5
20.10.2022, 13:00Lektura na 4 minuty

„Apokawixa” – recenzja filmu. Ni to biba, ni to stypa

„Pierwszy polski film o zombie”, piszą media. Gdyby życie było takie proste, to już dorównałobym fortuną Elonowi Muskowi.


Kuba „SztywnyPatyk” Stolarz

W nowym filmie Xawerego Żuławskiego pełno grozy wykraczającej ponad nieumarlaki: pandemia, ustawki, handel dragami, wixa na pigułach, tęsknota za bliskimi, konflikty miłosne, molestowanie, sex working, katastrofa ekologiczna. I dopiero w gąszczu tego wszystkiego – plujące mazią truposze o cerze bladej niczym kolorystyka portali biznesowych. Niestety one są tu najmniej ciekawe.

Żuławskiego kręcą przede wszystkim ludzie, w tym przypadku maturzyści, którzy mają dość lockdownów i parę minut po napisaniu egzaminu dojrzałości wybywają do posiadłości Kamila (czy może raczej jego ojca, jak zwykle cudnego Tomasza Kota). W skład imprezowej ekipy wchodzą: dziewczyna o ambicjach aktywistycznych ustawionych na 11, chłopak z siostrą każącą się nazywać „Bratem”, tępy imprezowicz, para przeżywająca kryzys, kujon z nosem w telefonie oraz sam gospodarz. Grający go Mikołaj Kubacki poziomem charyzmy przebija Empire State Building i kradnie show: nieustannie sprawia wrażenie zblazowanego i frywolnego, by jednym spojrzeniem zmienić oblicze i pokazać, że nic dokoła – zwłaszcza znajomi – nie jest mu obojętne.

Apokawixa
„Apokawixa”, reż. Xawery Żuławski

Dlatego minie sporo czasu, zanim dotrzemy do reklamowanej części o zombie. Wpierw poznajemy postacie w naprawdę sporej części filmu, gdzie widzimy, jak załoga musi się dostać na tę (apoka)wixę. Dialogowo i aktorsko ekipa radzi sobie pierwszorzędnie, zatem rzucanie mięsem nie razi, a nawet najbardziej trywialne schematy nie popadają w sentymenty rodem z paradokumentów, tylko tworzą zrozumiałe relacje.

Tak naprawdę to nie, Żuławskiego kręci wszystko po trochu. „Apokawixa” cierpi na niezdecydowanie i nie chodzi mi o mieszaninę motywów – tę akurat zawsze sobie cenię, z huśtawki nastrojów korzysta tuzin koreańskich filmów. Tutaj chaos tematyczny wynika z ciągnięcia zbyt wielu srok za ogon, przez co niewiele wątków doczekuje się sensownego rozwinięcia.

Zmęczenie lockdownami to wór gotowych pomysłów na satyrę, a tu stanowiło jedynie pretekst do tego, by postacie wyrwały się z domów. Sama beka pod płaszczykiem komentarza społecznego (albo na odwrót, komentarz pod przykrywką humoru) sprowadza się do sinic z Bałtyku, które naszprycowane odpadami z miejscowej fabryki wspomnianego Tomasza Kota zmieniają ludzi w zombolce. To wszystko, pora na CS-a. Oglądając część przybliżającą nam bohaterów, możemy mieć wrażenie, że twórcy zastawiają sporo strzelb Czechowa, by w finale okazało się, iż nie mają one większego znaczenia. Działa to na korzyść tego, że nie wiadomo, kto przeżyje, ale wybór ofiar jest nie tyle losowy, ile nieprzemyślany.

Apokawixa
„Apokawixa”, reż. Xawery Żuławski

Zresztą sam finał, eskalacja epidemii koron… zombiaków, jest straszliwie przeciętny. Powinno być tu czuć napięcie i frajdę z krwawej jazdy, iskrzyć, a kreatywność sprowadza się do (zabawnej, żeby nie było) koncepcji… wege umarlaka, który od ludziny woli trawę. W „Mowie ptaków” pojawiło się więcej igrania z formą (znakomitego! Zakończenie to przecież numer taneczny!) niż w „pierwszym polskim filmie o zombie”.

To cholernie bezpieczna produkcja mimo poruszania tematów zwykle wzbudzających dyskusje. Myślę, że wpływ na to miał fakt bycia pierwszym polskim filmem nie „o zombie”, a wyprodukowanym przez Warner Bros. Discovery (choć kto to tam wie, dla mnie spółka jest równie żywa, co żywe trupy). Większy budżet, to i film musi trafić do większej grupy ludzi. Na szczęście Żuławski ma w sobie dość werwy, by mimo powstrzymywania się od czegoś mocniejszego serwować dobrą rozrywkę do samego końca.

Polskie kino już dawno udowodniło, że chce, potrzebuje i umie w szaleństwo; że się da. Teraz należy zacząć stosować zasadę dotyczącą sequeli – więcej, głośniej, szybciej – przy pierwszych częściach, coby nie trzeba było znowu długo czekać na miłosierny akt odwagi. Na razie zostaje nam survivalowiec Sebastian Fabijański przeskakujący głosem z Toma Hardy’ego z zapaleniem gardła na inspirację Bartoszem Walaszkiem (używa nawet słowa „kurwinoksy”!).

Ocena

Żar charakterologii i żal, że nie wciśnięto mocniej gazu, bo na to było wystarczająco materiału. To dobra i dobrze też napisana rozrywka z nawałem humoru, ale po prostu zaskakująco bezpieczna.

6
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Kuba „SztywnyPatyk” Stolarz

Recenzuję, tłumaczę, dialoguję, montuję i gdaczę. Tutaj? Nie wiem, co robię, więc piszę, dopóki mnie nie wywalą.

Profil
Wpisów373

Obserwujących18

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze