Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy ? recenzja cdaction.pl

Galaktykę ogarnął chaos. Luke Skywalker, najpotężniejszy rycerz Jedi we wszechświecie, ukrył się na nieznanej planecie – niby nie chce, by ktokolwiek go znalazł, ale z jakiegoś powodu zostawił po sobie podzieloną na kilka części mapę, o którą biją się teraz wszystkie najpotężniejsze siły we wszystkich znanych układach i przez którą giną jego najbliżsi. Nośnik danych, który jest kluczem do odnalezienia Skywalkera przez jego siostrę, popycha fabułę do przodu przez pierwszą godzinę filmu – potem okazuje się, że był to tylko nieważny McGuffin, zmyłka, bo tak naprawdę w tym filmie chodzi o powstrzymanie JESZCZE JEDNEJ Gwiazdy Śmierci. Sorry, Mark Hamill – zalśnisz na ekranach dopiero za dwa lata.
A kto jest zamieszany w centralny konflikt Przebudzenia Mocy? Republika, która pojawia się w jednej scenie i natychmiast dzieli los Alderaan. Ruch Oporu, który z jakiegoś powodu jest osobnym bytem od Republiki – obstawiam, że ten powód to „nikt by im nie kibicował, gdyby byli silniejsi”. Wreszcie Najwyższy Porządek, czyli niedobitki Imperium, frakcja, której jakimś cudem „ci dobrzy” pozwolili przerobić całą planetę w broń masowej zagłady. Jakim cudem do tego doszło po porażce Palpatine’a, kto czym rządzi, jaki jest teraz podział wpływów w Galaktyce, dlaczego Leia nie wezwała już dziesięć lat temu Republiki do zniszczenia kosmicznych nazistów planujących serię planetobójstw? Nie wiemy tego. Abrams popełnił dokładne przeciwieństwo błędów „Mrocznego widma”. Lucas w pierwszym prequelu od pierwszej linijki wstępu zamęczał nas opodatkowaniem tras handlowych przez Federację Handlową – Abrams nie ma ochoty nawet wspomnieć słowem o sytuacji politycznej, przez co nie jesteśmy w stanie zupełnie stwierdzić, kto wygrywa wojnę i jak bardzo. Pamiętacie, jak już pierwsze ujęcie Nowej Nadziei wyjaśniło nam stan wojny? Księżniczka leci malutkim statkiem, latająca baza Dartha Vadera nawet nie mieści się w kadrze. Bang, wiemy wszystko, co mamy wiedzieć. Prostota jest dobra, J.J.!
Ale z drugiej strony… następcy Imperium, delikatnie mówiąc, nie zachwycają. Jakie są cztery główne postaci w Najwyższym Porządku?
– Kapitan Phasma, bezużyteczna bardziej, niż Boba Fett w szóstej części sagi,
– Generał Hux, tutejsza wersja Adolfa Hitlera pokazywana w ujęciach rodem z „Triumfu woli” Leni Riefenstahl, co bardziej śmieszy niż straszy – żeby zrobić stosowne nawiązanie do nazizmu, trzeba się napracować, a nie tylko pokazać z subtelnością godną średniowiecznego tarana hajlujących szturmowców,
– Snoke, szef wszystkich szefów o śmiesznym imieniu, którego rola przypomina mi Thanosa ze „Strażników Galaktyki” – trochę powarczy, trochę porozkazuje, ale w ostatecznym rachunku jest tylko hologramem, który nic nie osiąga i który ma symboliczny wpływ na fabułę,
– Kylo Ren, fan Haydena Christensena o dojrzałości emocjonalnej piętnastolatka, który zasługuje na osobny akapit.

Ach, Kylo Ren, chłopiec o urodzie rodem z serialu „Dziewczyny”, którego zdjęcie maski zostało przywitane przez widownię mojego kina salwą okrutnego śmiechu. Dzieciak, który na złe wieści reaguje wrzaskami i demolowaniem rzeczy w swoim pokoju. Nie przeczę, pomysł na żenującego wannabe Darth Vadera, który w głębi duszy wie, że nie postępuje właściwie, jest interesujący – zawiodło jednak wykonanie. Czy Kylo jest groźny? Nie – jego lista osiągnięć zamyka się w „zabił dwóch bezbronnych, starych facetów” i „zlecił swoim ludziom zmasakrowanie biednej wioski na pustyni”. Jeśli kogoś złapie i zamknie w celi, ten po pięciu minutach niechybnie ucieknie. Teoretycznie umie zatrzymywać pociski z blastera, ale i tak daje się zranić kosmicznemu niedźwiedziowi z kuszą. Kiedy walczy na miecze świetlne z przypadkowym szturmowcem, znowu doznaje kontuzji i LEDWO wygrywa. Ba, kiedy walczy z dziewczyną, która nauczyła się używać Mocy dziesięć minut temu i która pierwszy raz w życiu trzyma miecz świetlny, obrywa bardziej, niż Ronda Rousey od Holly Holm miesiąc temu. Niektórzy usprawiedliwiają go jako „ciekawy casus wielowymiarowego łotra”, ale ja zupełnie nie jestem w stanie się zgodzić. Takie są zamiary, jasne… ale zamiary to jedno, a taśma filmowa to drugie. Motywacje Kylo są skrajnie idiotyczne – chce pójść w ślady dziadka, który przecież w ostatnich chwilach życia zdał już sobie sprawę „wow, od kilkudziesięciu lat byłem totalnym kretynem, rodzina jest ważna”. Kiedy mówi o swoich rozterkach, tak naprawdę nie mówi nic konkretnego – plecie jakieś bzdury o świetle, które chce go odwieść od ciemności, ale i tak zachowuje się jak mhroczny, płytki fan Evanescence i Linkin Parka. Każdy, kto przeżył już wiek nastoletni, wspomina podobną fazę ze wstydem. A gdy do zażenowania konfliktem moralnym na poziomie piętnastolatka i ciągłymi porazkami dochodzi jeszcze nienawiść za zabicie maskotki serii, jak zwykle czarującego Hana Solo… jak można żywić do Kylo jakąkolwiek sympatię?
Z drugiej strony Ren to idealny symbol nieudolności Najwyższego Porządku – durniów, którzy na zawsze są skazani na powtarzanie błędów poprzedników i ponoszenie za to konsekwencji. Do diabła, po raz trzeci budujecie Gwiazdę Śmierci i po raz trzeci dajecie ją sobie załatwić w ten sam sposób? Czy jesteście totalnymi imbecylami? Niestety tak, bo tak zadecydowali najprawdopodobniej księgowi. Jakiś przedstawiciel LucasArts ze smykałką do biznesu wiedział, że po koszmarze prequelów fanom wystarczy remake Nowej Nadziei, by zaczęli eksplodować na forach internetowych łzami i wyznaniami w stylu „Znowu czułem się, jakby Star Wars wróciło!”. Wszystkie planety wydają się być skądś znane (po kolei widzimy nowe Tatooine, nowy Endor i nowy Hoth), Han Solo celem fanserwisu znowu staje się przebiegłym szmuglerem (nie kupuję taniego usprawiedliwenia w stylu „TYLKO TO UMIEM”, sorry), mamy nawet duplikat sceny wybuchu Aldeeran. Cała struktura jest zerżnięta z pierwszego filmu – Imperium szuka droida z planami, na pustynnej planecie w biedzie wychowywany jest przyszły mistrz Jedi, podstarzały mentor zastępuje głównemu bohaterowi ojca i ginie na jego oczach w bazie wroga podczas walki z głównym łotrem… cholera, mógłbym tak cały dzień. A gdybym chciał oglądać znowu Nową Nadzieję, obejrzałbym Nową Nadzieję. Film i dla przeciętnego zjadacza popcornu, i dla kinomana rozpoznającego wszystkie inteligentne nawiązania do ważnych dzieł kinematografii. Jeśli poczytacie więcej o tym, jak Lucas podszedł do tworzenia do czwartego epizodu, zobaczycie, jak obeznanym kulturowo był człowiekiem i jak doskonale zawarł to w swoim opus magnum – zremiksował wszystkie filmy, które ukształtowały go jako człowieka (Akira Kurosawa, Casablanca, awangardowe krótkometrażówki…), robiąc mieszankę wybuchową tego, co w nich najseksowniejsze. Abrams nie jest w jednym procencie tak odważny, jak jego poprzednik, i cytuje… tylko Lucasa (chyba że liczymy czerwoną rekę C3PO jako nawiązanie do Metal Gear Solid V). W efekcie mamy film, który już obejrzeliśmy, tylko wtórny. Gorszy. Momentami wręcz nudny.

Ale tylko momentami, bo jednak Przebudzenie Mocy to sprawny kawałek kina. O ironio, John Boyega, czyli najbardziej kontrowersyjny przed premierą „czarny szturmowiec”, okazał się najlepszą częścią filmu – jako Finn ma najlepiej zarysowany rys charakterologiczny, serwuje nam najlepsze żarty, mimo pewnej fajtłapowatości emanuje charyzmą. Ma też świetną chemię z główną bohaterką, niemal pozbawioną rys główną bohaterką Rey, która sprawnie wchodzi w buty noszone w oryginalnej trylogii przez Luke’a Skywalkera. Kiedy tylko pojawia się tu jakiś zupełnie nowy, nie-Lucasowy element, czujesz, dreszcz ekscytacji. Reżyseria zdjęć jest bezbłędna, sceny akcji co najmniej poprawne, John Williams znów serwuje nam świetną muzykę (szkoda, że inżynierowie dźwięków nie robią z niej pełnego użytku – złapanie przez Rey po raz pierwszy miecza świetlnego powinno dawać trzy razy większego kopa, niż daje). Jasne, jeśli przyćmicie krytyczne myślenie, zobaczycie film na tyle doszlifowany przez producentów, że będziecie bawić się znakomicie. Ale jeśli będziecie chcieli czegoś z sercem, z przesłaniem, z duszą autora, z nawiązaniami do „Ukrytej fortecy” lub Cafe Americain, czegoś otwierającego wam głowy tak, jak Nowa Nadzieja w 1977 – nie dajcie się zwieść hajpowi. To tylko sprawny symbol obecnego stanu Hollywood – fabryki snów tylko takich, które da się przerobić we franczyzy, fabryki corocznych dwudziestu filmów Marvela, fabryki przerabiającej nawet dwustustronicową książkę na dwadzieścia części i sprzedającej merch ludziom, którzy jeszcze nie wiedzą, co reprezentuje. Już słyszę, że cosplayerzy Kylo Rena głośno marudzą na to, czym się okazał – i tak naprawdę to chyba najważniejszy sposób, w jaki Przebudzenie Mocy wpłynie na ich życie.
P.S. Dlaczego R2D2 postanowił wyjść z depresji/śpiączki akurat na koniec filmu? Co za szczęśliwy zbieg okoliczności! Prawie tak szczęśliwy, jak znalezienie na wysypisku Sokoła Millenium i natrafienie na Hana Solo pięć minut później! (Nie, żeby Nowa Nadzieja nie miała też sporo fartownych przypadków, ale… no, dajcież spokój).
P.S.2. To ostatnie ujęcie z helikoptera było koszmarne – ktoś tu chciał naśladować Petera Jacksona. W sumie trafnie, bo wychodząc z kina, czułem się, jakbym właśnie miał za sobą kolejnego Hobbita.
Czytaj dalej
-
Netflix przeznaczył ogromny budżet na finałowy sezon „Stranger Things”. To najdroższy...
-
Aktorski film „Zaplątani” jednak powstanie. Jedną z głównych ról ma zagrać...
-
Spin-off „Gry o tron” na pierwszym zwiastunie. Wielkimi krokami nadciąga „Rycerz...
-
Reboot „Z archiwum X” w drodze. Poznajcie następczynię Dany Scully
332 odpowiedzi do “Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy ? recenzja cdaction.pl”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
(przy okazji: Conan w zasadzie nie posiada fabuły, Władca Pierścieni też jest mizerny i mierny zarówno jeśli idzie o fabułę jak i logikę – tylko czyt o są złe rzeczy?). W tych filmach chodzi o coś zupełnie innego: o fajnych bohaterów, fajne lokacje, muzykę, znakomitą atmosferę. I tyle wystarczy. Jak będę chciał ambitnego sf (albo chociaż udającego ambitne sf) to odpalę 12 Małp albo Grawitację. SW są jak Diablo albo Icewind Dale: na fabułę przymykamy oko, liczą się zupełnie inne rzeczy. Ode mnie 8+/10.
Przy okazji: Star Trek z przesłaniem? Zeusie Olimpijski, ratuj mnie. Świat Według Kiepskich też ma pewnie przesłanie. Tylko mi się nie chce go szukać.
@Iselor dobrze prawisz. Większość mankamentów fabuły tyczy się też pozostałych części. Z częścią rzeczy się zgodzę jak np. opis bohaterów Najwyższego Porządku i tu w roli Generała Huxa potrzebny był ktoś pokroju Petera Cushinga który nie nagrał się za dużo ale Tarkin w jego wykonaniu ousabia to czym jest Imperium. Czy Nowa Nadzieja była idealna pod względem fabuły? Nie. Zawsze sobie zadaję pytanie czemu nie zestrzelili kapsuły z droidami nad Tatooine. Szkoda amunicji?
W mojej ocenie film jest dobry choć nie bez wad i wcisną bym go gdzieś pomiędzy starą a nową trylogią.
Nie byłem nie wiadomo jak podekscytowany nową częścią ale sądziłem, że sobie z nią poradzą i będzie to co najmniej dobra kontynuacja niestety się rozczarowałem. Lubię gwiezdne wojny i jak zapewne większość ludzi poszedłem na film z ciekawości. Bardzo dobra recenzja cda, zwraca uwagę na wszystkie paradoksalne kwestie. Dodał bym jeszcze, że jak na ten film to za dużo w nim było śmieszkowania.
Kylo Ren jest wystylizowany na nowego Vadera ale nim nie jest. To uczeń, który nawet nie skończył treningu u Snoka, więc nic dziwnego, że ranny miał problemy z osobą naturalnie silną mocą.
Hej, to znowu ja, tylko na chwilę. Czy komukolwiek podobała się muzyka? Bo dla mnie to była najgorsza rzecz w tym filmie. Nowe utwory były nijakie, urywały się jakby w połowie. Widziałem dzisiaj drugi raz i nadal nie umiałbym zanucić żadnej z nowych melodii
Jako sci-fi, jest nieźle. |Jako SW… Gó*** które bezcześci uniwersum, herezja na którą trzeba nasłać legiony z w40K!A tak na poważnie, jestem więcej niż rozczarowany tym co zobaczyłem na dużym ekranie. Już nie chodzi nawet o fakt iż to ogrzewany kotlet, TEN film po prostu dewastuje podstawy uniwersum. I nie mówię tu o rozbudowie z EU, ale O PODSTAWACH FILMOWYCH których disney ponoć nie (cenzura). | |Powiedźmy sobie wprost, jest to typowy rozrywkowy film pod dzisiejsza MAŁO wymagającą widownie i tyle.
@down |W jakim sensie bezcześci? Didney wyrzucił EU do kosza, a sam film jeśli już to za bardzo stara się trzymać i odnosić to tego co było w epizodzie czwartym. Na tyle, że można by zamienić podtytuł na „Newer Hope”. |Tym niemniej, pomimo odtwórstwa bawiłem się dobrze. Lepiej, niż na którymkolwiek z prequelów. TFA to dobra podstawa podstawa pod następne części, tylko lub aż. Liczę, że bez Abramsa w fotelu reżysera powinno być lepiej. |Czyli jednak Nowa nadzieja:P
PS. Finn faktycznie był najfajnieszym nowym charakterem.|PPS. „dochodzi jeszcze nienawiść za zabicie maskotki serii, jak zwykle czarującego Hana Solo” Cry some more Cross. Jak Solo lubiłem, tak była to jedna z najlepszych scen w filmie.
N1ker|”Powiedźmy sobie wprost, jest to typowy rozrywkowy film pod dzisiejsza MAŁO wymagającą widownie i tyle.”|Nie no, faktycznie, poprzednie SW-y to było filozoficzne kino na równi z takimi filmami jak „Kontakt”, „Odyseja kosmiczna 2001” czy „Wehikuł czasu”. Proszę sobie nie kpić, to zawsze było rozrywkowe kino, gdzie mózg może odpocząć. Jedyny mankament VII epizodu to to że trochę za dużo zżyna z IV, ale na to można przymknąć oko.. Film lepszy od „nowszej” trylogii (I-III) ale trzeba pamiętać że
Powrót Jedi też zadka nie urywał.
https:www.youtube.com/watch?v=VWhIkeARKRM
Nadal uważam (po drugiej projekcji) że ten film MUSIAŁ tak wyglądać. Był skierowany do fanów starej trylogii, do fanów nowej (bo jest pokolenie które nie ma pojęcia o częściach IV V i VI, i do ludzi którzy SW nie znają). Za dużo nowego – starzy fani zakrzykną że to co innego, to nie SW! Za mało – to ciągle ten sam film! No tak. To ten sam dla nowego pokolenia, czy nawet kilku. Wprowadzenie nowego pokolenia bohaterów, na zżycie z którymi mamy parę lat, zanim w 2048 roku nie zajmie się nimi prawnuk Lucasa
Przed tym filmem nie widziałem żadnych „Gwiezdnych Wojen”|Wszystko, co wiedziałem o SW wsiąknąłem przez popkulturę.|Powiem jedno: Nigdy przedtem nie czułem czegoś takiego w kinie.
Swoją drogą… poprawilibyście to zdanie „Ma też świetną chemię z główną bohaterką, niemal pozbawioną rys główną bohaterką Rey” – powtarza się „główną bohaterką”… Dzisiaj obejrzałem film po raz drugi. Znając jego rozczarowania oglądało się go lepiej. Za pierwszym razem dałem się zwieść, że to może naprawdę być dobre… BTW. Dolby Atmos to jednak lipa, czysty marketing (jak też przewidywałem).
Drogi autorze – gdzie Ty tam masz dobrą muzykę? Soundtrack najsłabszy ze wszystkich części..
Kompletnie nie zgadzam się z tą recenzją. Adam Driver świetnie zagrał swoją postać. Widać, że Kylo Ren to nie jest kolejny przepotężny mroczny lord tylko młody człowiek który chce się nim stać. Ma wątpliowści co do swej decyzji stąd kusi go światło. Gdyby ktoś chciał poznać moje zdanie to wrzuciłem bezspoilerową wideorecenzję na mój kanał na yt.https:www.youtube.com/watch?v=rlkb-1rX
Kylo Ren staje przed podobnym wyborem jak Vader w RotJ. Vader ostatecznie wybrał syna. Kylo zabił własnego ojca. Ojca, Han a nie „starszego bezbronnego faceta.” Jeśli to nie jest czyste zło to ja widocznie nie wiem co nim jest. Cross nabija się z tego, że Kylo został pokonany. Owszem, tylko zauważ że był ranny. Mimo tego Finna załatwił na cacy i to szybko. Rey też dostawała baty dopóki nie zaskoczyła go swoją eksplozją talentu do Mocy. Poza tym jak powiedział Snoke, dopiero teraz Kylo Ren dokończy szkolenie
Pełny link do mojej recenzji (przepraszam nie zmieścił się w poprzednim poście): https:www.youtube.com/watch?v=rlkb-1rX-vw
W końcu normalna recenzja, ode mnie 5/10. Gdyby poprzednie filmy nie istniały to jeszcze by się ten film jakoś bronił, ale tyle bezplanu, dziur w fabule, wygodnych skrótów, to nie widziałem nigdzie. Te nowe postacie + Han Solo z Chewiem bardzo udane, reszta razem z ciemną stroną mocy i innymi do kosza. Kylo Ren robił co mógł, ale w ostatecznym rozrachunku wypadł słabo. Muzyka na minus, w niektórych momentach brakowało „mocy”, a niektórych za głośno. Raczej jestem zawiedziony.
Chyba widzieliśmy dwa różne filmy, a porównywanie SW do filmów w uniwersum Marvela co najmniej niestosowne. Błędem Lucasa i Disneya było czekanie tyle lat na zrobienie nowej trylogii. Hype urósł do takich rozmiarów, że oczywistym było, że oczekiwania nie zostaną spełnione. Ale to nie jest zły film przecież ani złe SW. Zgadzam się, że ciemna strona mocy jest słaba, ale w IV części też nie byli jacyś super, ale za to V do nich należała. Trzeba troszeczkę uspokoić własną fantazję i czekać co ep.8 nam da
Byłem dziś w kinie i… kapibara Barbara jest zbulwersowana tym, co zobaczyłem. Nie oceniam techniki, montażu czy efektów. Oceniam film jako Gwiezdne Wojny i w mojej opini jest to katastrofa. Obraz trafi może do ludzi wychowanych na prequelach. Nie zgadzam się z argumentem o zbyt dużych oczekiwaniach. To w końcu Star Wars i musiały być one niemałe. JJ będzie musiał się bardzo postarać w kolejnych epizodach, żeby odkupić swoje winy… Teraz wiem co czyli fani Star Treka po obejrzeniu remaków.
Problem z nowymi GW jest taki, że są one bardzo niewyraźne. Taki Predator z Arnim bije je na głowę, dlaczego ? bo tam wszystko trzyma się kupy. Predator jest postacia tajemnicza do końca filmu, w GW takich postaci jest za duzo, no moze oprócz Finna. W dodatku wszystko to już było ! Postać nowego Vadera została nieumiejętnie ukazana, a jak sie domyslam zrobiono z niego takiego nowego Anakina emo buntownika. Nowe GW to wtórnośc niewyrazistośc i nuda. Po 10 minutach wiedziałem jak się skończy film. Porazka.
Ja się niestety zawiodłem … oceniłbym filma na 7/10 ale zawód był. Znajomi zbyt duży hajp nakręcili i się dałem w to wciągnąć …
Oj Cross masa hejtu w tobie… dla mnie film 8+/10.
moim zdaniem cross ma jak najbardziej rację mnie również rozczarował kylo ren ale najbardziej kłuło mnie w oczy to ,że bohaterowie trochę za łatwo tę moc opanowywują oraz zbyt łatwe zniszczenie gwiazdy śmierci. Osobiście uważam ,że film był taki sobie 6/10 (może z maleńkim plusikiem).
Czy tylko na moim seansie cała sala parsknęła śmiechem, gdy Kylo Ren zdjął hełm?|Ogólnie po wyjściu z kina wrażenia wraz ze znajomymi były takie: jest to film o Afroamerykaninie (tja…), jakiejś lasce i BB8. Dlaczego najlepiej zapamiętaną i lubianą przez nas postacią okazała się ta, która przez cały seans nie powiedziała ani słowa?
Świetna recenzja, najtrafniejsza jaką dotąd czytałem. Pominąłeś tylko fakt, ż film powinien mieć w podtytule „Przebudzenie politycznej poprawności” bo nowy Luke jest dziewczyną a Han Solo jest czarny xD
Czemu Republika nie zniszczyła wcześniej gwiazdy śmierci? Nie wiem. Może dla tego, że imperium, które może pozwolić sobie na budowę takiej broni (czemu republika sobie takiej nie zbudowała) ma tak potężną flotę, że republika nie miała jak im podskoczyć? Czemu republika okazała się odmiennym bytem od rebelii? Było to gdzieś w filmie, coś, że potajemnie ich wspierają. Jak Rosja separatystów na Ukrainie. W końcu skądś się biorą te X-Wingi. Czemu Cross nie potrafi zrobić recenzji filmu…
która nie jest streszczeniem (recenzja najnowszego 007)? Film bardzo mi się podobał. Co prawda muzyka nie zapadała w pamięć (nie było klasyków w stylu Imperial March), a trzecią gwiazdę śmierci znowu projektowali imperialni inżynierowie, którzy znowu nie potrafili uodpornić jej na atak kilku X-Wingów. Z czystym sumieniem mogę dać 9/10
Miałem podobne odczucia.|Ten film to zlepek odgrzewanych pomysłów z Nowej Nadziei z mocno naiwną, Disney’owską narracją i wyjątkowo nieudolnym, irytującym schwarz characterem.|No, ale mamy silną, niezależną postać kobiecą 🙂 |Wszystko się zgadza, kasa też.