Dead Rising 5 zabierało nas do Meksyku, gdzie dostalibyśmy zróżnicowane zombiaki i widowiskowe walki z bossami
Historia Dead Rising to klasyczny przykład, w którym świeżą „jedynkę” wzmacnia bardziej dopracowana i przemyślana „dwójka”, a potem wszystko rozmywa się w części trzeciej i jedynym wyjściem jest powrót do korzeni. W przypadku Dead Rising 4 ten manewr okazał się zabójczy, ale nie zabójczo skuteczny; gra spotkała się z raczej chłodnym odbiorem, z kolei odpowiedzialne za nią studio Capcom Vancouver najpierw zostało potraktowane zwolnieniami, po czym zaledwie kilka miesięcy później zamknięte. W ten sposób zakończyła się saga Dead Rising, wznowiona w zeszłym roku za sprawą Dead Rising Deluxe Remaster, czyli odświeżonej części pierwszej. Fani serii zapewne pamiętają, że Capcom jeszcze w 2018 roku potwierdził rozwój Dead Rising 5 tworzonego, jakżeby inaczej, na Unreal Engine 5. W grze mieliśmy odwiedzić fikcyjne miasteczko w Meksyku i jako bohater „dwójki”, Chuck Greene, podążać śladem leku spowalniającego zombifikację.
Już kilka miesięcy po deklaracji Capcomu studio zamknięto i Dead Rising 5 zostało anulowane. Pracująca nad nim Marie Mejerwall właśnie udzieliła wywiadu, rzucającego światło na to, co mogliśmy dostać w „piątce”. Oprócz klasycznych hord bezmyślnych mózgożerców, mieliśmy spotkać inne warianty nieumarłych, a niektóre z nich mogły być nawet mini-bossami:

Mieliśmy wielką różnorodność przeciwników. Zwyczajne zombie funkcjonowały na zasadzie podstawowych wrogów, tak jak bandyci w Batmanie od Rocksteady. Ich główną umiejętnością było łapanie gracza. Mieliśmy także ich wersję opancerzoną oraz nieco bardziej zaawansowanych i inteligentniejszych truposzy. Najbardziej podobało mi się jednak wprowadzenie mini-bossów, funkcjonujących na zasadzie pomostu pomiędzy podstawowymi przeciwnikami a klasycznymi bossami. Zaprojektowaliśmy ich tak, by można było ich umieścić niemal wszędzie.
Marie Mejerwall
Walki z głównymi przeciwnikami miały być najbardziej dopracowane i widowiskowe:
Najwięksi bossowie mieli oddzielne areny, na których stawialiśmy im czoła. Mogło to wyglądać tak, jak jedna z projektowanych przeze mnie potyczek odbywających się w świątyni ulegającej coraz większej destrukcji w miarę postępów w walce. Im więcej obrażeń zadawaliśmy bossowi, tym bardziej wściekły się stawał, wykonując kolejne ataki.
Marie Mejerwall
Trudno powiedzieć, czy po Dead Rising 4 seria miała przed sobą jakąś przyszłość i „piątka” zebrałaby odpowiednio dużą widownię. Minęło kilka lat, wspomniany wcześniej Dead Rising Deluxe Remaster dostał nawet wydania pudełkowe i wydaje się radzić sobie całkiem nieźle, więc może to już pora na powrót do świata opanowanego przez podejrzanie ruchliwych truposzy?
