31
13.07.2023, 13:18Lektura na 5 minut

Co mogło pójść nie tak? Wszystko. Recenzja filmu „Pan Samochodzik i templariusze”

Kiedy myślisz, że po serialowej adaptacji „Wiedźmina” nie da się bardziej zmasakrować rodzimej literatury, wchodzi znów on, tytan platform streamingowych, dowodząc, że nawet w najgorszym szambie można zrobić dodatkowy odwiert.


Eugeniusz Siekiera

Jako że kilka pokoleń zaczytywało się w perypetiach Pana Samochodzika i dla wielu z nas to książki absolutnie kultowe, kluczową kwestię muszę poruszyć na wstępie – film w reżyserii Antoniego Nykowskiego masakruje materiał źródłowy. To nie adaptacja, prędzej luźna opowieść na motywach, ale nawet jako taka niczym nie potrafi się obronić. Jest więc pan Tomasz i jego niesamowity wehikuł, są harcerze, jest wreszcie skarb templariuszy i szlak wiodący za nim od Miłkokuka przez Malbork. Wszystko jednak zostało przeinaczone i postawione na głowie, a dodatkowo koncertowo spieprzone.


Tyle pytań, tak mało odpowiedzi

Dla tych, co książek nie znają, kilka słów wprowadzenia. Tytułowy Pan Samochodzik jest historykiem sztuki, pracownikiem Departamentu Ochrony Zabytków i detektywem w jednym, który w powieściowym cyklu Zbigniewa Nienackiego przeżywał szereg niesamowitych przygód. Podróżował po peerelowskiej Polsce niezwykłym samochodem, rozwiązywał zagadki i polował na zaginione skarby, nierzadko z grupą rezolutnych harcerzy u boku. Dlaczego więc w filmie Tomasz nie zna wspomnianych zuchów, skoro w książkach przyjaźnią się od pierwszego tomu, czyli „Wyspy złoczyńców”? Dlaczego z głównego bohatera, cherlawego i zgarbionego niezguły w okularach, zrobiono podróbkę Bonda zmieszanego z Indianą Jonesem? Ale wiecie, taką wyciągniętą spod lady w Peweksie, groteskową, niesympatyczną i po prostu źle napisaną.

Pan Samochodzik i Templariusze
Pan Samochodzik i Templariusze. Źródło: Materiały prasowe

Dlaczego na każdym kroku kozaczy i rzuca gniewne spojrzenia? Czemu, u diaska, zachowuje się jak nadęty buc? Jego domeną zawsze był intelekt, nigdy siła i inne atrybuty fizyczne. Na wersję sportretowaną przez Mateusza Janickiego patrzy się może lepiej niż na podręcznikowego nerda bystrzaka, ale nie tędy droga. Ekranowy bohater okazuje się też sprawniejszy i z niejednego pojedynku wychodzi zwycięsko, choć i to najczęściej dzięki pomocy osób trzecich, głównie towarzyszących mu kobiet. Znajomość historii natomiast – mimo przechwałek Tomasza, że w swoim fachu nie ma sobie równych – raczej nie jest jego najmocniejszą stroną. Problem w tym, że w kluczowych scenach, gdy trzeba rozgryźć kolejną zagadkę, braki uzupełnia wiedzą harcerzy, bez których przypomina dziecko błądzące we mgle. WTF!


Kopernik była kobietą!

To nie koniec wątpliwości. Dlaczego z trójki znanych harcerzy jeden wyleciał z ekipy (zabrakło Wilhelma Tella, jest za to niejaki Mentorek), a drugi został nagle dziewczyną, w dodatku wojującą feministką? Od bredni, które wygłasza, aż zęby bolą, pomijając już fakt, że są nieadekwatne do jej młodego wieku, więc brzmią po prostu niewiarygodnie. Ale mniejsza z tym. Trzeba zapytać, co to wszystko wnosi do sprawy. Podpowiem wam: kompletnie nic. Tego typu ingerencje w materiał źródłowy niby nie dziwią, ale niezmiennie wkurzają. Albo to: jakim cudem wuj Gromiłło nadal żyje (w pierwowzorze Tomasz dostał od niego samochód w spadku), a do tego, o zgrozo!, niczym Q z Jamesa Bonda w przerwie między kolejnymi misjami łata wehikuł i dodaje nowe gadżety przydatne podczas gromienia złoczyńców? AŁA!

Pan Samochodzik i Templariusze
Pan Samochodzik i Templariusze. Źródło: Materiały prasowe

Swoją drogą pojazd jest w tej wersji hybrydą fiata 125p i ciągnika Ursus, osadzoną na terenowym zawieszeniu, co ma się nijak do opisu książkowego, ale wygląd to tutaj akurat najmniejszy problem. Domeną samochodu Tomasza były niesamowite osiągi uzyskiwane dzięki ukrytemu pod maską silnikowi Ferrari 410 Superamerica. W filmie nie usłyszymy na ten temat ani słowa, zabrakło też sceny, która pokazałaby potencjał najszybszego auta poruszającego się po drogach Polski Ludowej. Wykorzystano jedynie fakt, że to przy okazji amfibia, więc świetnie radzi sobie zarówno na lądzie, jak i w wodzie. Ale znów: do sprawy (czyt. scenariusza) niczego to nie wnosi. I jest głupie, bo pojazd tak otwarty jak ten w filmie poszedłby na dno przy pierwszej większej fali.

Last but not least, dlaczego występujący na drugim planie Łajma (Anna Dymna) i Adios (Jacek Beler) są tak groteskowi i jednowymiarowi? Wcielają się w nich przecież dobrzy aktorzy. Otóż problem tkwi w tym, jak koszmarnie te postacie zostały napisane. Belerowi przypadła rola głównego czarnego charakteru… karykaturalnego niczym szpieg z Krainy Deszczowców z „Porwania Baltazara Gąbki”. Gdy tylko pojawia się na ekranie (a robi to okrutnie często), ciary żenady dodawane są gratis (albo zwrot pieniędzy). Karramba, wszystko w tym filmie jest w złym guście.


Jak do tego doszło, nie wiem

Kolejne wątki sklejono na ślinę, dialogi są przeciętne (z domieszką fatalnych), a chemia między bohaterami nie istnieje. Przez większą część filmu Tomasz to nieufny, zadufany w sobie buc, a dzieciaki gapią się w niego jak w obrazek, ale jakoś trudno w to ślepe oddanie uwierzyć. I już całkiem na marginesie, jak na film skierowany do młodej widowni, „Pan Samochodzik i templariusze” zdaje się zbytnio bagatelizować śmierć. Nim miną dwa kwadranse, ginie osoba blisko związana z Tomaszem, a wszystkich obchodzi to tyle, co zeszłoroczny śnieg.

Cały obraz stoi w przedziwnym rozkroku – to film niby skierowany do dzieci, a jakoś nie ma problemu z dość brutalnie ukazaną przemocą. Miejscami próbuje być poważny, ale serwuje kartonowe postacie wycięte z kreskówek. Akcja rozgrywa się w przeszłości, lecz dziwnie podkoloryzowanej i z pewnością nie tej, którą znamy z kart powieści. Potwór Frankensteina, który nie wie, czym jest i dla kogo właściwie powstał.

Pan Samochodzik i Templariusze
Pan Samochodzik i Templariusze. Źródło: Materiały prasowe

To może nie najgorsza ekranizacja „Pana Samochodzika”, nie stanowi to jednak żadnego pocieszenia, skoro konkurencja w tej kategorii jest arcypotężna („Latające machiny”, „Niesamowity dwór” czy „Praskie tajemnice” to przecież definicje paździerzy). Jak na mój gust, nowe otwarcie nie broni się nawet jako letni film przygodowy dla widzów niemających bladego pojęcia o istnieniu książek Nienackiego. Co gorsza, w finale twórcy otwierają furtkę dla potencjalnej kontynuacji, która wzięłaby na warsztat tom ósmy, czyli „Tajemnicę tajemnic”. Takie groźby powinny być karalne!

Ocena

Dla kogoś, kto w ponurym peerelu zaczytywał się w książkach Nienackiego i darzy je ogromnym sentymentem (jak wyżej podpisany), seans będzie katorgą porównywalną do oglądania Netfliksowego „Wiedźmina”. Plus za zdjęcia i próby wskrzeszenia martwej postaci, cała reszta do zaorania.

2
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów117

Obserwujących21

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze