17.10.2015
Często komentowane 85 Komentarze

[Magazyn Kulturalny] Anime jest martwe? Bzdura

[Magazyn Kulturalny] Anime jest martwe? Bzdura
Zdaniem niektórych osób anime było najlepsze dziesięć lat temu/w latach 90./kiedykolwiek byli nastolatkami. Czy to prawda? Jasne, że nie. Z okazji nowego sezonu przyglądamy się nie tylko najciekawszym debiutującym seriom, ale też najlepszym japońskim animacjom z ostatnich dwóch lat, żebyście mogli przekonać się na własnej skórze, że anime ist nicht tot.

2014

Księżniczka Kaguya

Wiele osób ogłosiło śmierć studia Ghibli po ostatnim (świetnym zresztą) filmie antywojennym Hayao Miyazakiego, Zrywa się wiatr. Przedwcześnie. Zaraz potem starszy przyjaciel i wieloletni współpracownik Miyazakiego, Isao Takahata, po raz kolejny zasugerował swoim dziełem, że w ich duecie to on jest bardziej utalentowany. Współczesna interpretacja mitu o córce bogów zrodzonej z łodygi bambusa jest nie tylko majestatyczną celebracją piękna życia, ale też gorzkim komentarzem na temat piekła, którego potrafią z niego uczynić sobie nawzajem ludzie. Tym mocniej poruszającym, bo wciąż aktualnym.

Lupin the 3rd: Nagrobek Daisuke Jigena

Takeshi Koike spędził siedem lat nad swoim pełnym galaktycznych wyścigów opus magnum, wypalającym oczy poziomem animacji REDLINE. Nic dziwnego, że jego następny duży projekt okazał się mieć znacznie mniejszą skalę. Krótki film o kultowym w japońskiej popkulturze wnuku Arsene’a Lupina okazał się nie tylko diabelnie stylowym hołdem dla historii tej postaci, ale też być może najlepszym punktem pierwszego spotkania z nią (główną konkurencją jest tu wyśmienity Zamek Cagliostro autorstwa wspomnianego już Hayao Miyazakiego, który jednak dość rąbie na kawałki zaprezentowane w oryginalnym komiksie charaktery głównych bohaterów). W skrócie – czeka na was godzina pokrewnego wczesnemu Jamesowi Bondowi swagu.

Ping Pong The Animation

Idealne panaceum na piękną, ale nieszczególnie sprawdzającą się w konfrontacji z rzeczywistością ideę, że jedyne, co ważne jest w sporcie, to ciężki trening i danie z siebie wszystkiego. Reżyser Masaaki Yuasa i Taiyo Matsumoto, którego znakomity komiks został zaadaptowany na potrzeby telewizji w tej serii, nie mają złudzeń. Nie każdy okaże się zwycięzcą, bo o wszystkim zadecyduje w końcu naturalne przysposobienie do danego sportu, czy jak kto woli, talent. Z jednej strony mamy więc dramaty wynikające z coraz wyraźniejszego fałszu słów „stać cię na wszystko”, z drugiej – niesamowite emocje płynące z każdego meczu, nie tylko przez doskonałych animatorów, ale i przez perfekcyjnie dobraną ścieżkę dźwiękową. Dla wielu anime roku, a to tylko opowieść o cholernym tenisie stołowym!

Shirobako

Chcecie wiedzieć, w jak nieludzkich warunkach powstaje anime? Co prawda scena otwierająca Shirobako pokazuje grupę licealistek rzucających hasła o spełnianiu marzeń w świecie animacji, ale ich optymistyczne deklaracje szybko weryfikuje depresyjny świat pełen przegapionych deadline’ów, nieprzewidzianych wypadków, załamań nerwowych, niskich płac, ogromnych zmian na ostatnią chwilę i cotygodniowym cudem w postaci oddania gotowego odcinka do stacji telewizyjnej. Materiał godny dramatu, ale zrealizowany jako komedia. Po zakończeniu możecie docenić ilość pracy włożonej nawet w najpodlejszą serię ecchi.

Space Dandy

Antologia science fiction sygnowana nazwiskiem ojca kultowego Cowboy Bebopa. Wielu odrzuciło ją ze względu na znacznie lżejszy, bardziej dowcipny ton, stanowiący bardziej hołd dziwnemu sci-fi z lat 70 w stylu Space Adventure Cobra niż próbę misternej konstrukcji kosmicznego Dzikiego Zachodu. Nie dość jednak, że cierpliwi doczekali się oszałamiających artyzmem odcinków (21!), to jeszcze mogli sprawić sobie doskonały przegląd stylów różnych popularnych dziś twórców anime. Jeśli spodoba wam się jakiś odcinek, sprawdźcie koniecznie TUTAJ, kto był za niego odpowiedzialny – może się okazać, że znaleźliście nowego ulubionego reżysera.

Tamako Love Story

Naoko Yamada często jest niedoceniana przez fanów anime – w końcu jest autorką muzycznej serii K-On!, a keiony są dla dziewczyn, nie jest to mroczne, dojrzałe i w ogóle. Co z tego, że w drugim sezonie nieustannie zachwycała kreatywnymi storyboardami, niesamowitym stopniem uwagi dla detalu, niemal bezbłędną, bogatą animacją, i świetnym ujęciem nostalgii za czasami liceum? Oczywiście nie oznacza to, że każdy musi Kejona lubić – ale maestrię Yamady jako reżyserki warto docenić. Może pomóc w tym Tamako Love Story, prosta historia miłosna, której wykonanie wyciska świeże soki ze zdawałoby się oklepanego do bólu materiału. Szczere uczucia zamknięte w szlifowanej (zdawałoby się) wieczność formie.

Aha – jeśli wasza wersja zaczyna się klipem z grubym ptakiem w egzotycznym państwie, OMIŃCIE GO. To krótkometrażówka stworzona jako ukłon dla fanów oryginalnej serii – znacznie słabszej i niepotrzebnej do docenienia Tamako Love Story.

Wonder

Ta pozycja nie przypadnie do gustu każdemu – nie każdy w końcu jest fanem awangardy czy filmów bez czytelnie skonstruowanej fabuły. Ale jeśli spojrzałeś kiedyś na obraz, muzealną instalację lub pozbawiony fabuły teledysk i poczułeś w duszy nutę zachwytu, Wonder może okazać się dla ciebie niepowtarzalnym doświadczeniem, wyrazem tytułowego zachwytu nad życiem bardziej poruszającym, niż Księżniczka Kaguya. Autor filmu spędził każdy z 365 dni pod rząd na rysowaniu 24 klatek przedstawiających żywe organizmy i wzory wszelkiego rodzaju – po roku zamknął to w całość ozdobioną doskonałą ścieżką dźwiękową zespołu Pascals. Efekt to kalejdoskop, w którym za każdym razem podziwiamy coś innego.

Jojo’s Bizarre Adventure

JOJO! Umiejscowienie tej serii w 2014 jest nieco jak oszustwo, bo rozpoczętą w latach osiemdziesiątych serię Hirohiko Arakiego zaczęto adaptować na nowo już trzy lata temu, ale dopiero w zeszłym roku zaczęto adaptować najsłynniejszą opowieść z sagi o walkach najbardziej męskich facetów we wszechświecie, Stardust Crusaders. Wyobraźcie sobie umięśnione do granic absurdu, nazwane po gigantach rocka postaci (AC/DC, Wham, Dio, Foo Fighters). Teraz uzbrójcie je w tajemnicze moce – „pięści, które leczą”, nadawanie życia martwym przedmiotom, miniaturowe armie zabawkowych żołnierzyków, wibracje ciała niszczące wampiry. Na koniec każcie im się bić – wygra nie ten, kto jest silniejszy, a kto lepiej wykorzystuje naukowe ciekawostki ze Świata Wiedzy. Dialogi zaś wypełnijcie masakryczną dawką kampu. Wynik to Jojo – coś jedynego w swoim rodzaju.

2015

Animator Expo

To Animator Expo zawdzięczacie pełną różnych stylów miniaturę newsa zamieszczoną powyżej. Zakończony niecały tydzień temu projekt założonego przez ojca Neon Genesis Evangelion studia Khara miał na celu dać głos utalentowanym twórcom anime – tak, jak i wspomniany wcześniej Space Dandy. Efektem był zestaw mniej lub bardziej zachwycających krótkometrażówek. Czego tu nie mamy? Fantastyczny występ cyrkowy, połączenie licealnego love story z walkami robotów sterowanych przez uroczych Obcych, adaptację starego czeskiego opowiadania o „nowym Adamie”, nawiązującą do Kafki historię dziewczyny zmienionej w karalucha i ściganej z gazetą przez chłopaka, ociekający seksem ponury komentarz na temat odcinania się otaku od świata, zwariowaną kreskówkę w-stylu-Cartoon-Network-ale-dla-dorosłych, dowcipną historię rodem z Fallouta… Większość z nich ciągle jest dostępna za darmo online, resztę możecie namierzyć na podstawie wciąż dostępnych na stronie danych. LINK TUTAJ.

Himouto! Umaru-chan

himouto_bzwmh.gif

Idealna metoda do odprężenia się w małym kącie raju, w którym jest tylko butelka coca-coli, ogromna paczka chipsów, konsola z najnowszą grą i kupka komiksów. Kto z nas nie marzy czasem o życiu Umaru-chan?

Prison School

Godny dziedzic takich serii, jak Great Teacher Onizuka. Choć otwierające sceny sugerują typową serię o zboczonych chłopcach i niewinnych dziewczętach, opowieść szybko zmienia kurs w kierunku histerycznie zabawnej wersji Skazanych na Shawshank lub Prison Break. Ostatecznie (podobnie jak w GTO) twórcy krotochwile wynikające z nieporadności wczesnych relacji damsko-męskich wspierają świetnymi rysunkami i solidnym szkieletem w postaci historii męskiej przyjaźni. Zanim ekipa chłopaków skazanych za podglądanie na pobyt w celi oraz ciężkie prace wokół szkoły wyjdzie na wolność, będzie musiała nauczyć się paru podstawowych lekcji prowadzących do dorosłości… No, względnej.

Rolling Girls

Tak naprawdę w tym miejscu powinno znajdować się trzymające równy poziom Hibike! Euphonium, ale Naoko Yamada doczekała się już wcześniej w tym artykule stosownych pochwał i nie potrzebowała ich też ze względu na swój duży wkład w tamtą serię. Losy Rolling Girls z kolei to opowieść ku przestrodze – soundtrack pełen uroczych coverów klasyki japońskiego punku, masa czarujących postaci drugoplanowych, świetne poczucie humoru, ambitne plany na opowieść drogi z przymrużeniem oka. Co poszło nie tak? Produkcja. Po paru odcinkach nikt nie wyrabiał się z tworzeniem kolejnych scen, a z Rolling Girls cała energia uszła jak powietrze przez pękniętą dętkę. Jeśli ktoś będzie chciał wmówić wam, że animacja nie ma znaczenia przy scenariuszu – pomyślcie o tej serii i zapłaczcie cicho.

TEN SEZON

Gundam: Iron-Blooded Orphans

Jeśli chcieliście kiedyś zobaczyć, o co chodzi z tymi Gundamami, to może okazać się idealny moment. Iron-Blooded Orphans nie sięga póki co wyżyn wyznaczonych przez 0080: War in the Pocket czy Turn A, ale ma nad tymi seriami tę przewagę, że rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości i nie wymaga wcześniejszej znajomości uniwersum. To remiks klasycznych motywów z wcześniejszych odsłon – galaktycznej walki o niepodległość, młodzieży przygniecionej buciorem starej wierchuszki wojskowej, biznesmenów wyprzedających swoje rodziny i sytuacji politycznej tak chaotycznej, że prawie nikt nie łapie jej w całości za pierwszym razem. Ale co z tego, gdy walki wielkich robotów …i obnażane na każdym kroku męskie klaty… wyglądają tak dobrze?

One Punch Man

Hollywoodzkie filmy zmęczyły was nudnymi superłotrami? One Punch Mana zmęczyło nimi życie. Chłopina ćwiczył do walki z nimi przez trzy lata non stop – wskutek tego wyłysiał, ale to nie jego największe zmartwienie. Największe jest takie, że praktycznie każdego załatwia zgodnie z tytułem „na szczała”, przez co zamiast usiłować dorównać kolejnym wyzwaniom nurza się w smutkach życia bezrobotnego. Pierwsza wersja mangi zyskała popularność przez satyrę na zmęczony już dziś gatunek opowieści o superherosach, drugą wzbogaciły absolutnie niezrównane rysunki Yusukego Muraty (człowieka, który spędza życie rysując). Animacja nie miała szans mu dorównać, ale robi, co może, i jeszcze więcej – imponująca obsada animatorów wygląda jak nieśmiałe marzenie osoby wrzucającej gify z sakugą (?) na Sakugabooru.

Osomatsu-san

Na priwie spikain krzyczy, że to miało być 4 tysiące znaków i że zwariowałem. Zamieszczam więc tylko jeden z kilkudziesięciu klipów, z których żaden do końca nie wyjaśnia… wyjątkowego poczucia humoru twórców.

85 odpowiedzi do “[Magazyn Kulturalny] Anime jest martwe? Bzdura”

  1. Jestem zadowolony, że Jojo znalazło się na liście i że nie było żadnej wzmianki o okropnych OAV’kach z lat 90. cieszy mnie, że ta seria dostała tak świetną adaptacje.

  2. @mishiu, ty jesteś tolerancyjny? No chyba nie. Co mniej cukierowata grafika to widze twój sprzeciw, a tutaj taki tekst.

  3. @MattiR – proszę przestań popisywać się swoją głupotą. Z góry dzięki.|Po pierwsze anime to japońskie seriale animowane, które nie są w większości bajkami lecz odpowiednikami filmów i seriali aktorskich. Chyba nie uważasz, że z powodu samej formy przekazu (animacja) można je nazywać bajkami?|A kitajce to rosyjskie określenie raczej na chińczyków.http:www.miejski.pl/slowo-Kitajec

  4. @illuvatar – Fate Stay/Night z 2006 roku było świetne. Tego UBW jeszcze nie oglądałem. |@NWWStation – ja jestem z pokolenia starszych fanów anime i na pewno nie wymagam cukierkowatej grafiki. Nawet takiej nie lubię. Tylko ty chyba nie rozróżniasz grafik pod względem jakości albo nie ma to dla ciebie żadnego znaczenia.|Ja nie lubię tak zwanej uproszczonej grafiki (chociaż w Monogatarii dało się to tolerować dzięki postaciom i bardzo ciekawym dialogom)

  5. @@achtung303c – Fate/Zero miało lepszą animację czy grafikę, ale walki nie miały już tego klimatu co w Fate 2006 (i były dużo krótsze). Muzyka mimo, że dobra to również prezentowała niższy poziom niż to arcydzieło z Fate 2006 wykonane przez Kenji Kawaii.Ale i tak Fate/Zero było bardzo dobre. Chociaż postać Aleksandra Wielkiego (jak parodia) i tego studencika mnie trochę irytowała.

  6. @mishiu|Jeżeli dany typ grafiki nie pojawił się bez powodu – nie ma znaczenia, czy bardziej: wręcz jestem usatysfakcjonowany. W Kaguyi nie był taki bez powodu i jestem zadowolony (aha, żeby było: taniej to nie jest powód). Do Monogatarii idealnie też pasował – nie wyobrażam sobie nawet innego.

  7. Fate z 2006 w samym założeniu jest trochę nierozsądny. Wielka wojna o Gralla, w której udział biorą osoby niedoświadczone/nawet nie wiedzące o co w tym chodzi i to one wygrywają? Na tym polu zdecydowanie Fate/Zero wygrywa. Tam są doświadczeni magowie, którzy się przygotowywali przez lata. Do tego dochodzi główny bohater, który się może i rozwija (tego nie przeczę), ale zachowuje się absurdalnie na początku. Mamy tam jeszcze głupkowate sceny z nauczycielką itd.

  8. cd.|Nie, żebym uważał to za słabą serię (Fate z 2006), ale do ideału sporo brakuje (bliżej już ma do niego F/0).

  9. @NWWStation – chyba nie do końca rozumiesz Fate/Stay Night. Przecież w tym anime występuje kolejne pokolenie, czyli głównie potomkowie wcześniejszych magów (którzy umarli w Fate/Zero).|Zresztą oni wiedzieli o tej wojnie i poniekąd byli przygotowani. Jedynie Shirou nie wiedział, ale miał możliwości żeby również wziąć w tym udział, gdyż nie był zwykłym człowiekiem wziętym znikąd.Ja najbardziej cenię w Fate 2006 za rewelacyjny klimat (lepszy niż w Fate/Zero), walki i muzykę.

  10. Pod względem dramatyzmu to oczywiście Fate 2006 było dużo delikatniejsze bo Fate/Zero to już wyjątkowo okrutny dramat. Praktycznie wszyscy giną, a w dodatku niektóre te sceny są naprawdę emocjonalne i smutne.Anime na pewno skierowane do starszych widzów niż Fate 2006 (chociaż w tamtym również zdarzały się takie sceny).

  11. Wiedzieli? Przygotowana? Shiro – nie wie. Jakiś jego kumpel z przypadku. Jakiś tam był nauczyciel czy kij wie kto, kto się zgadał z kapłanką z świątyni. Coś sporo takich osób. Po 2., co z tego, że 2. pokolenie? Czy to właśnie nie jest pokręcone, że w wielkiej wojnie brać muszą udział kolejne pokolenia, a nie najlepsi magowie? Moim zdaniem seria straciła na takich akcjach. A przekonałem się o tym po zobaczeniu F/0, które moim zdaniem było dużo lepsze. Tu powinien być dramat, walczą przecież na śmierć i życie

  12. @NWWStation – na śmierć i życie walczyli również w Mirai Nikki. Polecam jak nie widziałeś (shounen, ale świetny).Ogólnie jak widzę to ty nie akceptujesz pewnych rzeczy w Fate 2006, które są całkiem logiczne (zainteresuj się jakie powiązanie z Fate/Zero miały postacie walczące w Fate 2006). Jednak nie ma sensu się wzajemnie przekonywać bo nic to nie da.Najbardziej mnie ciekawi Gekijouban Fate/Stay Night: Heaven`s Feel. Wreszcie o Sakurze. Ogólnie http:anidb.net/perl-bin/animedb.pl?show=anime&aid=1075

  13. Sceny z małą Sakurą w Fate/Zero były naprawdę szokujące. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś na zachodzie wpadł na taki pomysł. Właśnie za takie rzeczy można również cenić anime bo nigdzie indziej tego nie zobaczysz.

  14. Podałem zły link do informacji o filmie. Poniżej dobry.http:anidb.net/perl-bin/animedb.pl?show=anime&aid=10755

  15. Tamako Love Story Kocham was tego anime właśnie szukałem od kilku dni

  16. Właściwie to moim zdaniem te gorsze serie zaczęły powstawać tak mniej więcej po 2012.|Było jednak troszkę dobrych anime. |Jojo (ten który rozpoczął się w 2012), Full Metal Alchemist Brotherhood, Stein’s Gate, Soul Eater (pomijając okropne zakończenie), Tengen Toppa Gurren Lagann, Shiki, Madoka.No i można jeszcze zaliczyć do tego Code Geassa (owszem przereklamowany strasznie, ale w niektórych momentach był całkiem dobry)No ale jak SAO wyszło to nagle zaczęły się adaptacje Light Novel.

  17. Nie lubię kiedy mówi się że wszystko po 2000 jest be i niedobre, ba nawet po 2012 pojawiały się lepsze anime (Które nigdy nie są kończone ale to inna sprawa). Ale 2000-2012 wciąż był jak dla mnie całkiem dobrym okresem.Po roku 2012 jedyne anime które mi się szczególnie podobały to JoJo (które zaczęło się tak czy siak w 2012) Chaika (tylko że Bones jak to ma w zwyczaju, musiało znowu popsuć zakończenie), oraz Log Horizon.Ja tylko chcę aby anime powróciło do czasów kiedy 25 odcinków to standard.

  18. Poza tym chcę tylko aby przywrócono rysowane mechy i Super Robot. (Czy poza TTGL było po 2000 coś wartego uwagi z tego gatunku?)

  19. No cóż to już są gusta ale ja osobiście wolę Light Novele niż anime chyba jestem ze starego pokolenia, bo każdy kogo znam już by mnie wyśmiał

  20. @crafcik12|”starego pokolenia”|Raczej nie przypominam sobie ekranizacji nowelek przed 2012 poza kilkoma wyjątkami.Tak nawiasem, nowelki nie byłyby nawet takie złe (większość z nich jest naprawdę średnich, ale całkiem zabawnych. No Game No Life dla przykładu było całkiem przyjemne, ale nie było to naprawdę nic specjalnego). Ale największy z nimi problem jest taki że ich ekranizacje nigdy nie dostają drugich sezonów, a nawet chociażby zakończenia.

  21. @eLkathebaloon – z tego co piszesz wynika, że jesteś po prostu kolejnym narzekaczem, który uważa że kiedyś anime były lepsze. Twój tekst, że po 2012 „było jednak troszkę dobrych anime” jest dosyć absurdalny bo dobrych anime zawsze było mnóstwo i to zarówno teraz jak i kiedyś.|Co innego produkcje bardzo dobre i świetne. Ich nigdy nie było dużo, a teraz wcale nie jest gorzej niż kiedyś.

  22. Przykładowo takie Steins;Gate to nie jest dobre anime, ale prawie arcydzieło bo niesamowicie wciągające, złożone i świetnie fabularne. Idealne połączenie komedii i dramatu.|Bardzo dobrych anime jest dużo więcej.

  23. @mishiu|Wręcz przeciwnie, nie mam jakiejś strasznej nienawiści do okresu 2012+, po prostu nie lubię go tak jak wcześniejszych okresów. Nie podoba mi się fakt że coraz częściej robi się anime tylko na 13 odcinków, które nigdy najpewniej nie zostaną zakończone. Nie podoba mi się fakt że anime typu Sword Art Online zdobywają tak wielką popularność (chociaż przereklamowanych szmir było już troszkę), nie podoba mi się że nie było jak dla mnie jeszcze niczego co dorównałoby na przykład takiemu FMA:B.

  24. Nie uważam jednakże żeby anime które powstaje teraz było jakkolwiek koszmarne, po prostu nie było jeszcze niczego co zachwyciłoby mnie tak bardzo jak produkcje z poprzednich lat. Poza tym nie podoba mi się kilka zjawisk występujących na obecnym rynku anime, czuje się jakby był w lekkim zastoju. Nie uważam jednak że to znowu oznaki śmierci Japońskiej animacji, po prostu że jest to okres może troszkę gorszy i wolniejszy niż poprzednie, które jednak produkowały więcej jakościowych produkcji.

  25. @eLkathebaloon – po pierwsze reklamówki anime mnie też wnerwiają bo chcę poznać fabułę/losy postaci do końca.|SAO to było bardzo dobre anime, więc nie wiem co ciebie wkurza. FMA:B jakoś działa na mnie odpychająco. Takie jakby dla młodszej widowni.A odnośnie nowych arcydzieł to pomijając Steins;Gate mogę chociażby wymienić Shin Sekai Yori z 2013 roku. Po prostu perełka. To samo odnośnie Mushishi.

  26. @mishiu|SAO i bardzo dobre anime to dwa wyrażenia które się wykluczają. Przygody OP bohatera o charakterze deski do prasowania, który zdobywa sobie harem bezużytecznych postaci żeńskich. A wszystko to połączone z beznadziejną budową akcji, całkowitym brakiem wiedzy na temat MMO, oraz fabułą która zaczyna się świetnie, a robi się gorsza z każdym odcinkiem. Akcja skacze z miejsca na miejsce jakby miała ADHD, zamiast zająć się głównym wątkiem, skupia się na pomniejszych, nudnych jak cholera wątków…

  27. …jedyny ciekawy wątek urywa się w połowie anime, tylko po to aby przejść do całkiem nie powiązanej i o wiele mniej ciekawej fabuły w drugim sezonie. Do tego dochodzi fakt że kompletnie nic się w pierwszej cześci nie wyjaśnia (nie obchodzi mnie fakt że wyjaśnia się w Light Novel jeśli nie wyjaśnia się w anime), to w drugiej dostajemy ten cały kretyński wątek z Asuną w śpiączce i kuzynką/siostrą Kirito, a także jednego z najgorzej napisanych czarnych charakterów jakich widziałem.

  28. A no i nie zapominajmy o wprost żałosnej próbie wprowadzenia dramatyzmu w drugą część. Skoro wiadomo że po śmierci w grze nikt nie umiera, to czym oni wszyscy się tak do cholery martwią.|Najbardziej rozśmieszyło mnie jak Suguha zaczęła się wyżalać podczas ostatniej bitwy na śmierć jednego z swoich znajomych, któremu tak naprawdę nic się nie stało i się po prostu potem zrespawnuje. Nie wierzę aby ktoś naprawdę brał przyjęcie na siebie Death Penalty za jakieś większe poświęcenie poza środowiskiem gry.

  29. A do tego odwołując się do innej części twojego komentarza:|”FMA:B jakoś działa na mnie odpychająco. Takie jakby dla młodszej widowni.”|Bardzo sobie tu zaprzeczasz. Skoro obejrzałeś SAO które jest typowym shounenem, jeszcze do tego bardzo lekkim, i tam nie przeszkadzało ci to że jest ono skierowane do młodszej widowni, to nie powinieneś mieć problemu z FMA:B. W końcu Brotherhood jest o wiele mroczniejszy i bardziej poważny niż SAO, ba porusza nawet o wiele bardziej dorosłe tematy.

  30. @eLkathebaloon – ale powiedz po co piszesz takie idiotyzmy o SAO? To było bardzo dobre anime, więc twoja bezsensowna krytyka tego nie zmieni. Nie mówię, że SAO to arcydzieło, ale zdecydowanie należy do co najmniej dobrych serii.SAO było bardzo emocjonujące, a muzyka to prawdziwe arcydzieło. Walki z bosami były perfekcyjnie wykonane, ale niestety za krótkie. Oczywiście najbardziej ceniłem SAO za pierwsze 14 odcinków.

  31. Wizualnie prezentowało też bardzo dobry poziom, a wątek miłosny pomiędzy Asuną, a Kirito to jeden z lepszych jakie można zobaczyć w takich seriach.

  32. https:36.media.tumblr.com/8e2b3a6cef1236dd8b8cd9bf0414d90c/tumblr_nvjjpmbw3j1rd5j0wo1_500.png

  33. @mishiu|Zarzucasz mi że piszę idiotyzmy ale sam nie podajesz żadnych kontrargumentów. SAO emocjonujące było dopóki nie zaczyna się zauważać że postacie nie mają charakteru i nie można się do nich przywiązać. Muzyka i walki to jedynie składowe wszystkiego, i same w sobie nie uratują beznadziejnej fabuły i nieciekawych postaci. Wątek miłosny opiera się na postaciach, a jeśli postacie są złe, to i romans pomiędzy nimi nie wyjdzie dobrze. Romans w SAO był co najwyżej sztampowy i nudny.

  34. @eLkathebaloon – akurat Asuna i Kirito to były bardzo fajne postacie, więc nie pisz takich bredni, że nie mają charakteru. Anime było naprawdę emocjonujące, ale zanosiło się na większy dramat niż później się okazało. Fabuła SAO było świetna i to zarówno pomysł jak i wykonanie. Największa wada tej fabuły to nagłe przerwanie świata. To było bardzo irytujące. Muzyka i walki to ogromne zalety SAO, które dopełniają świetności tej serii. Nie była doskonała bo trochę wad miała, ale niewiele.

  35. Romans był oryginalny, a nie sztampowy (te odcinki po ich wirtualnym ślubie to jedne z lepszych). |Miłość + dramatyzm to coś świetnego, a takie właśnie było SAO. Mogli w każdej chwili zginąć, więc to potęgowało emocje.

Dodaj komentarz