3
około 12 godzin temuLektura na 4 minuty

„Naga broń” – recenzja. Najgłupsza komedia absurdu powróciła i ma się świetnie

Kawa na ławę: zwiastuny zrobiły „Nagiej broni” krzywdę. Plakaty się odkuły (zachwyca choćby ten z Frankiem oplecionym kilkoma rękami), niemniej tym najistotniejszym środkom marketingu nie udało się ukazać choćby ułamka absurdu, na którego fali bez żenady płynie nowa odsłona.


Kuba „SztywnyPatyk” Stolarz

Reboot? Sequel? Legacy sequel? Nieważne, próg wejścia leży na podłodze: Liam Neeson gra syna legendarnego Franka Drebina. Tyle, idźcie się bawić. A w czasach, gdy nawet największe legendy komedii pokroju takiego Eddiego Murphy’ego spycha się dziś w odmęty bibliotek streamingów, wysokobudżetowy festiwal gagów za gagami jest dla kina tym, czym dla tułającego się na pustyni cysterna wody.


Shirley, nie mówisz poważnie

Filmy „spoof” – pastisze czy wprost pełnometrażowa beka z filmów bądź całych gatunków, czyli „Straszne filmy”, „Faceci w rajtuzach” czy „Ści(ą)gany” z Lesliem Nielsenem – to już w ogóle pieśń przeszłości, rzecz wymarła. Wróć, właściwie to zamordowana – przez duet Friedberg/Seltzer, który dla łatwego zysku postarał się, aby parodie filmowe utożsamiano z pokazywaniem znanych postaci i gwiazd w obscenicznych sytuacjach. Trylogia „Broni” również jest pastiszem – masy produkcji policyjnych, od jakich się roiło w latach 80.

Liam Neeson nadawał się więc idealnie do nowej odsłony z trzech powodów: po pierwsze jego imię i nazwisko brzmią jak wybełkotane „Leslie Nielsen”; po drugie wiadomo, że ma smykałkę do komedii; po trzecie od kilkunastu lat filmografia aktora składa się głównie z akcyjniaków zmiennej jakości, dzięki którym wyrobił sobie umiejętność wygłaszania największych bzdur całkowicie na poważnie.

W końcu przed występem w „Czy leci z nami pilot?” Nielsen parał się wyłącznie rolami dramatycznymi – uwielbiał pierdy do takiego stopnia, że zdanie o nich widnieje na jego nagrobku, a jednak mimo niepoważnego poczucia humoru traktował i grał swoich bohaterów na poważnie. Nigdy nie sprawił, by taki Drebin był świadomy swojej głupoty, bo wtedy jego wpadki by tak nie rozbrajały.

United International Pictures
United International Pictures

Podobnie sprawa ma się i tutaj: twórcy czerpią garściami z absurdu, wręcz się w nim pławią jak dzieci w basenie z kulkami, ale mimo regularnego burzenia czwartej ściany (zobaczymy nawet przechodnia wywalającego się o... napisy ekranowe) postacie są ogrywane na serio. Neeson z pełnym przekonaniem gada totalne pierdoły, często w ramach pseudonoirowych monologów, a i tak Frank junior pozostaje koherentnym bohaterem, bo w te pierdoły wierzy – w dodatku, podobnie jak jego filmowy ojciec, bywa czarujący, nawet i kozacki (wiek tak samo nie przeszkadza mu nokautować jednym ciosem większych od siebie). Jakimś cudem następcy Nielsena udało się zarówno oddać ducha pierwowzoru, jak i wyrobić własną ścieżkę, tworząc prawdziwą mieszankę wybuchową.

Z kolei Pamela Anderson bezbłędnie odgrywa schemat bujającej w obłokach femme fatale, ale mimo egzaltacji pozostaje wiarygodna i zaskakująco ludzka. A że na relacji Franka z Beth do pewnego stopnia zbudowano film, ich chemia nie jest na tyle dobra, by była śmieszna. Jest dobra, i tyle. Zaśmiewamy się i jednocześnie kibicujemy naszej mło… star… naszej parze.

United International Pictures
United International Pictures

Dwie kulki i armatka

Imponujące, bo mowa o konkretnym rodzaju komedii: chcącej wywołać śmiech dla samego śmiechu. Fabuła? Istnieje, ma stanowić tło pod kolejne wygłupy (dość powiedzieć, że urządzenie, którego dotyczy historia, nosi nazwę kodową „P.L.O.T. Device”). Przekaz? Żaden. Serio, nic takiego nie ma, choćby szczątkowego „Bądź miły”, „Spełniaj marzenia” i tym podobny balast. Powiedzieć, że tak otwarte podejście do dawania rozrywki wprowadza sporo odświeżenia, to nic nie powiedzieć.

Twórcy postawili za cel wyłącznie dobrą zabawę za sprawą gagów przeróżnej maści: od prostych, ale trafnych gier słownych i żartów z seksualną puentą, przez slapstick i prawa fizyki ustępujące zasadom rodem z kreskówki, po wydarzenia niemające najmniejszego związku z tym, co miało miejsce pięć sekund wcześniej. Suchary. Poślizgnięcia się ze schodów. Podmianka aktora na tani manekin w następnym ujęciu. Bekowe posady ekipy realizacyjnej w napisach końcowych. Kawał z brodą, którego się spodziewasz, ale i tak wywołuje śmiech. Zazdrosny bałwan, żywcem wyrwany z komedii tria ZAZ. Wszystko, choćby najgłupsze, byle bawiło. A bawi tak, że można się zapowietrzyć.

United International Pictures
United International Pictures

Film trwa 85 minut, a więc tyle, ile poprzedniczki („trójka” była nawet krótsza), i ani trochę nie zwalnia tempa – tak jak poprzedniczki. Nawet jeśli jakiś żart, kolokwialnie pisząc, nie pyknie, zaraz dostajemy w brzuch kolejnym, najpewniej jeszcze durniejszym i chętniej porzucającym logikę na rzecz bezpardonowej beki. Nie odczuwa się przy tym wrażenia, jakby twórcy rzucali w nas byle czym, desperacko licząc, że coś w końcu zażre. No nie, sporo tu rekwizytów i scenografii powstałych na potrzeby jednego gagu, także ekipie kierowanej przez Akivę Schaffera, członka komediowej grupy The Lonely Island, nie można zarzucić braku pewności. A już w szczególności braku szacunku wobec pierwowzoru. To nie tylko dobra kontynuacja, to po prostu kolejna „Naga broń” – i to w całej swojej absurdalnej okazałości.

Ocena

To najdurniejszy film, jaki przyjdzie wam obejrzeć. A to tylko początek zalet.

8
Ocena końcowa


Redaktor
Kuba „SztywnyPatyk” Stolarz

Recenzuję, tłumaczę, dialoguję, montuję i gdaczę. Tutaj? Nie wiem, co robię, więc piszę, dopóki mnie nie wywalą.

Profil
Wpisów386

Obserwujących18

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze