5
23.12.2022, 08:14Lektura na 3 minuty

„Terrifier 2. Masakra w Święta” – recenzja. Wiele hałasu o nic

Lubię horrory, ale do slasherów podchodzę z dystansem, a do tych z gatunku „byle tanio i krwawo” ze szczególną ostrożnością. Dlatego też pierwszy „Terrifier” nigdy nie wylądował na moim radarze. Gdy jednak doszły mnie słuchy, co wyczynia się w kinach na seansach „dwójki”, postanowiłem przekonać się na własnej skórze, o co tyle krzyku.


Eugeniusz Siekiera

„Terrifier 2” miał być rzekomo tak przerażający i brutalny, że ludzie wymiotowali podczas projekcji (gdzieniegdzie do biletu dołączano torebkę na zwróconą treść żołądka), a pod świątynie X Muzy kursowały karetki, by cucić omdlałych. Wydaje się to aż zbyt oczywistą ustawką i tanim chwytem marketingowym, ale skoro w każdym kłamstwie znajdzie się ziarno prawy, warto sprawdzić, z jak dużą ściemą mamy do czynienia w tym przypadku.

Przede wszystkim trzeba uświadomić sobie jedno: to film dla miłośników budżetowych slasherów, bo znajdziemy w nim cały bagaż cech wpisujących się w DNA tego gatunku. Jest to więc nisza w niszy, kino dla ludzi, którym słowa „kamp”, „kicz”, „gumowe zwłoki” i „girlandy z wnętrzności” kojarzą się jednoznacznie z dobrą zabawą. Dla wszystkich pozostałych widzów będzie to obraz niestrawny i chory, a w najlepszym razie zwyczajnie głupi, nudny i niepotrzebny. Czujcie się ostrzeżeni, bo polski dystrybutor chyba celowo wprowadza film do kin w okresie zimowym (kilka miesięcy po premierze za oceanem), licząc najpewniej na dodatkowy zysk dzięki dodaniu kłamliwego podtytułu „Masakra w Święta”. Otóż to kompletna bzdura – akcja rozgrywa się tutaj w noc Halloween i ze świętami grudniowymi nie ma nic wspólnego.

Terrifier 2
Terrifier 2. Fot: Dark Age Cinema, Fuzz on the Lens Productions

Recenzje filmów na ogół rozpoczynam od zarysowania fabuły, ale w tym przypadku nie bardzo jest o czym pisać. Powraca znany z „jedynki” makabryczny klown Art, który morduje w wymyślny sposób kolejnych ludzi. W tej odsłonie jego głównym celem jest pewne rodzeństwo, choć oczywiście nie zabrakło pokaźnego stosu trupów usypanego z przypadkowych ofiar. Art to najjaśniejsza strona tego obrazu – jest sadystyczny, ale w pokrętny sposób zabawny. Wcielający się w niego David Howard Thornton doskonale oddał niepokojącą i sugestywną naturę tej niejednoznacznej postaci. To rola o tyle specyficzna, że klown nie wypowiada ani jednego słowa – jego ekspresja ogranicza się do gry ciałem i wykorzystania szerokiej puli gestów czy min.

W filmie znajdziemy masę bestialstwa doprawionego szczyptą surrealizmu. Niestety jak na scenariusz, w którym kolejne sceny są zlepione na ślinę, 140 minut to stanowczo zbyt dużo. Stojący za kamerą Damien Leone nie spieszy się, celebruje pewne sekwencje, rozciągając je do granic przyzwoitości. Sporo tu niepotrzebnych zapychaczy, przez które zwyczajnie siada tempo, jak zbyt długa sekwencja na imprezie czy liczne pogadanki z matką młodych bohaterów – niczego do historii nie wnoszą i okazują się średnio angażujące.

Danie główne, czyli wszelkiej maści makabreski, zrealizowano w duchu starej szkoły: ciała ofiar są krojone, miażdżone i przebijane na dziesiątki wymyślnych sposobów, a gumowe manekiny eksplodują w fontannach sztucznej krwi. Jest tandetnie i brutalnie, a jucha chlupocze w buciorach aż miło. Tyle że ani to straszne, ani szczególnie oryginalne – fani podobnych obrazów nie znajdą tu nic, czego nie widzieliby w setkach podobnych filmideł. Jeśli liczycie na sceny równie szokujące, jak w „Srpskim filmie” czy „Cannibal Holocauście”, możecie wyjść z kina rozczarowani.

„Terrifier 2” wywołał we mnie mieszane uczucia, dowodząc przy okazji, że cwane marketingowe zagrywki to niekiedy miecz obosieczny. Doceniam świetnie wykreowaną postać klowna Arta oraz klimat tanich horrorów z epoki VHS. W latach 90. niejeden z nas kursował do osiedlowej wypożyczalni kaset wideo, złakniony podobnych szmir. Fani gatunku mogą spokojnie dodać kilka oczek do oceny, przeciwnicy – odjąć. Dla mnie to niestety średniak, który nie tyle mnie obrzydził, ile znudził zbyt długim seansem.

Ocena

Budżetowy slasher, któremu udało się wypłynąć na szerokie wody, poza krąg zainteresowanych tematem, choć jak na mój gust związany z nim rozgłos nie do końca jest zasłużony.

5
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów117

Obserwujących21

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze