1
5.12.2024, 18:00Lektura na 4 minuty

„Wiedźmin. Rozdroże kruków” – recenzja. Sapkowski powrócił z Geraltem, jakiego jeszcze nie znaliśmy

Wiedźmin powrócił. Ale jest jakiś inny. W ekranizacji „Rozdroża kruków”, najnowszej powieści Andrzeja Sapkowskiego, w Geralta nie wcieliłby się Henry Cavill ani Michał Żebrowski. Głosu nie udzieliłby mu Doug Cockle ani Jacek Rozenek. Chwilami wydawać by się mogło, że najlepiej w tej roli wypadłby… młody Michał Koterski.


Dawid „DaeL” Biel

Biały Wilk w „Rozdrożu kruków” jest bowiem jeszcze szczeniakiem, wiedźminem zaledwie 18-letnim, niedoświadczonym (ani przez życie, ani przez potwory), niezbyt rozgarniętym. Można rzec, że to kompletny żółtodziób, ale przynajmniej dobrze macha mieczem. Dobrze, choć niespecjalnie finezyjnie. A jakby tego było mało, oprócz sporej dozy naiwności – i większej niż zazwyczaj chutliwości – nastoletni Geralt ma też powiedzonka i manieryzmy typowe dla ludzi bardzo młodych, więc zamiast sprawdzić, czy w ciemnym tunelu nie kryje się jakieś monstrum, woli rzecz „obczaić”.

Pierwsze nasze spotkanie z nowym „Wiedźminem” wypada zatem cokolwiek dziwacznie. Ale jako że Sapkowski swą powieść zaczyna tuż przed planowanym (choć – rzecz jasna – ostatecznie niezrealizowanym) powieszeniem Geralta, to i dość szybko o tym dysonansie pomiędzy znanym nam bohaterem a jego młodszą wersją zapominamy i dajemy się wciągnąć w wir wydarzeń, w trakcie których Biały Wilk może i ogłady nie nabierze, ale przynajmniej zdobędzie trochę doświadczenia.


Opowieść drogi

Chociaż z tym „wirem wydarzeń” to lekko przesadziłem. Ot, Geralt znajduje mentora w osobie enigmatycznego białowłosego Prestona Holta, po czym rozpoczyna pracę dla nowego pryncypała, wędrując sobie przez Kaedwen i ubijając monstra za pieniądze. W tle majaczy tajemnica szturmu na Kaer Morhen z 1194 roku, po którym to drogi Holta i Vesemira się rozeszły, ale przyznam, że to nie obietnica wyjaśnienia tej zagadki sprawiła, iż chętnie przewracałem kolejne strony. Siłą „Rozdroża kruków” jest to, iż stanowi jednocześnie wartką i malowniczą kolekcję przygód przeżywanych na wiedźmińskim szlaku. By użyć języka pożyczonego z gier wideo: Geralt wziął się za nadrabianie zadań pobocznych. Skojarzenia z „Ostatnim życzeniem” i „Mieczem przeznaczenia” nasuwają się same, choć w tym wypadku mamy do czynienia z prawdziwymi miniaturkami, czasem zaledwie kilkustronicowymi. Literackich odwołań jest tu znacznie mniej, a morały – jeśli występują – należą do nienachalnych.

A jak się to czyta? Znakomicie i szybko, aczkolwiek taka konstrukcja powieści sprawia, że o głównym wątku łatwo zapomnieć. Zresztą chyba i Sapkowski zapomniał, bo antagonistę poznajemy stosunkowo późno, po przeczytaniu dwóch trzecich książki. Zdziwiło mnie też to, że w „Rozdrożu kruków” Geralt praktycznie nie nawiązuje istotnych relacji z innymi bohaterami. Więź z Prestonem Holtem jest raczej powierzchowna – sprowadzona do treningu i przekazywania pewnych życiowych mądrości. Mamy też zarys znajomości z Nenneke i… to tyle.


Z finezją, Geralt!

