Zagrałem w nowego Thorgala. To świetna planszówka, a przy okazji intensywna fabularnie przygoda [RECENZJA]
Mogłoby się wydawać, że Thorgal jako marka jest już nad Wisłą podtrzymywany jedynie siłą sentymentu, a kolejne próby adaptacji na inne media mają szansę się wybić tylko na tejże nostalgii. W przypadku wydanej przez Portal Games planszówki sprawa wygląda jednak zupełnie inaczej.
O „Thorgalu” rozpisywał się nie będę. Osobom nieznającym komiksów wystarczy jedynie wiedzieć, że tytułowy bohater to (kosmiczny) wiking, wraz z rodziną i szeregiem nieoczywistych sojuszników szukający swego przeznaczenia w okrutnym świecie. Część tych przygód przyjdzie nam rozegrać w ramach planszówki, która próbuje połączyć narracyjną przygodówkę ze skomplikowaną grą usianą różnymi mechanikami. Jak to się udało?
Euro…
Ano świetnie! Ale od początku. Thorgal: Gra planszowa to kooperacyjny tytuł, który na przestrzeni siedmiu niezależnych (to ważne, bo nie zmusza do podążania za długą kampanią) scenariuszy testuje nasze zdolności zarządzania ryzykiem i planowania. Nie będę ukrywał: to dość wymagająca pozycja. Zasady co prawda, choć złożone, bardzo łatwo załapać po godzince, a pomaga w tym krótka, ale rzeczowa i przejrzysta instrukcja. Trudność tkwi w samej rozgrywce, która zostawia mały margines na błędy i wymaga od wszystkich osób przy stole działania w jasno określonym celu. A jakie to cele? Cóż, co przygoda, to inne, dzięki czemu każda partia jest wyjątkowa, również za sprawą drobnych modyfikacji zasad.
Sednem zabawy jest wykonywanie takich akcji jak przemieszczanie się po mapie, by dotrzeć do konkretnych miejsc (na pięknie ilustrowanych planszach w formie otwieranej książki), zbieranie i wydawanie zasobów oraz przedmiotów, wędrowanie (nie mylić z ruchem po planszy!), poświęcanie się oraz walczenie. Same starcia, a także wspomniana wędrówka polegają na układaniu „tetrisowych” kafelków na małych planszetkach. Te klocki służą jako indykatory obrażeń, odnoszonych ran oraz postępu w podróży – będziemy więc kombinować przy nich przez lwią część rozgrywki, a o tym, jakie kształty musimy wykorzystać, decydują umiejętności, przedmioty albo rzuty kośćmi.
W trakcie realizowania kolejnych zadań śledzimy też narrację, na którą składają się przypisy w „Księdze Opowieści”. Nadaje to całości pewną strukturę, pozwala również wkręcić się w wykonywane przez nas akcje – mają one nie tylko znaczenie mechaniczne, lecz także fabularne. Tutaj ratujemy niewolników, tam ukrywamy się w nawiedzonej strażnicy. Dzięki temu łatwiej poczuć ducha przygody i zaangażować się w to, co dzieje się na planszy.
…przygoda!
Najbardziej w planszowym Thorgalu podoba mi się to, jak umiejętnie łączy ten przygodowy sznyt z angażującą, wymagającą rozgrywką. Jako fan gier kooperacyjnych (a głównie antyfan rywalizacji) jestem też pod wrażeniem, jak dobrze udało się twórcom opracować zasady tak, żeby rzeczywiście zachęcały do współpracy. Co prawda kiedy już ustalimy strategię, trzeba się jej trzymać i gdzieś ginie sprawczość poszczególnych osób przy stole, ale jednocześnie niezwykle satysfakcjonująca jest wygrana rzutem na taśmę po tym, jak wszyscy ramię w ramię realizowali plan i sobie pomagali.
Dzięki nastawieniu na kooperację gra idealnie sprawdza się też solo, nie musimy emulować żadnych przeciwników – po prostu kierujemy dwiema postaciami naraz. Na pochwałę zasługuje również strona techniczna. Wszystkie komponenty wykonane są bardzo solidnie, ilustracje (część wzięta wprost z kart komiksów, część nowa) wyglądają pięknie, a dobrze zaprojektowane figurki aż proszą się o staranne pomalowanie.
Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, mam do Thorgala kilka zarzutów. Przede wszystkim trochę brakuje mi porządnego samouczka. Pierwsza przygoda okazuje się dość trudna, jeśli od początku nie gramy bardzo optymalnie – co przy stosunkowo dużym (przynajmniej na starcie) skomplikowaniu może zniechęcić. Nie podoba mi się też, że w praktycznie każdym scenariuszu trzeba się spieszyć. Karty wydarzeń, które ciągniemy co rundę, rzucają nam kłody pod nogi, sprawiając przykładowo, że na planszy pojawia się więcej wrogów.
Do tego ogranicza nas liczba rund, więc od początku musimy skupić się na celu – grając w mniej niż trzy-cztery osoby, raczej trudno będzie zobaczyć nawet połowę z tego, co oferują mapy (chociaż może to zachęcać do ponownego przejścia). Nie wszystkim pewnie też spodoba się stosunkowo duża losowość, lecz tak po prawdzie tytuł daje sporo możliwości, żeby ją ograniczyć. A nawet jeśli nam się coś nie uda, to i tak robimy jakiś postęp. Rozgrywka nigdy nie stoi w miejscu i każda akcja może popchnąć nas do przodu. Ale nawet mimo tych małych wad Thorgal to niezwykle udana produkcja.
Ocena
Ocena
Thorgal: Gra planszowa to eurogra skryta pod płaszczykiem narracyjnej przygodówki. Umiejętnie łączy fabularny kontekst, kooperacyjny charakter oraz (pozornie) skomplikowane zasady, dostarczając angażującej zabawy. Różnorodne scenariusze zapewniają przynajmniej kilkanaście godzin zabawy, a wysoka jakość wykonania cieszy oko. Co prawda nie pozostawia zbyt wiele przestrzeni na błędy, ale z dobrą ekipą to nie powinien być duży problem.