Pierwszy odcinek „Detektywa: Krainy nocy” daje mi nadzieję na powrót do najlepszej formy serialu
Aż trudno uwierzyć, że mija właśnie 10 lat, odkąd „Detektyw” zauroczył nas tajemniczą atmosferą Luizjany, wciągnął intrygą snutą przez Rusta Cohle’a i Marty’ego Harta, a także sprawił, że do dziś od czasu do czasu nucę sobie przy goleniu „Far from Any Road” The Handsome Family. Na nieposzlakowaną opinię pierwszego sezonu nie wpłynęły nawet za bardzo zarzuty pod adresem jego twórcy, Nica Pizzolatto, który podobno miał zapożyczyć nieco zbyt wiele z dzieł kultowego pisarza weird fiction, Thomasa Ligottiego.
Renomę „Detektywa” zszargał sezon drugi, w którym zabrakło równie angażującej fabuły, a poplątany scenariusz nie ułatwiał jej odbioru. HBO wyciągnęło wnioski z tego, jak kończy się udzielanie pełnej swobody artystycznej Pizzolatto, więc przy trzeciej części antologii wyznaczyło mu scenarzystów do pomocy i nie poganiało z robotą. Przez to czekaliśmy na nią aż cztery lata, ale opłaciło się: „Detektyw” wrócił na właściwe tory. Mimo to jego twórca nie miał szansy opowiedzieć nowej historii. Przy „Krainie nocy” pełnił już tylko funkcję producencką, a stery objęła meksykańska reżyserka i scenarzystka Issa López.
Tak wygląda moje miasto nocą
Akcja czwartego sezonu „Detektywa” rozgrywa się na ośnieżonej Alasce, którą z powodzeniem udaje rzeczywista Islandia. Zanim na kolejne tygodnie zamieni się w tytułową krainę nocy, w pierwszych scenach obserwujemy ostatni zachód słońca i grupę biologów pracujących na stacji badawczej Tsalal. Jak nauczyło nas „Coś” Johna Carpentera, takie ekspedycje często nie kończą się najlepiej. Cała ekipa znika bez śladu w niewyjaśnionych okolicznościach i choć w pierwszym odcinku nie wpadamy jeszcze na trop żadnego monstrum z kosmosu, zjawiska metafizyczne wyraźnie zaznaczają swoją obecność.

Osadzenie historii w takich okolicznościach natury było strzałem w dziesiątkę. To klimat zdecydowanie odmienny od tego prezentowanego w poprzednich sezonach, a jednocześnie jeszcze bardziej ponury i z większym potencjałem na budowanie niepokoju. W końcu co może być mroczniejszego niż ciągnąca się w nieskończoność noc polarna? Dużą rolę w kreowaniu atmosfery tradycyjnie odgrywa muzyka. Twórcy „Detektywa” zawsze wiedzieli, jak zilustrować serial odpowiednimi utworami, i tym razem również się popisali. Wykorzystana w czołówce piosenka „Bury a Friend” Billie Eilish to wymarzony motyw przewodni dla tej historii.
Dokąd się udajemy, gdy zapadamy w sen?
Zniknięcie naukowców ze stacji badawczej gdzieś na skutym lodem końcu świata stanowi intrygujący punkt wyjścia, ale w praktyce szybko schodzi na dalszy plan. Grana przez Jodie Foster detektywka Liz Danvers wznawia śledztwo związane z brutalną śmiercią aktywistki, którym przed laty zajmowała się policjantka Evangeline Navarro. Kobiety łączą siły i widzę tu potencjał na równie udany duet, co ten z pierwszej części serii. „Detektyw” nawet w swoim najsłabszym sezonie błyszczał doborem obsady (nihilistyczne, barowe pogaduchy Colina Farrella to dosłownie wszystko, co pamiętam z tamtych odcinków) i tym razem też szykuje się plejada interesujących postaci.

Jest to też kolejne pole, na którym formuła serialu została odczuwalnie odświeżona. Po trzech sezonach skupionych na facetach i „męskich historiach” López oddaje głos kobietom. Liz Danvers, podobnie jak grana przez Kate Winslet protagonistka „Mare z Easttown”, musi jakoś godzić styczność z niewyobrażalnym złem na płaszczyźnie zawodowej i problemy rodzinnej codzienności. Mężczyźni są tu głównie fajtłapowaci, nieudolni i na dodatek używają głupich szczoteczek do zębów. Jednocześnie za każdą postacią stoi jakaś trauma, a ich wielowymiarowość zachęciła mnie do poznania dręczących je demonów w kolejnych odcinkach.
Król w ciemności
Pewnie to tylko lepiej, że tym razem nikt nie będzie cytował „Króla w żółci” Roberta Chambersa, a narracja – przynajmniej w pierwszym odcinku – prowadzona jest w chronologiczny sposób (powraca za to pewien charakterystyczny symbol!). López mówiła w wywiadach, że marzyło jej się stworzenie mrocznego lustrzanego odbicia pierwszego sezonu „Detektywa”, i wiele wskazuje na to, że jej się udało. Nie mam wątpliwości co do świeżej, a jednocześnie wciąż idealnie pasującej do tej antologii estetyki, a także kreacji aktorskich na najwyższym poziomie. Jeśli śledztwo w kolejnych pięciu odcinkach utrzyma poziom i nie rozczaruje zakończeniem, może nas czekać podobnie udana pozycja, co kultowa opowieść Rusta Cohle’a i Marty’ego Harta.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
Netflix przeznaczył ogromny budżet na finałowy sezon „Stranger Things”. To najdroższy...
-
Aktorski film „Zaplątani” jednak powstanie. Jedną z głównych ról ma zagrać...
-
Spin-off „Gry o tron” na pierwszym zwiastunie. Wielkimi krokami nadciąga „Rycerz...
-
Reboot „Z archiwum X” w drodze. Poznajcie następczynię Dany Scully
17 odpowiedzi do “Pierwszy odcinek „Detektywa: Krainy nocy” daje mi nadzieję na powrót do najlepszej formy serialu”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Niestety kobiety przejęły stery w serialu i mam wiele obaw co do tego sezonu. Nie chodzi nawet o jakość bo ta raczej będzie na wysokim poziomie, tylko o sam wydźwięk, męczenie ogranego do bólu schematu silnych kobiet i słabych facetów. Oby opowiadana historia była na tyle dobra że przyćmi ideologię.
Na dworze śnieg, w komentarzach podobnie, co za zima.
Jest quetz jest impreza. Na trupach z normalnego świata.
Jeśli będzie tak jak mówisz, to sezon do kosza. Ale jest nadzieja. Mimo, że kolejne dwa sezony nie miały podejścia do pierwszego, to mimo wszystko były to dobre historie. Poczekam chyba aż wyjdzie całość, poczytam jak to z tą ideologią i wtedy zdecyduję, czy warto mojego czasu.
Nie powiem, szczegolnie zabawnie brzmi jojczenie na „slabych mezczyzn, bo baba kreci” w kontekście serialu, ktorego pierwszy sezon byl skupiony wlasnie na dwoch slabych i pogubionych facetach wokol ktorych toczyla sie cala narracja, a rezyserowali i pisali, co za szok, wlasnie mezczyzni. Wiele to mowi o autorze takich wydumanych zarzutow, niewiele o serialu.
Nie wiem co kolega Johan miał na myśli, ale ja już mam dość tych przesadzonych hisotryjek, gdzie kobiety zbawiają świat, a faceci to nic tylko agresywni alkoholicy niszczący wszystko co dobre. Postacie kobiece w takich produkcjach są napisane po prostu słabo. Gdzie są scenarzyści piszący takie bohaterki jak Ripley, Sara Connor, agentka Starling czy z nowszych Mare z serialu Mare z Easttown?
Pierwszy sezon nie ma zbyt wiele wspólnego z czwartym. Jako, że to oddzielna historia to traktuję go też jak oddzielne dzieło. A jeśli komuś się podobają słabe produkcje ale „Panie gurom!” no to spoko, wasz czas, wasza sprawa.
Byłoby prościej, gdybyś jakieś nazwał, bo tak to po prostu uzewnętrzniasz swoje frustracje bez specjalnej treści czy odzwierciedlenia w rzeczywistości. Nie wiem, czy taka emocjonalność jest bardzo męska, ale Twój czas, Twoja sprawa ;-).
Aha czyli podanie przykładów pozytywnych nie wystarcza i jaśnie oświecony potrzebuje przykładów z drugiej strony bo sobie nie radzi? Może zamiast czekać na gotowe to wypadałoby pochylić się z pokorą nad tematem i sobie poszukać? A może jeszcze dla ułatwienia wskażę konkretny tytuł i timestamp, żeby nie było że to nie ma potwierdzenia w rzeczywistości? 😀 I od kiedy emocjonalność to nie jest cecha męska? Uuu widzę, że mam do czynienia z seksistą a nie poważną osobą z którą można zacząć dialog nt. miałkości współczesnych scenariuszy krzywdzących kobiety, pokazując je w krzywym zwierciadle. No dobrze, ale już nie będę taki złośliwy i podpowiem, taka Kapitan Marvel to niezły przykład. Łatwe kino, kolorowe, niezbyt emocjonalne żeby męskości nie naruszyć, polecam.
Jeśli próbujesz wygrać konkurs na najdłuższy komentarz bez treści to nawet niezła próba.
Pytam, bo oglądam sporo i zastanawiam się, skąd te zarzuty o poziom scenariuszy i sposób pisania postaci kobiecych się biorą. Ale teraz rozumiem, skoro twoimi jedynymi punktami odniesienia jest kilka najbardziej sztampowych postaci kina popularnego sprzed ca. 30-40 lat i dwie współczesne, z których jedna to Kapitan Marvel – to sporo wyjaśnia. Choć na twoim miejscu nie brykałbym jednak tak z tą gadką o pokorze. Ani o „miałkości współczesnych scenariuszy”, bo po prostu nie masz w temacie nic do powiedzenia.
Uhuhu, widzię, że troszkę więcej treści i się kolega czuje przytłoczony 😀 I brykam śmiało z pokorą, bo się mój Drogi widzę sam strasznie rozbrykałeś na forum i każdego chcesz uczyć prawd oświeconych, a widać jak płytki poziom dyskusji reprezentujesz. Z góry zakładasz moją niewiedzę i stawiasz się wyżej „bo sporo oglądasz”. Oj nieładnie 🙂
Podawać przykładów można dużo więcej. Wybacz, że skarciłem Twój wyrafinowany gust filmowy odniesieniem się do dzieł popularnych, niekiedy wręcz „popkorniaków”. Po pierwsze, ja w przeciwieństwie do Ciebie nie zakładam, że wiem więcej niż inni, i z szacunku do rozmówcy podaję przykłady popularne, z nadzieją że widziałem to nie tylko ja. Po drugie, może nie czyta tego jedna osoba i może będzie innym miło, jak do podanych wyżej dzieł też będą się mogli sami odnieść. Po trzecie, choć cenię sobie kino niezależne, to lubię też włączyć sobie coś wysokobudżetowego, i jako odbiorca mam nadzieję, że te produkcje też będą scenariuszowo stały na wysokim poziomie. Taki Interstellar dla przykładu 😉 Zapraszam też do podania przykładów filmów, gdzie opisany przeze mnie wyżej schemat został rozpisany sprawnie i ze smakiem 🙂 Może zaproponujesz coś czego nie znam.
Ach i sztampowość tych jakże leciwych postaci wynika z tego, że były dobrze wykreowane przez twórców i stały się kultowe. Komuś to może dać do myślenia, innym nie.
Jeśli piszę zbyt rozwlekle jak na internetowe standardy to wybacz, ale tak już mam 🙂
„Uhuhu, widzię, że troszkę więcej treści i się kolega czuje przytłoczony :D”
Wiem, ze mam nienajlepszy charakter pisma, ale twoim problemem jest wlasnie brak tresci – duzo slow niewiele pomaga, jesli nic nie przekazuja. A nie przekazuja, bo kwestie centralna swojego argumentu pomijasz kompletnie: co powoduje, ze postacie wymienione przez ciebie sa ok, a „wspolczesne” juz nie i jakie przyklady tego widzisz. Podobnie z rzekomymi slabymi facetami pisanymi przez kobiety – kto, gdzie, jak, kiedy? Bez konkretow taka rozmowa jest jalowym wylewaniem żalów, jakiego pelno na wykopkach. Mowisz, ze masz dosc postaci kobiet ratujacych swiat i agresywnych facetow i za przyklad dajesz Kapitan Marvel, film doslownie o superbohaterce ratujacej swiat (btw w filmie brak alkoholikow, dodatkowo jej największym sojusznikiem jest facet, chyba ze skoro jest czarny, to sie nie liczy – serio nie wiem, jaka logika rzadzi tym cherrypickingiem). To moze po prostu ogladaj tez inne filmy, zamiast chrzanic glupoty w internecie?
Nie najlepiej to czytasz mój Drogi. Ja w przeciwieństwie do Ciebie podałem przykłady za i przeciw, na co Ty się produkujesz nie podając żadnych przykładów. Nie dość, że słowolejstwo uprawiasz to jeszcze nie umiesz się odnieść do konkretów tylko piszesz o tym, że „nie mam nic do powiedzenia” i „chrzanię głupoty w internecie”. Póki co to jasno widać kto tu chrzani nie mając jakiejkolwiek linii obrony prócz uszczypliwości i łapania się seksizmu i rasizmu.
Pozwól więc, że pokrótce Ci wytłumaczę, skoro sam nie rozumiesz zagadnienia. Postacie kobiece do których się odnoszę są napisane słabo, nie są wiarygodne. Ich największą mocą jest bycie kobietą bez większego uwiarygodnienia wynikającej z tego siły w przedstawionym świecie (i tak Kapitan Marvel akurat ma moce, nie sikaj). Mężczyźni zaś to albo złole, albo głupki. Nick Fury na przestrzeni filmów kreowany jest na wielkiego lidera Avengers, udało mu się złożyć team z boga, superagentów, nieokiełznanej bestii i superinteligentnego multimilionera. Zaś w Kapitan Marvel biega po ekranie jak Dorotka z Krainy Oz.
Kolejny przykład to nowy sezon TD. (Swoją droga mam nadzieję, że na przestrzeni całego sezonu to się wszystko ładnie wygładzi) Wielkiej pani komendant towarzyszy zasikany młodzik i jego ojciec, który ma aparycję moczymordy. I oczywiście musi przeszkadzać głównej bohaterce.
Mam nadzieję, że pomogłem 😉
A skoro Ty oglądasz inne filmy i jesteś jak widać wielkim ekspertem, to może podasz mi kilka przykładów ze współczesnego kina, gdzie mamy sytuację odwrotną? Może zamiast mnie odpytywać z tematu, który już kilkukrotnie podparłem konkretnymi argumentami, podasz jakieś swoje przykłady i skonfrontujesz się z faktami? Póki co Twoje wypowiedzi sprowadzają się do inwektyw i przechodzenia z tematu ogólnego w detal. Jeśli się ze mną nie zgadzasz to zacznij argumentować zamiast „Julkować” bez ładu i składu.
Macius, widze ze emocje znowu troche wymknely sie spod kontroli, wiec przypomne ci, o czym mowimy:
„mam dość tych przesadzonych hisotryjek, gdzie kobiety zbawiają świat, a faceci to nic tylko agresywni alkoholicy niszczący wszystko co dobre”
To jest twoj argument. Historyjek, liczba mnoga. Poprosilem Cie bardzo grzecznie o przyklady, bo piszesz jakby byla jakas plaga filmow o kobietach (hatfu) ratujacych swiat i przeszkadzajacych im alkoholikach. Jestes w stanie wyprodukowac jeden przyklad takiego filmu, ktory dodatkowo doslownie zasadza sie na ratowaniu swiata, bo jest to kolejna tasmowa produkcja o ludkach w trykotach. To troche tak, jakbys wszedl do McDonalda, zamowil Big Maca i po zjedzeniu narzekal, ze wszedzie ten fast food i normalnego jedzenia nie ma, masz dosc. No fajnie, tylko ze to troche tunelowe widzenie. Rownie dobrze ja moge powiedziec, ze kino nie szanuje facetow juz od 50 lat, bo nie wiem, czy widziales „Lsnienie”? Co za obrzydlistwo!
„może podasz mi kilka przykładów ze współczesnego kina, gdzie mamy sytuację odwrotną?”
I widzisz, tu wlasnie wychodzi twoje kompletne niezrozumienie o czym my w ogole mowimy. Dowodem na to, ze jakies zjawisko nie wystepuje nie jest udowodnienie, ze wystepuje zjawisko przeciwne. Po prostu, ogladasz filmy, ktore ci sie nie podobaja i probujesz to cudacznie uogolnic na jakis szerszy problem kulturowy, przy okazji upuszczajac maske i pokazujac, co tak naprawde ci wadzi, a mianowicie postaci kobiece, zwlaszcza w roli glownej albo zwierzchniej wobec faceta („wielka pani komendant”, bardzo normalny opis). I z tego wlasnie sie nabijam, bo w kinie znajdziesz i takie relacje, i odwrotne, wystarczy poszukac. A jesli ktos jest w stanie tyle energii poswiecic na narzekanie na jeden aspekt, czesto zupelnie poboczny i niezauwazalny dla normalnego odbiorcy (bo czego sie spodziewac, idac do kina na film „KAPITAN MARVEL” z Brie Larson w roli tytulowej, jak nie superbohaterki?), to wyrazny znak, ze prawdziwy problem jest raczej wewnetrzny.
Wiec nie dziw sie prosze, ze jak spuszczasz publicznie majtki to ktos wskaze palcem i powie: „o, dupa”.
Pozdro, pamietaj sprawdzic przed spaniem, czy jakas zla kobieta pod lozkiem albo w szafie nie czyha 😉
Julcia, widzę że dalej lecisz po ogólnikach i nie możesz przeżyć, że ktoś może mieć odmienne zdanie, a do tego jeszcze podać jakieś przykłady. To, że nie możesz podać przykładów o które zapytałem wynika tylko z Twojego zatwardziałego twierdzenia, że takie zjawisko nie istnieje i wszystko jest gites. A jak widać po podanych przykładach, gitesa nie ma. Bo ja takich odwrotnych przykładów kilka mam, ale takiemu ekspertowi chyba nie musze podawać. I mogę takich przykładów sypać więcej, ale widzę, że nie ma sensu 😀 Julcia wie swoje i będzie sikać coś ze złymi kobietami (znów seksizm przebija wraz z jadem).
Ch*j tam, że na samym początku napisałem przykłady postaci kobiecych, które uważam za świetne, co automatycznie ośmiesza Twoje „co tak naprawde ci wadzi, a mianowicie postaci kobiece, zwlaszcza w roli glownej albo zwierzchniej wobec faceta”. Julcia widzi tylko to co chce.
Jasne Julciu, oglądam tylko filmy, które mi się nie podobają, takie hobby. Włączam coś z kobietą w roli głównej i pluje jadem xD Już ch*j z tym, że nawet nie wiem czy mi się podoba, bo zanim nie obejrze no to nie wiem xD No ale widać w Twoim świecie, ludzie specjalnie włączają sobie tylko coś czego nie lubią 😀
Fajnie widzieć, jak ktoś też te swoje majtki ściąga, a później nawet nie wie gdzie ma tą „dupę” 😀
Widać szermierka na argumenty Ci chłopcze nie idzie.
Bywaj zdrów, niech Twój magiczny świat pozostanie taki jak najdłużej.
Ja tymczasem oddalam się obejrzeć coś czego nie lubię, bo jak to mój kumpel stwierdził „do typa nic nie dociera, równie dobrze mógłbyś to tłumaczyć psu” 😀
#triggered
Czyli w skrocie nie wiesz jakie inne postacie oprocz Kapitan Marvel ciagle ratuja swiat i walcza z alkoholikami? Ok, w sumie to caly czas probowalem wyegzekwowac 😉
XD
Pierwszy odcinek, jaki obejrzałem, wzbudził we mnie mieszane uczucia. Warsztatowo film wygląda na niezły. Jednak nie wiem, czy wytrwam przy nim, bo sam pomysł na fabułę tutaj jest w stylu: główny wątek ślimaczymy, za to widza angażujemy do zainteresowania się tysiącem pobocznych spraw i postaci. Ja jednak preferuję sprawne ciągnięcie głównego wątku historii, a nie – ja w tym serialu – konieczność zapoznawania się z powikłanymi życiowymi losami wszystkich mieszkańców tej miejscowości, w jakiej toczy się akcja serialu.