08.05.2011
Często komentowane 204 Komentarze

Czasami nienawidzę gier: Multiplayer

Czasami nienawidzę gier: Multiplayer
Zrzędzi coraz piękniej, zrzędzi już niemal po mistrzowsku. Tym razem Berlin wylewa jad na gry multiplayer, a w myślach pewnie również na zatwierdzającego ten tekst Huta. Bo Hut, zamiast od rana siedzieć i pilnować, czy już jest to puścić na emisję, marnuje czas przy drugim map packu dla Black Ops. Ot, ironia losu...

Raz na jakiś czas mam ochotę usypać w centrum Wrocławia jakiś kopiec, a na jego szczycie postawić pomnik komputerom. Byłby to wielki, marmurowy „blaszak”, cały jego ekwipunek i ogromny, prawdziwy router, żeby wszyscy wokół mogli za darmo skorzystać z internetu. Takiego zwykłego internetu: do przeglądania Fejsbuka, żalenia się na Twitterze i czytania strony CD-Action, która wciąż nie dorobiła się, niestety, wersji mobile. Ale takiego, na którym w gry multiplayerowe grać się nie da.

Ale dlaczego, Berlin, co to za majaki? Już się tłumaczę, bo sprawa jest bardzo prosta! Komputery i internet wybawiły mnie od wielu ułomności życia codziennego i ułatwiły mi – jak zresztą każdemu – funkcjonowanie jako takie.

Najbardziej jednak dziękuję im za to, że wybawiły mnie od kontaktów międzyludzkich.

I nie, żeby uciąć ewentualne prześmieszne dowcipasy zanim się zaczną, nie należę do stereotypowych otyłych pryszczatych nastolatków, których chciałoby widzieć na moim miejscu TVN24. Nie należę też do tej skromnej grupy sześciu milionów osób, które sprzedałyby pół swojej rodziny za kolejny miesiąc abonamentu do WOW-a, a które są na tyle inteligentne, że za ten stereotypowy żart się nie obrażą. Nie chodzi absolutnie o moje choroby psychiczne, za których diagnozowanie psycholog bierze miliony monet, a Wikipedia zero.

Chodzi o preferencje i osobiste upodobania, a razem z nimi: możliwość wyboru.

Zamiast biegać z kolegami za piłką (co jest zdrowe i dobre, pamiętajcie), mogę zmusić kilka tysięcy pikseli na ekranie do biegania za mnie i mniej się przy tym zmęczę. Mogę w każdej chwili zdecydować czy mam ochotę umówić się z kimś na kopanie prawdziwe, czy raczej faulować za pomocą literki 'Q’ w Fifie ’98, którą wspominam najlepiej.

Kontakty międzyludzkie są za to męczące: trzeba dobrze wyglądać, uważać na słowa, zrobić dobre wrażenie, rzucić żartem, czy też ustawić się z kimś na odpowiednią godzinę i nawet kilka minut się nie spóźnić, bo to nieładnie. Jak by na sprawę nie patrzeć: w prawdziwym życiu jest się uzależnionym od innych ludzi, ich czasu i przy okazji trzeba też mieć cały czas w głowie pierdoły typu: „Nie, to przecież nieeleganckie”. Wystarczą dwa przymiotniki, żeby to wszystko podsumować: nudne i męczące.

Dlatego też lubię gry, w których rządzę i decyduję JA. Gry, w których wszystko jest zależne ode mnie, a nie ja od wszystkiego. Wielkie historie opowiadane w RPG koncentrują się właśnie wokół mnie i ja decyduję jakim rycerzem teraz będę, w RTS-ach to ja decyduję czy będę teraz robić statki, czy dziurę ozonową. Kampanie single-player, co nie jest już chyba żadną tajemnicą, są dla mnie najważniejsze.

Gry przeznaczone dla wielu graczy mają pewne ułomności, których nie dają rady od wielu lat przeskoczyć, a które irytują mnie tak bardzo, że nie mam nawet zamiaru im pomagać w piłowaniu płotków. Przede wszystkim zaś to, że odpalając dowolną grę w trybie multiplayer wracam właśnie do tego wszystkiego, z czego chcę zrezygnować grając w gry w ogóle.