Ale żeby nie stwarzać wrażenia, iż książka jakoś straszliwie na tym ucierpiała i do czytania się nie nadaje, należy podkreślić to, co wypadło znakomicie. Przede wszystkim naprawdę czuje się tutaj ten specyficzny, ironiczny, z lekkim posmakiem goryczy styl, za który Sapka pokochaliśmy. Pisarz nie stracił też nic ze swojego fenomenalnego ucha do dialogów, które nawet w sytuacjach skrajnie absurdalnych zachowują pewną humorystyczną naturalność. No i nadal się AS popisuje.

Sapkowski przeczytał sobie chyba kilka renesansowych traktatów szermierczych (a prawie na pewno sięgnął po „Flos Duellatorum” czy jakieś zapiski Antonio Manciolino) i bezwstydnie siecze nas terminologią dotyczącą włoskiej szkoły walki mieczem długim. Jest to recydywa erudycji, którą już nas kiedyś Pan Andrzej poczęstował w trylogii husyckiej. U każdego innego pisarza taki chwyt byłby niewybaczalny, bo to jednak bezczelność rzucać czytelnikowi pod nogi kłody. Lecz tu właśnie kryje się sekret AS-a. Popisuje się z taką swadą i humorem, że się człowiek nawet nie gniewa, iż musiał to „tramazzone”, co to je właśnie Geralt wykręcił, sprawdzić w słowniku.

Udało się też Sapkowskiemu uniknąć problemu licznych prequeli, czyli wyjaśnienia tak wielu aspektów historii swych bohaterów, że w ostatecznym rozrachunku cały świat zostaje odarty z części swojej magii. Autor rzeczywiście sporo rzeczy tłumaczy, dowiemy się więc co nieco o wiedźmińskich szkołach, o wspomnianym wcześniej ataku na Kaer Morhen czy wreszcie o imieniu Płotka. Ale informacje te „Rozdroże kruków” podaje nienachalnie, bez odzierania legend, czasem w formie żartu i zawsze ze świadomością, że nie trzeba wyjaśniać wszystkiego.

Czy zatem dostaliśmy do rąk powieść dorównującą starszym opowiadaniom i sadze? Raczej nie. Czegoś tu jednak zabrakło, może tego wycyzelowania każdej historyjki, może bardziej porywającego głównego wątku, może po prostu relacji z innymi postaciami, bo w końcu Geralt, wbrew własnej opinii, nigdy nie był prawdziwym samotnikiem. Nie zmienia to faktu, że „Rozdroże kruków” to godna część wiedźmińskiego cyklu, ciekawsza od raczej średniego „Sezonu burz”. To wreszcie książka, którą pochłonie się w jeden lub dwa wieczory. I nie dlatego, że jest krótka (choć do najdłuższych nie należy, bo zamyka się w niecałych 300 stronach), nawet nie z powodu głodu na opowieści o Geralcie. To po prostu naprawdę solidna (i miejscami zabawna) pozycja od pisarza, który nie stracił nic ze swojego niepowtarzalnego stylu.

Ocena

„Rozdroże kruków” to solidna, choć niepozbawiona wad odsłona „Wiedźmina”. Sapkowski wraca z młodym, niedoświadczonym Geraltem, serwując zbiór przygód utrzymanych w charakterystycznym stylu pełnym ironii i erudycji. Choć brakuje głębszych relacji i mocniejszego wątku głównego, książkę czyta się lekko i z przyjemnością.

8
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Dawid „DaeL” Biel

Wiceprezes Stowarzyszenia Solipsystów Polskich. Zrzęda i maruda. Fan Formuły 1, wielkich strategii Paradoksu i klasycznych FPS-ów. Komputerowiec. Uważa, że postęp technologiczny mógł spokojnie zatrzymać się po stworzeniu Amigi 1200 i nikomu by się z tego powodu krzywda nie stała. Zna łacinę, ale jej nie używa, bo zawsze kończy się to przypadkowym przyzwaniem demonów. Dużo czyta, ale zazwyczaj podczas czytania odpływa w sen na jawie i gubi wątek książki. Uwielbia Kubricka, Lyncha, Lovecrafta, Houellebecqa i Junji Ito. Przeciwnik istnienia deadline'ów na nadsyłanie tekstów. Na stałe w CD-Action od 2018 roku. Kiedyś tę notkę rozszerzy, na razie pisze pod presją Barnaby.

Profil
Wpisów83

Obserwujących16

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze