„Legenda Vox Machiny” to serial fantasy, który zasługuje na więcej uwagi niż „Pierścienie Władzy” i „Ród smoka” razem wzięte

Palnę truizm, ale niestety jakość to nie wszystko. Przekonujemy się o tym na co dzień, gdy donośniejsze produkcje przyćmiewają to, co bezpretensjonalne i radosne, dające… po prostu frajdę. Spójrzmy na pole bitwy o odbiorcę fantasy i o uwagę. Daniem głównym w ostatnich miesiącach był „Ród smoka”, czyli prequel „Gry o tron”. Materiały, które walą w „Pierścienie Władzy” jak w bęben, zyskują chorą liczbę wyświetleń i poparcie fanatyków J.R.R. Tolkiena. Nie generuje to zdrowych emocji, ale kliki na pewno. Tymczasem trochę w cieniu, choć z grupką wiernych i zadowolonych widzów wędruje bezpretensjonalna „Legenda Vox Machiny”. I okazuje się bardziej sycącym seansem, czego dowodzi kolejny – trzeci już – sezon, który wylądował na Prime Video.
Gra o widza fantasy
To trochę niesprawiedliwe porównanie, bo „Legenda Vox Machiny” to animacja, co w oczach wielu skreśla ją jako niepoważną, w dodatku stoi za nią grupka dubbingowców pasjonatów (znakomitych w swojej robocie i rozpoznawalnych w geekowskich kręgach, trzeba przyznać), a serię napędza uniwersum fantasy wykreowane na potrzeby kampani w Dungeons & Dragons. To generuje pewną bazę odbiorców. Ale okazuje się małym fiacikiem w porównaniu z dwoma behemotami, które przyciągają całą naszą uwagę. „Pierścienie Władzy” mają za sobą siłę marki Władcy Pierścieni, a przed – ludzi wkurzonych tym, co z ową marką zrobiono.

Osobiście podobały mi się pierwsze odcinki serialu i motyw Galadrieli opętanej zemstą niczym Ahab z „Moby Dicka”, ale chwilę po rozbiegówce fabuła rozlazła się jak stare gacie i męczyła bułę nie gorzej niż Critical Drinker powtarzający te same mantry pod adresem każdego serialu, z którego treścią się nie zgadza (bardzo lubiłem ten kanał i to poczucie humoru szkockiego chlora, a polecanki wychodzą mu do dziś).
„Ród smoka” to z kolei serial przyzwoity, ale bezduszny, zawdzięcza dużo budżetowi i sile napędowej „Gry o tron”. Choć miewa przebłyski emocji, to jednak maszyna do podtrzymywania życia, aż ktoś wymyśli, czy da się pchnąć opowieści o Westeros na przód, czy chwilę poodcinamy kupony, a potem zwijamy kramik. Może coś się w temacie ożywi, gdy George R. R. Martin wyda „Wichry zimy”, ale chyba prędzej doczekamy się Half-Life’a 3.

Strażnicy fantasy
I tu na scenę wchodzi „Legenda Vox Machiny”. Na pierwszy rzut oka wydaje się kolejnym typowym animowanym serialem dla nieco starszych widzów. Trochę obscenicznego, ale uroczego humoru, dużo przygody i historia sympatycznych niewydarzeńców, których śmiertelna strzała mija zawsze o włos. To tacy „Strażnicy Galaktyki” wrzuceni w fantasy. I mają też wszystkie zalety filmów Jamesa Gunna. Największą z nich jest bijące serducho opowieści. Bo to opowieść nowoczesna, zwarta i płynąca sprytnie do brzegu, lecz działa dlatego, że właśnie serce ma we właściwym miejscu – i bije ono mocno.
Na pierwszym miejscu stoi tutaj drużyna. To banda uroczych łajdaków stanowiących proste, ale kreatywne wariacje na temat zgranych stereotypów fantasy. Połączenie animacji i znakomitej pracy dubbingowców (którzy wcielali się w te postacie wcześniej podczas kampanii nagrywanych przez kanał Critical Role) sprawiło, że grupa Vox Machina ożywa w naszych oczach nie mniej niż bohaterowie z seriali aktorskich. Mamy tu kapłankę, druidkę, tępego, ale uroczego barbusa, elfiego wojownika-łotrzyka, łowczynię i oczywiście barda.

Wpadają w coraz większe kłopoty, buzują emocjami, jakby się urwali z teen dramy, drą koty, ale przede wszystkim… darzą się zrozumieniem i wspierają. Czuć, że wspólny pech, łajdactwa i desperacki, frywolny humor uczyniły z nich ekipę ostatniej szansy. Że ich więź jest nie do zdarcia, choćby się czasem ranili (dosłownie i w przenośni).
Mysz, która ryknęła
Jakież to odświeżające w krajobrazie seriali, które albo osuwały się w drogą, błyszczącą tandetę („Koło czasu”, niestety od pewnego momentu „Pierścienie Władzy”), albo udają drugą „Grę o tron” i „House of Cards”. „Legenda Vox Machiny” nie boi się krwi, okrucieństwa ani seksu (w różnych konfiguracjach), a więc podstawowy pakiet współczesnego fantasy został odhaczony. Nie boi się też zanurzać swoich bohaterów w błocku polityki ani zmuszać do trudnych wyborów – takich, których następstwa mogą ciągnąć się sezonami. Czasem też postacie popełniają radosne głupoty o przerażających konsekwencjach lub ulegają demonom przeszłości.
Ale właśnie dzięki kontrastowi z pozorną beztroską, sztubackim prowadzeniem się i ciepełkiem ludzi mrok i dramatyczne momenty uderzają mocniej niż każdy spreparowany szok fabularny albo incydent kałowy wygenerowany przez konkurencję wartą miliony.

Co ciekawe, to wszystko zbudowano nie wokół wysmakowanego uniwersum Martina z politycznymi niuansikami, nie wokół tradycji Tolkienowskiej, nie. To mutacja grochu z kapustą, jaki oferuje Dungeons & Dragons, gdzie fantasy chodzi pod rękę z arcanepunkiem i wszystkim, co przyjdzie Mistrzom Gry do głowy. Nie spodziewajcie się tu trzymania konwencji przy ziemi, a raczej demonów, duchów, smoków, wpływu pradawnych bogów, potężnych artefaktów… i luźnego podejścia do nich na zasadzie „dzień jak co dzień”. Teoretycznie to są wszystkie możliwe grzechy fantasy popełnione naraz, ale takie nastawienie bohaterów, humor i pewna doza nieskrępowania cechują również co trzecią sesję papierową w „dedeczki”.
I ten mały awanturniczy serial niesie za sobą prostsze, intensywniejsze doznania, nie sili się na finezję i trwa w cieniu gigantów. A dzięki temu zapewnia też dużo czystsze przeżycia. Ma swoich oddanych fanów, ale przy tym, co oferuje i jak dobrze będziecie się czuć po seansie, zdecydowanie zasługuje na więcej rozgłosu. Tę szczerość i brak cynizmu warto nagradzać.
Czytaj dalej
-
„Exit 8” udowadnia, że czasem po prostu liczy się rozrywka. To rzetelna...
-
2. sezon „1670” to wielki sukces Netfliksa. Adamczycha bawi po raz...
-
Spin-off „Wiedźmina” z nieoczekiwaną datą premiery. Insiderzy ujawniają, kiedy zobaczymy...
-
Trzeci sezon „Daredevila: Odrodzenie” powstanie. Dostał zielone światło od Disneya
4 odpowiedzi do “„Legenda Vox Machiny” to serial fantasy, który zasługuje na więcej uwagi niż „Pierścienie Władzy” i „Ród smoka” razem wzięte”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Spoko serial. Trzeciego sezonu jeszcze nie zacząłem, ale mam w planach.
A powiem Ci, że warto, ja się dobrze bawię póki co, a jeszcze chyba jedna porcja przed nami. : )
Serial fajny, ale mam wrażenie, że z sezonu na sezon coraz mniej ciekawy.
Trzeci sezon to już trochę miałkie romansidło przeplatane beztroskimi podróżami dookoła świata.
Przynajmniej na razie – wyszła dopiero jego połowa.
Jestem ciekaw, co powiesz po ostatnich odcinkach 😀