Chcąc pograć ze znajomymi jestem zmuszony dopasować się do tego, ile mają akurat czasu. Muszę dogadać z nimi termin, muszę upewnić się że mają grę, o której mowa, a potem jak już się umówimy jest mi głupio, że muszę wyjść w połowie, bo akurat wypadło coś ważnego. „Zabawy” w multiplayerze nie można przerwać w dowolnym momencie bez wściekania innych, tak samo jak nie można wyjść z knajpy bez słowa, czy innych upierdliwych wymówek. W grach multiplayerowych nie mogę prowadzić rozgrywki własnym tempem – kiedy poczuję nagle zew artyzmu i odpalę papierosa gryzmoląc na kartce sonet norweski lewą nogą, to ktoś najprawdopodobniej zacznie mi wrzeszczeć z głośników i zepsuje tę chwilę uniesienia.

Nie mogę też spokojnie zatrzymać gry i przemyśleć odpowiednich dróg prowadzenia żołnierzy na rzeź w dowolnym RTS-ie – w tym czasie, kiedy mój kombinat produkcyjny narobi siepaczy i górników, jakiś mądrala wyśle mi trzech wojów i rozwali całą wioskę. I nie mogę napisać mu, że chyba uczył się taktyki w szkole dla wirtualnych partyzantów, a nie od wielkiego mistrza Sun Tzu. Przecież: „Tak się gra”.

I kiedy tylko przyjdzie mi ochota na „zabawę” po sieci, przypominam sobie to wszystko i spokojnie włączam coś, co trybu sieciowego nie ma w ogóle.

Pamiętam, że dawno, dawno temu wyraziłem się bardzo pochlebnie o multiplayerze w jednej z recenzowanych gier – teraz żałuję. Serwery nie wypełniły się szybko, a kiedy zrozumiałem, że więcej czasu zajmuje mi szukanie ogarniętego człowieka do zabawy, niż mordowanie z nim szkieletów stwierdziłem, że to chyba nie ma sensu. Kiedy też napatrzyłem się na ludzi, którzy nie potrafili odnaleźć się w pierwszej komorze testowej w Portalu 2 przez pięć minut stwierdziłem, że to chyba nie na moje nerwy. PIĘĆ MINUT DO JASNEJ CHOLERY.

Internet i gry dla singli uwolniły mnie, w znacznej mierze, od tych wszystkich niedogodności. Od spotkań z ludźmi niemądrymi, dopasowywania się do czyjegoś zegarka i gustu, czy nawet od porównywania umiejętności. W produkcjach dla jednego gracza nie muszę strzelić headshota w ciągu kilku milisekund, bo spędzę resztę rundy patrząc jak inni świetnie się bawią. Nie muszę siedzieć przy grze non stop, bo każde wyjście to rosnąca irytacja ludzi po drugim stronie kabla. Nie muszę nawet dostawać w dupę od tych, którzy mają więcej czasu i rozpaczać po nocach płacząc w poduszkę nad moją roztrzaskaną psychiką.

Przede wszystkim też: nie muszę dzielić się moimi osobistymi przeżyciami z resztą świata. Przechodzenie gier z innymi jest jak oglądanie filmów w kinie – niby przyjemne, niby głośno i się świeci, ale jednak zawsze jakiś gnojek z lewej musiał kupić popkorn i chrupie nad uchem. Zawsze też, kiedy zbliża się epicki moment, który chcę się Przeżyć, trafi się jakiś mądrala, który wstanie się wysikać i z nastroju nici.

Nie mam zamiaru jednak drukować ulotek, w których będę przekonywać ludzi do bojkotowania kina. Od tego są DVD-ki, żeby obejrzeć to samo na własnych warunkach – szkoda tylko, że jeden liczący miliony na koncie wydawca z drugim nie potrafią zrozumieć, że nie mam ochoty oglądać tego filmu siedem miesięcy po premierze, ale tego samego dnia, co reszta świata. U SIEBIE.

Nie mam zamiaru też przekonywać innych, że gry multi są do luftu. Nie obchodzi mnie to kompletnie, bo przecież każdy szuka czegoś innego, prawda?

