1
24.03.2025, 16:00Lektura na 7 minut

„Rozdzielenie” powiedziało mi w jednej kwestii więcej niż 5 lat studiowania filozofii. To jeden z najciekawszych seriali, jakie ostatnio powstały [RECENZJA]

Pamięć, przeżycia i związane z nimi wspomnienia są tym, co nas określa i definiuje jako konkretnego człowieka. Pięć lat studiowania filozofii nie wbiło mi do głowy tej banalnej oczywistości z taką siłą, jak uczyniło to „Rozdzielenie”.


Eugeniusz Siekiera

Na początek kilka słów o Lumon Industries. To z jednej strony korporacja różna od innych, z drugiej jak w soczewce skupia w sobie wszystkie złe cechy tych, które znamy. Jej zasięgi i możliwości wydają się nieograniczone, a kierownicy wysokiego szczebla, mający realny wpływ na los szeregowych pracowników, to żarliwi akolici, traktujący firmę z nabożną czcią i stawiający wytyczne tajemniczego zarządu zawsze na pierwszym miejscu. Im wyższy stołek, tym większe oddanie – niektórzy, czy przez czyny, czy wygłaszane tyrady, przypominają opętanych sekciarzy. Ten szczególny zabieg nadaje serialowi dodatkowy surrealistyczny sznyt.


Praca, dla której żyję

Mark, bohater naszej opowieści (fantastyczny w tej roli Adam Scott), jest pracownikiem jednego z najbardziej tajemniczych działów Lumon. Miejsca sekretnego do tego stopnia, że ani on, ani jego bliscy i przyjaciele nie wiedzą, czym naprawdę się zajmuje. Bo musicie jeszcze jedno wiedzieć o Marku – należy on, podobnie jak wielu innych pracowników, do rozdzielonych. W pierwszym dniu zatrudnienia poddał się zabiegowi chirurgicznemu, dzięki któremu jego świadomość zostaje rozszczepiona na prywatną i zawodową.

fot. Apple TV+
fot. Apple TV+

Kiedy więc mężczyzna wejdzie do służbowej windy i zjedzie na poziom rafinacji makrodanych, z jego głowy wyparuje całe dotychczasowe życie. Narodzi się niejako na nowo, bez wspomnień, jako czysta tablica, arystotelesowa tabula rasa. Przestanie być Markiem, którego poznaliśmy na zewnątrz, i stanie się jego alterem. Co więcej, działa to również w drugą stronę – po zakończonej pracy wraca na powierzchnię, a w tej samej windzie następuje przemiana i bohater wychodzi jako dawny Mark, nie pamiętając ani sekundy z ostatnich ośmiu godzin. Nie wie, czym się zajmował i co się działo z jego ciałem, ale szefostwo Lumon zaręcza, że nic strasznego, więc pewnie tak musi być. Firma nie może nas skrzywdzić, oszukać lub okłamać. Prawda?


Praca, w której umieram

Wyobraźcie sobie, że budzicie się w biurze, wykonujecie jakieś abstrakcyjne, niezrozumiałe dla was samych czynności na archaicznych komputerach, a labirynty niekończących się korytarzy skąpanych w oślepiającej bieli jarzeniówek to cały wasz świat. Świat, którego nigdy nie opuścicie, przynajmniej nie z obecną świadomością. Na zawsze w czterech ścianach, oddając się nieprzerwanie usypiająco nudnym obowiązkom. Już to jawi się jako korpohorror w stanie czystym, więc któż by się na to zgodził? A jeśli doszłoby do rozdzielenia, chcielibyśmy to piekło natychmiast przerwać, co nie?

fot. Apple TV+
fot. Apple TV+

Otóż niekoniecznie, bo przecież lepsze jest jakiekolwiek życie niż żadne, a opuszczając pracownicze szeregi Lumon, z automatu skazujemy jedną wersję siebie na niebyt. Brak świadomości równa się śmierć. Owszem, z ciałem wciąż wszystko gra, ale służy już wtedy wyłącznie temu drugiemu. A z jakiej racji biurowa wersja mnie miałaby być gorzej traktowana, jako drugorzędna i nieistotna, dlaczego ma stać się balastem, który w razie korporacyjnego sztormu łatwo wywali się za burtę? „Dają nam połowę życia i myślą, że nie będziemy o nią walczyć” – mówi jedna z bohaterek. Cholerna racja.


Więcej, mroczniej, trudniej

Ale to wszystko dał nam już pierwszy sezon. By ciąg dalszy mógł wybrzmieć równie silnie i czysto, należało świat przedstawiony rozbudować, wsypać do pudełka kilka nowych twarzy, a całością solidnie wstrząsnąć. Bo niezwykły koncept wyjściowy to jedno, lecz to, jak rezolutni scenarzyści go rozwijają, to zupełnie inna para kaloszy. Wydawałoby się, że nie ma tu zbyt wielkiej przestrzeni do kombinowania, a jednak! W tym względzie serial wciąż pozostaje świeży, stawiając widza przed kolejnymi etycznymi i moralnymi dylematami i prowokując go tym samym do myślenia i zadawania pytań.

fot. Apple TV+
fot. Apple TV+

Jakiś przykład? Proszę bardzo. Dylana (Zach Cherry), jednego z pracowników działu rafinacji, zaczyna odwiedzać żona jego altera (to skutek pewnych wydarzeń z pierwszego sezonu, inni rozdzieleni nie mają podobnych przywilejów). Choć dla mężczyzny jest to zupełnie obca kobieta, ona zna go bardzo dobrze, bo przecież to wciąż jej życiowy partner, któremu kilka godzin wcześniej spakowała kanapki do pracy. To samo ciało, tylko z zupełnie innymi wspomnieniami. Między parą rodzi się emocjonalna więź, co nie podoba się „Dylanowi przesiadującemu w domu”. Męża kobiety dręczy uczucie zazdrości, choć w gruncie rzeczy ma świadomość, że jest zazdrosny o samego siebie. Tyle że nie znając wspomnień drugiego ja, traktuje go jako kogoś obcego i potencjalne zagrożenie dla własnego małżeństwa. Pokręcone? Na tle innych wątków nie bardzo – ten okazuje się mniej istotny, niemal marginalny, nie wpływa na główny wątek scenariusza.


W pogoni za białym królikiem

A motywem przewodnim, niespiesznie wyłaniającym się z odcinka na odcinek, są poszukiwania pani Casey (Dichen Lachman), dla biurowego Marka firmowej psycholożki, dla Marka z zewnątrz zmarłej żony, która prawdopodobnie nadal znajduje się w budynku Lumon, być może na innym piętrze, gdzie zapewne przebywa wbrew własnej woli, skoro korporacja nigdy nie zanegowała jej rzekomej śmierci. Drugi sezon wypada tym samym dużo bardziej intymnie i emocjonalnie, mniej tu cyferek, siedzenia za biurkiem i rafinacji makrodanych (cokolwiek to znaczy), więcej zaś gonitw i poszukiwań tego, co wydawało się na zawsze stracone.

fot. Apple TV+
fot. Apple TV+

Pierwszy sezon stanowił prawdziwie orzeźwiające doznanie, uważam go za wybitny i nawet nie zapraszam do dyskusji. Sezon drugi, choć wciąż bardzo dobry (a miejscami doskonały), dostaje oczko mniej. Po pierwsze zabrakło oczywistego efektu świeżości, jaki towarzyszył podczas zgłębiania tajemnic nowego, ekscytującego uniwersum. Po drugie ostatnie dziesięć odcinków trapi przypadłość, której nie sposób przypisać pierwszym dziewięciu – nierówny rytm.

Fabuła premierowego sezonu została rozpisana z zegarmistrzowską precyzją i opowiedziana w idealnym tempie, tymczasem wśród najnowszych epizodów trafiały się zarówno scenariuszowe perły i emocjonalne petardy, jak i odcinki o pozornie znikomym znaczeniu lub, co gorsza, boleśnie i niepotrzebnie rozwleczone. Najlepszym przykładem będzie wizyta w rodzinnych stronach pani Cobel, kobiety, która wcześniej piastowała w Lumon niezwykle ważny urząd. To odcinek w całości rozegrany z dala od firmy, a jego kluczowe konkluzje można by zmieścić w pięciominutowej retrospekcji.


Finał, który wszystko wynagradza

To jednak nic. Ostatecznie wszystko prowadzi do finału, który miast kolejnych znaków zapytania wreszcie przynosi kilka tak długo wyczekiwanych odpowiedzi. Choćby te dotyczące pozornie bezsensownej pracy wykonywanej przez zespół Marka. To jedna z największych niewiadomych serialu i w ostatnim odcinku scenarzyści rzucają na nią nieco światła. Nie wyjaśniają wszystkiego (coś należało zostawić na trzeci sezon), ale wiemy już więcej. I jesteśmy porażeni tym odkryciem.

fot. Apple TV+
fot. Apple TV+

Rozpisałem się, unikając wchodzenia w szczegóły, bo to serial zbudowany na tajemnicy i detalach, a nimi trzeba delektować się samemu. Jeszcze pokrótce wspomnę o wybornym aktorstwie; szczególnie świetni są Helly (Britt Lower), Irving (John Turturro) i pan Milchick (Tramell Tillman), ale prawdę mówiąc, nie ma tu słabych ról czy niepotrzebnych postaci. Rafinerom kibicujemy i współczujemy, sztucznym uśmiechom Milchicka nie dajemy wiary, a do zajmujących jeszcze wyższe szczeble na korporacyjnej drabinie czujemy wyłącznie niechęć.

Bohaterem trzeciego planu jest oczywiście samo Lumon Industries – odbite w nieco karykaturalnym, krzywym zwierciadle, a przy tym bezwzględne, tajemnicze i mroczne. Dla firmy pracownik nie jest człowiekiem; gdy wchodzi do windy, pozbywając się balastu wspomnień altera, staje się zdehumanizowanym trybem w maszynie, narzędziem, którego w razie problemów bez ceregieli należy się pozbyć. Nie od dziś wiemy, że korporacje to zło, a Lumon jest jego ekstraktem. Wersją skondensowaną, szaloną i przerażającą. To może się wydać niewiarygodne, ale chcę tam wrócić!

Ocena

Kontynuacja przygód Marka przynosi więcej mroku, a opowieść jest jeszcze bardziej nieoczywista i enigmatyczna. Część pytań z pierwszego sezonu wraca, kilka doczekało się odpowiedzi, ale pojawia się wiele nowych znaków zapytania. Scenarzyści rozszerzają uniwersum Lumon nie tylko o nowe wątki, ale też miejsca i osoby. Można chwalić bez końca fantastyczne aktorstwo, zdjęcia i scenografię, lecz najjaśniejszym punktem pozostaje sama historia. Koronkowa robota.

8+
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów133

Obserwujących22

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze