra się w to jak we wczesny dostęp, tylko wycinek większej całości. Parę błędów po drodze dało się jednak we znaki. Czasami motyle są zgliczowane, innym razem Krzyżaki lewitują podczas snu, a Pogońcowatemu zdarza się przekręcić o 90 stopni w trakcie ataku i wtopić w grunt. Jeśli wejdziemy gdzieś wyżej lub przyjrzymy się obiektom w oddali, budynki dookoła parku to tylko „gołe” klocki bez szczegółowych tekstur. To wszystko podczas eksploracji parku nie przeszkadza i w żaden sposób nie zmienia wrażeń z rozgrywki. Za to w innym miejscu czai się coś, co może to zrobić.
Technicznie Grounded 2 działa nieźle. Nie mogłem niestety w pełni przetestować opcji ustawień graficznych – włączenie wszystkiego na full skutkowało wylotem do pulpitu przy wczytywaniu, ale pierwsza wersja z wczesnego dostępu nie powinna mieć już tego problemu. Jak to z Unreal Engine’em bywa, przy uruchamianiu każdorazowo przechodzimy przez kompilację shaderów. Czasem trwa to dłużej, czasem krócej, ale zawsze irytuje.

Całość nie jest najlepiej zoptymalizowana, lubi sobie chrupnąć, chociaż oprócz braku stabilności przy ustawieniach maksymalnych, ani razu nie miałem wylotu do pulpitu. Mamy tu do czynienia z tym samym, lekko stylizowanym stylem graficznym, właściwie odpornym na starzenie. Odnoszę wrażenie, że obiekty w grze nabrały ostrości, jednak nie uświadczycie tu większych zmian wizualnych. Charakterystyczna muzyka została całkowicie zmieniona, chociaż dalej stanowi mieszankę najróżniejszych ambientów i synthwave’u – wpada w ucho, ale nic poza tym.
Czy warto zagrać?
Grounded 2 w wielu aspektach wiernie podąża śladami poprzednika, jednocześnie dodając sporo zawartości. Już teraz można spędzić w grze kilkanaście godzin i bawić się bardzo dobrze, zwiedzając dużą, bardziej zróżnicowaną i lepiej przemyślaną mapę. Jeśli podobała wam się „jedynka”, będziecie się świetnie bawić także w „dwójce”. Jeżeli nie mieliście wcześniej do czynienia z tą serią, a chcielibyście spróbować, to dostaniecie przemyślaną, wczesnodostępową grę survivalową, która nie przytłoczy was od pierwszych chwil.
Obsidianowi, tym razem wspartemu przez Eidos Montreal, udało się stworzyć grę o wiele lepszą niż ich ostatnie „rolpleje”. Tym samym na naszych oczach dokonuje się chyba ważna zmiana: specjaliści od gier RPG powoli przestają nimi być. Nie wiem jednak, czy to zła wiadomość – branża nieustannie ewoluuje, a poprzez Grounded 2 Obsidian bardzo wyraźnie daje do zrozumienia, że również chce pójść do przodu. I ja też zamierzam to uczynić, dlatego przygoda w Brookhollow Park na pewno bedzie przeze mnie kontynuowana.
Czytaj dalej
I have no mouse and I must click.