Nie chcę jednak widzieć dodatkowych zakończeń, nowych wątków, czy innych uzupełnień single-playera w grach sieciowych. Nie chcę zmuszać się do grania z ludźmi, żeby poznać lepiej to, na co zmarnowałem ładnych kilka godzin. Nie chcę słyszeć, że gra jest krótka, bo robiono ją pod multi. Nie chcę, żeby ktoś pozbawiał mnie gigabajta dobrej zabawy, bo przypomniało mu się o rozgrywkach sieciowych. Nie chcę też, przede wszystkim, płacić więcej za ułomną z każdej strony grę, nad którą stracono wiele czasu tylko dlatego, że ktoś postanowił dodać do niej multiplayer.

Świat działa bardzo dobrze, kiedy w jego życiu nie uczestniczę – wystarczą mi zabawki w piaskownicy, które produkowane są specjalnie z myślą o mnie.

204 odpowiedzi do “Czasami nienawidzę gier: Multiplayer”

  1. [wstęp] PROSZĘ – BEEEZ PAGINACJI!!!!!!!!!!11!! 😉

  2. To musi być fajne uczucie iść samemu przez świat

  3. Zgadzam się z każdym słowem. Dosłownie.

  4. Znaczy z artykułem…

  5. mam dokładnie to samo od kilku miesięcy. sam bym lepiej tego nie ujął.. 🙂

  6. Naprawdę mało która gra multi WYMAGA aby grac z ogarnietym znajomym / całym teamem znajomych. Wchodzi się zawsze samemu i wychodzi w którymkolwiek momencie czerpiąc z tego pełną zabawę ( akurat o FPSach myslę ;p ). Narzekasz, że nie możesz zatrzymać gry w RTS’ie? Polecam sprawdzenie definicji tego gatunku. Sorry, ale gry multiplayerowe w 90% przypadkach to RYWALIZACJA, a co za tym idzie – ZAANGAŻOWANIE, a co za tym idzie WZMOŻONA PRACA MÓZGU 😀 Myślę, że cos z tych rzeczy jest raczej twoim „problemem” ;]

  7. Thorongil83 8 maja 2011 o 18:27

    @Proto – mistrzowski komentarz 😉 Ale tak na poważnie, to lubię czytać te felietony Berlina. Nie zawsze są z sensem, ale po dużej ilości tekstów napisanych byle jak (w samej warstwie tekstowej) miło jest poczytać coś napisanego ot po prostu ładnie 🙂

  8. Berlin dobrze prawi, gram w gry od 20lat i w prawie żadnej nie uruchomiłem multiplayera(wyjątki to Starcraft,dostałem parę razy po dupie i mi przeszło i Enemy Territory tu grałem z czystej przyjemności, ale ta gra to tylko MP)

  9. Niestety co raz więcej gier jest robionych pod MP, przecież to bierze człowieka jak kampania SP kończy się po 2h

  10. Ładnie napisane ale ja się zgodzić nie mogę. Jedyne co irytuje mnie tak jak Berlina to fakt iż „gra jest krótka, bo robiono ją pod multi” oraz że „gnojek z lewej musiał kupić popkorn i chrupie”. Jak gram to gram, czy single czy multi – nie ma mnie dla nikogo, jestem odcięty od świata zewnętrznego(w stosunku do gry, bo dostęp do neta być musi) na te 2h. Chyba że to snejk na komórce.

  11. Racja, racja. Dla mnie singiel jest ważniejszy od multi w które gram jak nie mam co robić. Zawsze jeśli ma wyjść jakaś nowa gierka, to więcej wymagam od singla. Są też gry w które mimo tego, że mają tylko multi też zagram. Nie zmienia to faktu, że zawsze można trafić na jakiś serwer, na którym grają jakieś „boty” albo „nooby”.

  12. khorinis38 8 maja 2011 o 18:38

    Fajny artykuł, polać Mu.Też nie lubię multi.

  13. Święta racja, Berlin dobrze prawi.

  14. Perfekcyjnie powiedziane właśnie takich ludzi chce porostu słuchać bo to jest szczera prawda sam wole grac w singleplayera niz wysluchiwac sfrustrowanych ludzi ktorzy powtarzaja wkolko co za lager jaki noob camper itd…… po wielu latach zal odpowiadac ..>

  15. Ja lubię Sp ale odkąd mam ps3…. Multi też jest ważny 🙂

  16. patelnik w tym „gnojek z lewej” chodziło berlinowi że nie odetniesz sie w multiplayerze od graczy w niego grających….bo np. ktoś bedzie kampił lub nadami lub z tuby na oslep zabijał ciebie i innych pomimo tego ze nie wymaga to od niego zero umiejetnosci a czystego szczescia….

