11.12.2023, 12:25Lektura na 4 minuty

„Wonka” – recenzja. Na tym filmie nikt nie będzie liczył kalorii

To swoisty paradoks, że choć nadrzędnym motywem „Wonki” jest wylewająca się z każdego kadru czekolada, sam film nie wydaje się nadmiernie przesłodzony.


Eugeniusz Siekiera

Wykreowana przez Roalda Dahla postać Willy’ego Wonki pojawia się na ekranach kin po raz trzeci. Najpierw wcielił się w nią Gene Wilder w filmie z 1971 roku, później Johnny Depp w 2005, teraz przyszła pora na Timothéego Chalameta. Widzom, którym nie w smak odtwarzanie starych szlagierów, należy się słowo wyjaśnienia. To produkcja mocno odmienna od poprzednich, bo zarówno Wonka jest tu inny (więcej w nim serca i dobroduszności, mniej totalnego odklejenia), jak i reżyser. Tym razem za kamerą stanął Paul King, facet, który dał nam dwie odsłony rozczulającego Paddingtona” – vibe perypetii uroczego misia jest tu silnie wyczuwalny, a zebrane doświadczenie owocnie procentuje.


Sklepik z marzeniami

Mamy do czynienia z prequelem, poznajemy więc tytułowego bohatera w czasach, gdy jego słynna fabryka jeszcze nie istniała, a szczytem marzeń był sklepik ze słodkościami otwarty w samym centrum miasta. Problem w tym, że rzeczona mieścina została całkowicie zdominowana przez kartel kierowany przez trzech demonicznych magnatów, pozornie rywalizujących ze sobą, w praktyce zaś wspólnie trzęsących rynkiem cukierniczym. Co więcej, w podziemiach lokalnej katedry magazynują nadwyżki celowo rozwadnianej czekolady, wykorzystując ją do korumpowania policji i eliminowania ewentualnej konkurencji. Tak, w tym filmie słodycze są wszystkim, nawet walutą.

Wonka, reż. Paul King, 2023
Wonka, reż. Paul King, 2023 (mat. prasowe)

Dodam jeszcze, że makiaweliczną naturę rzeczonych łotrów fantastycznie oddało trzech brytyjskich aktorów: Paterson Joseph, Matt Lucas i Mathew Baynton. Panowie są komicznie przerysowani i kradną każdą scenę, przypominając w swych kreacjach komiksowych złoczyńców, i to bardziej w wersji z Kaczora Donalda niż Marvela. Na ich tle stosunkowo słabo wypadł Rowan Atkinson w roli przekupnego duchownego; inna rzecz, że aktor kojarzony głównie z postacią Jasia Fasoli tym razem nie miał wiele do „roboty”, bo poskąpiono mu linijek w scenariuszu. A skoro tyle rozpisuję się o bezbłędnie dobranej obsadzie, sprawiedliwie będzie pochwalić również samego Chalameta, który swą rolę odegrał bez cienia fałszu.

Największą zmorą wspomnianej trójki staje się oczywiście Wonka. Wrażliwy i utalentowany młodzieniec przybywa do miasta z jednym prostym marzeniem – chce zostać milionerem, wierząc, że wytwarzane przez niego smakołyki uszczęśliwią każde podniebienie. Chłopak ma serce po właściwej stronie, ale że jest postacią dobroduszną i boleśnie naiwną, szybko pada ofiarą cwanej pani Skrobicz (kolejna doskonała rola Olivii Colman), która podstępem więzi go na mocy bandyckiej umowy, zmuszając do pracy w pralni. Jak na niepoprawnego marzyciela przystało, każdą rzuconą pod nogi kłodę Willy Wonka traktuje jak szansę. Niezmiennie też wierzy, że nie tylko odzyska wolność, ale przede wszystkim osiągnie swój upragniony cel, a świat usłyszy o jego powalających słodyczach. Z pomocą poznanej w pralni ekipy (kolejne ofiary pani Skrobicz) koniec końców dopina swego.


Oompa Loompa doom-pa-dee-do

Swoje trzy grosze do historii dorzuca również Umpa-Lumpa, przedziwna istota o wzroście ogrodowego krasnala, w którą wcielił się Hugh Grant. To postać irracjonalna i przekomiczna, szczególnie gdy połączymy twarz i brytyjski akcent aktora z wizerunkiem filmowego karzełka (choć sam Grant ponoć wolałby zapomnieć o tej roli). Szkoda więc, że została tak słabo wykorzystana. Umpa-Lumpa pojawia się niczym deus ex machina, raptem w kilku momentach, czasem ratując sytuację, gdy ta wydaje się beznadziejna, po czym ponownie znika.

Wonka, reż. Paul King, 2023
Wonka, reż. Paul King, 2023 (mat. prasowe)

Jak na musical, piosenek jest tu niewiele (co wcale mnie nie smuciło, bo nie zaliczam się do grona fanów tego gatunku) i mało która zostaje w głowie na dłużej. Przed oczami wciąż mam barwne obrazy, dopieszczoną scenografię, świetne kostiumy i spójną choreografię, ale dzień po seansie nie potrafiłbym zanucić z pamięci żadnego utworu, może z wyjątkiem bardzo charakterystycznej „Oompa Loompa Song” oraz „Pure Imagination” w wykonaniu Chalameta, no ale to akurat odświeżone wersje kawałków, które debiutowały w filmie z 1971 roku, a więc melodie znane nam od dawna.

To jednak drobiazgi, które nie psują odbioru całości. „Wonka” to historia o podążaniu za marzeniami, choć nie za wszelką cenę. Najważniejsi są bowiem otaczający nas ludzie – właśnie ich dobrem powinniśmy się kierować w pierwszej kolejności, bo z nimi u boku nawet niemożliwe znajdzie się w zasięgu ręki. Film w sam raz na przerwę w przedświątecznej gonitwie – oblana lukrem i czekoladą, bezpretensjonalna, choć także trochę naiwna baśń. Ale czy właśnie nie takie powinny być baśnie?

Ocena

Jeśli masz uraz do „Charliego i fabryki czekolady” Tima Burtona, uczulam, że „Wonka” to film z zupełnie innej parafii. Prequel przygód cukierniczego wizjonera to cudnie odmalowane i lekko rozśpiewane kino familijne, idealne na święta (choć nie tylko!).

8
Ocena końcowa


Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów117

Obserwujących21

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze