Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge – już graliśmy w to cudo!
Z żółwiami ninja mam same dobre wspomnienia. Stara kanapa, Pegasus, świetna grafika i... ulubiony przysmak bohaterów gry – ta mityczna pizza, której wtedy nie miałem jeszcze okazji ani razu spróbować. Od tego czasu zmieniło się bardzo dużo – ale żółwie wracają takie, jakimi je pamiętam.
To będzie klasyczna do bólu produkcja, który równie dobrze mogłaby (rzecz jasna w odpowiednio dostosowanej formie) trafić lata temu na klony Famicoma i – jestem pewien – przypaść ówczesnym graczom do gustu. Zgaduję, że nie inaczej będzie teraz.
Zaginiona kontynuacja
Gdybym miał postawić Zemstę Shreddera na półce pomiędzy innymi tytułami z serii, to zajęłaby ona miejsce obok Teenage Mutant Ninja Turtles z 1989 roku, gry w Polsce szerzej znanej pod nazwą Teenage Mutant Ninja Turtles II: The Arcade Game (i kojarzonej z Pegasusem). Podobnie jak wspomniana, wiekowa już produkcja, Shredder’s Revenge to klasyczny beat ’em up, oczywiście na tle współczesnych tytułów dość uproszczony. Ot, wybieramy jednego z sześciu dostępnych bohaterów i w klimatach znanych z 8-bitowców łoimy zarówno pomagierów tytułowego czarnego charakteru, jak i – pod koniec etapów – kolejnych bossów.
W udostępnionym przedpremierowo fragmencie gry miałem do dyspozycji dwa poziomy – ogółem jakieś pół godziny zabawy. W tango możemy ruszyć, kierując nie tylko którymś z czterech żółwi, ale też ich mistrzem Splinterem lub paradującą w żółtym kostiumie reporterką April O’Neil. Gromadka ta różni się pod względem szybkości, siły i zasięgu ciosów – każdy więc znajdzie coś dla siebie.
Klasyka na każdym kroku
System walki jest bardzo intuicyjny, a jeśli ktoś pamięta starsze odsłony, to od pierwszych chwil poczuje się jak w domu. Mamy do dyspozycji ciosy bronią białą, kopniaki, skoki, rzuty, a także superciosy, które aktywujemy, gdy nazbieramy wystarczająco dużo energii. Shredder’s Revenge, choć czerpie pełnymi garściami z cudownie wyglądającego dwuwymiarowego pixel artu, daje nam namiastkę głębi: po kolejnych arenach możemy sobie spacerować, dobierając odpowiednią pozycję względem wroga.
Jak to na ogół bywa w tego typu grach, lokacje pokonujemy od lewej do prawej, czasem tylko łażąc z góry na dół – twórcy opierają się tutaj na dokładnie tym samym schemacie co w przytoczonym wcześniej poprzedniku. Ba, nawet interaktywność poziomów wygląda... w zasadzie tak samo jak lata temu: możemy rozbijać część elementów otoczenia, np. hydranty, i w ten sposób razić przeciwników. Trzeba mieć oko na otwarte włazy studzienek kanalizacyjnych, rozglądać się za mogącymi nas potrącić samochodami oraz zwracać uwagę na sposób pojawiania się przeciwników na arenie (niespodziewane wtargnięcie wrogów zza zamkniętych drzwi lub ich przejazd motocyklem sprawi czasem problem). Są i power-upy w postaci, a jakże, pizzy regenerującej nasze nadwątlone siły witalne.
Szykuje się rewelacyjna gra retro ze wszystkimi zaletami klasycznych Żółwi z Pegasusa.
Stajemy oczywiście naprzeciw wojownikom Klanu Stopy, którego przedstawiciele różnią się od siebie wytrzymałością, zakresem ruchów oraz dzierżonym uzbrojeniem – to te śmieszne ludki ninja w kolorowych strojach. Ponadto pojawiają się śmigające po lokacjach droidy, a zwieńczeniem obydwu ogrywanych przeze mnie etapów okazały się starcia z bossami. Tu też bez niespodzianek: Rocksteady i Bebop są doskonale znani każdemu, kto kiedykolwiek obejrzał choćby parę odcinków kreskówki z żółwiami w roli głównej. Od pierwszych chwil widać, że nadchodząca gra jest jednym wielkim uśmiechem do ludzi pamiętających minione czasy. A to bardzo duża zaleta, rzecz jasna.
Tylko z padem!
Shredder’s Revenge można przechodzić, korzystając z klawiatury – ale nie polecam, bo jest to szalenie niewygodne. Lepiej sięgnąć po pada (choć należy go podłączyć przed rozpoczęciem zabawy, gdyż przerzucenie sterowania z klawiszy na kontroler wymaga zrestartowania tytułu), którym gra się świetnie: sterowanie jest bardzo intuicyjne, pod ręką zaś w razie czego mamy kompletną listę ciosów. Z takiej pomocy korzystałem jednak tylko raz – o wiele większą frajdę sprawia odkrywanie wszystkich kombinacji na żywo. A jest ich całkiem sporo. Bawić możemy się w samotnie lub nawet z trzema kompanami – oczywiście na jednym ekranie.
Co tu dużo mówić, jestem oczarowany. Rzecz jasna nie wiadomo, jak to wszystko będzie hulać w pełnej wersji – to, czy gra okaże się przyjemna, zależy przecież w przypadku takich produkcji nie tylko od kolejnych misji, ale i długości zabawy oraz kombinacji poziomu trudności z możliwością kontynuacji. Zaczynając rozgrywkę, mamy trzy życia, po ich wykorzystaniu pojawia się zaś ekran, z którego wynika, że będziemy mogli cztery razy przedłużyć zabawę, wrzucając wirtualną „monetę”. Innymi słowy, wszystko wygląda tu klasycznie, a gra dobrze rokuje. Premiera nowych Żółwi już latem tego roku – ja nie mogę się doczekać.
Cieszy
- piękny pixel art
- szóstka bohaterów do wyboru
- bardzo fajny, klasyczny system walki
- nawiązania do tego, co pamiętamy choćby z Pegasusa, na każdym kroku
- klimatyczne udźwiękowienie
- czysta frajda z klasycznej rozgrywki
Niepokoi
- bez pada nie podchodź
- przełączenie między padem a klawiaturą wymaga restartu gry
- zobaczymy, jak zostanie ustawiony poziom trudności
Czytaj dalej
Gdyby mnie ktoś zapytał, ile pracuję w CD-Action, to szczerze mówiąc, nie potrafiłbym odpowiedzieć. Zacząłem na początku studiów i... tak już zostało. Teraz prowadzę działy sprzętowe właśnie w CD-Action oraz w PC Formacie. Poza tym dużo gram: w pracy i dla przyjemności – co cały czas na szczęście sprowadza się do tego samego. Głównie strzelam i cisnę w gry akcji – sieciowo i w singlu. Nie pogardzę też bijatyką, szczególnie jeśli w nazwie ma literki MK, a także rolplejem – czy to tradycyjnym, czy takim bardziej nastawionym na akcję.