„Obi-Wan Kenobi” – recenzja serialu. Miałem złe przeczucia…

„Obi-Wan Kenobi” – recenzja serialu. Miałem złe przeczucia…
Kolejny starwarsowy serial za mną i przyznam, że po jego obejrzeniu uczucia mam dość mieszane. A to dlatego, że splotło się w nim to, co sprawia, że obecnie reaguję na słowa „Gwiezdne Wojny” lekkim odruchem wymiotnym, z tym, co powodowało, że przez lata dostawałem gęsiej skórki na całym ciele, słysząc pierwsze takty motywu przewodniego(*).

Opowieść o „Obi-Wabenie” Kenobim i tym, co działo się z nim od momentu porażki Republiki aż po scenę, gdy jako starszy pan karmi Luke’a sporą porcją nie do końca prawdziwych informacji o ojcu chłopca, to świetny materiał na film czy serial. Tyle że potrzeba jeszcze do tego utalentowanego scenarzysty. A tu wyraźnie Disney postanowił zaoszczędzić, bo fabuła przypomina raczej kiepski fanfik. To zdecydowanie najsłabszy element serialu – i niestety niejedyny taki minus.

(*) Tak na marginesie – obejrzałem „Nową nadzieję” jakieś pięćdziesiąt razy w ciągu pięciu lat od momentu, gdy film trafił na ekrany kin i nie był jeszcze „Nową nadzieją”, a po prostu „Star Warsami”.

https://www.youtube.com/watch?v=TWTfhyvzTx0&ab_channel=StarWars

Początek wydawał się bardzo obiecujący. Oto złamany, zgorzkniały, postarzały, samotny i świadomie odcinający się od Mocy Obi-Wan autentycznie budzi współczucie. Ewan McGregor zagrał go doskonale. Jeśli miałbym wyróżnić kogoś jeszcze, to Joela Edgertona w roli Owena, wuja Luke’a. Był przekonujący i taki niezwykle… prawdziwy. Nieźle wypadł też Hayden Christensen powracający po latach do roli Anakina/Vadera, choć za wiele to się nie nagrał.

Niestety reszta obsady to już zupełnie inna liga… Aktorzy chyba do końca nie byli pewni, czy występują w sitcomie (ten fałszywy Jedi), czy bajce dla dzieci, gdzie trzeba mocno przerysowywać gesty i emocje (Trzecia siostra, każda jej wywarrrczana linijka tekstu i mina, jakby postać miała przewlekłe zatwardzenie). Pozostali nawet nie tyle grali, co bez zaangażowania wykonywali swoją robotę (zupełnie nijacy i bezbarwni Inkwizytorzy) lub z różnych powodów irytowali (Leia! Choć tu akurat winię scenarzystów, którzy raz kazali tej dziewczynce zachowywać się, jakby miała lat 30 i kryzys tożsamości, a zaraz potem tak, jakby była rozkapryszoną i głupawą pięciolatką). W odbiorze nie pomaga też szkaradny, nieudany polski dubbing – arcydrewniany głosik Lei czy Vadera, którego wręcz nie byłem w stanie słuchać… Na szczęście można sobie włączyć oryginalne głosy i polskie napisy, na co wpadłem nieco po czasie.

Obi-Wan Kenobi

Ale wróćmy do scenariusza. Co mogło wyrwać Bena z marazmu? Zagrożenie czyhające na to, co mu jeszcze zostało z dawnego życia – dzieci Anakina. W porządku, kupuję to, choć sceny z porwaniem Lei naprawdę wolałbym zapomnieć. (Ewentualnie można je oglądać, ale z podłożoną muzyczką z „Benny’ego Hilla”… Widziałem taką przeróbkę w internecie i uśmiałem się, bo pasowało idealnie!). Zatem Ben rusza dziewczynce z odsieczą… i przez kolejne odcinki zupełnie nic godnego uwagi się nie dzieje. Jest za to masa rozmaitych nielogicznych czy niezgodnych z kanonem momentów, chodzenia na skróty (wyląduj na obcej planecie, po jednej rozmowie z przypadkowo napotkanym dzieciakiem i pięciu minutach, jakie upłynęły w serialu, bądź już w kryjówce porywaczy), nic niewnoszącego ględzenia oraz zwrotów akcji nawet nie tyle na zasadzie „deus ex machina”, co – pardon my French – „deusa z dupy”. Naprawdę, żałość brała. To było duże gorsze niż najsłabsze odcinki „The Mandalorian”. McGregor robił, co mógł, ale choćby stawał na głowie, nie mógł sam jeden zniwelować totalnej miałkości i bezpłciowości tej historii. W tym momencie skreśliłem serial i oglądałem go już tylko siłą rozpędu. Nawet starcie z Vaderem nie zmieniło mego nastawienia. Takie 4 lub 5 na 10. Smutek. Żal. Depresja…

Obi-Wan Kenobi, Lucasfilm

…a potem stał się cud. Ostatnie dwa odcinki to zupełnie inna bajka. Nagle historia dostała pazura i ruszyła z kopyta, poczułem dawną magię i drgania Mocy. Owszem, mógłbym się czepić o parę rzeczy (np. 40-letni Christensen wcielający się w 16-letniego Anakina wyglądał nieco… dziwnie), ale nie zamierzam. A ostatni odcinek… Powiem tylko, że było i dramatycznie, i klimatycznie, a parę scen finalnych wywołało u mnie ciary(**). Jeśli kiedyś stworzony zostanie kanon „starwarsowych momentów, które zawsze będziemy pamiętać”, to te powinny tam zdecydowanie trafić.

(**) Nawet pomimo tego, że coś mocno podobnego było już w „Rebeliantach”…

[Block conversion error: rating]


15 odpowiedzi do “„Obi-Wan Kenobi” – recenzja serialu. Miałem złe przeczucia…”

  1. Obi-Waben to jakiś inside joke ;)?

    • No w końcu, w „Nowej nadzieji” wszyscy znali bo jako Ben Kenobi, więc stąd Obi-WaBEN 😉

  2. Kupa. Ładna, ale jednak kupa. Dałbym 3/10 tylko ze względu na stronę wizualną. Ilość bzdur przekreśla niestety całość.

  3. Ja już przy pierwszym odcinku miałem odruchy wymiotne zwłaszcza z powodu jednej całkowicie Czarnej postaci……. OOOOOOHooooo już czuję te Hejty lecące w moją stronę że Rasista że uja się znam ale z drugiej strony Takie Sceny jak Olderan Czy Vader rozwalający Cywili jak śmieci powodowały Ciarki na plecach czy przypalenia Obi-wana ale gdy się dowiedziałem jakie są motywacje Naszej Pani silnej i niezależnej i ja wiem lepiej Vader Revy to powiedziałem dość Nie oglądam dalej. Co do postaci młodej Lei to moim zdaniem Lekko przesadzona w zswojej Zarozumiałości, Ja wiem że chcieli oddać charakter Anakina i Padme w niej ale trochę z tym przesadzili. Ja głównie za Sceny z Vaderem i retrospekcje daję 4,5 na 10

  4. Tragiczna trzęsąca się ciągle kamera, bardzo mała różnorodność galaktycznych ras, słaba gra aktorska u Revy (albo po prostu tragicznie zrobiona postać, nie da się brać na poważnie tych wszystkich wściekłych krzyków), brak dobrej muzyki i niewykorzystanie inkwizytorów. Plus że Obi i Anakin super zagrani, Leia też nie była męczącym dzieckiem, ładne niektore sceny. Serial generalnie słaby

  5. Jedno co uderza to liczba nawiązań do części I-VI – każdy odcinek w jakiś sposób odwzorowywał swój filmowy odpowiednik. I to chyba próba upchania tych wszystkich rymów – oraz powiązania wątków unikając dziur (zwróciliście uwagę, jak zmyślnie lawirowali, byle tylko Luke *nie* zobaczył przypadkiem włączonego miecza świetlnego?) – sprawiły, że całość historii trochę ginie w szumie. Elementy „humorystyczne” również mogli sobie darować.

  6. Ja z kolei już miałem darować sobie doczytanie recenzji do końca, bo po prostu uznałem, że i tak idealnie pokrywa się z moimi odczuciami. A tu nagle zwrot akcji. Aż jakaś część mnie chciałaby obejrzeć te ostatnie dwa odcinki po raz drugi, żeby sprawdzić, o jakim to cudzie pisze autor… ale jednak raczej nie wystarczy mi wytrwałości.
    Ale scenę z porwania Lei z podłożoną muzyką z „Benny’ego Hilla” wygugluję, chociaż już sama w sobie, bez modyfikacji, dała mi ubaw po pachy. 😉

    • 2 ostatnie odcinki najlepsze, co nie zmienia faktu, że serial i tak jest do bani. A tych przeróbek jest więcej, chociażby równie słynne ukrywanie Lei pod płaszczem:)

    • No to mnie pocieszyłeś, bo skończyłem z trudem 4 odcinki i wcale nie miałem ochoty kończyć tego serialu. Jednak dam mu jeszcze szansę i obejrzę go do końca.

      Disney dokonał niemożliwego. Zabił moją miłość do SW.

    • @HaN, po prostu zacznij czytać książki i komiksy z dawnego expanded universe (obecnie legends). ;P Ja zacząłem po nowej trylogii i nie żałuję. Najgłupsze rzeczy, jakie tam są, i tak są lepsze od tego, co teraz wciskają fanom.

    • Oj, za starych, dobrych czasów byłem z EU dosc dobrze zaznajomiony. I faktycznie, były lepsze i gorsze książki ale w porównaniu z tym co teraz się dzieje w tym uniwersum to… Żal na to wszystko patrzeć…

  7. Nie reagowałem aż tak alergicznie na głupotki w pierwszej części, ale skróty były dość zauważalne. Nie zmienia to faktu, że to kolejna dobra produkcja skupiająca się na postaciach, a nie tylko na machaniu laserami, więc już za samo to ma plusa. I całkiem zgrabnie wybrnęli z dość trudnego zadania scenariuszowego – motywacje głównych bohaterów w kontekście IV epizodu mają sens. Spoko, sam dałbym 7+.

  8. W sumie zaskoczyła mnie aż tak krótka recenzja. Pokusisz się o pozostałe seriale z GW?

    • Po co lac wode?
      Inne seriale – czyli Mando (not bad, choc tez sporo zapchajdziur i glupot) i BOba – kiszka.

    • Smuggler recenzował któryś sezon Mandaloriana w Magazynie Kulturalnym CD-Action. Swoją drogą, zastanawiałem się, jak do tego doszło, skoro w Polsce nie było wtedy D+ 😉

Dodaj komentarz