  17. Bo kazdy chce byc najlepszy i za takiego sie uwaza za bohatera z trybu singleplayer …>

  18. Pisałem kiedyś do CDA o multi – jest wielu graczy (pozdrawiam Smuggler), których nie interesuje rozgrywka wieloosobowa. Dlaczego ktoś nie pomyśli i nie rozdzieli tych dwóch rzeczy? Gra FPS z trybem single (premiera) – 70 zł, razem z multi – 100 zł, sam tryb multi – 60 zł – czy coś w tym stylu. Dla mnie, jako dla gracza, który tryb wieloosobowy porzucił w czasach Kwaka, Enemy Territory i pierwszego Medala, byłoby to rozwiązanie wprost idealne.

  19. A jeśli ktos chce zagrac w dobre multi gdzie potrzeba ogarnietego kumpla to polecam splinter cell chaos theory versus….w innych grach to tylko bujda ze wymagana jest współpraca….efff

  20. diablo1996pl 8 maja 2011 o 18:51

    Berlin ma świętą rację, ale czasem, np. w Demon’s Souls bez multi jest trochę ciężkawo. Ci co grali wiedzą o czym mówię.

  21. Zgadzam się. Właśnie dlatego jedynym multi, z którego czasem korzystam jest TF2, bo tam zjawisko stresu praktycznie nie występuje. wystarczy, że pomyślę o tym, że mogę stracić w LoLu 50 minut, bo jakiś baran wyjdzie na początku rozgrywki, albo nie będąc no lifem z milionem godzin na liczniku, padać w pierwszych dziesięciu sekundach rundy, a chęć na jakiekolwiek multi (poza TFem) mi odchodzi.

  22. Toperzasty 8 maja 2011 o 18:54

    Berlin, zostałeś moim Bogiem.

  23. Gieromaniak24 8 maja 2011 o 19:10

    Dobrze gadasz Berlin.

  24. Również nie trawię trybu dla wielu graczy, ale tylko na konsolach x360…

  25. Zgadzam się z Berlinem.Ale może dlatego,że z moim internetem nie jestem w stanie grac w multi…

  26. Tylko się pod tym tekstem podpisać wszystkimi kopytami i jednocześnie zaklaskać 🙂

  27. ave Berlin!|Berlin na prezydenta!!!!!

  28. O widzisz panie Berlin, napisałeś pan bardzo fajny felietonik. Akurat podzielam twoje zdanie, Gry stricte multiplayer mają wiele ułomności (zważywszy jeśli chcemy grać w nie z przyjaciółmi, czy znajomkami z drugiej strony globu). Chociaż niektóre z nich mają swój urok, jak TF2, czy Trackmania. Ale jest ich tylko kilka. Strasznie za to boli, że wiele wspaniałych serii zostaje wykastrowanych tylko po to by można było wcisnąć jakieś bajeranckie multi…

  29. Z drugiej ja tam nie lubię w singlowych produkcja powtarzania x razy jakiegoś fragmentu przez a) skrypty b) jedyną słuszną obraną przez scenarzystów drogę c) rzadko rozmieszczone chech pointy, auto save d) zalewające mnie niby mięso armatnie, które z zabójczą precyzją tłucze mnie z każdej strony. Takie wrażenia zapewnił mi polski CoJ:WK. Gdy grę skończyłem, autentycznie ucieszyłem się, że już po wszystkim. Mimo super grafy, klimatu miałem ochotę wywalić ją z dysku wcześniej, bo rozgrywka była frustrująca

  30. Zgadzam sie z wieloma punktami wymienionymi przez piszacego. Sam gram od kilku lat w CSS, a nie przechodze na inne 'sieciowki’ wlasnie w obawie przed atakiem noobow, ktorzy nie ogarniaja rozgrywki. Granie w CSS rowniez nie przychodzi latwo ze wzgledu na jeden z argumentow przytoczonych w tekscie – mozna schrzanic cos na poczatku rundy i wtedy sie dlugo czeka na respawn. Naszczesciemam odpowiednio dlugi staz w grze, zeby te niedogodnosci mi nie doskwieraly (choc na poczatku nie bylo lekko:P).

  31. @mrowczak – kastracja na rzecz trybu multi to cos, co mi rowniez nie odpowiada. Niestety, powrotu do gier calkowicie singlowych, ktore czesto byly nawet dluzsze niz te wieloosobowe, nie przewiduje. Moze kiedys rynek gier video bedzie wygladal inaczej, ale teraz kazda gra bez multi zdaje sie byc skreslona.

  32. kaczmwoj1994 8 maja 2011 o 19:40

    Jakoś tak zaśmierdziało mi tu Assassin’s Creed’em w którym, moim zdaniem, multi dodano na siłę kosztem jakości singla.

  33. Dodaję ten komentarz, aby przerwać passę komentarzy od ludzi, którzy boją się multi i wyników 0 – 10. Po co narzekać na tryby multiplayer skoro gra w nie mnóstwo ludzi i najwyraźniej dobrze się bawią. Ja bym np. popsioczył na liniowe tryby SP, jak w Metro 2033, w które miałem nieprzyjemność zagrać – może rozsądnie pomyślane multi uratowałoby tę grę, ale niestety nie dane było nam go doświadczyć. SP i MP to dwa różne emocjonujące doświadczenia. Niech każdy gra po swojemu, a wyżala się kumplom przy piwie/coli

  34. kaczmwoj1994 8 maja 2011 o 19:44

    Chodź z samym felietonem się nie zgodzę, W Black Ops podczas gry w zombie ludzie często wychodzą, są lagi, ale kiedy znajdzie się dobrą drużynę zabawa jest sto razy lepsza niż kampania single. Tak samo kiedy gram w zwykłe multi (nie co – op), często ze zdenerwowania ku*wię, ale kiedy odnoszę sukcesy zabawa jest genialna. Dlatego multi to jak dla mnie przyszłość, choć wciąż powinny być produkcje singlowe takie jak Wiedźmin czy TeS, które również zapewniają kupę frajdy.

  35. @Professor, no niestety, tak to jest w tym parszywym życiu… 🙂 Świat się zmienia, a zmieniać może się tylko na gorsze… 🙁

  36. Moonshield 8 maja 2011 o 19:44

    Też od zawsze jestem singlowcem (z małymi wyjątkami) i generalnie myślę podobnie jak Ty, Berlin, ale wg mnie zapomniałeś o jednym ważnym (dla mnie najważniejszym) minusie multika (być może Ciebie to nie razi), a mianowicie: obcowanie z dużo młodszymi (przynajmniej umysłowo) ludźmi. Dziećmi, mówiąc prościej. Po prostu szlag mnie trafia, kiedy na serwer (pomijam już to, że gra od 18 lat niby), wbija cała masa kretynów, którzy psują zabawę na tak wiele sposobów, że nawet nie chce mi się ich opisywać…

  37. @ludzie którzy twierdzą, że jak się znajdzie dobra ekipę to gra jest fajniejsza… Oczywiście macie rację, sam wielokrotnie bawiąc się w UT2k4, czy CS(1.6/ Source) bawiłem się wyśmienicie. ale żeby znaleźć taką ekipę to trzeba się nieźle naszukać, a i tak nie wiadomo czy ekipa się utrzyma…

  38. Moonshield 8 maja 2011 o 19:49

    Każdy wie o co chodzi. Spotykałem oczywiście młodych ludzi, którzy zachowywali się na poziomie, tak jak i starszych, którzy sprawiali wrażenie dopiero co wyciągniętych z łona matki. I trzeba określić też pewną granicę między noobami a Noobami, bo przecież każdy kiedyś zaczynał i kaleczył rozgrywkę. Ale jak ktoś ma sieczkę w głowie, to z nim wytrzymać się nie da, a takich ludzi jest niestety masa. I trzeba blokować, zmieniać serwer, iść sobie w cholerę, albo stoicko znosić… I po to grę kupuję?

  39. shadow0220 8 maja 2011 o 19:49

    Jeb jacy tu wszyscy zgodni… A ja się nie zgadzam! Fajnie jest po konkurować z innymi ludźmi i być zadowolonym z tego że umiesz walnąć headshota zaraz po przycelowaniu bo masz skilla. Moim podsumowaniem tego artykułu jest że i multi i single jest potrzebny i ani to ani to dla mnie nie jest lepsze ale faktem jest że niektóre gry mają multi na siłę i przez to single traci. Amen

  40. shadow0220 8 maja 2011 o 19:51

    Sory trochę mi ten post nie wyszedł 😛 . Dajcie w końcu możliwość edytowania wypowiedzi bo to naprawdę jest mega frustrujace…

  41. baalnazzar 8 maja 2011 o 19:54

    Moje odczucia są dokładnie identyczne. Jakby Berlin czytał mi w myślach. Nigdy nie mogłem się jakoś specjalnie zgrać czasowo żeby pograć w cokolwiek i z kimkolwiek w sieci, i irytowało mnie, ze nie mogę przerwać gry w dowolnej chwili. Albo jak ktoś ma czas to ja go nie mam, lub po prostu nie mam weny na granie, albo odwrotnie. A jaki problem przerwać ze względu na wołanie do obiadu, potrzeby fizjologiczne czy inne rzeczy wymagające przerwania. To o czym pisze Moonshield to dodatkowy powód omijania multi.

  42. Oh nareszcie poczułem, ze nie jestem sam, dzięki ludzie 😀

  43. @Moonshield, początkujący to Newbie, nauczcie się tego w ogóle. To jest kolejny mankament gry w sieci… „Pro”playerzy, nazywający wszystkich po kolei n00bami. Meh.|@shadow0220, tacy oni zgodni bo taka moda jest… 😀 Co drugi tu wypisujący chrzanią głupoty bo warto pisać to co reszta… Jakież to budujące… 🙂

  44. I właśnie od tego są klany, ja jestem w jednym z nich i nigdy nie mam problemu żeby znaleźć kogoś do gry, nie muszę się umawiać z nikim na grę bo najczęściej jak odpalam TS to już dużo osób gra w mój ulubiony multiplayer i dołączam do nich i wio. Ja wyjdę przed zakończeniem rundy to nikt na mnie się nie wkurzy. Zresztą multiplayer to znaczne przedłużenie życia gry ! Niektóre gry kupuję tylko dla trybu multiplayer i w gry multiplayerowe gram głównie, bo takie dają dużo zabawy !

  45. Nocturn1012 8 maja 2011 o 20:02

    Ja wol.

  46. Też wole grać w single bo na multi albo nie mam czasu albo po prostu nie mam ochoty znosić upokorzeń typu „jakiś PRO zabił mnie dziesiąty raz z rzędu a ja nie mogę mu nic zrobić”. Zgadzam się też z Moonshield`em – jak na serwerze znajdzie się kilka dzieci neo to potrafią naprawdę zepsuć zabawę.

  47. Ja mogę wyrazić swoją opinie na podstawie GTA 4. Gra przecież jest znakomita w singlu aż chce się robić te następne misje i odkrywać fabułę ale jak się zagra w multi z OGARNIĘTYMI ludźmi to zabawa często jest lepsza niż w singlu. Po prostu multi jest odpowiednie jak ludzie są odpowiedni.

  48. @GOTIMAN ja też tak miałem:)A PCtowcy tak narzekają na multi bo nie mają tytułów grywalnych do zabawy online(nie licząc battelfieldy i cody)Uncharted 2;Gow 2;killzone 2,3;halo(dużo tego jest:);Red Dead Redemption;Resistance 1,2.Do tego dochodzi słaba optymalizacja kodu sieciowego(bardzo częsta).

  49. Nie bardzo rozumiem. Czyli w multiplayerze nie pasuje autorowi to, że gra się w nim z innymi ludźmi? Przecież o to chodzi. Ale całkowicie popieram, też nie przepadam za multi, dla mnie zawsze singiel jest najważniejszy.|” Nie chcę słyszeć, że gra jest krótka, bo robiono ją pod multi”|Świetnie powiedziane.

  50. Muszę się zgodzić ze zdaniem Berlina. Multiplayer zależy od dwóch czynników: twórców gry i samych graczy. Gra może mieć naprawdę dobry multi, który zostanie zarżnięty przez stada rozmaitych uber-pro. Ludzi, którzy umyślnie rozwalają rozgrywkę innym, z czystej złośliwości, ignorancji i przekonania o własnej wyższości. W większości przypadków, z którymi się zetknęłam, a gram już trochę po sieci, to właśnie „gracze” sprawiali, że radość z grania była żadna, a nie bugi czy wyniki 0-10.

Dodaj komentarz