21
14.04.2023, 10:07Lektura na 6 minut

„Dungeons & Dragons: Złodziejski honor” to cios krytyczny! [RECENZJA FILMU]

Od wielu lat jestem niepoprawną wielbicielką erpegów, sporo sesji już widziałam. Od razu zatem ostrzegę, że „Złodziejski honor” to przygoda na jeden wieczór, nic ambitnego, nie obfituje w trudne wybory moralne czy motywujące przemowy. I całe szczęście.


Joanna „Ranafe” Pamięta-Borkowska

Były czasy, gdy lubiłam patos w fantasy, ale teraz od wysokich tonów klasycznych powieści aż bolą mnie zęby. Nie odnajduję się też w większości współczesnych produkcji z tego gatunku, zwłaszcza jeśli chodzi o filmy i seriale. Z jednej strony mam ociekające krwią pozycje low fantasy w stylu „Gry o tron”, z drugiej zaś nadęte „Pierścienie Władzy”. Tytułów young adult wolę nawet nie ruszać. Pewnie dlatego najnowszy film ze świata Dungeons & Dragons trafił idealnie w punkt. Tego szukałam. Tego mi brakowało.

Dungeons & Dragons: Złodziejski honor
Dungeons & Dragons: Złodziejski honor. Źródło: Materiał prasowe

Jest nawet lepiej niż w serialu „Legenda Vox Machiny”, który nader chętnie porzuca niewybredny humor na rzecz rozbuchanych ambicji postaci (banda moczymord szybko okazuje się potomkami lordów/półbogów, skąd ja to znam). Do tego „Dungeons & Dragons: Złodziejski honor” nie ma tak zakręconej i zagmatwanej fabuły jak „DOTA: Dragon’s Blood”. Został idealnie skomponowany i ani na chwilę nie przestaje być tym, czym w zwiastunach obiecywał być – lekką pozycją fantasy z silnym zaakcentowaniem erpegowej proweniencji.


Ja tu tylko kradnę

Już sam charakter drużyny głównych bohaterów pozwala na stworzenie wokół nich zabawnej i niewymuszonej opowieści. To banda złodziei i specjalistów od włamań, którzy nie zabijają podczas pracy, ale poza tym są rozkosznie swobodni w ustanawianiu zasad. Dwójkę z nich, barda Edgina i barbarzynkę Holgę, poznajemy w więzieniu o nazwie Revel’s End(*), skąd uciekają w sposób równie brawurowy, co bezsensowny.

(*) Znajduje się ono na północy regionu znanego jako Icewind Dale. Miejsce to zostało wymyślone specjalnie na potrzeby filmu i pojawiło się w 2020 roku w przygodzie Icewind Dale: Rime of the Frostmaiden.

Po paru chwilach dołącza do nich reszta drużyny, z której bodaj tylko paladyn Xenk Yendar wyróżnia się nieskazitelnym charakterem. Stwarza on też okazje do puszczania oka w kierunku widza, bo zachowuje się jak rasowy enpec (nawet chodzi w „oskryptowany” sposób – obejrzyjcie, a zrozumiecie). Hugh Grant – w życiu nie spodziewałabym się go w komedii fantasy! – okazuje się najbardziej przekonującym łotrzykiem, jakiego widziałam, a sceny z jego udziałem są świetne. Jeśli o mnie chodzi, mogłabym godzinami słuchać, jak kłamie.

Zresztą w filmie potwierdza się zasada, że bohaterowie zbudowani głównie ze swych słabości prezentują się o wiele ciekawiej niż ci, którzy są pod każdym względem „przepakowani”. Dotyczy to zwłaszcza dwóch kobiecych postaci – te, w tłumaczeniu na system RPG, mają tak wysokie poziomy, że czasami aż boli ich natarczywa doskonałość. Druidka Doric jest najmniej interesująca, scenarzyści dali jej nie tylko nieprzekonującą historię, ale też słabo zarysowany charakter. Żeńską reprezentację ratuje nieco Holga, która odznacza się intrygującą przeszłością i niejednoznaczną relacją z Edginem. Tak czy inaczej obie panie pełnią funkcje mięśniaków, co w świecie, gdzie o sile często decydują magiczne predyspozycje, naprawdę nie powinno nikogo dziwić. Oczywiście nadal nie dorównują one bohaterskiemu paladynowi, ale ten na szczęście decyduje się nie wyręczać złodziei we wszystkim („To jest twoja misja, nie mogę tego zrobić” – znacie to, prawda?).


Bohater o jednej twarzy

Szef grupy, Edgin, też nie musi nikomu nic udowadniać. To specjalista od planów B, złotousty skłonny przegadać tieflinga i główny „coach”. Jego gadki motywacyjne okazują się uroczo bezsensowne, ale – o dziwo – spełniają swoje zadanie. Mimo że jest byłym harfiarzem i zdaje się należeć do klasy bardów, tak naprawdę najbardziej mi pasuje do roli pełnoprawnego łotrzyka ze specjalizacją grania na lutni, zwłaszcza że nie dysponuje żadnymi czarami.

Edgin to też gość po przejściach, ukształtowany przez życie i nieszukający u obcych ani aprobaty, ani porady, przy czym nie nazwalibyśmy go kopią głównych bohaterów „The Mandalorian” czy „The Last of Us”. Były harfiarz jest zadziwiająco, jeśli weźmiemy pod uwagę jego wiek i przeżycia, sympatyczny i optymistyczny. Obsadzenie w tej roli Chrisa Pine’a okazało się strzałem w dziesiątkę.

Dungeons & Dragons: Złodziejski honor
Dungeons & Dragons: Złodziejski honor. Źródło: Materiał prasowe

Klasycznym bohaterem fantasy, który stanowi ukłon w stronę Campbellowskiego monomitu, jest za to Simon. Od samego początku czujemy, że musi on przejść przemianę, i nie chodzi tu tylko o podźwignięcie legendy wspaniałego przodka, Elminstera. Jego magia ma charakter dziki i nieokiełznany, co idealnie pasuje do komediowego klimatu filmu. Według klasyfikacji systemowej jest on zaklinaczem – pojedynki, w których wykorzystuje magię, to prawdziwy majstersztyk efektów specjalnych i choreografii.


Odrobina mechaniki

Przygody Edgina i jego drużyny pełne są iście fatalnych krytyków (i nie chodzi tutaj o występujących gościnnie krytyków filmowych). Wręcz widziałam te pechowe rzuty. „Złodziejski honor” nie bawi się w subtelności i całymi garściami czerpie również z bogactwa świata znanego z serii Baldur’s Gate, Neverwinter Nights czy Icewind Dale. Bohaterowie odwiedzają miasto Neverwinter, jedno z nich należy do słynnych Harfiarzy, głównymi antagonistami są zaś Czerwoni Magowie z Thay.

Dungeons & Dragons: Złodziejski honor
Dungeons & Dragons: Złodziejski honor. Źródło: Materiał prasowe

W filmie pojawia się też gościnnie parę słynnych potworów: dirlagraun, galaretowaty sześcian, mimik czy smok Themberchaud (ale wierzcie mi, w życiu nie widzieliście TAKIEGO smoka, jego wygląd i zachowanie trudno zapomnieć). Wspomniane są też takie sławy świata magii jak Mordenkainen i, rzecz jasna, Elminster czy lord Dagult Neverember. Przy tym zalewie znajomych nazw i postaci byłam zaskoczona, że w Podmroku bohaterowie nie natknęli się na Drizzta.

Reżyserzy „Złodziejskiego honoru”, Jonathan Goldstein i John Francis Daley, są wielkimi fanami fabularnych erpegów, ale sam ich zapał nie wystarczył, by dochować wierności jednemu z najstarszych systemów na świecie. Na planie cały czas towarzyszyła im specjalistka od Dungeons & Dragons. Oczywiście trzeba było pójść na pewne ustępstwa – bohaterowie nie muszą odpoczywać pomiędzy walkami, by odnowiły im się zaklęcia, z kolei Doric przemienia się w istotę raczej nietypową dla druidów, czyli sowoniedźwiedzia.

Dungeons & Dragons: Złodziejski honor
Dungeons & Dragons: Złodziejski honor. Źródło: Materiał prasowe

Przede wszystkim zaś „Złodziejski honor” możliwie wiernie trzyma się systemu magii obecnego w świecie D&D. Zarówno wygląd zaklęć, jak i ich działanie są dokładnie takie, jakie powinny być według podręczników. Dodano tylko, dla efektu, cały wachlarz gestów odpowiadających poszczególnym czarom.


Marvel w świecie magii i miecza?

Już po pierwszych recenzjach krytyków widać, że film trafił w liczne gusta, i to nie tylko zatwardziałych fanów Dungeons & Dragons. Niektórzy upatrują sukcesu w podobieństwie „Złodziejskiego honoru” do obrazów Marvela i jest w tym trochę prawdy, acz mam jedno zastrzeżenie. Edgin, Holga i reszta to nie nudni Avengersi, bliżej im raczej do awanturników spod znaku Strażników Galaktyki. Brakuje tylko, by Edgin częściej przygrywał na lutni (niestety występy daje rzadko, choć jeden z nich okazuje się wprost kapitalny).

Ocena

Okazuje się, że fantasy w wersji komediowej sprawdza się najlepiej. Polecam ten film wszystkim fanom i antyfanom, bo „Złodziejski honor” idealnie pokazuje, co w fantasy kochamy, i bezlitośnie punktuje, co nas w nim drażni. A obie te rzeczy robi w sposób wdzięczny i zabawny.

9
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Joanna „Ranafe” Pamięta-Borkowska

Operuję padem jak nunchako, chociaż wolę chińskie sztuki walki. Nie ma gatunku gier, którego bym nie lubiła – są tylko takie, które szybciej mnie nudzą. Cenię dobrą opowieść, chociaż czasami wystarczy mi piękne uniwersum albo jak postać się przekonująco drapie. Pisałam wcześniej w Ja, Rock! i Polygamii, a gram od zeszłego wieku, co brzmi, przyznacie, poważnie.

Profil
Wpisów105

Obserwujących27

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze