24.01.2023
5 Komentarze

„Gra fortuny”. Gdyby Ritchie nakręcił Bonda, wyglądałby on właśnie tak [RECENZJA]

„Gra fortuny”. Gdyby Ritchie nakręcił Bonda, wyglądałby on właśnie tak [RECENZJA]
Nie jest to najlepszy film Guya Ritchiego, nie jest też najgorszy. Jest za to bardzo typowy. W charakterystycznym dla siebie stylu Brytyjczyk nakręcił znów ten sam film, po raz kolejny obsadzając Jasona Stathama w roli zawodowego twardziela, który między wystrzałem a kopniakiem serwuje cięte riposty.

Grany przez niego Orson Fortune to gość stworzony do zadań niemożliwych, równie skuteczny, co James Bond czy Ethan Hunt, jednak kompletnie odarty z ich ogłady, za to z ego ledwie mieszczącym się na pokładzie luksusowego odrzutowca, którym uwielbia podróżować. Choć pozostaje czynnym agentem brytyjskiego wywiadu, bywa bezczelny i arogancki, ma ogromne problemy z dyscypliną, a najwięcej czasu zajmuje mu zbijanie bąków w ekskluzywnych kurortach i osuszanie kolejnych butelek piekielnie drogiego wina. Na koszt podatnika, rzecz jasna. W skrócie: mieszanka wybuchowa, której nie sposób nie polubić.

Wchodzi James Bond do pubu…

Kolejne zadanie wydaje się szczególnie trudne, choć do samego końca nie wiadomo, o co toczy się gra i jak wysoka jest stawka. W sprawę zamieszane są bajońskie sumy, ludzie z wyższych sfer i gangusy, z którymi nikt nie chciałby zadzierać. Wespół z niewielką grupą agentów Orson musi zinfiltrować niebezpieczne środowisko i zapobiec sprzedaży broni mogącej zatrząść światem. Szyki naszym zawadiakom krzyżuje konkurencyjna grupa zawodowców, liczniejsza i lepiej wyposażona, którą ktoś wynajął do tego samego zadania.

https://www.youtube.com/watch?v=f1d5e902foE&ab_channel=KinoHeliosPolska

Statham gra tu… cóż, Stathama i oczywiście w tej roli jest bezkonkurencyjny, bo w podobnych kreacjach czuje się jak ryba w wodzie. Zresztą ekipie, która mu towarzyszy, i łączącej ich chemii też nie mogę nic zarzucić (szczególnie świetnie wypadła Aubrey Plaza jako genialna hakerka przewyższająca kolegów intelektem. I to co najmniej trzykrotnie). Mimo to najlepszą postać stworzył Hugh Grant wcielający się w ekscentrycznego miliardera – Grega Simmondsa. To lekko przerysowany, wrażliwy na piękno (tak sztuki, jak i kobiet) złol, momentami zabawny, ale też groteskowo demoniczny, gdy żarty się kończą. Dobrze się stało, że po latach odtwarzania jednowymiarowych ról komediowych możemy podziwiać aktorski warsztat Granta w mniej oczywistych kreacjach. Ritchie miał co do niego nosa już wcześniej, zapraszając aktora do obsady „Dżentelmenów”; tu Brytyjczyk pokazuje inną, ale równie ciekawą twarz.

…a za barem „Szybcy i wściekli”

Choć nie otrzymaliśmy kolejnej opowieści o podrzędnych gangsterach z przedmieść Londynu, reżyser nie zdołał wyrwać się ze swojej strefy komfortu. Zestawiając „Grę fortuny” z kultowym „Przekrętem”, moglibyśmy pomyśleć, że zmieniło się wiele, ale tak naprawdę to wciąż podobny typ kina. Sensacja podlana charakterystycznym humorem reżysera i okraszona dowcipnymi dialogami, w której klisza goni kliszę, ale że opowieść angażuje od pierwszych minut i każdy z jej bohaterów jest piekielnie charakterny, niespecjalnie mi to przeszkadza.

Gra fortuny.

Eskalował jedynie rozmach, przez co tym razem mamy do czynienia z wysokooktanowym szpiegowskim akcyjniakiem, ale w przeciwieństwie do takiego „Mission: Impossible” opowiedzianym na luzie, z dystansem i pełną świadomością prostego faktu, że to kino rozrywkowe w stanie czystym. Fabuła gna na złamanie karku, żart goni żart, a Orson z ekipą zjeżdżają pół świata, by w coraz ciekawszych okolicznościach przyrody zaliczać celne headshoty, hakować systemy zabezpieczeń oraz grać w kotka i myszkę z bardzo niebezpiecznymi ludźmi. Że głupie i nierealne? Tym lepiej, bo przez niespełna dwie godziny masz wyłączyć myślenie i po prostu dobrze się bawić.

[Block conversion error: rating]

5 odpowiedzi do “„Gra fortuny”. Gdyby Ritchie nakręcił Bonda, wyglądałby on właśnie tak [RECENZJA]”

  1. Uwielbiam Ritchiego. Wspomniany tu The Gentlemen, stary dobry Snatch, Sherlock, Wrath of Man, The Man from U.N.C.L.E., a nawet King Arthur. W każdym z nich czuć Ritchiego i za każdym razem gdy zasiadam przed ekranem by zobaczyć kolejny jego film wiem, że będę się dobrze bawił. Nie mam wątpliwości, że przy Operation Fortune będą bawił się tak dobrze jak zawsze gdy oglądam film Brytyjczyka.

  2. Gra fortuny podobnie jak Top Gun Maverick ma rok obsuwy, nie mniej jednak z chęcią obejrzę Jason Statham w komedii sensacyjnego od czasu Angielskiej roboty, brakuje takich produkcji z udziałem Jasona.

  3. Czuję się zachęcony. Dziwi mnie, że w ogóle o tym filmie nie słyszałem ani nie kojarzę żadnego marketingu. Ritchiego lubię, z najnowszych zarówno Wrath of Man jak i The Gentlemen mi się bardzo podobały. 😀

  4. Dziwi mnie że wśród filmow Richiego mało kiedy wymienia się Rocknrolla a to był film chyba najbardziej podobny do uwielbianych porachunków czy przekrętu

  5. „W skrócie: mieszanka wybuchowa, której nie sposób nie polubić.” – to chyba lubimy inny typ ludzi. Mnie gość denerwuje z samego opisu

Dodaj komentarz