Silent Hill f: Japoński setting nadał grze unikatowy klimat [JUŻ GRALIŚMY]
![Silent Hill f: Japoński setting nadał grze unikatowy klimat [JUŻ GRALIŚMY]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2025/08/29/680cc9fe-85be-40f6-80cc-842fd7c0ff13.jpeg)
Nic w tym dziwnego. Akcję Silent Hill f osadzono w fikcyjnym japońskim miasteczku w latach 60. – to pierwszy tego typu zabieg w ramach serii – więc scenografia siłą rzeczy wydała mi się od początku dość znajoma, choć oczywiście wojna już wyraźnie przeszła do historii. Tę niewielką, wciąż stosunkowo biedną mieścinę obserwujemy, śledząc losy Hinako Shimizu – uczennicy szkoły średniej. Po kłótni z rodzicami wybiega z domu na spotkanie z przyjaciółmi. Ta krótka, normalna w istocie scena staje się jednak początkiem horroru.

Poznawanie nieznanego
Szybko okazuje się, że miasto zostało opanowane przez tajemnicze i śmiertelnie niebezpieczne siły – zupełnie nowe dla naszej protagonistki i jej znajomych, z których część nie ma zresztą szczęścia, by przed nimi uciec. Już tutaj twórcom udało się uzyskać fajny efekt: świat Silent Hilla f poznajemy bowiem razem z prowadzoną przez nas nastolatką, ucząc się jego zasad, przyswajając sposoby na unikanie zagrożeń, a potem walkę. Ta ciekawa sztuczka psychologiczna sprawia, że szybko związujemy się z protagonistką – takie wspólne odkrywanie, w czym zresztą pomagają też dość subtelna, ale emocjonalna narracja i dzienniki.
Sam gameplay jest równie interesujący. Młoda zbyt wielu sił nie ma, więc nawet spotkanie z pokraczną istotą przypominającą odrażającą wariację na temat kukły może stanowić wyzwanie. Ponownie jednak: błyskawicznie uczymy się wyprowadzać szybkie lub silne ciosy, uskakiwać, a także kontratakować, gdy pojawia się charakterystyczny błysk aury. W przemierzaniu kolejnych uliczek miasteczka Ebisugaoki pomogą nam przedmioty znalezione po drodze, zarówno broń – początkowo w postaci rurki czy noża – jak i rozmaite fanty pozwalające wrócić do pełni sił.

Tutaj przy okazji uwaga: zaprezentowano gameplay z ustawionym najniższym poziomem trudności, nie jestem więc w stanie powiedzieć, jak ograniczonymi zasobami przyjdzie nam dysponować. Ogółem jednak chyba śmiało można założyć, że gospodarowanie tym, co zbieramy, odegra w Silent Hillu f dość sporą rolę. Sama walka z kolei już nawet w najłatwiejszej wersji była czasem… wyczerpująca. Prowadzimy w końcu dziewczynę, która tężyzną fizyczną nie szokuje – i to czuć w zasadzie na każdym kroku.
Nie tylko walka
Patrząc zaś szerzej, rozgrywka jest mieszanką eksploracji miasta oraz „przeskakiwania” w bliżej niezidentyfikowaną, trochę oniryczną, ale też trochę demoniczną przestrzeń. Wszędzie zaś musimy mieć się na baczności – sceny ucieczek przez labirynty przejść zdarzają się tu dość często, bywa też, że pod presją czasu musimy sobie utorować drogę, by np. wydostać się z domu, w którym pojawiła się jakaś maszkara.

Nierzadko też, aby przejść dalej, trzeba np. odnaleźć klucze czy – na nieco późniejszym etapie – uporać się z dość trudnymi, wieloetapowymi zagadkami. Te ostatnie premiują spostrzegawczość, zwracanie uwagi na detale i kojarzenie faktów – warto o tym pamiętać, kiedy przy którejś zatrzymamy się na dłużej. W takim wypadku przydatne wskazówki przynosi też wspomniany już dziennik.
Czy to Silent Hill?
Do gustu przypadła mi grafika. Tym, którzy pamiętają starsze odsłony serii, na pewno się spodoba. Pastele, mgła, stonowane barwy i miejscami wręcz spokój bijący zarówno z aranżacji, jak i sposobu „pomalowania” kolejnych lokacji kontrastują tu z okropieństwami, jakie nawiedziły senne miasteczko. W zasadzie na każdym kroku coś nam pokazuje, że jesteśmy w Japonii – twórcy bardzo dobrze wykorzystują różnego rodzaju kody kulturowe i to, co znamy ze złotego i srebrnego ekranu. Jak więc widzicie, ta „Godzilla” we wstępie nie pojawiła się tak do końca przypadkowo. Równocześnie jednak to w dalszym ciągu Silent Hill – developerzy robią sporo, by przywołać atmosferę znaną z poprzednich części, tyle że tutaj zabiegi te siłą rzeczy nakładają się właśnie na tę unikatową dla serii japońską rzeczywistość, co przynosi odświeżający efekt.

Ale czy się bałem? „Strach” to zdecydowanie zbyt mocne słowo – grając, czułem raczej niepokój wynikający z poznawania tego nowego, dziwnego świata. Gra na pewno ma w zanadrzu jeszcze sporo sztuczek, jednak przynajmniej na początkowych etapach nie doświadczyłem tu tak gwałtownych emocji jak przy nadchodzącej odsłonie Resident Evil. Silent Hill f wydaje się… subtelniejszy, zaszczepia bojaźń gdzieś tam z tyłu głowy. I to uczucie, choć w mniejszym natężeniu, jest obecne niemal cały czas. A to chyba dobrze rokuje, nie?
Czytaj dalej
10 odpowiedzi do “Silent Hill f: Japoński setting nadał grze unikatowy klimat [JUŻ GRALIŚMY]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Kurczę, trochę żałuję, że ja do growych horrorów za nerwowy jestem, bo taki Silent Hill w japońskiej otoczce zapowiada się interesująco.
Też tak miałem i chyba SOMA była tym tytułem, który mnie przekabacił – naprawdę mocna historia, dla której warto było dać sobie postawić kilka włosów na karku. Potem Alien Isolation jest imo dobrym wyborem.
Tez tak mialem, ale zmusilem sie w pewnym sensie do przejscia RE7, bo bardzo mi sie ta gra generalnie podobala. Po pewnym czasie tak gdzies po 5h, moj mozg uznal, ok to tylko gra, wyluzuj i potrafilem sie przemoc i tak nie spinac przy kazdej okazji. Teraz mam juz kilka gier za soba i wspomnianego wyzej SH mam tez zamiar ukonczyc.
O tak, Resi też świetnie wynagradza cierpliwość, u mnie zaczęlo się od czwórki.
Wiem, wiem. W Izolację grałem, momentami fizycznie zjeżdżając pod biurko, ale grałem i nie żałuję. Soma wciąż jest na liście rzeczy do ogrania. Jeśli się okaże, że ten SH będzie dobry, to pewnie też prędzej czy później ogram. Przygotuję sobie zapas herbatki z melisy i jakoś to pójdzie. 🙂 Po prostu trochę żałuję, że nie będę takimi grami cieszyć się tak, jak prawdopodobnie na to zasługują.
Co ciekawe, w filmowych horrorach prawie nic mnie nie rusza, a książkowe wywołują u mnie raczej przyjemną formę strachu.
Może sprawdzisz serię Fatal Frame? Dla mnie były takim przyjemnym wstępem do growych horrorów. Jak dla mnie ma te gry budzą niepokój, ale nie skupiają się na tanich zagrywkach, a bardziej straszą atmosferą i lokacjami. No i nie walczymy z maszkarami, a duchami, więc powinno być łatwiej się z tym oswoić.
Ja na pewno sobie zapiszę, widziałem ten tytuł kilkukrotnie i brzmi bardzo ciekawie
To pierwszy Silent Hill, w którego mam ochotę zagrać. Mam nadzieję, że Konami nie zawiedzie!
Po tym co pokazali, to nie ma nic wspólnego z SH oprócz nazwy. Gra może być fajna ale bez sensu to tak nazywać.
Co do Godzilli to mnie sie dzis snilo, ze mialem mega nowoczesny i zaawansowany stroj a’la Iron Man, ale w kolorze bialym z zoltymi laserami. Walczylem z mecha Godzilla, (sterowana przez czlowieka) ktora na poczatku byla wielka jak dolina, a potem jakims cudem walczylismy w hangarach instytucji, w ktorej byl stworzony moj stroj. Pracownicy byli po mojej stronie i mi pomagali, bo w pewnym momencie moj stroj wyczerpal sie z baterii i musialem sie podladowac, a oni nie powiedzieli gosciowi co sterowal mecha Godzilla gdzie jestem. Minus One to moim zdaniem najlepszy film o Godzilli wszech czasow, bez wyjatku.