„Jacked. Chuligańska historia Grand Theft Auto” – recenzja książki. Amerykański sen brytyjskich dzieciaków
Polski rynek książki cierpi na niedobór pozycji omawiających produkcję gier, choćby takich w stylu „Krwi, potu i pikseli” Jasona Schreiera. Wydawnictwo Open Beta od jakiegoś czasu stara się nadrobić te zaległości. Nawet i biorąc się za tytuły sprzed dekady.
Wynikającą z tego przeszkadzajką jest to, że w trakcie czytania niektórych takich pozycji trzeba co i rusz dopowiadać sobie nowy kontekst. „Masters of Doom” Davida Kushnera musiało poczekać na polskie wydanie 17 lat, jego „Jacked. Chuligańska historia Grand Theft Auto” pierwotnie ukazało się zaś w 2012, półtora roku przed premierą piątej odsłony serii. Trzeba więc z przymrużeniem oka czytać takie informacje jak ta, że GTA IV „pobiło rekord Guinnessa jako przynoszący największe zyski produkt rozrywkowy w historii”. Ha, ha, ha, hi, hi, hi.
Niemniej „Jacked” stanowi dzięki temu ciekawy portal do czasów, w których niesławne Hot Coffee było tematem numer jeden. Oparta na setkach wywiadów i artykułów książka przedstawia serię od czasów prototypu Race’n’Chase aż do wydania „czwórki” – z perspektywy producentów, mediów gotowych podkręcać kontrowersje oraz polityków przekonanych, że GTA wychowa następne pokolenie terrorystów. Dlatego też sporo uwagi poświęca się działaniom i motywacjom Jacka Thompsona, samozwańczego obrońcy moralności i swego czasu twarzy ruchu antygrandtheftautowego.

Niewiele dowiemy się na temat spraw bardziej technicznych – sprowadzono je zaledwie do ogólników. Ciekawostek również trochę tu zabrakło (dowiemy się np. o tym, że testerzy Vice City wyładowywali frustrację na konsolach PS2, wyrzucając je przez okno, grzejąc suszarką bądź wsadzając na weekend do zamrażarki).
Książka bezbłędnie działa za to na poziomie emocji. Na każdej stronie czuje i rozumie się chęć wrzucenia nieco luzu do tej smutnej jak glizda branży opanowanej przez korporacyjne myślenie(*). Chęć, aby ludzie przestali traktować gry jak dziecięce historyjki o loszkach i smoczkach, aby stały się one medium otwartym na każdą formę. (A najlepiej, jakby ta odwoływała się do „Człowieka z blizną” albo „Chłopaków z ferajny” – ukochanych filmów jednego z założycieli Rockstara, Sama Housera, którego energia rozsadza każdą stronę).
(*) O ironio, iskro bogów, kwiecie elizejskich pól…
Książkę napisano z podobną werwą, co tę o Doomie; niczym scenariusz hollywoodzkiego hitu o dzieciakach, co to wyrwały się z marazmu i z odwagą spełniały marzenia, by potem raz po raz – z czasem coraz częściej przez rosnącą sławę i pieniądze – zahaczać łbem o próg rzeczywistości. Z uwagi na obraną konwencję z liter bije podziw dla Rockstara.
Przerywają ją niekiedy wzmianki o mniej przyjemnych rzeczach – to wymuszanie na prasie pozytywnych recenzji, to zawrotne tempo pracy, to pójście w komercję wbrew woli twórców pierwszego GTA – ale autor traktuje je bardziej jako obowiązek do spełnienia. Nie taki wynikający z etyki dziennikarza, a raczej przypominający pracę domową, którą trzeba ogarnąć przed popykaniem w gierki. Najwięcej tego typu wytknięć znajdziemy w… epilogu, a i tak w trakcie jego lektury pojawia się wrażenie, jakby Kushner chciał czym prędzej mieć z głowy wymienianie tych problemów.
Na pewno autorowi udaje się jedno: nie grzęźnie on w szczegółach czy dywagacjach, dzięki czemu opowieść jest zwarta i nieustannie atrakcyjna. Wierzy się w młodzieńczy zapał twórców do robienia czegoś, na co nikt wcześniej się nie zdobył. Przez książkę przewija się „wyjęty spod prawa” – fraza odpowiadająca słowu z podtytułu oryginalnego wydania: „The Outlaw Story of Grand Theft Auto”. Używa się jej tu w kontekście i Rockstara – grupy wyrzutków, na których spoglądano krzywo z uwagi na ich bezczelne podejście – i graczy branych wyłącznie za dzieci lub piwniczaków.
Z czasem gry wideo przestały być traktowane jako rzecz poza marginesem, stały się nośnikiem dojrzalszych historii jak każde inne medium. Nie są już nomen omen wyjęte spod prawa. Według Kushnera GTA było w ogromnej mierze za to odpowiedzialne. Jeśli przyjmujecie podobną perspektywę, polecam książkę. To zgrabna przebieżka po historii serii. Reszta będzie potrzebowała wody na popicie tej słodyczy.
Ocena
Ocena
Ciut naiwna to rzecz, niemniej potrafi poukładać w głowie wszystko, co dowodzący Rockstarem mieli w głowie, próbując przenieść ukochane kino gangsterskie na cyfrowe podwórko i zmienić tę branżę na bezczelniejszą. W kwestii tego, co teraz mają w głowie: cóż, trochę od tego 2012 roku zdążyło się zmienić. Ale to temat na drugą książkę.
Czytaj dalej
Recenzuję, tłumaczę, dialoguję, montuję i gdaczę. Tutaj? Nie wiem, co robię, więc piszę, dopóki mnie nie wywalą.