Sleeping Dogs – już graliśmy!

Sleeping Dogs to, w wielkim skrócie, po prostu GTA w klimacie azjatyckich filmów sensacyjnych. Fani wschodniego kina będą tą produkcją zachwyceni, cała reszta niekoniecznie: w kwestii fabuły i rozgrywki widzieliśmy już rzeczy zarówno lepsze, jak ciekawsze i nie do końca widzę jakiś konkretny powód, by kupować akurat Sleeping Dogs. Fabularnie jest w tym trochę Donnie Brasco, Departed, Point Break i każdego innego tworu o policjancie wkręcającym się do mafii/gangu, by opowiedzieć starą jak świat historię o miłości, zdradzie, przyjaźni, dylematach moralnych, etc., ale jakoś tym razem nie mogłem przez to przebrnąć.
Pozwólcie więc, że fabułę Sleeping Dogs przemilczę – nie dość że grałem w wersję “preview”, która przerzuciła mnie w pewnym momencie hen daleko w przód i niewiele z tego wszystkiego wynikało, to jeszcze niczym nie różni się ona od tego, co sami napiszecie dostając za temat: “Najbardziej sztampowa historyjka gangsterska dziejąca się w Hong Kongu”. Nie zapomnijcie tylko o bohaterze, który pragnie zemsty, bo jego rodzina nie żyje.
Na poważnie w piaskownicy
Wszyscy wiemy jednak, że to rozgrywka w przypadku gier akcji z otwartym światem jest najważniejsza, bo po co komu dwa miliony kilometrów kwadratowych przestrzeni do zwiedzania skoro nie ma na nich co robić? Jak dawać graczom piaskownicę, to niech w niej będzie jakiś piasek. Sleeping Dogs pod tym względem nie zachwyca – wszystko co ma do zaoferowania już gdzieś było, tyle że zrealizowane dużo lepiej.
Zgodnie z głównym schematem projektowania gier sandboksowych: masz główny wątek fabularny i pierdyliard misji pobocznych, które możesz wykonywać kiedy ci się zachce. Od “wielkiego jumania fur” przez przypadkowe bijatyki i obstawianie walk kogutów. Niestety Sleeping Dogs jest zdecydowanie zbyt poważne i “ciężkie” w klimacie, żeby dawać mu ulgi za złą realizację dobrych pomysłów – nie jest w stanie udźwignąć swojej własnej powagi przeciętną realizacją rozgrywki. Jadąc na walki kogutów przez pół miasta miałem nadzieję, że zobaczę motyw prosto z Saints Row: The Third i dostanę w ręce jakąś bajerancką minigierkę z dziobaniem, podskakiwaniem, lataniem i majtaniem grzebieniem… ale nie: obstawiłem kto wygra, patrzyłem jak się koguty biją, zasypiałem z nudów, odjechałem i nie wróciłem tam już więcej.
A dobrze się strzela?
Sleeping Dogs zaczyna się bardzo powoli i jeszcze wolniej się rozkręca. Ciężko nazwać chodzenie od punktu A do punktu B w ślimaczym tempie jakąkolwiek rozgrywką, ale ładnych kilka minut wprowadzenia do gry spędza się właśnie w ten sposób. Później nie jest lepiej: pierwsze zadania to wyłudzanie haraczy, bijatyka, pościg i… zaniesienie pieniędzy za obiad kobiety ze straganu do restauracji.
Prawda – to tylko tutorial, ale pozytywnie nie nastraja. Widać jednak, że nad bijatykami ktoś siedział i próbował “zrobić je dobrze”, co rzadko której grze podobnej do GTA się udaje. Może pomogły w tym konsultacje z mistrzem UFC, Georgem St-Pierre, ale pomimo tego system walki opierający się na klikaniu jednego klawisza (atak), okazyjnie drugiego (kontra) i może trzeciego od biedy (chwyt) nie zachwyca, a na dłuższą metę po prostu nudzi. Do dyspozycji ma się proste kombosy w stylu “przyciśnij trzy razy krótko, raz dłużej”, a przeciwnik dostanie trzy razy z pięści, raz z półobrotu – można bawić się w jakieś wariacje na ten temat, ale ciężko znaleźć jakiś pretekst żeby to w ogóle robić. Ciosy nie “siedzą”, a uderzony z buta w twarz wróg zamiast pluć krwią zaczyna dymić z głowy jakby miał piętnaście kilogramów kurzu we łbie zamiast mózgu.
W trakcie walk wręcz i bronią miałą można oczywiście kontrować ciosy przeciwników – wystarczy pacnąć trójkąt, kiedy wróg świeci się na czerwono. Chociaż człowiek z dobrym refleksem nie będzie w stanie nie zdążyć, to w walkach pojawia się uciążliwy lag po wyprowadzeniu kombosa: zanim gra pozwoli zareagować na cokolwiek, animacja musi się skończyć i nieuchronnie doprowadzić do przyjęcia kilku ciosów na klatę.
Najciekawsze są więc chwyty – po złapaniu przeciwnika można potarmosić się z nim chwilę, a potem skorzystać z podświetlonego na czerwono obiektu na mapie żeby wykończyć kogoś w dość widowiskowy sposób. Niestety i tu nie ma niczego naprawdę zabawnego, bo rozstawiono za mało tych czerwonych obiektów i do tego rozrzucone są jakoś tak nieprzekonywująco: kiedy wrogów kupa, tam czerwonego strasznie dużo, a kiedy mniej, to nie ma co robić – jedynie bić po twarzy w standardowy sposób. Finishery są – prawda – niezłe, ale szaleństwa nie ma: ot zmiażdżyć komuś głowę o śmietnik, rozorać twarz wiatrakiem z wywiewu na dachu, połamać żebra zamykaną kratą sklepową… i tak dalej. Byłoby to zdecydowanie ciekawsze, gdyby dało się wykorzystać przynajmniej 70% otoczenia, a nie tylko kilka elementów na krzyż. I to tak leniwie poustawianych, że widać je tylko wtedy kiedy trzeba – nigdzie w porcie śmietników nie ma, ale akurat W TYM JEDNYM MIEJSCU, w którym bić się będziesz na pewno się pojawią.
Walka z bronią w ręku też do najciekawszych nie należy. Strzelanie sprowadza się do najbardziej prymitywnego z możliwych shootera z osłonami. Kucasz za ścianą, wychylasz się żeby strzelić, wracasz za ścianę. Nic ciekawego, nic przesadnie interesującego, a i niepocieszony jestem zawsze, kiedy mam udawać, że na padzie da się precyzyjnie i szybko wycelować. Sleeping Dogs mnie pod tym względem nie ruszyło.
A jak się jeździ?
O wiele lepiej prezentuje się wszystko, co wiąże się z jeżdżeniem, bo chociaż szału i rewelacji nie ma, to akurat ten element w sandboksach jest z reguły realizowany dobrze. Przede wszystkim: model jazdy jest banalny do opanowania i “nierzeczywisty”, czyli fani samochodówek będą narzekać, a cała reszta podskoczy z radości. Samochody prowadzi się banalnie, motory łatwiej opanować niż w GTA… ale wszystko poza tymi kilkoma plusami jest po prostu złe. Mając sportowy samochód w garażu chcę mieć nim gdzie pojeździć – całe Sleeping Dogs składa się za to z wąskich uliczek, tuneli, monotonnych autostrad i… no niczego więcej. Jedna z dróg prowadząca z miasta do miasta to kręta dróżka z ruchem jednokierunkowym i o ile jazda pod prąd może wydawać się przez chwilę fajna, to po chwili zaczyna się widzieć, że w tej grze po prostu nie ma gdzie się kręcić. Nie ma po co rozwijać prędkości i nawet nie ma gdzie pobłądzić. Już GTA: San Andreas było lepiej zaprojektowane (jeżdżenie traktorem po wsiach i robienie zdjęć restauracjom na peryferiach cywilizacji, ach!) i ciekawsze niż monotonny krajobraz Sleeping Dogs.
Jeżeli błądzenie odpada, to zostają misje. A te mogą wydawać się całkiem interesujące i wielowarstwowe – szczególnie te fabularne, bo w nich rzeczywiście coś się dzieje. Od pościgu za kimś na motorze przez skakanie po dachach samochodów i wyrzucanie z nich kierowców aż po eliminowanie eskorty strzelając po oponach (świetny zabieg automatycznego zwolnienia czasu, by dało się dobrze wycelować). Wszystko to dzieje się w jednej misji, a i to nie koniec: już na piechotę trzeba dogonić bydlaka, który jakimś cudem się wymknął, pokonać jego ochroniarzy i ostatecznie ubić także jego, a potem uciec przed policją. Nieźle… ale to nie szalone Saints Row: The Third, gdzie każda misja wnosiła coś nowego, kazała podejść do zabawy w zupełnie inny sposób. Sleeping Dogs jest przewidywalne i w wykonywanie fabularnych zadań ciężko się wkręcić. Szczególnie po dwóch misjach opierających się niemal na tym samym – dwóch misjach pod rząd!
Szczególnie smutnym widokiem była scena drugiego dostępnego w wersji preview pościgu – przebiec trzeba było przez dokładnie ten sam fragment miasta, co na samym początku. Nie wiem czy w pełnej wersji gry wyglądać ma to identycznie, ale jeżeli tak, to Sleeping Dogs strzela sobie w stopę bezmyślnym recyklingiem.
Podsumowując…
Można by napisać też o systemie ulepszeń, czy “perkach” zdobywanych dzięki masażom i jedzeniu z budek na ulicy, ale to wszystko już gdzieś było i nie wyróżnia się na tyle, by zawracać sobie tym głowę. Inną bardzo szumnie reklamowaną rzeczą są jednak znani aktorzy występujący w grze, ale – prawdę mówiąc – poza rzeczywiście ciut lepszym poziomem głosów niż w standardowej wielkiej produkcji za miliony dolarów, z tego też nie ma co się cieszyć. To zwykły film akcji – chwalenie się kunsztem aktorskim i scenariuszem nie ma w nim wielkiego sensu, bo nikt nie ogląda takich rzeczy dla głębi fabularnej, a dla nazwiska na plakacie. O ile więc Bruce Willis może mnie ściągnąć do kina, to znany aktor podkładający głos w grze już niestety niekoniecznie. Tym bardziej, że technologicznie wciąż nie potrafimy oddać w grach realnej mimiki twarzy, czy przekonująco animować ruchów ciała.
Ogółem jednak nie jest ani źle, ani dobrze. Sleeping Dogs cierpi z powodu dosyć nietypowego paradoksu: zamiast koncentrować się na głównym targecie, czyli fanach sandboksów z dodatkiem filmowej akcji, koncentruje się na fanach filmów, którzy lubią od czasu do czasu zagrać w jakiś sandboks. I może to nawet całkiem dobre rozwiązanie, kierować grę do konkretnego grona odbiorców, ale ja się niestety do nich nie zaliczam – z przerysowanych scen pościgów, w których wystarczy strzelić w koło samochodu, by poleciał dwa tysiące metrów w niebo cieszę się tylko wtedy, kiedy mogę przy okazji skakać z samolotu do „Power” Westa. Od tak ambitnej produkcji, jak Sleeping Dogs wymagam zdecydowanie więcej – chociażby braku hektolitrów kiczu wtłoczonych w scenariusz, który przez to ciężko jest traktować serio. Ale to prawdopodobnie jedna z podstawowych cech wschodnich filmów – klimatu, który do mnie nie trafia. I dlatego chociaż gry z otwartym światem uwielbiam, to w Sleeping Dogs grać po premierze niestety nie będę.
Czytaj dalej
34 odpowiedzi do “Sleeping Dogs – już graliśmy!”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Szkoda, bo byłoby miło, jakby ta gra okazała się bardzo dobra i sprzedała się bardzo dobrze, choćby po to, żeby wkurzyć kolesi z Activision 😛 A tak na marginesie, to od jakiegoś czasu ciągle mnie wylogowuje z tej strony…
Dżiz ktoś jeszcze na serio bierze pierdoły pisane przez niego?
@Moooras Używasz Opery? Ma dokładnie to samo, po wyłączeniu przeglądarki musze znowu się logowac.
Mam*, przydała by się edycja komentarzy.
Tytuł cały czas myli mi sie z Watch Dogs ;O
Gra przez zachodnie serwisy została przyjęta dość dobrze, oceny od 8,5 do 9,5. Po za tym czytając ten tekst miałem wrażenie jakby autor był uprzedzony do tej gry…
Berlin jest uprzedzony do wszystkich gier 😛
Mam wrażenie, że jest to trochę bardziej zorientowana na zachód Yakuza. Nie wiem czemu.
Wiedziałem, że to nie gra dla mnie (wschodnie klimaty – nie cierpię) ale ten tekst jakoś mnie odrzucił. Berlin nie lubi takich klimatów, i wydaje mi się, ze przez to automatycznie czepiał się wszystkiego na siłe.
@KadwaO|”Dość dobrze?” Przecież 8,5 to bardzo wysoka ocena jest… A 9,5 to dla gry aspirującej do arcydzieła.
@CoCieToObchodzi|Do puki nie przeczytam kilku recenzji i nie dowiem się za co tak ocenili tą produkcję (po za hasłami „Jedna z najbrutalniejszych gier 2012 roku, czy „Najlepsza gra z otwartym światem 2012 roku”) to pozostaje przy sformułowaniu „dość dobrze”, gdyż np. pierwsze oceny Dragon Age 2 też były wysokie.
@Szary96: Używam Firefoxa. I dopiero w tym miesiącu pojawił się z tym problem.
Kurde, myślałem że mowa o Watch Dogs ale to od Ubisoftu.|Jakaś nowa tendencja co do nazywania gier po wszystkich „Callach” „ghostach” „warriorach” „citisach” itepe? |A sama gra – nie lubiłem Shenmue, Yakuzy czy Strangeholda. Tu też podziękuję.
Mnie ta gra interesuje i czekam na inne recenzje po za tym sądze iż Berlin na siłę wyciągał wszystkie brudy.
@kalafiorro – mam ten sam problem 🙂
Jeśli ktoś chce zobaczyć całkiem inne spojrzenie na tą grę nie to zapraszam na tvgry.pl
No proszę, spodziewałem się, że Berlin znowu zjedzie grę od A do Z, a także Ź i Ż, i to językiem z którego nic nie wyczytam, to tutaj rzeczowo i zrozumiale opisał co jest słabe, co ewentualnie dobre i komu może się jednak spodobać. Błagam cię Berlin – właśnie tak pisz artykuły i nie wracaj do stylu z „Bo my dajemy się bić po twarzy…”.
Taaa, kolejny wysokobudżetowy średniak.
Mimo ze kibicowałem grze całym sercem, to jakoś mnie nie dziwi ta recenzja, chyba przeczuwałem coś takiego. Chcieli lepiej od GTA, a wyszło jak zwykle…
Hmm wyglada na to, ze wychodzi taka azjatycka mafia-w saints row nie gralem wiec ciezko mi sie odniesc, ale tutaj to takie true crime w hd-nie wiem dlaczego takie zdziwienie, skoro to miala byc wlasnie nastepna czesc tej serii. Coz, wypada pocieszyc sie tym, ze nowa yakuza na konsolach tez orlem nie jest.
Co do recenzji,to srednio mi sie podoba.Brzmi jak napisana na podstawie gameplaya ze strony,nie wiem co to znaczy,ze ciosy nie siedza,a jechanie na 3 klawisze w walce jest bezcelowe,bo nie na tym opiera sie slabosc mechaniki(batman ma najlepszy obecnie system walki w tego typu grach a ilu klawiszy sie uzywa?).Widac ewidentie,ze Berlina to nie jara i wlasnie tenbrak obiektywizmu juz ktorys raz mnie wpienia.Albo zachwyca sie byle G*,albo „rzeczowo” zjezdza gre od gory do dolu.Zlosc na kure bo nie jest gesia..
Co do recenzji,to srednio mi sie podoba.Brzmi jak napisana na podstawie gameplaya ze strony,nie wiem co to znaczy,ze ciosy nie siedza,a jechanie na 3 klawisze w walce jest bezcelowe,bo nie na tym opiera sie slabosc mechaniki(batman ma najlepszy obecnie system walki w tego typu grach a ilu klawiszy sie uzywa?).Widac ewidentie,ze Berlina to nie jara i wlasnie tenbrak obiektywizmu juz ktorys raz mnie wpienia.Albo zachwyca sie byle G*,albo „rzeczowo” zjezdza gre od gory do dolu.Zlosc na kure bo nie jest gesia..
Jeśli ktoś na podstawie tej „recenzji” podejmie decyzje o zagraniu w Sleeping Dogs a właściwie nie zagraniu to gratuluje braku własnego zdania bo na stronie CDA napisali że jest be.A to że tekst pisze osoba na starcie uprzedzona wyszukująca bolączek na silę już nikogo nie obchodzi bo to tekst na stronie CDA , dalibyście GTA osobie tak samo uprzedzonej do tej serii to tez by zjechała ją tak samo albo i nawet gorzej bez względu jak dobra by to była gra lol obudźcie się.
Eh, mało pomocne są recki Berlina bo jedzie dość równo i dobre i słabe tytuły.
CDA Action czy nie macie jakiegoś redaktora który nie jest pecetowym dzieckiem neo uprzedzonym do gier dla normalnych ludzi?
Nie rozumiem wczym masz problem, berlin opisał bardzo dokładnie JAK się w to gra więc możesz stwierdzić czy ci to pasuje czy nie. To, że jemu się nie podobało powinno być dla ciebie mało istotne. Nie sądzisz, że hejtowanie innych za inny gust jest nieco nie na miejscu?
Poczekam do premiery, przeczytam kilka recek na polskich i angielskich stronach poswieconych grom i dopiero wtedy zdecyduje, czy gre warto kupic. Podejmowanie decyzji w oparciu o tylko jeden, powyzszy tekst, ktory jak Berlin przyznal powstal po zagraniu w wersje preview nie ma zadnego sensu. Jest jeszcze za wczesnie, by juz teraz gre mieszac z blotem lub decydowac, ze sie ja na 100% kupi.
@Yeah – zasadniczo to prędzej bym nazwał Berlina uprzedzonym konsolowcem 😛 ale spoko. Mi też często nie pasują jego teksty, ale jak wyrażam niesmak, to przynajmniej mówię dlaczego. Zasadniczo jak mówisz komuś brzydkie rzeczy, to logicznie to argumentując nie wychodzisz na pretensjonalnego chama. Także… tego ten 😉 A powyższy tekst akurat jest całkiem niezły, więc nie czaję skąd bulwers?
Berlinowi nie podoba się klimat i już jedzie po równi… nic do niego nie mam ale poczekam na coś bardziej obiektywnego 😀
http:kotaku.com/5934272/sleeping-dogs-the-kotaku-review
Można Prosić o recenzje innego redaktora?
Berlin jedynie co by dobrze ocenił i zachwalał yo wyśmienitą rozgrywkę, elementy bijatyki i fabułę to pewne w PACMANIE. Jakoś grałem w Batmana na PS3 i tam też się spamuję tyle przycisków xD Pewnie sam widział tylko gameplaya i na poctawie niego oceniał…
Pomyłka *PODSTAWIE* (Matko Boska…)