Warstride Challenges – już graliśmy! Nieślubne dziecko Quake'a, Super Meat Boya i TrackManii

To FPS, w którym od mety ważniejszy jest czas, w jakim do niej dotrzesz. Czas, a co za tym idzie styl, ten bowiem okazuje się wszystkim: pozwala nadać postaci odpowiednie tempo, płynnie pokonywać przeszkody, a także wykorzystywać fizykę, rozmaite mechanizmy czy umiejętności tak, by działały na twoją korzyść. Dzieło zespołu Dream Powered Games jest nieślubnym dzieckiem Super Meat Boya, TrackManii i Quake’a. To nie bezmyślne wyrzynanie demonów, moi drodzy. To cholerny balet!

Warstride Challenges

I to balet okraszony niezłą grafiką i piekielnie energetyczną ścieżką dźwiękową, która fantastycznie podkręca napięcie. A jak się w to gra? Warstride Challenges wprowadza w swoje meandry i zawiłości małymi kroczkami, po kolei. Jeśli pojawia się jakaś nowa umiejętność, technika, broń czy ruch, jej działanie zostaje wyjaśnione w tutorialach. Te również musimy zaliczać na czas, bo absolutnie każde wyzwanie spina wąska klamra uciekających sekund – jeśli nie zmieścisz się w przewidzianym limicie, musisz próbować raz jeszcze.

Uczę się więc, że dłuższe wduszenie spacji równa się dalszemu skokowi. W powietrzu zaś nadal mam pewną kontrolę nad postacią, co jest arcyważne, bo dzięki skokom poruszam się szybciej, dlatego nie warto z nich rezygnować nawet na prostych odcinkach. Odkrywam zalety wślizgu przydatnego nie tylko w walce, ale przede wszystkim przy pokonywaniu ciasnych szczelin. Korzystam ze spowalniania czasu – mocno limitowanego (przyznacie, półtorej sekundy to niewiele, choć czas zależny jest od mapy), jednak ratującego życie w krytycznych sytuacjach. Dowiaduję się o przyciskach i wajchach otwierających zamknięte przejścia – te pierwsze aktywuję celnym strzałem, do drugich muszę dobiec. Uczę się pchnięcia falą uderzeniową, która niszczy część zapór i hurtem pozwala załatwić kilku przyjemniaczków. I tak dalej.

Warstride Challenges

Podobnie wprowadzane są kolejne bronie (zaczynamy z niezłym pistoletem, ale nic tak nie bawi, jak strzelba na bliskim dystansie lub karabin maszynowy w przypadku większych odległości) czy rodzaje przeciwników. Podstawowe mięcho armatnie pada po jednym strzale, choć oczywiście im dalej w las, tym większe okazy lansują się na parkiecie. Zasady są jednak dwie: wszystko, co może eksplodować ci w twarz, rozwalaj z bezpiecznej odległości (to, co stoi obok wybuchowej urny, takoż – a mamy tu potwory, które można zabić tylko w ten sposób), a jeśli galopujący w twoją stronę maszkaron ma głowę, celuj właśnie w nią. Istnieje szansa, że położysz go pierwszym strzałem i zaoszczędzisz kolejne milisekundy. A czas ucieka, tik-tak, tik-tak...

Mapy to na ogół kilka komnat połączonych wąskimi korytarzami i określona liczba stworów do ubicia – gdy padnie ostatni z nich, meta sygnalizowana czerwoną mgiełką pięknie się zazieleni, a wkroczenie w nią będzie jednoznaczne z ukończeniem poziomu. Pod warunkiem, że zmieściliśmy się w narzuconym limicie czasowym, te z kolei są pioruńsko wyśrubowane. Już po kilku startowych lokacjach robi się trudno, więc przy pierwszym, drugim podejściu potrafiłem zdobyć co najwyżej brązowy medal. By zawalczyć o miejsce na podium i sięgnąć po złoto, trzeba znać plansze na wylot, bo każdy błąd może kosztować utratę cennej sekundy, a sekunda w Warstride Challenges to ocean czasu.

Warstride Challenges

Każde z wyzwań przygotowano w kilku wariantach o rosnącym stopniu trudności, więc poziom pokonywany na normalu z zamkniętymi oczami może nas zaskoczyć na hardzie i dalej – czy to gęściej usianymi przeciwnikami, czy przeszkodami terenowymi, których w poprzedniej wersji nie było. Klasyczne etapy podzielono na trzy zróżnicowane tematycznie akty, a ich uzupełnienie stanowią bonusowe rodzaje zadań. W jednych trzeba rozwalić określoną liczbę wrogów (znacznie większą niż na klasycznych mapach), BFL (Big Fun Level) to dłuższe ścieżki zdrowia, czyli odblokowane wcześniej lokacje połączone w jedną, na Arenach z kolei eliminujemy napływające fale potworów, oczywiście pod dyktando uciekającego czasu.

Warstride Challenges

Do tego dorzućmy edytor poziomów oraz możliwość rozegrania runów na mapach stworzonych przez społeczność. Rzecz jasna dochodzi jeszcze chęć poprawiania własnych rekordów lub ścigania się z duchami innych graczy, bo Warstride Challenges bardzo mocno akcentuje rywalizację, motywując do walki o wysokie miejsca na globalnych tablicach wyników. Produkcja Dream Powered Games już teraz gwarantuje wiele godzin dynamicznej, wymagającej i zaskakująco satysfakcjonującej zabawy, a może być tylko lepiej. Z czasem dojdą kolejne poprawki, nowe mapy i umiejętności, a także multiplayer z prawdziwego zdarzenia. Kiedy premiera? Najwcześniej za rok.