2
9.07.2024, 10:00Lektura na 5 minut

„MaXXXine”: Horror, którego nie powstydziłby się Tarantino [RECENZJA]

Ti West efektownie domknął swoją trylogię z Mią Goth, ale nawet bez znajomości „Pearl” i „X” powinniście się dobrze bawić.


Jakub „rajmund” Gańko

Choć Ti West od paru lat jest częścią gwiazdozbioru wytwórni A24, to dotąd zdawał się pozostawać w cieniu bardziej rozpoznawalnych kolegów, takich jak Ari Aster czy Robert Eggers. W branży muzycznej często wspomina się o syndromie drugiej płyty, ale w moim odczuciu to na ogół ta trzecia stanowi największy sprawdzian dla artysty. Drugi album można jeszcze nagrać z rozpędu na podobnym poziomie albo wykorzystując pomysły, które nie zmieściły się na debiucie. 

Spróbujmy przenieść tę regułę do świata filmu. Aster po dwóch świeżych i wielowarstwowych dziełach niestety kompletnie załamał się pod ciężarem megalomańskiego „Bo się boi”. Eggers po otrzymaniu wyraźnie większego budżetu wybrnął z sytuacji poprawnie, ale daleko „Wikingowi” do siły rażenia „Czarownicy” czy „Lighthouse”. Tymczasem West prawdopodobnie właśnie sprezentował nam najbardziej udany film w swoim dorobku. Trzeba jednak pamiętać, że przed trzema produkcjami dla A24 nakręcił jeszcze choćby „Ostatni sakrament” dla Magnolii czy „Dolinę przemocy” dla Blumhouse’u.

A24

Kopciuszek branży porno

Maxine Minx to gwiazda filmów porno. W swojej branży osiągnęła wszystko: każdy mężczyzna kojarzy jej dorobek, choć pewnie nie przyznałby się do tego przy niedzielnym obiedzie. Lata płyną jednak nieubłaganie, więc aktorka szuka dla siebie miejsca w Hollywood. W końcu udaje jej się dostać angaż w „Purytance 2”. Rzecz na pierwszy rzut oka wydaje się sequelem szmirowatego horroru, ale dzięki wizjonerskiej reżyserce ma szansę stać się czymś więcej.

Maxine doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to jej jedyna szansa na wyrwanie się z dotychczasowego życia i wybicie na salony. Wie, że będzie musiała dać z siebie wszystko, aby zostać prawdziwą gwiazdą Hollywood. Jednak niełatwo spełnia się marzenia w mieście, w którym grasuje seryjny morderca nazywany przez media Night Stalkerem. No i nie zapominajmy, że „MaXXXine” poprzedzały dwa filmy – przeszłość w końcu brutalnie upomni się o naszą bohaterkę…


Księga Ezechiela, sataniści i Frankie Goes to Hollywood

West już wcześniej pokazywał, że potrafi bawić się konwencjami z gracją godną Quentina Tarantino, ale w swoim najnowszym dziele osiągnął pod tym względem prawdziwe wyżyny. Każdy horrorowy nerd, znający na pamięć klasykę kaset wideo z lat 80., powinien przygotować się na 103 minuty z bananem nieschodzącym z twarzy. Reżyser bezwstydnie popisuje się swoją erudycją filmową, co chwila serwując mniej lub bardziej dosłowne cytaty i nawiązania. Na swój pokręcony sposób przywołana zostaje nawet Księga Ezechiela, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że gdyby twórca „Pulp Fiction” nakręcił kiedyś własny horror, to pewnie mniej więcej taki. Z tą różnicą, że zawierałby obowiązkowe zbliżenia na kobiece stopy.

A24

Jednocześnie dawno nie widziałem filmu replikującego atmosferę lat 80. w równie autentyczny sposób. To nie „Stranger Things” ani „Drive”. Próżno szukać tu eksploatowania kojarzonych z tą dekadą elementów, które w rzeczywistości niekoniecznie się w niej pojawiały, czy podkręcania na siłę nostalgii synthwave’em oraz taśmowym wymienianiem marek budzących sympatyczne wspomnienia. West korzysta z prawdziwych środków z tamtych czasów, takich jak choćby urzekające efekty praktyczne w scenach gore. Gdyby ktoś powiedział mi, że to zaginione dzieło Briana de Palmy sprzed lat, od razu bym uwierzył. Przecież jest tu nawet ważna scena rozgrywająca się przy akompaniamencie Frankie Goes to Hollywood, choć wykorzystano inny kawałek niż w „Świadku mimo woli”.

Reżyser doskonale oddał też ducha ogarniającej Stany Zjednoczone 40 lat temu „satanistycznej paniki” (tzw. satanic panic). Co chwila widzimy tłumy protestujących Amerykanów, którzy dopatrują się wszędzie sekt i rytuałów, łącząc z nimi morderstwa Night Stalkera. Oglądamy też pieczołowicie spreparowane urywki wiadomości, a jeśli znany jest wam wkład wokalisty Twisted Sister w walkę o wolność muzyki rockowej, to też szykujcie się na zabawny akcent. Ścieżka dźwiękowa stale współpracującego z Westem Tylera Batesa robi swoje, a dobór uzupełniających ją utworów jest dość nieoczywisty.

A24

Mia Goth przyćmi wszystkich

Na potrzeby „MaXXXine” Westowi kolejny raz udało się zebrać świetną obsadę. Elizabeth Debicki doskonale pasuje do roli despotycznej pani reżyser. Michelle Monaghan przekonująco tworzy z Bobbym Cannavale stereotypowy duet dobrego i złego gliniarza. Swoje epizody dostały Lily Collins oraz Halsey, mamy również rzadką okazję zobaczyć Giancarlo Esposito w bujnej czuprynie. Aż żal, że wszystkie te postacie nie dostały więcej czasu na rozwinięcie skrzydeł, ale też mogliśmy się tego spodziewać po poprzednich filmach Westa. „MaXXXine” to bowiem przede wszystkim przedstawienie jednej aktorki: Mia Goth ponownie powala warsztatem i łatwo ulec wrażeniu, że zagrała tu samą siebie.

Napisałbym, że trochę szkoda, iż to już koniec trylogii zrealizowanej z jej udziałem, nawet jeśli najnowsze ogniwo oferuje w pełni satysfakcjonujące zwieńczenie i domykającą poprzednie historie klamrę. Napisałbym, ale przecież Ti West już wcześniej sugerował, że jeśli „MaXXXine” zostanie ciepło przyjęta, to ma pomysł na kolejną opowieść. Niepokoi mnie nieco takie zrywanie z pierwotnym zamiarem stworzenia trylogii, ale ciekawość bierze górę i z pewnością dam się porwać Westowi w kolejną podróż.

Ocena

„MaXXXine” to laurka dla horrorów epoki kaset VHS z lat 80., która zapewni dobrą zabawę każdemu miłośnikowi takich filmów. Jednocześnie nie zatraca własnego charakteru i udanie domyka wątki z poprzednich dzieł Ti Westa.

8
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Jakub „rajmund” Gańko

Czarna owca rodu Belmontów, szatniarz w Lakeview Hotel, włóczęga z Shady Sands, dawny szef ochrony Sarif Industries, wielokrotny zabójca Crawmeraksa, tropiciel ze starego Yharnam, legenda Night City.

Profil
Wpisów1947

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze