„Good Boy” to horror o piesku, w którym świetnie wypadł jedynie piesek [RECENZJA]

„Good Boy” to horror o piesku, w którym świetnie wypadł jedynie piesek [RECENZJA]
fot. Monolith Films
Hubert "Huwer" Pomykała
Jeżeli pominęły was te wieści, śpieszę z wyjaśnieniami – „Good Boy” jest horrorem przedstawiającym czające się tuż za rogiem zagrożenie zgoła inaczej, niż zdecydowana większość obrazów reprezentujących kino grozy.

Akcję obserwujemy tu bowiem nie z ludzkiej, a psiej perspektywy. To ciekawy zabieg, udowadniający zresztą całkiem bezpośrednio, że nasze, to znaczy „człowiecze” postrzeganie świata, potrafi być skrajnie różne od obserwacji zachodzących w głowach futrzanych pociech. W końcu przestraszyć potrafią nas zupełnie inne okoliczności.

Smyrnąć w ten mokry nosek

Głównym bohaterem „Good Boya” jest tu Indy, czyli uroczy retrievier z Nowej Szkocji, prywatnie należący do Bena Leonberga, reżysera obrazu. Na dodatek czworonożny bohater nosi to samo imię w filmie, co i rzeczywistości. Dodatkowo obecność ludzkich postaci na poszczególnych ujęciach ograniczono do absolutnego minimum, byleby nie odwracać uwagi od pociesznego sierściucha. Pamiętacie może sekretarkę burmistrza z „Atomówek”? Autorzy kreskówki zrobili swego czasu wszystko, by w miarę możliwości nie pokazywać twarzy kobiety – podobnie sprawa ma się właśnie w „Good Boyu”. Prywatnie bardzo szanuję za obranie takiego podejścia*, niemniej to tyle tytułem wstępu.

fot. Monolith Films

Trzeba przyznać, iż twórcy zrobili absolutnie wszystko, by fanem Indy’ego został nawet największy przeciwnik poczciwych psin. Kamera celowo pracuje z zauważalną ociężałością przede wszystkim po to, by jak najwspanialej ukazać urok sympatycznego towarzysza. Co chwilę zwracamy uwagę na blask połyskującej sierści oraz mieniące się w świetle księżyca czule spoglądające oczka. Najważniejsza pozostaje jednak sama gra aktorska zwierzęcia; wczytując się w niektóre ruchy ciała, uważnie słuchając poszczególnych tonów szczeknięć, tudzież zwracając uwagę na rodzaj merdania ogonkiem, bez trudu jesteśmy w stanie odczytać całą paletę emocji pieska. Jego rola pozostaje zdecydowanie najmocniejszym punktem „Good Boya” i wcale nie boję się stwierdzić, że to wyłącznie dzięki niej dorzucam do noty końcowej aż dwa oczka. A może nawet i więcej.

Nuda średniego metrażu

Pochwalić mogę poprawne zastosowanie filmowego rzemiosła w praktyce – wrażenie robi zapewnienie odpowiedniego balansu między grą cieni i kolorów, udane udźwiękowienie dobrze współgra z kadrowaniem, zaś sporadyczne efekty specjalne nie odstraszają. Niestety na tym lista zalet „Good Boya” zdaje się kończyć. Zdecydowanie największą bolączką seansu jest pisany chyba na kolanie scenariusz, niepozwalający na rzetelne przeżywanie poszczególnych momentów z życia Indy’ego. 

fot. Monolith Films

Prawdę mówiąc, wydaje mi się on aż tak prowizoryczny, że ledwie zarysowanie go w tym miejscu mogłoby zdradzić zbyt wiele. Ponadto, ilekroć autorzy zbudują namiastkę pewnych oczekiwań bądź zaserwują namiastkę suspensu, nagle całe nagromadzone napięcie po prostu gdzieś się ulatnia. Podobny cykl odbywa się zresztą wielokrotnie. Monotonia nie przychodzi więc znienacka, prowadząc ostatecznie do totalnej nudy. Cały seans trwa jedynie 73 minuty, jednakże ciągnie się niczym skrajnie rozwleczony „dwugodzinniak”. Jak dla mnie taki stan rzeczy jest po prostu niewybaczalny, szczególnie w produkcji o wspaniałym piesku.

Dobry pomysł to za mało

Naprawdę chciałbym przyznać obrazowi Leonberga wyższą notę, lecz nie potrafię tego zrobić. To dlatego, że suma summarum otrzymaliśmy twór do bólu przewidywalny oraz pretekstowy, a przez to wysoce rozczarowujący. Niestety eksperymentowanie w horrorach, będące jednocześnie przecież jednym z ich najważniejszych paradygmatów, czasami z góry skazane jest na niepowodzenie i tak też dzieje się właśnie w tym przypadku. Ilekroć chciałbym napisać coś więcej, w moich myślach mimowolnie formułuje się wypowiedź brzmiąca: „Obejrzyj, ale nie oczekuj absolutnie niczego. Zrób to wyłącznie dla superpieska”.

Ocena: 5/10

Podsumowanie: Nawet wspaniała psina nie uratuje miernego scenariusza.

(*) Dlaczego? O tym przeczytacie w moim felietonie nt. „Good Boya” w magazynie CD-Action Horrory.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *