„Resident Evil: Remedium” – recenzja serialu. Więcej nie dam się nabrać
Jesteś fanem serii Resident Evil? Więc doskonale wiesz, że po nowym serialu Netfliksa nie powinieneś spodziewać się niczego dobrego. A i tak poczujesz zawód.
Wydawać by się bowiem mogło, że uniwersum stworzone przez Capcom to niemal gotowy materiał na film czy serial. Wystarczy znać i rozumieć cykl gier spod szyldu RE, by wyprodukować wierną adaptację. Tyle historii czeka na opowiedzenie, tyle postaci zasługuje na rozwinięcie ich wątków. Jednak z jakiegoś powodu filmowcy, od Paula W.S. Andersona poczynając, zwykli brać znaną nazwę i tworzyć wokół niej fabuły zupełnie niezwiązane z materiałem źródłowym. I mógłbym nawet to przełknąć, gdyby w wyniku tych prób powstawało coś wartego obejrzenia. Niestety. Tak nie było w przypadku serii z Millą Jovovich w roli głównej i tak nie jest też teraz.
Wesker i Weskerówny
Gdy dowiedziałem się, że głównymi bohaterkami będą córki Alberta Weskera, to postawiłem, przyznaję, krzyżyk na tym serialu. Dlaczego? Spodziewałem się typowego dla branży filmowej podejścia do fabuły gier: weźmy kilka elementów, wymieszajmy je, pozlepiajmy na ślinę, a następnie zbudujmy wokół tego własną opowieść. I zasadniczo się nie pomyliłem. Nim jednak przejdę do narzekania, które zajmie resztę recenzji, pragnę zaznaczyć, że historia rodziny Weskerów okazuje się mniej oczywista, niż można by przypuszczać. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, iż jest to element fabuły, który śmiało mógłby pojawić się w grach i nie byłbym wtedy ani zaskoczony, ani zniesmaczony. Ten jeden przebłysk – niczym użycie pojedynczego ziela leczniczego w produkcjach z serii RE, gdy jesteśmy na skraju śmierci – zmienia jednak naprawdę niewiele.
Rezydencja bardzo zła
Cała reszta okazuje się bowiem tym, do czego ekranizacje Resident Evil nas już przyzwyczaiły. To opowieść niemająca najmniejszego związku z pierwowzorem poza nazwiskami kilku postaci czy paroma potworami. Te ostatnie pojawiają się oczywiście w formie krótkich występów gościnnych: mamy więc lickery oraz gościa z workiem na głowie i piłą mechaniczną, znalazło się również miejsce dla zagadki z sonatą Księżycową Ludwiga van Beethovena.
Biorąc jednak pod uwagę wykorzystanie tych elementów znanych miłośnikom gier, nie sposób uznać je za ukłon w stronę stworzonej przez Capcom marki. To raczej ochłapy rzucone specjalnie dla fanów. Szczególnie jeśli w międzyczasie twórcy zmieniają podstawowe założenia świata przedstawionego w pierwowzorze – powolne zombie są nudne, więc nasze będą biegać! Inny przykład? Seria Resident Evil przez lata ewoluowała w stronę świetnie zaprezentowanego body horroru. Od kilkunastu lat nikt nie wpadł na pomysł wielkich pająków, krokodyli czy stonóg w roli bossów. Nikt poza ludźmi odpowiedzialnymi za „Remedium”. Zasłonę milczenia pozwolę sobie natomiast spuścić na fakt, że w uniwersum gier Umbrella w 2022 roku nie istnieje od prawie dwóch dekad. I można by to nawet uznać za alternatywną wersję historii, gdyby nie to, że w scenariuszu znalazło się miejsce dla wydarzeń, które bezpośrednio doprowadziły do upadku firmy i bez niego nie mają racji bytu.
Brak remedium
Po 20 latach nieudanych ekranizacji gier Capcomu byłbym w stanie zignorować te wszystkie policzki wymierzone graczom, gdybyśmy dostali po prostu dobry serial. Niestety „Remedium” zostało tragicznie napisane, nakręcone i zagrane. Dialogi wołają o pomstę do nieba, w czym wcale nie pomaga gra aktorska, szczególnie odtwórczyń córek Weskera. Dodajmy do tego leniwy scenariusz, w którym istotne jest dotarcie od punktu A do B, ale to, w jaki sposób do tego dojdzie i czy będzie miało to jakikolwiek sens, nie ma już znaczenia. Gwoździem do trumny okazał się kiepski montaż, przez który często nie wiadomo, co dzieje się na ekranie. A choć działo się sporo, to przez większość ośmioodcinkowego seansu zwyczajnie się nudziłem.
Najbardziej niepokojące jest natomiast to, że zakończenie wyraźnie wskazuje na możliwość powstania kontynuacji. Mam głęboką nadzieję, że Netflix skasuje „Remedium” po pierwszym sezonie. Tak się składa, że możecie w tym pomóc – po prostu go nie oglądajcie. Nie warto.
Ocena
Ocena
To nie tylko kolejny policzek wymierzony fanom serii Resident Evil. To przede wszystkim serial tragicznie napisany, nakręcony i zagrany. Niby człowiek wiedział, ale i tak się łudził.
Czytaj dalej
W CD-Action jestem od 2016 roku, wcześniej publikowałem m.in. w Przeglądzie Sportowym. W redakcji robiłem chyba wszystko – byłem sprzętowcem, prowadziłem działy info i zapowiedzi, szefowałem newsroomowi, jak i całej stronie. Następnie bezpieczną przystań znalazłem w social mediach, którymi zajmowałem się do końca 2022 roku, gdy odszedłem z CDA. Nie przestałem jednak pisać – wciąż możecie mnie więc czytać: zarówno na stronie www, jak i w piśmie.