11
18.08.2024, 10:19Lektura na 5 minut

Nowy „Batman” jest bardzo dobry, ale nie wierzę w jego przekaz. Nie tak mówi się o problemach Gotham

Wiele ochów i achów, jakie dostał „Batman: Mroczny mściciel” od Amazonu, jest zasłużonych – jednak nie wszystkie. Ta świetna animacja, choć wciąga w noirowe Gotham, ma kilka rys, przez które traci na wiarygodności.


Hubert Sosnowski

Za „Batmana: Mrocznego mściciela” wzięła się eskadra orłów. Bruce Timm („Batman: The Animated Series”), Ed Brubaker (scenarzysta komiksowych kryminałów jak „Criminal”) czy Matt Reeves („Batman”) to tylko niektórzy z ekipy. Projekt nie mógł się nie udać. W rzeczy samej, powstał bardzo dobry serial animowany dla nieco starszego widza. Świadczą o tym reakcje widzów oraz krytyków, a i na oglądalność „Mroczny mściciel” nie może narzekać. Sam bawiłem się naprawdę nieźle. Przez większość odcinków doznawałem jednak małych zgrzytów, przez które nie mogłem w pełni wsiąknąć w nowe Gotham. Kilka problemów sprawia, że po prostu nie potrafię uwierzyć w to, co nowy Batman próbuje powiedzieć.


Powrót Mrocznego Rycerza

„Mroczny mściciel” jest próbą stworzenia animacji na miarę „Batman: The Animated Series”, czyli hitu, który zrewolucjonizował seriale superbohaterskie w latach 90. (i do dziś świetnie się go ogląda). Rękę Bruce’a Timma czuć na każdym kroku, zupełnie jak jego próby zrobienia „tak samo, ale inaczej”. Zazwyczaj wychodzi bardzo porządnie. Jest za co „Mrocznego mściciela” lubić i przez co czekać na drugi sezon.

Podobnie jak przy wielkim poprzedniku, postawiono na narrację proceduralną. W kolejnych odcinkach serial oprowadza nas po Gotham wystylizowanym na lata 40., niczym w starych komiksach Billa Fingera i Boba Kane’a (nawet strój nawiązuje do oryginalnego wizerunku Nietoperza). Jest więc bardziej przyziemnie, odpada wiele nowoczesnych gadżetów, Bruce Wayne korzysta z tego, co wówczas mogło istnieć, i mierzy się z gangsterami uzbrojonymi w klasyczne thompsony.

fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe

Pierwszy sezon reinterpretuje kilku klasycznych łotrów i antybohaterów z galerii Batmana, ale, co ciekawe, specjalnie pomija najważniejszych bandziorów z pierwszej ligi. Bardzo się chwali Timmowi i spółce, że zrobili miejsce mniej znanym zakapiorom. Oczywiście nie zabraknie Kobiety Kot, Dwóch Twarzy czy Harley Quinn, jednak kilku innych złoczyńców możecie nie kojarzyć. Całość dopełnia klimat noirowego, gangsterskiego kryminału o upadającym mieście, czyli zasadniczo dostajemy typowy wtorek w Gotham. Złoli znów dręczą demony, ale tym razem częściej takie, które wypełzły z odmętów społeczeństwa, a nie tylko z ludzkiej psychiki.


Nowy stary Batman

Fabuły rozpisano nieźle, czasem nawet romansują z konwencją horroru, co może stanowić powiew świeżości dla tych, którzy znają Batmana głównie z ekranów, zwłaszcza epoki postnolanowskiej. Chwali się też, że obserwujemy Batmana już po chrzcie ognia, ale jeszcze przed największymi próbami. Bohater popełni sporo błędów strategicznych i emocjonalnych, nim w pełni zrozumie swą rolę. Choć paradoksalnie to złole i postacie drugoplanowe grają pierwsze skrzypce, powolna przemiana Bruce’a Wayne’a w Batmana, którego znamy, spaja całość i nadaje serialowi rytmu. A jest to przemiana dobrze pomyślana i wiarygodna. 

„Mroczny Mściciel” ciekawie remiksuje znanych złoczyńców. Harley Quinn przerobiono na sadystyczną dominę, działającą ze słusznych pobudek, ale nadużywającą swego autorytetu i zdolności. Z kolei Dwie Twarze dostał najlepszą wersję genezy od czasu „Długiego Halloween” Jepha Loeba. To niespieszna i rozłożona w czasie opowieść o powolnej metamorfozie prokuratora, który szarpie się z własną moralnością. Kilka razy skręca w interesującym kierunku, jest niejednoznaczna, potrafi zabawić się z naszymi emocjami i percepcją, a przez to wciąga, zwłaszcza w kulminacyjnym momencie.

fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe

Serial dobrze też wygląda i brzmi. Muzyka buduje klimat lat 40., wielkiego miasta oraz mroku i brudu czających się w zaułkach Gotham. Aktorów dobrano wzorowo. Hamish Linklater nie jest może Kevinem Conroyem, niemniej daje radę i powoli znajduje własny, nieco melancholijny, ale stanowczy głos. Kreska, animacja i kolorystyka to porządna, rzemieślnicza robota, która cieszy oko, a w dodatku napchano tu mnóstwo nawiązań, nie tylko do różnych wariantów Batmana, lecz też do klasyki kina gangsterskiego (ładnie rozegraliście nawiązania do „Człowieka z blizną”, drodzy twórcy). Jak dotąd – same zalety. Czy to zatem serial idealny? Otóż nie.


Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca?

Nowy Batman wykłada się na kilku problemach. Największy grzech? Próbuje widza pouczać. W zbyt egzaltowany sposób opowiada o sprawach trapiących Gotham, które są alegorią tego, co się wyrabia ze współczesnym społeczeństwem. Kilkoro bohaterów uświadamia nie tylko swoich rozmówców z danej sceny, ale też widza. Przekaz dotarłby do nas podprogowo, gdyby twórcy po prostu pozwolili fabule oprowadzić nas po wziętych na tapet wątkach, bez mówienia wprost. Może nawet załapalibyśmy wtedy głębiej i bez oporów. Bieda, nierówności społeczne, wykorzystywanie pewnych grup, a nawet dysproporcja sił w pracy – demony, które nie wyparowały ze świata, wciąż go mocno podgryzają. Kiedy jednak kreskówkowa postać wychodzi do mnie z pozycji moralnej wyższości, to podziękuję.

fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe

Z bohaterami też różnie bywa. Wielu to świetnie napisane warianty znanych i lubianych ikon popkultury, ale nie domagają dwie stanowiące filary opowieści o Batmanie. Boleśnie spłaszczono Harveya Bullocka, gliniarza, który choć zawsze balansował po szarej strefie, bywał też głosem rozsądku i miał swoje racje, zwłaszcza w „Batman: The Animated Series” i w serialu „Gotham”. Tutaj uczyniono go postacią przerysowaną, skręcającą w stronę bezwzględnej korupcji. Z kolei Barbara Gordon stała się jednoosobową forpocztą współczucia, empatii, prawa i uczciwości. Dalej da się ją lubić, ale traci na wiarygodności. Wszyscy wokół popełniają błędy, Barbara – co najwyżej mierzy się z błędami innych.

Autentyzmowi nie sprzyja też animacja. Jest dobra, jednak nie spełnia swojej roli jako forma ekspresji przekazu. Jak na to, ile w całej opowieści tkwi bólu, złości i niezgody – ruch zdaje się tu zbyt stonowany i spokojny. Jednotorowy. Dużo lepiej radziły sobie z tym równie kipiące od społecznego gniewu „Batman: The Animated Series” i „Batman Beyond” – a przecież obie produkcje powstały w dużo starszej technologii. „Mroczny mściciel” bywa piękny i nastrojowy, ale swą atmosferą nie przekonuje. Nie zostawi was z charakterystycznym emocjonalno-refleksyjnym osadem. A już na pewno robi to rzadziej niż wielki poprzednik.

Ocena

Tak jak nowy-stary Batman stawia w tym serialu pierwsze kroki i uczy się pełnej odpowiedzialności, tak Bruce Timm i spółka uczą się powoli nowego rytmu opowieści. Produkcja zostawia z nadzieją, że będzie już tylko lepiej; że rytm został złapany i twórcy w drugim sezonie go nie puszczą.

8
Ocena końcowa


Redaktor
Hubert Sosnowski

Prawdopodobnie jedyny dziennikarz, który nie pije kawy. Rocznik '91. Szop w przebraniu. Gdzie by nie mieszkał, pozostaje białostoczaninem. Pisał do Dzikiej Bandy, GRYOnline.pl, Filmomaniaka, polskiego wydania Playboya, wydrukowano mu parę opowiadań w Science-Fiction Fantasy i Horror. Prowadzi fanpage Hubert pisuje, a odważni mogą szukać profilu na wattpadzie o tej samej nazwie. Kiedyś napisze książkę, a w jego garażu zamieszka odpicowane BMW E39 i Dodge Charger. Na pewno! Niegdyś coś ćwiczył, ale wybrał drogę ciastek. W miłości do Diablo, Baldura, NFSa i Unreal Tournament wychowany.

Wpisów10

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze