Recenzja filmu „Zaginione miasto”. Podróż za jeden uśmiech

Recenzja filmu „Zaginione miasto”. Podróż za jeden uśmiech
Główna bohaterka najnowszego filmu braci Nee jest pisarką, która zamierza skończyć z przygodami wykreowanych przez siebie postaci. Problem w tym, że – przewrotnie – przygoda nie zamierza skończyć z nią.

Grana przez Sandrę Bullock Loretta Sage wydaje się być kobietą zawodowo spełnioną, a jej cykl tanich romansideł cieszy się dużym zainteresowaniem wśród czytelniczek. Loretta czuje jednak zawodowe wypalenie i marzy o tworzeniu bardziej ambitnej literatury, co ogłasza na jednym ze spotkań z fanami. I dosłownie chwilę później zostaje uprowadzona przez lekko szurniętego miliardera (Daniel Radcliffe) – ten ubzdurał sobie, że zaginione miasto z powieści autorki istnieje naprawdę. W ślad za nimi rusza zaś nieporadny i średnio rozgarnięty, acz o gołębim sercu, model (Channing Tatum), którego facjata zdobiła okładki książek Loretty. To typowy fajtłapa przekonany, że ratując dziewczynę (ewidentnie podkochuje się w niej), będzie jak Tommy Lee Jones w „Ściganym”. Gotowy przepis na katastrofę? A jakże!

https://www.youtube.com/watch?v=p2k6sswjEEQ

Wątek przygodowy nakreślono bardzo grubą krechą, jakby od niechcenia. Co prawda na odległym horyzoncie majaczy wywołujący niezdrową fascynację skarb, ale jest on ledwie pretekstem do przeczołgania bohaterów przez malownicze tropiki. Droga do starożytnych świecidełek wydaje się mało angażująca; scenariusz wypada najlepiej w tych momentach, gdy skupia się na silnej chemii między bohaterami, a całą resztę bierze w nawias. Z kolei komediowy wydźwięk historii sprawia, że filmowi bliżej do „Sześciu dni, siedmiu nocy” Ivana Reitmana niż „Indiany Jonesa” imć Stevena Spielberga.

Tam, gdzie film stawia na komediowe akcenty, przeważnie trafia humorem w sam środek tarczy. Pierwsza połowa kupiła mnie masą zabawnych dialogów i świetnie zagranych żartów sytuacyjnych. Cameo Brada Pitta – dość długa scena odbijania porwanej dziewczyny i późniejsza ucieczka – potwierdza talent aktora, jego ogromny dystans do siebie i umiejętność bawienia się rolą; cała ta sekwencja jest mistrzowska i wywołuje szczery, niewymuszony śmiech. Nawet jeśli scenariusz miejscami popada w przesadę, można mu wiele wybaczyć, bo opowieść nie wywołuje zażenowania, co w przypadku komedii już samo w sobie stanowi ogromny plus.

{„alt” => „”, „caption” => „”, „imageUrls” => [„https://cdn.cdaction.pl/images/2022/04/07/87f11b8e-bd7c-4784-ba82-d06ccce4d2b0.jpeg”, „https://cdn.cdaction.pl/images/2022/04/07/a95d5cb0-465a-4d80-9b64-bab722138308.jpeg”, „https://cdn.cdaction.pl/images/2022/04/07/1de3213e-d5ff-4972-a39f-8b6cbb90855d.jpeg”], „isStretched” => false}

Gorzej, gdy film zapomina o swoich luźnych założeniach i w niektórych momentach próbuje być zbyt poważny, potykając się nieporadnie o sztampę zaczerpniętą z Kina Nowej Przygody, podlaną kiełkującym w tle romansem. Moje zainteresowanie siadało wtedy momentalnie, bo paradoksalnie sekwencje mające wywołać napięcie nudziły, a wątki dotyczące poszukiwania starożytnych ruin okazywały się zbyt naiwne, by brać je na serio. Przypieczętowali to pośrednio nawet sami aktorzy – Bullock po raz kolejny dowiodła, że świetnie odnajduje się w gatunku komedii, a i Tatum nie pozostawał w tyle. Jednak ani ona nie nadaje się na kopię Lary Croft, ani on na drugiego Nathana Drake’a. Zresztą i podstarzały Harry Potter w roli czarnego charakteru wypadł komiksowo karykaturalnie, choć pewnie właśnie taki miał być.

[Block conversion error: rating]

2 odpowiedzi do “Recenzja filmu „Zaginione miasto”. Podróż za jeden uśmiech”

  1. Lewakoprawako 7 kwietnia 2022 o 18:45

    „To typowy fajtłapa przekonany, że ratując dziewczynę (ewidentnie podkochuje się w niej)”

    Ta dziewczyna ma prawie 60 lat.;) Co oni biorą w tym Hollywoodzie? Tak czy siak najlepszym eliksirem młodości jest chyba póki co hajs.

Dodaj komentarz