Chciałbym, aby „Arcane” w dobie sztucznej inteligencji było nadzieją na lepsze jutro, ale rzeczywistość śmieje mi się w twarz [FELIETON]
![Chciałbym, aby „Arcane” w dobie sztucznej inteligencji było nadzieją na lepsze jutro, ale rzeczywistość śmieje mi się w twarz [FELIETON]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2024/11/25/95e14f06-eaeb-42f6-a104-124ff8a8b43b.jpeg)
Zaczyna się od wstępu w pierwszym odcinku nakreślonego, nomen omen, grafitowym ołówkiem. Staranne szkice przeradzają się następnie w statyczne panele rodem z żywiołowych, współczesnych komiksów – przedstawia nam się wówczas układ sił w Zaun. Rewolucję zainicjowaną przez działania Jinx oddaje pstrokate graffiti, będące zbitką migawkowych scen na modłę instagramowych rolek (bo i montaż, obok wizualiów, jest w „Arcane” małym dziełem sztuki). Z kolei retrospekcjom z udziałem Vandera towarzyszy akwarelowy styl, nawet jeśli cyfrowo przefiltrowany.
Kolory i ujęcia pełnią tu funkcję nie tylko tę najbardziej oczywistą, czyli estetyczną. Służą ekspozycji fabularnej, uwypukleniu wydźwięku emocjonalnego danych scen czy podkreśleniu portretów charakterologicznych postaci, jak i ich dramatów wewnętrznych. Hextechowa hagiografia Victora, który przechodzi drogę od Jezusa do fałszywego proroka, zaprezentowana zostaje z udziałem psychodelicznych barw, quasi-kwantowych kształtów i kosmicznej scenerii. Surrealistyczną tułaczkę i rozdarcie Jayce’a oglądamy w uniwersum wręcz wyjętym z obrazów Zdzisława Beksińskiego. Wspomniana już Powder to czysty punk w obrazie i dźwięku, a upadek rynsztokowy Vi malowany jest jako depresyjna „emofaza” wyrażana nie tylko poprzez zmianę fryzury.
Ponadczasowość w trudnych czasach
Jeżeli więc tak bardzo zachwycamy się „Arcane”, to nie tylko tą czysto powierzchowną stroną. To, co na zewnątrz, wyraża wnętrze i trudno, nie opisując wyglądu i brzmienia tegoż serialu, nie odczytywać go także symbolicznie czy holistycznie. To wystawa z serii „Tiktokowy Mainstream” w muzeum sztuki współczesnej – i choć skalibrowana stricte z myślą o pokoleniu Z, to na tyle spektakularna w swojej wymowie, że odnajdą się w niej nawet najgłośniej krzyczący na chmury milenialsi. „Zetki” cenią szczerość i autentyczność, „igreki” stawiają na oryginalność i dokładność. To wszystko oba sezony po prostu mają. A dlaczego? Bo stoją za nimi ludzie motywowani pasją i świetni w swoim rzemiośle.

Francuskie studio animacji Fortiche współpracuje z Riot Games od wielu lat. Pierwszy tematyczny teledysk z League of Legends opublikowało ponad dekadę temu, bo w 2013 roku. Mowa o „Get Jinxed” (nazwa nieprzypadkowa – dość wczesny kontakt z główną bohaterką Arcane na pewno miał duże znaczenie). Do 2021 roku zdołano jeszcze wydać „Warriors”, „Pop/Stars” i „Rise”, zaznajamiając się kompleksowo z LoL-em nie tylko w zakresie lore’u, ale i oczekiwań społeczności. „Arcane” to pierwszy tak wielki projekt tej paryskiej firmy, ale trudno nie odczuć, że wkraczała na znajome terytoria z jasną wizją w głowie i sporym zaufaniem ze strony kalifornijskiego korpo.
W żadnym wypadku, ale…
„Nigdy! To wykluczone!” – tak skwitował wstępne pytania o wykorzystanie w „Arcane” technik AI współzałożyciel Fortiche, Pascal Charrue. Podkreślił, że reprodukcji może ulec co najwyżej gotowy już obraz – nigdy sama idea bądź koncepcja. Rola artystów od zawsze była pierwszoplanowa w francuskim studiu – zwłaszcza od strony kreatywnej. Nieważne, czy na papierze, czy w digitalu. Istotne, że to kręgosłup ręcznego aktu twórczego, który potem tak wyraźnie widać na ekranie jako efekt autorskich pomysłów i przebojowej realizacji. „Bo jeśli istnieją prompty, które są w stanie odwzorować to, co zrobiliśmy, ich przygotowanie zajmie tyle samo czasu, co wykonanie tego samego od podstaw naszym grafikom” – z takiego odważnego założenia wychodzi szefostwo.
Nie jestem przekonany co do właściwości powyższej tezy. Bo sztuczna inteligencja to przede wszystkim oszczędność czasu i pieniędzy – i trudno z tym polemizować, jeśli z dyskusji wyeliminuje się istotny wątek ideałów stojących za sztuką. Tych ostatnich Fortiche nie chce skreślać, ale wydaje się wciąż wahać. Z jednej strony, gdy Netflix opublikował wygenerowany przez AI plakat promocyjny najnowszego sezonu „Arcane”, paryżanie zareagowali stanowczym sprzeciwem, zarzucając brak szacunku ze strony amerykańskiego hegemona dla ciężko zapierniczających artystów. Z drugiej „strict no-AI policy” obowiązywało ściśle właśnie przy omawianym serialu, ale w przyszłości Charrue i spółka nie wykluczają skorzystania ze sztucznej inteligencji jako tzw. „narzędzia”, z jednoczesną gwarancją pozostawienia wszystkich ludzi na swoich miejscach pracy. Za argument główny przywołują odciążenie swoich podwładnych i próbę minimalizacji obecnego crunchu.

Wielka Ewolucja
Romantyzm z pragmatyzmem wciąż biją się po mordach i w najbliższej przyszłości nie przestaną. To największy ze wszystkich freak fightów XXI wieku. „Arcane” się skończyło i trzeba je traktować jako cud. Błąd systemu. Tętniące życiem dziecko chorowitych wręcz ambicji. Na nic narzekania na długi czas oczekiwania na sezon drugi. Fortiche postawiło sprawę jasno – wykażcie się, widzowie, cierpliwością, a my przelejemy hektolitry potu i oddamy Wam serce na tacy. Wszyscy zachwycają się teraz jakością dzieła, Internet wymienia się fanowskimi teoriami, pieśni pochwalne i felietony popremierowe komponują się samoistnie. A mimo to – z głębin mediów społecznościowych – rozlega się głos, że kolejny serial w uniwersum LoL-a (albo spod pędzla Fortiche) potrzebny jest może nie na już, ale dużo szybciej niż za parę lat. Prędzej, ale na tak samo wysokim poziomie, koniecznie z sosem mieszanym i frytki belgijskie do tego…
Rzeczywistość daje więc o sobie znać. Dostajemy arcydzieło audiowizualnej narracji – rzecz tak bardzo filmową, że aż filmoznawca nie nadąża z cmokami, ale w zasadzie nie za bardzo myślimy o tym, co stoi za kulisami tego sukcesu. A jest to proces. Bolesny, żmudny, wielowarstwowy, pochłaniający proces. Czy mam za złe twórcom, że chcą sobie owe męki odrobinę skrócić, a pracę uczynić bardziej komfortową, bawiąc się w przyszłości w prompterów? Nie, rozumiem to. Czy nie utożsamiam się z widzami pragnącymi doświadczać tego rodzaju animacji z nieco większą częstotliwością? No błagam, serial o Noxusie albo leśnych eskapadach Teemo pochłonąłbym choćby jutro. Czy boli mnie fakt, że sztuczna inteligencja powoli przestaje być wytrychem techbrosów zatopionych po brodę w Excelu, stając się naturalną, realną alternatywą dla zdrowo funkcjonujących działalności? Jak skurczybyk. Dlatego jeśli drugi sezon Arcane stanie się punktem cezury, zapamiętam go do końca swoich dni.
Czytaj dalej
3 odpowiedzi do “Chciałbym, aby „Arcane” w dobie sztucznej inteligencji było nadzieją na lepsze jutro, ale rzeczywistość śmieje mi się w twarz [FELIETON]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Seans jeszcze przede mną. Wyjątkowe dzieło, które nie powstałoby bez milionów z LoLa. Dobrze, że takie rzeczy się jeszcze zdarzają… Niestety, ktoś z kupą kasy musi mieć widzimisię, tak jak Gabe, który zadecydował o powstaniu Half Life Alyx.
Wizualnie wyszło im arcydzieło. Niestety od strony fabuły i narracji co najwyżej średnia produkcja. Najsmutniejsze jest to, że nie jest to kwestia braku umiejętności zespołu tylko narzuconych odgórnie ram. Po prostu jest za dużo postaci i wątków w zbyt krótkim czasie. Gdyby to podzielili na dwa sezony to prawdopodobnie dostalibyśmy znowu najwyższą jakość.
Co do AI to jest to troche dzielenie skóry na niedzwiedziu. W tym momencie możemy bardzo dużo rzeczy oddelegować do AI. Ja w pracy przyśpieszam sobie refactor kodu, pisanie szablonów do testów, a od czasu do czasu próbuje zapytać go o jakieś rozwiązanie w którym w wiekszości przypadków AI się myli, ale raz na 10,20 zapytań podsunie mi jakieś ciekawe rozwiazanie. W grafice jest dosyć podobnie. AI może ci podsunąć jakiś pomysł ale jak poprosimy go o coś konkretnego to sukcesem jest jak rezultat chociaż w połowie odpowiada temu co chcieliśmy uzyskać. Plus artefakty.
Pierwszy sezon tak do połowy był świetny, potem dobry.
Drugi po 2-3 odcinkach wydaje mi się taki po prostu ok…