Jeździsz na rowerze? Weź udział w konkursie i wygraj strój kolarski zespołu ActiveJet! [UPDATE – Wyniki]
![Jeździsz na rowerze? Weź udział w konkursie i wygraj strój kolarski zespołu ActiveJet! [UPDATE – Wyniki]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2021/11/19/53cf8806-7be9-4dc3-930a-acdafe3800bc.jpeg)
Aby zdobyć jedną ze wspomnianych we wstępie nagród, trzeba jednak coś zrobić. Chcemy, byście opisali lub zaprezentowali (w komentarzach pod tym newsem) nam swoją pierwszą wywrotkę na rowerze. Ważne, by była ona ciekawie przedstawiona. Można posiłkować się własnoręcznie przygotowanymi grafikami czy zdjęciami.
Autor najlepszej historii dostanie męski strój kolarski ActiveJet Team (koszulka i spodenki) oraz rękawiczki. Osoby, które zajmą drugie i trzecie miejsce mogą liczyć na pakiety rękawiczek, bidonu i czapki. Rozmiar stroju i rękawiczek do wyboru: M, L lub XL.
Macie czas do najbliższej niedzieli do 12.00.
[UPDATE]:
Wybraliśmy zwycięzców. Główną nagrodę otrzymuje Thomas_Trip, a drugie i trzecie miejsce zajęli Lekon i kowu. Gratulujemy! Do laureatów została wysłana wiadomość z prośbą o przesłanie adresów do wysyłki zdobytych zestawów.
Czytaj dalej
196 odpowiedzi do “Jeździsz na rowerze? Weź udział w konkursie i wygraj strój kolarski zespołu ActiveJet! [UPDATE – Wyniki]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
łatwym zadaniem. Stwierdziłem, że łatwiej wrócić na rowerze niż go prowadzić, ale na tej drodze musiałem trzymać się kierownicy obiema dłońmi. Siłowanie się podczas jazdy z ręką cały czas uciekającą w kierunku przeciwstawnego biodra to uczucie, które pamięta się do końca życia. Wyobraźcie sobie ulgę gdy dojechałen do domu nie zaliczając po drodze żadnej gleby. Na całe szczęście ojciec był w domu i fakt mojego wypadku zbytnio go nie przejął ze względu na braci, którzy od pierwszych lat swojego życia łamali
wszystko co popadnie. Szybko do samochodu i w drogę do szpitala. Ból zaczął mi doskwierać dopiero 20 minut później.|Pani z ubezpieczalni zna zgoła inną historię, w której rzekomo udałem się z ojcem na wycieczkę rowerową do lasu i upadłem na ścieżce, ale to i niekompetencja lekarzy, którzy bez zobaczenia rentgenu założyli mi ósemkę (paski, które miały sprawić aby kości się naprostowały i zrosły) na podwójne złamanie, mieli zamiar wysłać mnie do domu, to już tematy na inną okazję.
Moją pierwszą wyprawą która zmieniła mnie dogłębnie była podróż do Zwierzyńca(woj.Lubelskie) nad zalew, w czasie drogi po pokonaniu 20km. W moim starym Polskim Romeci, pękła opona, zatrzymaliśmy kierowcę który podrzucił nas do najbliższego miasta, wszystko poszło ok. następnie po wymianie, dojechaliśmy do celu, pogoda dopisała, słońce grzało, w drodze powrotnej postanowiliśmy ze znajomym wstąpić na najbliższą górę, gdy deszcz nas dopadł, droga była nie przejezdna, więc musieliśmy zostać na noc po tym powrót
Mój „pierwszy raz” był dosyć późno, bo w wieku ok. 10 lat (jak każde chyba dziecko miałem wcześniej rowerek z 4 kółkami więc mogłem się gimnastykować ile mogłem a upaść i tak nie upadłem 😛 ). Było słoneczne popołudnie, na niebie ledwo kilka chmurek – wracałem właśnie od kolegi na moim ekstra zardzewiało-wypasionym niebieskim składaku. Byłem już prawie na końcu drogi do mojego domu i dosłownie chwila zapomnienia…zamknąłem oczy, podniosłem ręce i zacząłem śpiewać „szeroko z zamkniętymi oczami”, no cóż…
Ktoś pomyślał że mogłem tak przejechać jakieś 200 metrów? Ja też nie. Ledwo po jakiś 5 sekundach zjechałem z drogi i walnąłem o jakiś drewniany płot, na szczęście ucierpiała tylko ręka – pojawiły się na niej jakieś kolorowe „żyły”, w życiu czegoś takiego nie widziałem (zresztą nawet teraz xd), od tamtego zdarzenia nie mam zamiaru zamykać oczu podczas jazdy rowerem, brr xd
Btw. Był to pierwszy upadem jaki pamiętam. Wszystko staram się robić raz a dobrze :3
Ho,ho ho! Pamiętam to jakby to byłow czoraj. Razem z kumplem wjechaliśmy na górkę( No, dobra właściwie to nieśliśmy rowery). Na górze byłą mała polanka, więc na niej odpoczęliśmy. Po wszystkim nadszedł czas na najgorsze… zjazd. Chciałem wyjść na odważnego, dlatego pojechałem pierwszy. Nie wiem z jaką prędkością jechałem. Myślałem ,że może to jednak przeżyję., NIestety wjechałem w kamień. Zrobiłem piękne salto mad kierownicą. Przy okazji przez stromą górkę przejechałem kawałek na plecach. Dla dopełnienia
wszystkiego rower zjechał z górki i na koniec mnie uderzył. Całe ubranie miałem potargane 😛
Upade, który pamiętam najlepiej miał miejsce chyba w drugiej klasie gimnazjum. Pewien kolega, z tych małych i cwanych (gdyby urodził się kilka dni później byłby w klasie niżej) powiedział, oczywiście dla żartu, żebym jadąc na rowerze zaczął machać głową od lewej do prawej. Jak to ja od razu o tym zapomniałem, ale na moje nieszczęście przypomniałem sobie o tym właśnie kiedy jechałem na rowerze, pojazd przetrwał bardzo wiele – hamerykański (kilkadziesiąt lat temu takie cudo to było coś) stalowa rama
Moja nauka jazdy na rowerze przebiegała bardzo płynnie. Szybko pozbyłem się bocznych kółek i często wyruszaliśmy z rodzicami na wspólne przejażdżki. Wierzcie lub nie ale pierwszą poważną wywrotkę zaliczyłem w wieku ok 8 lat. Rowerem który dostałem na komunię wyjeżdżałem tylko od święta. 😀 |Na co dzień służył mi kultowy Wigry 3. Starsi koledzy zaprosili mnie na wspólną przejażdżkę. Spodziewałem się spokojnej jazdy utwardzonymi drogami, nic z tych rzeczy.
Nieopodal miejscowości w którym mieszkałem była górka na której w zimie zjeżdżaliśmy na sankach. Już wtedy wiedziałem co się święci…|Jako pierwsi z górki zjeżdżali najstarsi. Wszyscy już zdobyli pewne doświadczenie w tym sporcie, więc całkiem nieźle dali sobie radę.|Nadszedł ten moment w którym to ja miałem zabłysnąć. Stałem na szczycie góry, spojżałem przerażonymi oczyma w dół. Trasa zjazdu była dość wyboista. |Raz się żyje, ostatni rzut oka na przyglądających się sytuacji kolegów.
Odepchnięcie się nogami i jadę.|Nierówności znacznie utrudniały omijanie wszechobecnych drzew. Na szczęście na trasie nie było ich zbyt wiele. Kiedy już miałem za sobą ostatnie drzewo, kiedy już myślałem że to koniec stresu ujżałem przed sobą ostatnią przeszkodę.|Sporych rozmiarów skocznię zbudowaną przez miejscowych „skoczów narciarskich”, która pozostała na swoim miejscu po zimowych szaleństwach. |Było za późno na jakąkolwiek reakcję. Wjechałem na skocznię, lot, lądowanie.
Wszystko przebiegło spokojnie. Jednak chwilę po dotknięciu kołami ziemi poczułem że coś jest nie tak.|Przednie koło wraz z kierownicą zaczęło niebezpiecznie oddalać sie od reszty roweru. Starając się ratować sytuację kurczowo trzymałem się kierownicy. Nie był to dobry pomysł.|Tylna część roweru wbiła sie w ziemię, przód pojechał do przodu a ja bez jakiejkolwiek amortyzacji uderzyłem twarzą w grunt.
Nie wiem co było gorsze, to że zhańbiłem się w oczach starszych kolegów czy to że musiałem nieść przez kilkaset metrów rower w dwóch częściach.|Nie, nic z tych rzeczy nie wydawało mi się złe kiedy tylko dotarłem do domu i zobaczyłem swoją twarz w lustrze. Zdecydowanie najgorszym skutkiem tej przygody było to że przez tydzień musiałem chodzić ze śladem po szyszce odbitym na czole.
niesamowicie wytrzymały. Wracając do meritum jadąc obok cmentarza posłuchałem rady klasowego mędrca co skończyło się nagłym wjazdem w mur cmentarza, dokładniej w bramę cmentarza, dokładniej w kant bramy cmentarza. Bicykl złamany w pół (stalowa rama) na szczęście pomimo całkiem mocnego uderzenia twarzą nie poniosłem znaczących obrażeń – rozcięte usta. Chyba największym problemem tuż po zniszczeniu roweru był powrót do domu. Przez dobre 15 minut szukałem „wygodnej ” pozycji.
Pierwsza moja wywrotka jaką pamiętam miała miejsce w letni upalny dzień jakieś 10 lat temu. Było tak gorąco że poprosiłem brata by przewiózł mnie na rowerze, bym mógł poczuć chłodny wiatr na twarzy. On siedział na bagażniku i kierował rowerem, a ja na siodełku. Jako że była to dość niewygodna pozycja oparłem nogi na ramie obok koła. Niestety noga mi się ześlizgnęła i wskoczyła pomiędzy szprychy. Rower momentalnie się zatrzymał ( ciekawe czemu) brat wyleciał z roweru a ja sobie leżałem i ryczałem na żwirze.
Więc wywrotka wyglądał tak iż jechaliśmy sobie we 3 na treningu gdy nagle coś przykuło moją uwagę gdy się obróciłem to wtedy zahaczyłem swym przednim kołem o tylne koło kolegi i się wywróciłem się tak że zębatka która jest po prawej stronie wbiła mi się w lewą nogę, do tego poobdzierane łokcie. Gdy się obejrzałem spostrzegłem ciężarówkę jadącą szybko w moją stronę, więc bez zastanowienia biorę rower na plecy i wskakuję do rowu melioracyjnego . Kierowca ciężarówki przejeżdżając tylko się zaśmiał.
gf
W końcu wyszło na to, że niosłem go na plecach, nie był zbyt ciężki ale mimo to czułem się jak po dobrej godzince „szuflowania”. Na szczęście droga nie była daleka. Od tej pory staram się nie testować ” rad mędrców”. Piszę ten tekst gdyż ostatnio na strychu znalazłem całkiem sprawną, sezonowaną kolarzówkę ze stajni Raleigh’a .
Wywrotkę znam jedynie z opowieści szanownego tatulka, który za każdym razem gdy ją przytacza prawie płacze ze śmiechu. Mając lat 5 jechałem na swoim ślicznym malutkim rowerku z doczepianymi kółkami z tyłu. Jedno z kółek postanowiło odpaść, rower się przechylił i zarył kikutem po kółku o beton. W snopie iskier godnym wjechania na kolczatkę w którymś z NFSów wystrzeliło mnie jak w produkcji Rovio z procy. Dodam, że tego dnia, oprócz kółka, na betonie zostały także moje 2 mleczaki i jakieś 5 hitpointsów.
Moja pierwsza i w dodatku poważna wywrotka na rowerze miała miejsce kilka dobrych lat temu,ale pamiętam ją jak by było to wczoraj.Jeździłem sobie po placu przed szkołą i zobaczyłem głęboki na jakiś metr rów,postanowiłem go przeskoczyć (przecież nikt tego lepiej ode mnie tego nie zrobi) więc cofnąłem się i zacząłem rozpędzać się przed przeskokiem. Oczywiście nic nigdy nie może pójść po mojej myśli i zamiast przeskoczyć łagodnie rower spadł do rowu,a ja przeleciałem przez kierownicę i wpadłem w pokrzywy.
Moja pierwsza wywrotka miała miejsce dość późno(24),ale za to jak odbiła się na moim zdrowiu… psychicznym. Latałem z kolegą po leśnych górach. Uciekło mi przednie koło,poleciałem przez kierownicę. Mocno się poobijałem. Wróciliśmy do dziewczyn. Jak już zaznaczyłem odbiło się to na mojej psychice. Sięgam do kieszeni, telefonu nie ma! Miałem na nim prywatne zdjęcia swojej dziewczyny. Ona mocno się zdenerwowała. Szukam. Na dodatek bateria była na wyczerpaniu,ciemno,późno wracam przybity i nadepnąłem na coś 🙂
Moja pierwsza rowerowa wywrotka miała miejsce gdy miałem 6 lat. Był to pierwszy raz, gdy poruszałem się bez bocznych kółek i wsparcia rodziców, którzy tym razem tylko się przyglądali. Oddaliłem się na 20 m od domu, jechałem dość szybko i chciałem zahamować. Wtedy jeszcze nie wiedziałem czym różni się hamulec przedni od tylnego. Oba przecież służą do hamowania. No to zaciskam przedni hamulec, przednie koło się blokuje, a ja przelatuję nad kierownicą i uderzam głową w kamień. Skończyło się na czterech szwach.
Najpoważniejszą, ale też pierwszą chyba glebę jaką zaliczyłem (i jestem w stanie opisać) na rowerze miałem… No, będzie już z 6 lat. Wracałem sobie ze sklepu osiedlowego, zakupy w siatce. Postanowiłem „poprawić” swoje ulokowanie na siodełku, siatkę z zakupami zarzuciłem na kierownicę i *khy*… Leże. Ból jak 150, chcę wstać… Nie da rady, kierownica wbita w spodenki. Jak się okazało nie tylko. W końcu jak wyszarpałem się z objęć jednośladu okazało się, że rączka hamulca wbiła mi się w pachwinę.
Momentalnie zalałem się krwią (i ten strach o moje przyszłe dzieci!), wsiadłem na rower i jakoś dojechałem do domu. Pamiętam, że zakładaliśmy kostkę przed domem. Siedziała sobie moja mama, widząc wracającego synka uśmiechnęła się a jedyne co ja, niewdzięczny potrafiłem to „Co się śmiejesz! Boli mnie!”. Już w skrócie w domu prawie zemdlałem, pojechaliśmy do szpitala i okazało się, że miałem szczęście, bo hamulec otarł się w zasadzie o jakąś żyłę, czy tętnice. I to tyle w sumie.
Moja pierwsza wywrotka którą pamiętam (nie liczę tych podczas nauki jazdy na rowerze, bo te miał pewnie każdy), wydarzyła się kiedy miałem kilkanaście lat. Jechałem sobie lasem, dosyć wcześnie rano, wyjechałem w jakieś pole, widzę w oddali biegające sobie małe jelonki, nagle… tuż przede mną z lasu wyskoczyła sarna, przebiegła tak szybko jakby zobaczyła w lesie slendera xD Ja nie ogarnąłem tematu no i ze strachu straciłem panowanie nad kierownicą, walnąłem w drzewo, ale rower był cały 😀
Moja pierwsza wywrotka zaczęła się od tego, że dostałem nowy rower więc poszedłem go wypróbować. Jadąc z górki z dużą prędkością chciałem zahamować tylnim kołem wiec naciskam klamke hamulca i okazało się że prawa klamka w tym rowerze odpowiadała przedniemu hamulcowi i wtedy sie zaczęło. Jak juz przeleciałem przez tą kierownice a rower sie cały porysował to połamałem lewą ręke i palec wskazujący. Pojechałem do szpitala i lekarze nie potrafili uwierzyć że zrobiłem sobie tyle krzywdy na rowerze. Dalej jeżdżę .
Zjezdzalem z górki, byłem rozpędzony, ledwo co udało mi się uniknąć stłuczki z innym rowerzystą, później nie wyrobiłem przed hopką i z niej wyskoczylem, co skończyło się bolesnym upadkiem oraz wieloma ranami i złamaną ręką, którą chroniłem głowę przed uderzeniem u twardą ziemię. Wszystko skończyło się pobytem w szpitalu + ręką w gipsie 🙁
Miałem 6 lat, uczyłem się wtedy jeździć na rowerze, a rodzice mi pomagali. Czułem jednak że muszę zmierzyć się z rowerem sam na sam, inaczej go nie poskromię. Poszedłem więc z moim pojazdem na szczyt górki nieopodal domu, wsiadłem na rower i zacząłem zjeżdżać w dół, wszystko byłoby dobrze, gdyby nie kupa kamieni przeznaczonych na budowę znajdująca się u podnóża górki, w którą władowałem się z dużym impetem. Na szczęście nie odniosłem poważniejszych obrażeń, byłem w stanie pobiec z płaczem do mamusi.
Moja pierwsza wywrotka zdarzyła mi się gdy miałem 8 lat.Kolega powiedział do mnie -weź przejedź się moim rowerem.Jego rower był bardzo mały.Oczywiście powiedziałem oczywiście.Nie wiedziałem co mi się stanie gdybym miał tego świadomość to pewnie bym nie wsiadł i nie pojechał.A więc kiedy rozpędziłem się do dużej prędkości.Pedały przestały napędzać łańcuch i zaczęły się kręcić tak szybko że nie nadążałem za nimi machać nogami.Kiedy wpadłem na małą nierówność na drodze.Koło zahaczyło o tą przerwę w betonie.
Momentalnie rower wyleciał w powietrze (nie wybuchł).Przeleciałem przez kierownicę robiąc salto.Gdy dotknąłem ziemi zacząłem się turlać.Po powstaniu z ziemi momentalnie zalałem się krwią.Leciała z rąk,nóg i głowy.Podniosłem ręce w niebo i pobiegłem do domu,gdzie mama opatrzyła mnie.Na szczęście nie miałem rozbitej głowy tylko mocne zdarcie skóry. 🙂
Młody zapalony kolarz, mój pierwszy trening w klubie a zarazem pierwsze podejście do poważniejszej jazdy na rowerze w tym ścigania, było to 6 lat temu. Jako młody i jeszcze nie doświadczony adept mimo braku umiejętności puściłem się swoim nie przystosowanym rowerem na ściankę za swoimi starszymi kolegami. Nie mogło się to skończyć inaczej… Paraliż jaki złapał mnie w trakcie zjazdu skończył się oczywiście wylotem przez kierownice, rower połamany ja cały potłuczony a w myślach tylko jedna myśl „Kocham to”
Był to piękny letni dzień. Miałem zaledwie 5 lat. Właśnie dosiadałem mojego czterokołowego rowerka a tuż za mną stała moja mama która trzymała taki patyk przyczepiony do rowerka po to bym się nie przewrócił. I zacząłem jeździć tam gdzie moja mama mnie tym patykiem wskazała. W końcu rozpędziłem się tak że mama nie nadążała i puścila kij i krzyczała żebym się zatrzymał ale ja się tak cieszyłem że nie zauważyłem że mam przed sobą słup na który wpadłem. Nie wiedziałem co się dzieje i zacząłem płakać.
Pewnego wiosennego ranka, gdy miałem 4 lata wybrałem się z dziadziem na przejażdżkę rowerową. Jeździliśmy wokół parku dopiero budzącego się ze snu , koło pól oraz lasu. Gdy przejeżdżaliśmy obok lasu postanowiłem z dziadziem pojechać na tor rolkarski obok stadionu. Jeździłem jak na tamte czasy strasznie szybko zrobiłem 3 pełne pętle i już zaczynałem 4 lecz przy początku pętli jest górka no i ja nie wiedzieć dlaczego przewróciłem. Lecz ból przyszedł dopiero po wizycie w sklepie rowerowym po nowe pedały.
Lato. Wraz z kolegą pojechaliśmy naszą trasą. Było w tej jeździe jednak coś nowego. Pierwszy raz jechałem na 28″, ramę miał zaraz pod siodełkiem, a ja siadając na niej nie dosięgałem do ziemi. Jechało się świetnie. Zastała nas burza, zawróciliśmy. Podczas powrotu kolega myślał,że wybiorę skrót do domu, który był strasznie zabłocony zaczął więc wyprzedzać mnie od strony krawężnika. Skręciłem więc w skrót. Wyprzedzało nas wtedy auto. Odbiłem więc w prawo jednak auto zawadziło o rower. Skończyło się siniakach
Pierwsza wywrotka podczas nauki jazdy z mamusią 🙂 Dobita i zrezygnowana pasmem porażek puściła mnie (tzn. kijek mocowany do rowerku) i zaczęła iść dalej mówiąc, że nie będzie się ze mną szarpać i mnie pchać. Sportowa złość wzięła górę i momentalnie ruszyłem jak z procy (prędkość=równowaga). Tak oto minąłem mamę, kilkunastu ludzi na deptaku w rodzimym Wejherowie. Ostateczną przeszkodą okazał się płotek od lokalnej restauracji. Powiem krótko – pot, łzy i keczup z frytek zaskoczonych ludzi – pamiętam do dziś.
Czasy podstawówki dokładnie 4 klasa, lata w których więcej czasu spędzało się na dworze niż przed PC. Jeździłem z kolegami na rowerach i bawiliśmy się w policjantów i złodziei.W pewnym momencie z jednego podwórka wyskoczył jamnik i szczekając podbiegł do mojego roweru.Bojąc się, że mnie ugryzie próbowałem go odepchnąć jedną nogą, nie zauważyłem, że przede mną jest zakręt i zbyt mocno skręciłem kierownicą. CDN
CD|W efekcie przewróciłem rower, spadłem z niego i przeturlałem się kilka metrów dalej co wyglądało bardzo efektownie, ale i boleśnie (starte kolana i łokcie). Oczywiście koledzy zaczęli się śmiać bo co tu innego robić, ale teraz mamy o czym wspominać jak się spotkamy.
Moja pierwsza poważna wywrotka: jechałem po ciemku kłócąc się przez telefon z dziewczyną. Nagle przednie koło wpadło w dziurę, przeleciałem przez kierownicę. Trafiłem udem we wspornik, miałem otwartą ranę, widać było co jest w środku. Wróciłem do domu, a ponieważ byłem pod wpływem adrenaliny, nie czułem bólu. Powiedziałem tylko do brata „Spójrz, trochę się obiłem, idę do kumpla”. Brat gdy to zobaczył zawołał tatę, pojechaliśmy na pogotowie… Skończyło się na 3 szwach i bliźnie wyglądającej jak postrzałowa.
Pierwsze dziecięce upadku raczej popadły już w zapomnienie. pamiętam tylko jak raz na składaku rozdarłem sobie spodnie w kroku(a raczej niemal przedarłem je na pół) i wstydziłem się roznegliżowany wrócić do domu. opowiedzieć jednak mogę o pierwszym wypadku na moim obecnym rowerze, a było to tak: Po miesiącu ciężkiej pracy zarobiłem na nowy rower, nic kosztownego zwykły tani treking. Był mój, własny, nareszcie nie musiałem pożyczać niemieckiej damki od dziadka. Rowerek przywiózł kurier, ja go poskręcałem…
wychuchałem i wyruszyłem na asfaltowego przestwór oceanu. Objazd okolicy zakończyłem z osiemdziesięcioma kilometrami na karku wielce zadowolony z nowej maszyny. Plan na drugi dzień był prosty, wraz z e wstającym słońcem pędzić co tchu ku horyzontowi, tyle że w odmiennym niż li wczoraj kierunku. Po przejechaniu kilku kilometrów zauważyłem to, mój piękny srebrny metalik wachlarz został przechylony o 3 milimetry od osi opony. Nie może być!! zakrzyknąłem i już, w czasie jazdy, zaczynam odginać wachlarz…
kontem oka widząc że kierownica przestaje mnie słuchać a za nią opona zaczyna spadać z dość wysokiej w tym miejscu warstwy asfaltu. Szybka kontra niestety bardziej zaszkodziła niż pomogła, zblokowane koło pozwoliło mi wykonać piękne oraz zapewne bardzo efektowne salto z rowerem w rękach. Cóż, oczywiście wstałem szybciej niż upadłem, bilansowanie strat zakończyło się na „zósemkowanych” kołach, metalowej manetce hamulca złamanej na biodrze i ogólnej deregulacji wszystkiego co tylko możliwe.
Pozytywne jest to iż nie odjechałem daleko od domu więc i jakoś udało się do niego wrócić…:)
Goni mnie do sklepu matka, 'sól i pieprz, pietruchy natka’|Ja na rower prędko wsiadam, z górki lecę, nie przesadzam,|Rozpędzony niczym struś, pędzę czarną drogą wzdłuż,|Wtem niespodziewanie, rower zwalnia! Ja nie kłamię!|Zanim się zatrzymał zatem, myślę: 'zsiądę i sprowadzę tatę’|Nogę podnieść więc próbuję, lecz nic z tego, więc zgaduję|’Pedał klejem zlany prawy, no, przyznaję dowcip klawy’|Na ulicę runął rower, a ja łapiąc się za głowę,|Wnet spostrzegłem: 'to nie klej!’|Zawsze buty zawiązane miej!
1/2 To było dawno temu podczas nauki jazdy z tatą. Jak pewnie większość uczących się dzieciaków miałem do roweru przymocowany kijek, który trzymał tatuś, gdy ja próbowałem zrozumieć jak działają pedały. Po kilku godzinach nauki szło mi coraz lepiej. W pewnym momencie, gdy czułem się już w miarę pewnie, rozpędziłem swoją maszynę do niesamowitej dla dzieciaka prędkości. Byłem przekonany, że tatuś cały czas trzyma kijek. Gdy się obróciłem zauważyłem, że tata stoi już kilkadziesiąt metrów z tyłu.
2/2 Był zadowolony, że jego syn nareszcie w pełni ogarnął niesamowitą sztukę jeżdżenia na rowerze. Niestety było inaczej… Gdy tylko zorientowałem się, że tata już mnie nie asekuruje i jestem zdany tylko na siebie, momentalnie straciłem panowanie nad tym demonem prędkości. Skończyło się na wjechaniu w krawężnik i fantastycznym locie przez kierownice. Może nie wylądowałem telemarkiem, ale lot był całkiem dobry. Na szczęście obrażenia nie były poważne, skończyło się na zadrapaniach i płaczu.
Było to około 3 lata temu gdy wraz z kolegą postanowiliśmy się przejechać rowerami.Jechaliśmy poboczną drogą(samochody tamtędy też jeżdżą) gdy nagle na zakręcie wyskoczył nam samochód.Jechaliśmy szybko,kolega uniknął zderzenia lecz ja uderzyłem zdrowo w przód auta,przeleciałem przez kierownicę,lekko wgniotłem auto i wylądowałem na mrowisku pełnym czerwonych mrówek.Miałem tylko poobijane nogi i plecy oraz mnóstwo ukąszeń po mrówkach.Kierowca wysiadł z auta i zaczął się wydzierać na mnie.
Pierwsza to to nie będzie.. ale najbardziej pamiętna i owszem 🙂 |A było to 19 lat temu – gdy testowałem hamulce w BMXie 😀 a i przy okazji wytrzymałość bramy wjazdowej w podwórze – hamulce były kiepskie, brama była wytrzymała, rower nie był wytrzymały. Skończyło się na trzech szwach, połamanym rowerze i strachu ;P|Do tej pory mam piękną pamiątkę po tych testach.|https:lh6.googleusercontent.com/-ICXVhxqLc-4/U751HpoLlAI/AAAAAAAAIVg/6oYv19-CzOc/w391-h695-no/DSC_1121.JPG
Podjarany wróciłem do domu bo właśnie kurier przyniósł paczkę z zestawem spd. Od razu zadzwoniłem do kolegi. Pierwszy raz się przejechałem i pomyślałem „jak można zapomnieć się wypiąć” kolega przyznał mi rację. Chwilę później już nas nie było. Po długiej podróży skręciliśmy w las aby odpocząć jedziemy z dość niską prędkością. Nagle na drodze pojawił się wąż. Ja bezmyślnie nacisnąłem hamulce i stoję tylko że zapomniałem się wypiąć i przewróciłem się razem z rowerem prosto na węża. Niestety wąż nie przeżył…
Hmmm… moja pierwsza wywrotka na rowerze zdarzyła się jakieś 8 lat temu. Uczyłem się wtedy jeździć takim rowerkiem z parą dodatkowych kółek po bokach, lecz postanowiłem, że nadszedł czas aby spróbować przejechać się dookoła bloku składakiem babci. Tata zszedł przed blok, wyciągnął mi rower babci, obniżył siodełko i chciał mnie asekurować przy pomocy kija przymocowanego z tyłu roweru, lecz ja zobaczywszy starsze ode mnie dziewczyny na ławce stwierdziłem, że to obciach i dam radę sam.