6
18.01.2025, 11:00Lektura na 5 minut

„Nosferatu” – recenzja filmu. Gotycki horror dla kinofilskich estetów

Nowa wersja „Nosferatu” jest zaskakująco konserwatywna. Pozostaje wierna oryginałowi w najważniejszych elementach, a cała nadbudowa, nieobecna w przeszło stuletnim pierwowzorze, to przede wszystkim reżyserski kunszt Roberta Eggersa, znakomita praca kamery i momentami wybitna gra aktorska.


Grzegorz Burtan

Niemcy, XIX wiek. Młody księgowy Thomas Hutter zostaje wysłany przez swoją kancelarię na Zakarpacie. Mieszkający tam hrabia Orlok planuje kupić posiadłość w mieście, aby uciec od zabobonu i ciemnoty, jak sam mówi. Ta ciemnota, czyli lokalna społeczność, ostrzega Thomasa przed interesami ze szlachcicem, twierdząc, że konszachtuje z nieczystymi mocami. Szybko dowiadujemy się, że lud miał rację. Orlok okazuje się dość specyficzną personą, w dodatku jego intencje są złowrogie. Hrabia wykazuje niezdrową fascynację Ellen – młodą żoną Thomasa, która czeka na niego w domu zaprzyjaźnionej rodziny.

Historia ta jest oczywiście wierną kopią „Drakuli” Brama Stokera. Twórcy oryginalnego filmu nie chcieli płacić licencji za możliwość adaptacji książki, pozmieniali więc imiona postaci i niektóre elementy opowieści, zostawiając jednak trzon fabularny w praktycznie niezmienionej formie. Eggers, po znakomitym „Lighthouse” i przyjętym z umiarkowanym entuzjazmem „Wikingu”, nie odkrywa teraz koła na nowo. Widz nie ma do czynienia z dekonstrukcją gatunku czy popularnym ostatnio retellingiem klasycznych opowieści. Reżyser trzyma się wiernie historii, to nie ona jednak gra pierwsze skrzypce podczas seansu.

mat. prasowe
mat. prasowe

The World Is a Vampire

Główną i najważniejszą zaletę „Nosferatu” stanowi klimat. W filmie nie ma właściwie tanich chwytów spod znaku wyskakujących z mroku maszkar. Akcja toczy się swoim niespiesznym tempem, a reżyser wykorzystuje ten czas na budowanie ponurej gotyckiej atmosfery. Jeśli jest las, to mroczny i skrywający zagrożenie. Zamek hrabiego Orloka to ruina, której gospodarz, jeżeli już się pokazuje, to w dystansie, przykryty całunem ciemności i półcieni.

W pierwszych minutach filmu Wisborg, czyli miasto, w którym mieszka Thomas i Ellen, jawi się jako nieco senne, ale bezpieczne miejsce. Pod koniec seansu obserwujemy jego transformację w ogromny cmentarz, gdyż plaga przywieziona przez wampira atakuje tak gwałtownie, że służby nie nadążają z chowaniem zmarłych. Czasem razi sztuczność niektórych lokacji, ewidentnie nakręconych na green screenie, nie psują one jednak satysfakcji z całego filmu, bo pozostałe plenery cieszą oko pietyzmem wykonania.

Wszystko to okraszono minimalną liczbą dźwięków, „Nosferatu” jest bardzo cichym filmem, w którym muzyka głównie akcentuje co bardziej niepokojące sceny. Warstwa audiowizualna doskonale oddaje ponury nastrój całej historii. Zarówno kostiumy aktorów, jak i sam design wampira też zasługują na pochwałę.

mat. prasowe
mat. prasowe

Bela Lugosi’s Dead

Hrabia ma w sobie więcej z Włada Palownika – okrutnego średniowiecznego watażki z terenów dzisiejszej Rumunii – niż z równie popularnej interpretacji Béli Lugosiego, którego Drakula był o wiele elegantszy, dystyngowany i dekadencki. Kiedy Orlok pożywia się na ekranie swoimi ofiarami, bliżej mu do dzikiego zwierzęcia niż luksusowego drapieżnika.

Obsada aktorska to kolejny mocny element tego filmu. Nicholas Hoult i Lily-Rose Depp w głównych rolach są przekonujący jako kochankowie, ich związek stoi czułością, choć nie brak w nim wybojów. Aktorka, jako Ellen, znakomicie gra „ataki melancholii”, czyli stan między opętaniem a epizodem psychotycznym. Orloka na początku głównie słyszymy, Bill Skarsgård mówi z ciężkim, twardym akcentem, nie popadając w autoparodię. Jego persona góruje nad innymi postaciami i widzem, jawiąc się bardziej jako widmo niż rzeczywista osoba. Specyficzny sposób poruszania się, inspirowany najpewniej rolą Maksa Schrecka, dopełnia złowrogiej aury roztaczanej przez Nosferatu.

Kiedy w połowie film zaczyna łapać zadyszkę, jak powiew świeżego powietrza czuć pojawienie się Willema Dafoe. Bezbłędny w „Lighthouse”, tutaj również potwierdza swój kunszt aktorski. Grana przez niego postać okultysty-akademika, którego frenezja i energia są podbite przez powściągliwość innych bohaterów, uwiązanych XIX-wiecznym konwenansem, kradnie każdą scenę. Aaron Taylor-Johnson także potwierdza swoją fachowość, choć jego rola nie pozwala na szczególnie duże popisy aktorskie.

mat. prasowe
mat. prasowe

Love Like Winter

Największą zmianą w stosunku do pierwowzoru może być nowa interpretacja historii wampira i jego zakazanej relacji z Ellen. Chociaż to miłość jej i Thomasa powinna grać pierwsze skrzypce, z czasem dowiadujemy się, że Orloka i dziewczynę łączy coś więcej. Także miłość? Pożądanie? Romantyczna komunia dusz? A może krwiopijca manipuluje Ellen lub ona nim?

Eggers mnoży pytania o istotę relacji, pokazuje presję patriarchalnego społeczeństwa, które traktuje kobiety jak stan pośredni między dzieckiem a mężczyzną, musi je okiełznać i spętać jak zwierzę, bo nie chce rozumieć ich jako istot, tylko podporządkować jako żony, matki, opiekunki domu. To napięcie między tym, co wyparte, a tym, co dopuszczalne, stanowi główną oś filmu. Orloka można nawet postrzegać w kategoriach psychoanalitycznych jako reprezentację tej dzikszej strony człowieka, impulsów i pożądań. Choć metodyczny w działaniach, pozwala sobie na to, co śmiertelnikowi niedostępne.

Polecam wybrać się na „Nosferatu” do kina, ponieważ film świetnie wypada na dużym ekranie. Sugeruję jednak odpuścić sobie przekąski, bo nie jest to hałaśliwy akcyjniak zagłuszający chrupanie odgłosami eksplozji. To kontemplacyjny seans, udowadniający kunszt osób zaangażowanych w produkcję, dobrze obejrzeć go choćby z czysto estetycznych powodów. Eggers to mistrz filmowego tu i teraz, warto więc zatopić się w tej gotyckiej historii o śmierci, pożądaniu i rynku nieruchomości.

Ocena

„Nosferatu” w interpretacji Roberta Eggersa to przede wszystkim wizualny popis. Film jest ponury i nastrojowy, a widz zagłębia się w ponury klimat XIX-wiecznej Europy jak zęby krwiopijcy w ciało ofiary. Zawieść mogą się ci, którzy liczą na gatunkową woltę, bo produkcja ma przede wszystkim ambicje audiowizualne, traktując narrację jako drogę między jednym a drugim wysmakowanym kadrem.

8+
Ocena końcowa


Redaktor
Grzegorz Burtan

Nałogowy zbieracz - od pandemii do płyt CD i komiksów dołączyły winyle i erpegi. Prywatnie koci tata i fan black metalu.

Profil
Wpisów15

Obserwujących4

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze