Recenzja serialu „Filuś i Kubuś”. Cuphead dla wszystkich, czyli dla nikogo
Serial Netfliksa „Filuś i Kubuś” składa się z 12 krótkich odcinków z przeuroczą oldskulową animacją oraz humorem w stylu retro. Niestety, filiżanka i kubek, choć śliczne, są puste w środku.
Cuphead okazał się czymś wielkim, a benedyktyńska praca twórców przyniosła oszałamiający efekt. Platformówka inspirowana kreskówkami z pierwszej połowy XX wieku? Powiało świeżością! Okej, może nie była to gra odkrywcza pod względem mechanizmów, a sięgało się po nią głównie dla walk z bossami, gdyż część poziomów zwyczajnie męczyła, ale jakich grzechów by się nie znalazło, oprawa wizualna, jakość animacji i szalone pomysły studia MDHR stanowiły wystarczającą zachętę do rozgrywki.
Skoro wizyta w świecie dawnych bajek zakończyła się sukcesem, to czemu by nie wrócić do samych przedpotopowych animacji? Gdyby jeszcze tylko znaleźć na to jakiś fajny pomysł...
Niesłusznie zapomniane
Tytułowi bohaterowie to rezolutni chłopcy, którzy mieszkają w uroczym domku w lesie wraz z opiekuńczym, choć miewającym napady złości starym czajnikiem. Dni spędzają na wymigiwaniu się od obowiązków, wędrowaniu po okolicy, szukaniu groszowych atrakcji w pobliskich miejscowościach i ładowaniu się w tarapaty. Klasyka klasyki.
Po odpaleniu pierwszego odcinka „Filuś i Kubuś” oczarowuje równie szybko jak gra. Już mniejsza z muzyką, bo ta – choć ważna – zawsze była jednak tłem. Praktycznie w każdym epizodzie odnajdziemy cudowne nawiązania do starych animacji: od słynnych „tańczących nóg” wyginających się na boki, gdy postać stoi w miejscu, po wszystkie abstrakcyjne gagi, które umarły wraz z dawnym „Looney Tunes”.
Z jednej strony im dłużej oglądałem serial na Netfliksie, tym bardziej się zastanawiałem, czemu tak brutalnie porzucono tamto poczucie humoru i zniekształcone postrzeganie świata. Może po prostu przyszedł na nie czas jak na komedie braci Marx czy Zucker, a może zginęły w nadmiarze powtarzanych w kółko patentów na to, abyśmy się roześmiali. Z drugiej strony, zbliżając się do finału serialu, nie mogłem uwierzyć, że pięknie zrealizowany „Filuś i Kubuś” jest tak przeraźliwie nudny i nijaki.
Nuduś i Pustuś
O czym opowiada ten serial? O ładowaniu się w kłopoty, jak już wspomniałem. Scenarzyści wzorowali wszystkie wyzwania i każdego złola na poziomach z gry. Mamy więc diabła, trójgłowego smoka, oszusta z kostką zamiast głowy czy trio złożone z marchewki, ziemniaka i cebuli – ale starcia głównych bohaterów z antagonistami nie są zwykłą powtórką z Cupheada, sprawnie wpisano je bowiem w klimat chuligańskich perypetii tytułowych kubków.
Problem polega na tym, że ani to intrygujące, ani specjalnie śmieszne. Serial nie puszcza oczka do współczesnego widza, nie strzela też ze wszystkich armat komedii retro. Nawet sposób, w jaki Filuś i Kubiś wychodzą z różnych opresji, nie ma polotu, protagoniści nie odznaczają się zaś żadnym wyjątkowym sprytem. Scenariusz nie zaskakuje, a rozczulająca bezmyślność bohaterów nie wchodzi na taki poziom, by ich naiwność czy głupota stały się atrakcją samą w sobie.
„Filuś i Kubuś” wygląda jak serial, w którym zabrakło budżetu na dodatkowe 5-10 minut, żeby odcinki nabrały jakiegokolwiek sensu, więc wszystko skrócono do minimum łączącego bossów z Cupheada z migawkami bajek w starym stylu. Nie znajdziemy tu klamry spinającej odcinki, ale co gorsza zabrakło też próby opowiedzenia staroci na nowo. Gdyby „Filuś i Kubuś” był historią komiksową, to jedynie 16-stronicową wkładką dodawaną do czasopisma – ładną, zrobioną z pasją, ale pozostawiającą takie emocje jak zeszłoroczny śnieg.
Może zatem to produkcja przeznaczona dla dzieci? Cóż, ja swojemu sześciolatkowi jednak nie zaserwowałbym odcinków z płonącym cyrkiem, duchami czy diabłem. A ciut starszemu towarzystwu lepiej już wygrzebać na YouTubie perypetie Królika Bugsa czy „Toma i Jerry’ego”.
Ocena
Ocena
Marna próba przekształcenia Cupheada w serial. Ten jest co prawda przepięknie zrealizowany i czasem rozczula oldskulowymi animacjami, ale brak mu polotu na każdym poziomie.
Czytaj dalej
Jestem szefem działów online w CD-Action. O gierkach piszę od 20 lat od gazetki szkolnej i fansite'ów, przez Playa, Komputer Świat Gry, Gamezillę, Gamikaze, Rzeczpospolitą, Gazeta.pl, Pixel, gry.wp.pl, po bycie redaktorem naczelnym Polygamii. Poza grami pielęgnuję kolekcję kilku tysięcy CD, winyli i kaset, piszę recenzje do magazynu Jazz Forum i prowadzę muzycznego peja The Seventies.