
„Sirât” to najlepszy film 2025 roku, choć ostrzegam, że zniszczy was psychicznie [RECENZJA]
![„Sirât” to najlepszy film 2025 roku, choć ostrzegam, że zniszczy was psychicznie [RECENZJA]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2025/09/Projekt-bez-nazwy.jpg)
Niewiele trzeba, by mnie kupić. Gdy zobaczyłem pierwszy zwiastun „Sirât”, a w nim tańczącego na przepastnym pustkowiu, i to w rytm techno, faceta z kikutem zamiast dłoni, od razu wiedziałem, że tkwi tu materiał na transcendentalne doznanie z gatunku dziwnych, przebodźcowujących i enigmatycznych. Me gusta, krótko mówiąc. Po drodze czytałem opinie określające film Olivera Laxe’a arthouse’owym „Mad Maksem” i kameralną „Diuną” i sam spodziewałem się surrealistycznej zabawy formą. Cóż, piach w oczy moim przewidywaniom. Zamiast lynchowskiej fantazji spotkał mnie brutalny realizm, ponury egzystencjalizm i współczesny nihilizm. Taka to już impreza, moi drodzy, pozostawiająca z kacem fizycznym i moralnym.
W pustyni coś puścili
Zapowiadała się ostra biba, wynikająca z samego założenia filmu. Oto bowiem na marokańskiej pustyni stawiane są kolumny walących po zwojach mózgowych basem głośników i urządzane są rave’y, w których ukojenia i ucieczki – na trzeźwo bądź z czymś więcej niż alkoholem we krwi – poszukują różni społeczni wyrzutkowie tego świata. „Sirât” otwiera się dźwiękowym oraz wizualnym spektaklem, zbiorową medytacją i kwasowym tripem zarazem.
W wir owych iście rytualnych ekscesów wrzucony zostaje główny bohater filmu, Luis – 60-letni poczciwiec, któremu raczej dyskotekowe klimaty nie w smak, sam nawet mówi, że w całym tym elektroakustycznym szale bicia muzyki nie odnajduje. Przybył jednak na miejsce w towarzystwie niepełnoletniego syna, aby odnaleźć pełnoletnią córkę – ta ponoć miała brać udział w owym evencie.

Nie spodziewajcie się jednak jakiegokolwiek kryminału, bo nim się obejrzycie, akcja zostanie zawiązana, zabawę przerwą siły zbrojne, wybuchnie III wojna światowa, a grupka sympatycznych samotników ruszy konwojem samochodowym w stronę słońca, śledzona przez starca i jego dziecko. Oto rozpoczyna się kino drogi pośrodku niczego w kontekście globalnego konfliktu, od którego bohaterowie ewidentnie chcą się odciąć. Laxe zdaje się jednak próbować przekazać, że w jego opinii brutalna rzeczywistość dosięgnie nas nawet na zadupiu czy w tzw. strefie komfortu.
Piknik nad wiszącą skałą
Czym więc „Sirât” jest? Wspomnianym kinem drogi? Na pewno, postacie bowiem cały czas się przemieszczają, kamera stara się malować imponujące ujęcia starego auta i kamperów na tle afrykańskiej strefy niczyjej, w obliczu surowej natury, często ekstremalnych warunków pogodowych czy niespodziewanych przeszkód na trasie. To też jednak dramat rodzinny, a może nawet familijny, w którym bohaterowie potrafią zatrzymać się na chwilę w trakcie podróży, wymienić parę słów ze sobą, zarzucić znaczek, poklepać się po plecach, potańczyć czy zaoferować darmowe usługi fryzjerskie. Owszem, to dziwacy, ale naszego pokroju. Ich inność polega na tym, że skrzywdzeni przez świat, nie chcą brać udziału w jego kształtowaniu. To nie tchórze, to nie psychopaci, to świadomi swoich decyzji włóczędzy, wzajemnie się wspierający i kochający, a i przyjmujący do swojego kręgu zaufania zagubionego dziadka, którego szaleństwo polega właśnie na intencji odnalezienia córki w dziczy pozbawionej żywej duszy.
Życiowy ból znika więc na chwilę pod kołderką ciepła i szczerości relacji międzyludzkich. Niestety owa warstwa puchu i nadziei to zastawiona przez twórców pułapka – fałszywa droga do szokującego celu. Bez wchodzenia w szczegóły: „Sirât” wykorzystuje ustalony ton filmu i gatunkowe schematy do tego, aby wywrócić pewne normy do góry nogami, zaatakować znienacka widza i przygnieść go niepojmowalnym wymiarem tragedii, kilogramami duszącej bezsilności oraz horrorem psychologicznym, do którego niepotrzebny ani demon, ani zwierzę, ani nawet karabin. Dokonywane tu wolta za woltą odrzucą niejednego z was, ja sam po raz pierwszy od dawna podskakiwałem i wzdychałem z rozpaczy w kinowym fotelu. O łzach i bardzo nieprzyjemnych refleksjach po seansie nad bytnością tu i teraz oraz w przyszłości nawet nie chcę szerzej wspominać. „Sirât” skutecznie mnie sprowokował, ale nie czuję się oszukany – co najwyżej dotknięty i rozbrojony.
La La Land
Powiedziałbym, że dzieło Laxe’a ujmuje ducha czasów, ale wtedy musiałbym się nazwać defetystą i pesymistą. Mimo to czuję, że uderza w struny, za które za żadną cenę nie chcemy na co dzień szarpać, choć taniec śmierci od lat już trwa. Widzimy, co dzieje się na globie, potrafimy być empatyczni, staramy się symbolicznie pomagać, ale najchętniej o tym wszystkim byśmy nie myśleli. Nieistnienie problemu – to najwygodniejsza perspektywa.

Eskapizm stał się dziś mechanizmem niezbędnym do przetrwania, pacyfizm okazuje się postawą krytykowaną przez coraz większą grupę ludzi, a indywidualne potrzeby wydają się słabościami, gdy zestawia się je z dramatami całych społeczności, grup etnicznych i narodów. „Sirât” na szczęście daje przestrzeń na poszukiwanie odpowiedzi. Owszem, pozostawia znaki ostrzegawcze, podkopuje nasze przyzwyczajenia, wyciąga z rzeczonej strefy komfortu i ma raczej negatywny wydźwięk. Co jednak uczynicie po wyjściu z tego piekła? No cóż, nie bez powodu w Polsce po projekcjach organizowane są w lokalnych pubach rave’y. Oby jednak posłużyły głównie za przyczynek do dyskusji o filmie niż jego odchorowywanie.
PODSUMOWANIE: „Sirât” to rave’y z gatunku badtripowych. Jeśli jednak je przetrwacie, wyjdziecie z kina bogatsi o trudne, acz wartościowe przemyślenia dotyczące jednostki uciekającej od okowów systemu i szponów wojny. Tak, to piekło, ale o czyśćcowym charakterze.
OCENA: 10

Czytaj dalej
-
Demony przeszłości Sama Fishera na nowym zwiastunie „Splinter Cell: Deathwatch”....
-
Grogu jako dziedzic mocy. Poznaliśmy pierwsze szczegóły filmu „The...
-
Zmarł Robert Redford, legendarny aktor znany z ról w „Żądle” i „Trzy...
-
„Rycerz Siedmiu Królestw” z przybliżoną datą premiery. Wiemy też, co z 3....