około 3 godziny temuLektura na 5 minut

Chciałbym, aby „Arcane” w dobie sztucznej inteligencji było nadzieją na lepsze jutro, ale rzeczywistość śmieje mi się w twarz [FELIETON]

Drugi sezon „Arcane” stawia człowieka na pierwszym miejscu w świecie zarówno fabularyzowanym, jak i tym rzeczywistym. Cieszmy się, póki możemy.

Zaczyna się od wstępu w pierwszym odcinku nakreślonego, nomen omen, grafitowym ołówkiem. Staranne szkice przeradzają się następnie w statyczne panele rodem z żywiołowych, współczesnych komiksów – przedstawia nam się wówczas układ sił w Zaun. Rewolucję zainicjowaną przez działania Jinx oddaje pstrokate graffiti, będące zbitką migawkowych scen na modłę instagramowych rolek (bo i montaż, obok wizualiów, jest w „Arcane” małym dziełem sztuki). Z kolei retrospekcjom z udziałem Vandera towarzyszy akwarelowy styl, nawet jeśli cyfrowo przefiltrowany.

Kolory i ujęcia pełnią tu funkcję nie tylko tę najbardziej oczywistą, czyli estetyczną. Służą ekspozycji fabularnej, uwypukleniu wydźwięku emocjonalnego danych scen czy podkreśleniu portretów charakterologicznych postaci, jak i ich dramatów wewnętrznych. Hextechowa hagiografia Victora, który przechodzi drogę od Jezusa do fałszywego proroka, zaprezentowana zostaje z udziałem psychodelicznych barw, quasi-kwantowych kształtów i kosmicznej scenerii. Surrealistyczną tułaczkę i rozdarcie Jayce’a oglądamy w uniwersum wręcz wyjętym z obrazów Zdzisława Beksińskiego. Wspomniana już Powder to czysty punk w obrazie i dźwięku, a upadek rynsztokowy Vi malowany jest jako depresyjna „emofaza” wyrażana nie tylko poprzez zmianę fryzury.


Ponadczasowość w trudnych czasach

Jeżeli więc tak bardzo zachwycamy się „Arcane”, to nie tylko tą czysto powierzchowną stroną. To, co na zewnątrz, wyraża wnętrze i trudno, nie opisując wyglądu i brzmienia tegoż serialu, nie odczytywać go także symbolicznie czy holistycznie. To wystawa z serii „Tiktokowy Mainstream” w muzeum sztuki współczesnej – i choć skalibrowana stricte z myślą o pokoleniu Z, to na tyle spektakularna w swojej wymowie, że odnajdą się w niej nawet najgłośniej krzyczący na chmury milenialsi. „Zetki” cenią szczerość i autentyczność, „igreki” stawiają na oryginalność i dokładność. To wszystko oba sezony po prostu mają. A dlaczego? Bo stoją za nimi ludzie motywowani pasją i świetni w swoim rzemiośle.

Netflix
Netflix

Francuskie studio animacji Fortiche współpracuje z Riot Games od wielu lat. Pierwszy tematyczny teledysk z League of Legends opublikowało ponad dekadę temu, bo w 2013 roku. Mowa o „Get Jinxed” (nazwa nieprzypadkowa – dość wczesny kontakt z główną bohaterką Arcane na pewno miał duże znaczenie). Do 2021 roku zdołano jeszcze wydać „Warriors”, „Pop/Stars” i „Rise”, zaznajamiając się kompleksowo z LoL-em nie tylko w zakresie lore’u, ale i oczekiwań społeczności. „Arcane” to pierwszy tak wielki projekt tej paryskiej firmy, ale trudno nie odczuć, że wkraczała na znajome terytoria z jasną wizją w głowie i sporym zaufaniem ze strony kalifornijskiego korpo.


W żadnym wypadku, ale…

„Nigdy! To wykluczone!” – tak skwitował wstępne pytania o wykorzystanie w „Arcane” technik AI współzałożyciel Fortiche, Pascal Charrue. Podkreślił, że reprodukcji może ulec co najwyżej gotowy już obraz – nigdy sama idea bądź koncepcja. Rola artystów od zawsze była pierwszoplanowa w francuskim studiu – zwłaszcza od strony kreatywnej. Nieważne, czy na papierze, czy w digitalu. Istotne, że to kręgosłup ręcznego aktu twórczego, który potem tak wyraźnie widać na ekranie jako efekt autorskich pomysłów i przebojowej realizacji. „Bo jeśli istnieją prompty, które są w stanie odwzorować to, co zrobiliśmy, ich przygotowanie zajmie tyle samo czasu, co wykonanie tego samego od podstaw naszym grafikom” – z takiego odważnego założenia wychodzi szefostwo.

Nie jestem przekonany co do właściwości powyższej tezy. Bo sztuczna inteligencja to przede wszystkim oszczędność czasu i pieniędzy – i trudno z tym polemizować, jeśli z dyskusji wyeliminuje się istotny wątek ideałów stojących za sztuką. Tych ostatnich Fortiche nie chce skreślać, ale wydaje się wciąż wahać. Z jednej strony, gdy Netflix opublikował wygenerowany przez AI plakat promocyjny najnowszego sezonu „Arcane”, paryżanie zareagowali stanowczym sprzeciwem, zarzucając brak szacunku ze strony amerykańskiego hegemona dla ciężko zapierniczających artystów. Z drugiej „strict no-AI policy” obowiązywało ściśle właśnie przy omawianym serialu, ale w przyszłości Charrue i spółka nie wykluczają skorzystania ze sztucznej inteligencji jako tzw. „narzędzia”, z jednoczesną gwarancją pozostawienia wszystkich ludzi na swoich miejscach pracy. Za argument główny przywołują odciążenie swoich podwładnych i próbę minimalizacji obecnego crunchu.

Fani zauważyli ślady AI na jednym z plakatów Arcane Netflixa.
Fani zauważyli ślady AI na jednym z plakatów Arcane Netflixa.

Wielka Ewolucja

Romantyzm z pragmatyzmem wciąż biją się po mordach i w najbliższej przyszłości nie przestaną. To największy ze wszystkich freak fightów XXI wieku. „Arcane” się skończyło i trzeba je traktować jako cud. Błąd systemu. Tętniące życiem dziecko chorowitych wręcz ambicji. Na nic narzekania na długi czas oczekiwania na sezon drugi. Fortiche postawiło sprawę jasno – wykażcie się, widzowie, cierpliwością, a my przelejemy hektolitry potu i oddamy Wam serce na tacy. Wszyscy zachwycają się teraz jakością dzieła, Internet wymienia się fanowskimi teoriami, pieśni pochwalne i felietony popremierowe komponują się samoistnie. A mimo to – z głębin mediów społecznościowych – rozlega się głos, że kolejny serial w uniwersum LoL-a (albo spod pędzla Fortiche) potrzebny jest może nie na już, ale dużo szybciej niż za parę lat. Prędzej, ale na tak samo wysokim poziomie, koniecznie z sosem mieszanym i frytki belgijskie do tego…

Rzeczywistość daje więc o sobie znać. Dostajemy arcydzieło audiowizualnej narracji – rzecz tak bardzo filmową, że aż filmoznawca nie nadąża z cmokami, ale w zasadzie nie za bardzo myślimy o tym, co stoi za kulisami tego sukcesu. A jest to proces. Bolesny, żmudny, wielowarstwowy, pochłaniający proces. Czy mam za złe twórcom, że chcą sobie owe męki odrobinę skrócić, a pracę uczynić bardziej komfortową, bawiąc się w przyszłości w prompterów? Nie, rozumiem to. Czy nie utożsamiam się z widzami pragnącymi doświadczać tego rodzaju animacji z nieco większą częstotliwością? No błagam, serial o Noxusie albo leśnych eskapadach Teemo pochłonąłbym choćby jutro. Czy boli mnie fakt, że sztuczna inteligencja powoli przestaje być wytrychem techbrosów zatopionych po brodę w Excelu, stając się naturalną, realną alternatywą dla zdrowo funkcjonujących działalności? Jak skurczybyk. Dlatego jeśli drugi sezon Arcane stanie się punktem cezury, zapamiętam go do końca swoich dni.


Czytaj dalej

Redaktor
Karol Laska

Zacząłem od Disco Elysium, skończyłem w dziennikarstwie growym. Dziś zajmuję się publicystyką w CD-Action, wcześniej pracowałem w podobnym obszarze na łamach GRYOnline.pl. Sławię wszystko, co niezależne, ale bez „The Last of Us” i „Johna Wicka 4” życie straciłoby smak.

Profil
Wpisów26

Obserwujących4

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze