Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy ? recenzja cdaction.pl

Galaktykę ogarnął chaos. Luke Skywalker, najpotężniejszy rycerz Jedi we wszechświecie, ukrył się na nieznanej planecie – niby nie chce, by ktokolwiek go znalazł, ale z jakiegoś powodu zostawił po sobie podzieloną na kilka części mapę, o którą biją się teraz wszystkie najpotężniejsze siły we wszystkich znanych układach i przez którą giną jego najbliżsi. Nośnik danych, który jest kluczem do odnalezienia Skywalkera przez jego siostrę, popycha fabułę do przodu przez pierwszą godzinę filmu – potem okazuje się, że był to tylko nieważny McGuffin, zmyłka, bo tak naprawdę w tym filmie chodzi o powstrzymanie JESZCZE JEDNEJ Gwiazdy Śmierci. Sorry, Mark Hamill – zalśnisz na ekranach dopiero za dwa lata.
A kto jest zamieszany w centralny konflikt Przebudzenia Mocy? Republika, która pojawia się w jednej scenie i natychmiast dzieli los Alderaan. Ruch Oporu, który z jakiegoś powodu jest osobnym bytem od Republiki – obstawiam, że ten powód to „nikt by im nie kibicował, gdyby byli silniejsi”. Wreszcie Najwyższy Porządek, czyli niedobitki Imperium, frakcja, której jakimś cudem „ci dobrzy” pozwolili przerobić całą planetę w broń masowej zagłady. Jakim cudem do tego doszło po porażce Palpatine’a, kto czym rządzi, jaki jest teraz podział wpływów w Galaktyce, dlaczego Leia nie wezwała już dziesięć lat temu Republiki do zniszczenia kosmicznych nazistów planujących serię planetobójstw? Nie wiemy tego. Abrams popełnił dokładne przeciwieństwo błędów „Mrocznego widma”. Lucas w pierwszym prequelu od pierwszej linijki wstępu zamęczał nas opodatkowaniem tras handlowych przez Federację Handlową – Abrams nie ma ochoty nawet wspomnieć słowem o sytuacji politycznej, przez co nie jesteśmy w stanie zupełnie stwierdzić, kto wygrywa wojnę i jak bardzo. Pamiętacie, jak już pierwsze ujęcie Nowej Nadziei wyjaśniło nam stan wojny? Księżniczka leci malutkim statkiem, latająca baza Dartha Vadera nawet nie mieści się w kadrze. Bang, wiemy wszystko, co mamy wiedzieć. Prostota jest dobra, J.J.!
Ale z drugiej strony… następcy Imperium, delikatnie mówiąc, nie zachwycają. Jakie są cztery główne postaci w Najwyższym Porządku?
– Kapitan Phasma, bezużyteczna bardziej, niż Boba Fett w szóstej części sagi,
– Generał Hux, tutejsza wersja Adolfa Hitlera pokazywana w ujęciach rodem z „Triumfu woli” Leni Riefenstahl, co bardziej śmieszy niż straszy – żeby zrobić stosowne nawiązanie do nazizmu, trzeba się napracować, a nie tylko pokazać z subtelnością godną średniowiecznego tarana hajlujących szturmowców,
– Snoke, szef wszystkich szefów o śmiesznym imieniu, którego rola przypomina mi Thanosa ze „Strażników Galaktyki” – trochę powarczy, trochę porozkazuje, ale w ostatecznym rachunku jest tylko hologramem, który nic nie osiąga i który ma symboliczny wpływ na fabułę,
– Kylo Ren, fan Haydena Christensena o dojrzałości emocjonalnej piętnastolatka, który zasługuje na osobny akapit.

Ach, Kylo Ren, chłopiec o urodzie rodem z serialu „Dziewczyny”, którego zdjęcie maski zostało przywitane przez widownię mojego kina salwą okrutnego śmiechu. Dzieciak, który na złe wieści reaguje wrzaskami i demolowaniem rzeczy w swoim pokoju. Nie przeczę, pomysł na żenującego wannabe Darth Vadera, który w głębi duszy wie, że nie postępuje właściwie, jest interesujący – zawiodło jednak wykonanie. Czy Kylo jest groźny? Nie – jego lista osiągnięć zamyka się w „zabił dwóch bezbronnych, starych facetów” i „zlecił swoim ludziom zmasakrowanie biednej wioski na pustyni”. Jeśli kogoś złapie i zamknie w celi, ten po pięciu minutach niechybnie ucieknie. Teoretycznie umie zatrzymywać pociski z blastera, ale i tak daje się zranić kosmicznemu niedźwiedziowi z kuszą. Kiedy walczy na miecze świetlne z przypadkowym szturmowcem, znowu doznaje kontuzji i LEDWO wygrywa. Ba, kiedy walczy z dziewczyną, która nauczyła się używać Mocy dziesięć minut temu i która pierwszy raz w życiu trzyma miecz świetlny, obrywa bardziej, niż Ronda Rousey od Holly Holm miesiąc temu. Niektórzy usprawiedliwiają go jako „ciekawy casus wielowymiarowego łotra”, ale ja zupełnie nie jestem w stanie się zgodzić. Takie są zamiary, jasne… ale zamiary to jedno, a taśma filmowa to drugie. Motywacje Kylo są skrajnie idiotyczne – chce pójść w ślady dziadka, który przecież w ostatnich chwilach życia zdał już sobie sprawę „wow, od kilkudziesięciu lat byłem totalnym kretynem, rodzina jest ważna”. Kiedy mówi o swoich rozterkach, tak naprawdę nie mówi nic konkretnego – plecie jakieś bzdury o świetle, które chce go odwieść od ciemności, ale i tak zachowuje się jak mhroczny, płytki fan Evanescence i Linkin Parka. Każdy, kto przeżył już wiek nastoletni, wspomina podobną fazę ze wstydem. A gdy do zażenowania konfliktem moralnym na poziomie piętnastolatka i ciągłymi porazkami dochodzi jeszcze nienawiść za zabicie maskotki serii, jak zwykle czarującego Hana Solo… jak można żywić do Kylo jakąkolwiek sympatię?
Z drugiej strony Ren to idealny symbol nieudolności Najwyższego Porządku – durniów, którzy na zawsze są skazani na powtarzanie błędów poprzedników i ponoszenie za to konsekwencji. Do diabła, po raz trzeci budujecie Gwiazdę Śmierci i po raz trzeci dajecie ją sobie załatwić w ten sam sposób? Czy jesteście totalnymi imbecylami? Niestety tak, bo tak zadecydowali najprawdopodobniej księgowi. Jakiś przedstawiciel LucasArts ze smykałką do biznesu wiedział, że po koszmarze prequelów fanom wystarczy remake Nowej Nadziei, by zaczęli eksplodować na forach internetowych łzami i wyznaniami w stylu „Znowu czułem się, jakby Star Wars wróciło!”. Wszystkie planety wydają się być skądś znane (po kolei widzimy nowe Tatooine, nowy Endor i nowy Hoth), Han Solo celem fanserwisu znowu staje się przebiegłym szmuglerem (nie kupuję taniego usprawiedliwenia w stylu „TYLKO TO UMIEM”, sorry), mamy nawet duplikat sceny wybuchu Aldeeran. Cała struktura jest zerżnięta z pierwszego filmu – Imperium szuka droida z planami, na pustynnej planecie w biedzie wychowywany jest przyszły mistrz Jedi, podstarzały mentor zastępuje głównemu bohaterowi ojca i ginie na jego oczach w bazie wroga podczas walki z głównym łotrem… cholera, mógłbym tak cały dzień. A gdybym chciał oglądać znowu Nową Nadzieję, obejrzałbym Nową Nadzieję. Film i dla przeciętnego zjadacza popcornu, i dla kinomana rozpoznającego wszystkie inteligentne nawiązania do ważnych dzieł kinematografii. Jeśli poczytacie więcej o tym, jak Lucas podszedł do tworzenia do czwartego epizodu, zobaczycie, jak obeznanym kulturowo był człowiekiem i jak doskonale zawarł to w swoim opus magnum – zremiksował wszystkie filmy, które ukształtowały go jako człowieka (Akira Kurosawa, Casablanca, awangardowe krótkometrażówki…), robiąc mieszankę wybuchową tego, co w nich najseksowniejsze. Abrams nie jest w jednym procencie tak odważny, jak jego poprzednik, i cytuje… tylko Lucasa (chyba że liczymy czerwoną rekę C3PO jako nawiązanie do Metal Gear Solid V). W efekcie mamy film, który już obejrzeliśmy, tylko wtórny. Gorszy. Momentami wręcz nudny.

Ale tylko momentami, bo jednak Przebudzenie Mocy to sprawny kawałek kina. O ironio, John Boyega, czyli najbardziej kontrowersyjny przed premierą „czarny szturmowiec”, okazał się najlepszą częścią filmu – jako Finn ma najlepiej zarysowany rys charakterologiczny, serwuje nam najlepsze żarty, mimo pewnej fajtłapowatości emanuje charyzmą. Ma też świetną chemię z główną bohaterką, niemal pozbawioną rys główną bohaterką Rey, która sprawnie wchodzi w buty noszone w oryginalnej trylogii przez Luke’a Skywalkera. Kiedy tylko pojawia się tu jakiś zupełnie nowy, nie-Lucasowy element, czujesz, dreszcz ekscytacji. Reżyseria zdjęć jest bezbłędna, sceny akcji co najmniej poprawne, John Williams znów serwuje nam świetną muzykę (szkoda, że inżynierowie dźwięków nie robią z niej pełnego użytku – złapanie przez Rey po raz pierwszy miecza świetlnego powinno dawać trzy razy większego kopa, niż daje). Jasne, jeśli przyćmicie krytyczne myślenie, zobaczycie film na tyle doszlifowany przez producentów, że będziecie bawić się znakomicie. Ale jeśli będziecie chcieli czegoś z sercem, z przesłaniem, z duszą autora, z nawiązaniami do „Ukrytej fortecy” lub Cafe Americain, czegoś otwierającego wam głowy tak, jak Nowa Nadzieja w 1977 – nie dajcie się zwieść hajpowi. To tylko sprawny symbol obecnego stanu Hollywood – fabryki snów tylko takich, które da się przerobić we franczyzy, fabryki corocznych dwudziestu filmów Marvela, fabryki przerabiającej nawet dwustustronicową książkę na dwadzieścia części i sprzedającej merch ludziom, którzy jeszcze nie wiedzą, co reprezentuje. Już słyszę, że cosplayerzy Kylo Rena głośno marudzą na to, czym się okazał – i tak naprawdę to chyba najważniejszy sposób, w jaki Przebudzenie Mocy wpłynie na ich życie.
P.S. Dlaczego R2D2 postanowił wyjść z depresji/śpiączki akurat na koniec filmu? Co za szczęśliwy zbieg okoliczności! Prawie tak szczęśliwy, jak znalezienie na wysypisku Sokoła Millenium i natrafienie na Hana Solo pięć minut później! (Nie, żeby Nowa Nadzieja nie miała też sporo fartownych przypadków, ale… no, dajcież spokój).
P.S.2. To ostatnie ujęcie z helikoptera było koszmarne – ktoś tu chciał naśladować Petera Jacksona. W sumie trafnie, bo wychodząc z kina, czułem się, jakbym właśnie miał za sobą kolejnego Hobbita.
Czytaj dalej
-
Netflix przeznaczył ogromny budżet na finałowy sezon „Stranger Things”. To najdroższy...
-
Aktorski film „Zaplątani” jednak powstanie. Jedną z głównych ról ma zagrać...
-
Spin-off „Gry o tron” na pierwszym zwiastunie. Wielkimi krokami nadciąga „Rycerz...
-
Reboot „Z archiwum X” w drodze. Poznajcie następczynię Dany Scully
332 odpowiedzi do “Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy ? recenzja cdaction.pl”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
W końcu brak wazeliny. Sam osobiście pójdę….. jeszcze raz ale nie uważam film za arcydzieło filmowe 2015.
Jako film scfi akcji – do obejrzenia i przyjemny. Fabularnie jako kolejna część Gwiezdnych Wojen – 2/10. Praktycznie mashup IV-V z wymienionymi postaciami. A postać Rena to śmiech na sali. Porównanie do Hobbita trafne – poprzednie części SW były filmami samymi w sobie i tylko otwierały furtkę do następnych części natomiast VII to wybitnie pierwszy Hobbit – wstęp do konkretnych wydarzeń. Miałkie toto. Cóż, za pierwszą część dałbym 8/10 więc gdyby to zsumować to mamy 10 (8+2) na 2 co daje..5/10 za całokształt
A no i oczywiście film zrobiony po obecne trendy kinowe. Przykładowo – moc to nie popierdółka i trzea się jej uczyć i trenować co było zawsze ukazywane w poprzednich częściach. Co nam tu podano ? Byle szturmowy wypierdek walczy prawie że na równi z uczniem Luka a dziewczyna która w ogóle nie ma pojęcia co to moc nie potrzebuje żadnego treningu i nagle pokonuje „mhrocznego” jedi. Znowu śmiech na sali
Bardzo trafna recenzja. Mam bardzo podobne odczucia. Zachowawczość + bazowanie na sentymentach + kopiuj/wklej elementów wymienionych przez Crossa dało nam coś, moim zdaniem, mało godnego uwagi jako część sagi. Nie ma tu żadnego powiewu świeżości. Nie powiem, film jest dobry, ale tylko tyle mogę o nim powiedzieć. Walki na miecze świetlne wypadają bardzo słabo. Co prawda Ren nie miał godnych przeciwników, ale po tym co widziałem sam prezentował beznadziejnie niski poziom.
Miałem wrażenie, że znowu oglądałem walkę Batmana z Banem z ostatniego filmu. Co do momentów z Finn’em to faktycznie przyznam, że najciekawsza postać, choć zdecydowanie za dużo elementów komediowych wpletli. Czyżby chcieli z niego zrobić czarnego De Fuines ? Lubię nowe Star Treki, bo są dla mnei fajną rozrywką, ale zaznaczam, że nie widziałem praktycznie żadnych poprzednich więc nie mogę ocenić czy Abrams podobnie je schrzanił. Ciążyła na nim duża odpowiedzialność, stworzył film bezpieczny dla siebie…
Muszę się nie zgodzić. Nie znam tylu filmów do których odnosił się Lucas… i dobrze! Zarzut na brak odniesień jest dla mnie żadnym zarzutem. Wyszedłem z kina z uśmiechem na twarzy. Zadowolony z tego ile było scen Sokoła, szczęśliwy, że nie było widać chamskiego CGI. Wszystko dopracowane. Kylo to wnuk Vadera, potężny w Mocy ale nie umie wykorzystać. Nic nie potrafię filmowi zarzucić bo mimo Nowej Nadziei na sterydach bawiłem się wybornie.
żeby miał zapewnioną posadę przy kolejnej części. Nolan byłby o wiele lepszym wyborem, ponieważ o ile uważam go za odrobinę przecenianego, to jednak wnosi dużo świeżego powietrza do zatęchłego świata Hollywood. Na kolejną część gwiezdnych jakoś nie jestem napalony po tym co widziałem teraz… Parafrazując Siarę, może nie urwali kurze złotych jaj, ale zdecydowanie oskubali ją z czegoś istotnego.
Szczerze w dużej mierze się nie zgadzam bo film był naprawdę dobry i porównywanie go do gniotu jakim jest Hobbit jest totalnym błędem. W skali ogólnej oceniłbym go na 8/10, bo uważam że jest świetna kontynuacja sagi. Zgadzam się że niektóre momenty mnie irytowała, ale w końcu po raz pierwszy nie było tak drętwych dialogów jak we wszystkich pozostałych częściach i za to wielki plus. Efekty specjalne również na miarę 2016 roku. A Kylo Rena pominę
Zgadzam się z każdym słowem, a nawet dorzuciłbym jeszcze kilka uwag. Przesyt walk myśliwców – ok wszyscy je lubimy, podobnie jak każdy lubi pizzę. Ale jeżeli serwują nam pizzę w 10 minucie, 30, 45, 88 i jeszcze na koniec też dostajemy pizzę, no to sorry, chyba jest jakiś przesyt. Ubolewam też nad totalnym braku chemii między Hanem Solo a Leią – no ludzie, nie widzieliście się od lat, czy jedyne na co was stać to stanie, gapienie się na siebie, poruszanie ustami? Może chociaż jakaś forma okazania czułości?
>Napisz, że Kylo Ren zostaje ranny.|>Dziw się że Kylo Ren, obficie krwawiąc, przegrywa pojedynek.
@prince czego się spodziewasz xd, Kylo był jedynym jedi w galaktyce, więc mógł sobie co najwyżej trenować ścinać drzewka tym mieczem. Ale tak serio to trochę racja, bo to była przesada że murzyn bierze miecz świetlny i walczy z nim
@Aargh Nie chodzi o to, że to ją zniszczyli oraz o to ze zrobił to farmer. Wcześniej było wyjaśnione, że zdobyto plany gwiazdy śmierci, a Luke już wcześniej mówił że jest świetnym pilotem. Chodzi o to, że ponownie zaserwowano nam ten schemat. Nie wspominając, że Fenn, który robił wtedy za szturmowca/pomywacza zadziwiająco dobrze, wręcz na poziomie inżyniera, znał budowę Starkillera. Ale w tym świecie chyba każdy jest obeznany z zagadnieniami technicznymi…
Zgadzam się z tym co zostało napisane w tym artykule. Film jest taki sobie, przez większość czasu nie wiedziałem o co chodzi/co się dzieje. Głupie było to, że Disney odrzucił wszystkie książki/komiksy/gry, no wszystko i jedynym punktem odniesienia były poprzednie filmy (według książek min. Han Solo przeżył Chewbacce. Bądź co bądź jego syn przeszedł na ciemną stronę mocy i zabił żonę Luka, a gdy jego siostra (Han i Lea mieli jeszcze córkę) się o tym dowiedziała to go zabiła (chyba że Rey to jego siostra))
A ilość hajpu jaki był kręcony wokół tego filmu była przerażająca. Star Warsy były wszędzie – na kubkach, książkach, koszulkach, w lodówce, wyskakiwały z kibla, spod łóżka. I człowiek oglądał te wszystkie kampanie reklamowe i myślał „Boże, to będzie super, to będzie 11/10” A później szedł do kina i dostawał to co zwykle – ledwo sześć na dziesięć.
@ajaccio Zakładam, że Ren nie jest jedynym Sithem. Może po prostu pominęli innych w tej części. Jest jeszcze jakiś zakon, o którym wspominał Snok no i sam Snok. @Biezdziad zgodziłbym się, gdyby Ren okazywał, że ta rana w jakiś sposób go ogranicza, bo potem biegał i wymachiwał mieczem jakby nic go nie bolałoJeszcze idiotyczna scena z manipulacją Rey na szturmowca. Skąd wiedziała, że tak potrafi ? Myślałem, że o jedi przetrwały tylko legendy. Bardzo dokładne były te legendy skoro wiedziała, że tak umie.
@Aargh Niestety, ale co do Rena to nie jestem przekonany. Miał udac się do mistrza aby ukończyć trening, więc nie sądzę aby nagle posiadł jakiś niebiański poziom wtajemniczenia w walce mieczem. Zapewne kluczowym elementem końca szkolenia było zabicie Hana. Na 100% powinien być bardziej zaawansowany w walce mieczem niż Rey czy Fin
Dodajmy że Rey umiała dobrze walczyć wręcz (scena walki ze zbirami nasłanymi przez kupca złomem). Nie zgadzam się też że Przebudzenie Mocy to tylko taka zżynka ze starej trylogii. Wiele pomysłów jest całkiem nowych np. nawrócony żołnierz „złych” jako protagonista albo poszukiwanie głównego bohatera poprzednich części. Wiele scen to rzecz jasna zaadaptowane elementy części IV-VI, ale czy to przeszkadza w oglądaniu filmu? Wręcz przeciwnie! Mi osobiście doszukiwanie się takich momentów dawało sporo frajdy.
„To nie Gwiezdne Wojny. To tylko Disney.”, stwierdziłem ja, po zakończeniu seansu. Napisy otwierające najgorsze/najnudniejsze z wszystkich części. W 99% film przewidywalny do bólu. Ostatnia scena, to ujęcie z helikoptera na samym końcu – epic fail. To może i byłby całkiem niezły spin off w świecie Star Wars, ale tak to tragiczny film jako kontynuacja. W ogóle się kupy nie trzyma. W Epizodzie III Republika zmienia się w Imperium, a tutaj mamy i Imperium, i Republikę. CDN.
Dlaczego rebelianci nie przeszkodzili w budowie bazy Starkiller? Wszystkie superbronie imperium były budowane w Otchłani, trudno dostępnym skupisku czarnych dziur – odsyłam do biblioteki Ossus, bazy wiedzy o świecie Star Wars.
Ludzie liczą na to, że Gwiezdne Wojny VII to jakieś kolejne przybycie Jedi-Chrystusa, że to ma nas zmieść…a tak naprawde nawet epizod z 77 roku też był po prostu space operą, komiksową, lekką, luźną historią rodem z Flashów gordonów. Dziś ludzie są tak przeżarci przez internet i te „genialne” historie z EU, że nie wiedzą już nawet czego chcą – luźnej historii, czy Ojca Chrzestnego w odległej galaktyce. Narzekają, że to jest jak „Strażnicy Galaktyki”, a dla mnie to najlepsza rekomendacja xD
W ogóle się kupy nie trzyma. W Epizodzie III Republika zmienia się w Imperium, a tutaj mamy nagle i Imperium, i Republikę. Kylo jest chyba świrniętym cosplayowcem, zakochanym w Darth Vaderze. Co za jełop chodziłby cały czas w durnej masce utrudniającej oddychanie i modulującej głos? Ewidentnie nie potrzebował jej do podtrzymania życia, jak Vader. No i złość wyładowuje bezcelowo niszcząc pomieszczenie, w którym się znajduje. Marnie, marnie. CDN.
Wszyscy narzekają, że Kylo tak dał się Finnowi, ale moim skromnym zdaniem, Finn ma moc, albo będzie szkolony na Jedi w kolejnej części. To nie jest od tak wziąć miecz świetlny i nim walczyć, sprzeciwić się po praniu mózgu, Finna od początku ciągnie do Jasnej strony mocy. Zastanawia mnie czy Han Solo jakimś cudem przeżyje (wszystko jest możliwe) no i Rey, która może być córką Luke’a
Tyle hejtu, tyle wytykania błędów, tak dużo zła i ciemności. Głupi jestem, że próbuję bronić filmu, który będzie pewnie niedługo nazywany przez hejterów i „prawdziwych fanów” Mrocznym Widmem 2. Ale prawda jest taka, że to był cholernie dobry film i bawiłem się na nim przednio. Ale daję się pewnie tylko korporacjom i jestem idealnym, głupim targetem dla disneya który kupi wszystko, prawda? |Mam wrażenie, że dziś brakuje ludziom luzu i magii, a nowe SW je mają. To jest space opera, nie dramat rosyjski!
Finn nie daje rady na swojej pierwszej misji w terenie, a służy zaraz przy głównym złym. Skąd takie żółtodzioby wśród szturmowców? Przecież ponoć był trenowany od dziecka, zabrany na siłę od rodziny. Mógłbym tak chyba wymieniać cały dzień, ale to bez sensu. Jakies 80% filmu to przecież kalka Nowej Nadziei. Trylogia prequelów przynajmniej wnosiła coś nowego z każdą częścią, to wszystko miało jakiś sens. Epizod 7 się w większości jednak nie klei i tyle.
Mnie szczególnie ubodło, że Kylo okazał się taką popierdółką. Ponoć zniszczył zakon i Luke uciekł, a tu się okazuje, że dostaje srogi… po pysku dostaje od każdego. A gdzie reszta Jedi szkolonych przez Luka? Bo chyba ich nie pozabijał, bo jak? Praktycznie każdy wcześniej pokazany Jedi/Sith wytarł by nim podłogę – Yoda nawet by się nie spocił. Walka na miecze świetlne to lata wstecz… Pewnie specjalnie, ale jak sobie pomyślę co pokazał Darth Maul to mi smutno.
@piterko|Święta prawda. Wielcy „armchair critics” oczekują od każdego filmu żeby był idealny, miał super wielowątkową fabułę ze zwrotami akcji i dobre efekty specjalnie. Wystarczy że film nie podoła, nawet nieznacznie w jakimś sensie i już masa krytyki jaki to jest zły. Żałosne.
Darth Maul był Sithem, więc do Kylo nie ma co porównywać, w ogóle jego przegrana była jakby pewna, bo Snoke czekał by zakończyć trening. Co do Finna, przecież był w sekcji sprzątającej 😀 zawsze trafi się jakiś fajtłapa nawet u tych złych. Ale ewidentnie gościu musi być jakoś powiązany z mocą, tak jak Rey z Lukiem
@Aargh „The Republic will be reorganised into the first Galactic Empire.”, powiedział Palpatine w Epizodzie 3. Więc cała Republika. Pomijamy Expanded Universe, bo Disney też go pominął. W Epizodach 4-6 nie ma ani słowa o Republice, bo jej nie ma – jest tylko Rebelia. A co do soundtracku, to rzeczywiście bieda – po ponownym przesłuchaniu tylko Rey’s Theme ma swoje momenty.
W ogóle najbardziej bawią mnie ludzie wybaczający niemal wszystko starej trylogii która sama była pełna dziur i błędów a besztający prequele i teraz Przebudzenie Mocy za byle bzdety. Nie idzie pojąć takich ludzi.
Szkoda czytać takie g*wno. Film pierwsza klasa, nawiązania do oryginalnej trylogii zdecydowanie na plus. Ktoś tu próbował błysnąć ale sięob*rał na miętowo. Pozdrawiam
@EastClintwood Masz rację, to że wyrażamy odmienne zdanie na temat filmu jest żałosne. Bo skoro innym się podoba to nam też musi w każdym aspekcie… Reszty nie skomentuję, bo twój post mówi sam za siebie
@Biezdziad: Wszystko fajnie, tylko Otchłań odeszła do otchłani z całym kanonem spoza filmów.|Natomiast chcę jeszcze zauważyć jedną rzecz: disney cały kanon EU usunął chyba tylko po to, żeby teraz położyć na nim łapę. Failo Ren to nikt inny, jak zrąbany Jacen Solo, Poe Dameron to skóra zdarta z Wedge’a Antillesa. Poza tym: nie jest to Mroczne Widmo 2, ale Abrams i tak zrąbał. JAK ZWYKLE.
Walki na miecze świetlne zawsze są tylko dla spektakularności – one nie mają żadnego sensu. Np. w Epizodzie I żołnierze Republiki powinni zmasakrować blasterami Darth Maula po otwarciu drzwi, za którymi stał. To w końcu tylko film i nie chodzi tutaj o 100% realizm, ale umówmy się – ci, którzy rozumieją geniusz Lucasa po prostu nie będą zadowoleni z The Force Awakens, tak jak i sam George Lucas przyznał, że mu się film nie podoba (nie wprost, oczywiście, bo nie może).
@EastClintwood: Starej Trylogii wiele można wybaczyć i wiele się wybacza. Nowej… Nowa i Najnowsza pozują nie na ładną bajeczkę ze świetnymi efektami specjalnymi, tylko silą się na „epickość”. Co koncertowo (poza częścią trzecią) zawalają.
Aargh – ale przecież nawet w Powrocie Jedi walki lepiej wyglądały. Film ma podtytuł Przebudzenie Mocy, no ale gdzie ta moc? Nikt nie podskoczył, było tylko kilka mind tricków i duszenia. Gdzie błyskawice, rzucanie mieczem. Podobała mi się akcja z zatrzymaniem wystrzelonej wiązki, ale poza tym nic nie zaskakuje. Kylo się zataczał po strzale, podczas gdy Bane latałby z tym przez kilak godzin, za sprawą Mocy. Cały czas się bałem SW bez Jedi… i dostałem widać na co zasłużyłem.
No to Ja się wyróżnię i stanę po ciemnej stronie mocy mówiąc że film mi się podobał, ba nawet bardzo podobał. Do tej pory według mojej listy najlepsze było imperium kontratakuje potem nowa nadzieja i najsłabsze powrót jedi. I jak dla mnie przebudzenie dorównuje właśnie powrotowi. Świetnie się bawiłem na filmie czując to coś co miały pierwsze gwiezdne wojny. Minusem było wrażenie że to już widziałem ale wrażenie to zacierała jakość wykonania i gra aktorska.
No przy okazji gry to rzeczywiście postać Kylo Ren była zupełnie nie trafiona, postać bez charyzmy, nie czuło się tego lęku jakim roztaczał się Vader ale mimo tych wad daje z czystym sumieniem 9/10
Szaman ma rację, walki na miecze to wisienka na torcie, a w tej części tej wisienki zabrakło. Na YT jest więcej ciekawych walk stworzonych hobbistycznie.
Jedna uwaga do recenzji: faktycznie, Finn jest (pozytywnym) zaskoczeniem i chyba najlepszą dotąd rolą Boyegi, ale odstaje wyraźnie od pozostałej dwójki Nowej Gwardii. Natomiast jest on również kopią – patrz usunięty z kanonu Davin Felth.
@Aargh Co do Bane’a to było tylko takie moje prywatne porównanie, bo to pierwsze mi przyszło na myśl. Po prostu mieliśmy tam dwóch świetnych fighterów (z założenia w każdym razie) a wyszło tak, że Tyson w czasach świetności by ich pozamiatał. Właściwie to zaczynam odnosić wrażenie, że szturmowiec z tą kosmiczną tonfą bez problemu by pokonał Rena…
Natomiast nazwanie filmu „kolejnym Hobbitem” jest najlepszym jego określeniem. Nie jest zły przez się, ale jak zagorzali tolkieniści obnażali kły niby Glaurung po wyjściu z kina, tak niemal wszyscy fani SW widzą na czerwono po ujrzeniu tak bezczelnej zrzynki z Nowej Nadziei i Expanded(Spoczywaj w spokoju)Universe. No i śmierci Hana.
Radujcie się hejterzy, oto przybywa jak zwykle niezawodny Cross, by wesprzeć was w walce o udowodnienie reszcie świata, że nie ma racji twierdząc, że coś naprawdę się jej podoba! No bo przecież te całe Przebudzenie Mocy to produkcja przeciętna, jawnie odtwórcza, przeznaczona dla statystycznego, stroniącego od głębszych refleksji nastoletniego zjadacza popcornu wychowanego w jednym z etnicznych gett USA. Zupełnie jak Hobbit! Prawda? Prawda…?
@Darth Bane nie umywa się do Dartha Nihilusa, ale swoje potrafił. Natomiast Ren to porażka na całej linii. Nawet Jar Jar Binks dałby mu radę.
Jedyną nową rzeczą jaką wniosły prequele był Jar Jar. Mroczne Widmo też było bezczelną kalką Nowej Nadziei, tyle tylko, że kolejność kilku scen zamieniono.
@Shaddon: Nie wiem, czy widzisz, ale dysputują tu głównie fani uniwersum, których ten film podzielił jak Revan zakon Jedi. Przy czym tej większej części film się nie podobał.
Ale tak już zupełnie na serio, redaktorze Cross, to chciałbym w tym miejscu złożyć ci najszczersze wyrazy współczucia. To straszne być kimś tak skrajnie, niewyobrażalnie wręcz zgorzkniałym w wieku tych dwudziestu paru lat. Nie potrafię sobie wyobrazić siebie jako osoby koncentrującej się wyłącznie na negatywnych aspektach danej rzeczy, ciągle stającej w opozycji do reszty świata, ale domyślam się, że to musi być niezwykle męczące. Życzę ci, byś w końcu odkrył jasną stronę życia. Uwierz mi – warto.
Po co pisać recenzje ze spoilerami tuż po premierze? Żeby nikt ich nie czytał przed pójściem do kina? Trochę bez sensu. Dla tych, którzy obejrzeli? Też bez sensu – przynajmniej na tym etapie. Chyba, że autor trolluje i wcale spoilerów nie zamieścił, ale w takim razie gratuluję – nie przeczytałem i się nie odniosę.
>Chyba, że liczymy czerwoną rękę C3PO jako nawiązanie do MGS VR2, I’m already a demon
Wiecie co się tak naprawdę w „Przebudzeniu” nie udało?. Doścignięcie kosmicznych oczekiwań widowni i dogodzenie każdemu. Gdyby Abrams zmajstrował film totalnie inny, jedynie w małym stopniu nawiązujący do poprzednich części…zaraz był by płacz, że w nowym filmie nie ma „tego czegoś”. Są nawiązania (przyznaję że dość nachalne)…więc mamy głosy sprzeciwu, bo „to tylko kopia” i „to wszystko już było”. Jeśli o moją opinię chodzi, to mimo iż raz tylko byłem w USA, za rok wskoczy mi na kark trzydziestka…
…wygląda na to, że jestem przeciętnym, amerykańskim nastolatkiem, bo film mi się bardzo podobał. Jak się tak zastanowię, to coś w tym jest. Bardzo lubię hamburgery o_O