2
12.10.2023, 10:06Lektura na 4 minuty

Bajki robotów. Recenzja filmu „Twórca”

Obraz w reżyserii Garetha Edwardsa jest imponującym widowiskiem, miał również szansę zostać jednym z ambitniejszych filmów sci-fi. Niestety w przypadku „Twórcy” musi nam wystarczyć efektowna fasada; wystarczy ją lekko podrapać, by spod cienkiej warstwy lśniącej farby wylazł brzydki, stary tynk.


Eugeniusz Siekiera

Wszystko gra i buczy, póki nie zaczniemy analizować świata przedstawionego i zastanawiać się nad jego sensem. W „Twórcy” trafiamy do rzeczywistości, w której sterowane przez AI roboty na dobre zadomowiły się na naszej planecie, stając się z czasem nowym, równorzędnym nam gatunkiem. Punktem zwrotnym pokojowej koegzystencji jest eksplozja atomowa w centrum Los Angeles. W jednej chwili wyparowuje ponad milion dusz, a winą za zdetonowanie ładunku zostają obarczone roboty. Ludzie wypowiadają wojnę siłom sztucznej inteligencji, chcąc wymazać ją z powierzchni ziemi.

Twórca. Źródło: Materiały prasowe
Twórca. Źródło: Materiały prasowe

Nowy wspaniały świat

Z jednej strony mamy Nową Azję wspierającą dalszy rozwój AI, gdzie ludzie wciąż trzymają sztamę z maszynami. Tu pojawia się pierwszy zgrzyt: mimo możliwości technologicznych wiodą zaskakująco skromny żywot, a roboty, miast zajmować się rozwijaniem i udoskonalaniem świata, chwytają się przedziwnych zajęć, zostają np. farmerami albo… mnichami tybetańskimi. No wybaczcie, ale to się po prostu nie klei. Po drugiej stronie barykady lądują Stany Zjednoczone będące bliskie zwycięstwa głównie za sprawą Nomada, latającego statku fortecy – za jego pomocą wojsko namierza przyczółki wroga i obraca je w pył. Szalę może natomiast przechylić nowa broń, którą dysponują maszyny, więc Amerykanie uderzają z wyprzedzeniem, by przejąć tajemniczy oręż, nim narobi bałaganu.

I właśnie o niego toczy się gra. A właściwie o nie, bo siłą zdolną posłać Nomada na złom okazuje się dziecko robot, nieporównywalnie bardziej złożone niż dotychczasowe jednostki, na dodatek potrafiące sterować elektroniką na odległość (kolejny absurd – maszyna, która rośnie i starzeje się, a wraz z tym procesem dojrzewają jej moce). Motorem napędowym dalszych wydarzeń jest rodząca się i ewoluująca na naszych oczach relacja między rozczulającą Alphie (dziewięcioletnia Madeleine Yuna Voyles w tej roli kradnie absolutnie każdą scenę) a agentem służb specjalnych, który przechwytuje dzieciaka, wierząc, że ten zaprowadzi go do Nirmaty, głównej architektki robotów, czyli tytułowej twórczyni.


Typowy Disney

Ta historia ma olbrzymi potencjał, ale jest serwowana zbyt dosłownie, by nie powiedzieć łopatologicznie. Nawet bez znajomości kolejnych wolt w scenariuszu łatwo przewidzieć, jak potoczą się losy bohaterów. Od początku też wiadomo, kto tak naprawdę okaże się złą stroną w tym konflikcie (a ci niedobrzy bywają przerysowani niczym postacie z kreskówek). Film pochodzi ze stajni Disneya i jest trochę jak jego animacje: piękny i dopracowany, wymuskany technicznie (wygląda lepiej niż część widowisk Marvela, a kosztował jedną trzecią ich budżetu), ale zbudowany z klisz i niepotrzebnie ugrzeczniony. Mamy tu ogromną skalę konfliktu, którego wynik może całkowicie przemeblować planetę, ale jakoś tego nie czuć. Zabrakło mi też wielowymiarowych bohaterów. W tym świecie maszyny są bardziej nieprzewidywalne niż ludzie, serio.

Twórca. Źródło: Materiały prasowe
Twórca. Źródło: Materiały prasowe

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że tak to miało wyglądać. Dostaliśmy bajkę o robotach, która wchodzi gładko bez popitki, do tego przepięknie odmalowaną i udźwiękowioną. Sceny batalistyczne mają odpowiednią dynamikę, futurystyczno-orientalne pejzaże Nowej Azji z powodzeniem można drukować na pocztówkach, a scenografię i kostiumy dopieszczono na szkolną piątkę z plusem.

W kategoriach kina rozrywkowego film spełnia się totalnie, dostarczając w nadmiarze wszystkiego, czego byśmy oczekiwali od (po)wakacyjnego blockbustera. Jeśli jednak ktoś liczył na filozoficzną rozprawę (a ja, nie ukrywam, trochę liczyłem) na temat ludzkich przywar i kierunku, w którym może rozwijać się zaawansowana AI, to niestety pomylił adresy. „Twórca” stawia proste pytania i udziela jednoznacznych, banalnych odpowiedzi, brak tu etycznych rozkmin. To nie kolejny „Łowca androidów” ani nowa „Odyseja kosmiczna” – prędzej „Gwiezdne wojny”. Ostatecznie za kamerą stanął reżyser „Łotra 1”, więc wszystko się zgadza.

Ocena

Gwałtowny rozwój sztucznej inteligencji to obecnie dość palący temat, więc autorzy „Twórcy” wstrzelili się idealnie w czasie. Niestety wystarczyło im paliwa na niezłą koncepcję wyjściową i techniczne dopracowanie swego dzieła. Scenariusz jest naiwną wydmuszką pełną dziur logicznych i zero-jedynkowych postaci.

6
Ocena końcowa


Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów117

Obserwujących21

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze