Dying Light: Bad Blood – Mizerny start polskiego „brutal royale”
Gatunek battle royale nie jest łaskawy dla Techlandu.
Samodzielne Dying Light: Bad Blood nieco ponad dwa tygodnie temu trafiło do wczesnego dostępu na Steamie. Gra skupiająca się na zabawie w stylu battle royale na razie zbiera mieszane oceny (68% recenzji użytkowników jest pozytywnych). Co więcej, produkcja Techlandu cieszy się bardzo małą popularnością. W szczytowym momencie grały w nią zaledwie 452 osoby.
Jak podaje serwis GitHyp, Bad Blood wypada naprawdę blado na tle konkurencyjnych tytułów z segmentu battle royale. Warto zauważyć, że podstawowe Dying Light utrzymuje się w pierwszej setce najpopularniejszych gier na Steamie (w chwili pisania newsa ma 85. miejsce). Tytuł wydany w 2015 roku nadal potrafi każdego tygodnia przyciągnąć do siebie ponad pół miliona unikalnych użytkowników. Godzinę temu bawiły się przy nim prawie trzy tysiące pecetowców.
Wydaje się, iż Dying Light: Bad Blood – podobnie jak Radical Heights czy The Culling 2 – padło ofiarą popularności Fortnite’a i PUBG-a. Gatunek battle royale generuje ogromne przychody, ale ma swoich zdecydowanych liderów. Branżowi analitycy przewidują, że dopiero tryb Blackout z nadchodzącego Call of Duty: Black Ops 4 zburzy obecną hierarchię. I choć Bad Blood opiera się na meczach dla maksymalnie 12 osób, to mała liczba jednoczesnych użytkowników wciąż może okazać się naprawdę palącym problemem. Niewykluczone, że już niedługo gra przejdzie na docelowy model free-to-play. Pierwotnie miało to nastąpić dopiero w momencie oficjalnej premiery.
Wrażenia Papkina z ogrywania Bad Blood znajdziecie w aktualnym wydaniu CDA (11/2018).
Czytaj dalej
Niegdyś byłem ekspertem od klasycznych przygodówek, zaś obecnie jestem nieuleczalnym łasuchem i nieprzyzwoicie zatwardziałym fanem angielskiego futbolu. Zaczynałem z poziomu wiernego czytelnika CD-Action, pisałem w kilku miejscach. Aktualnie spełniam swoje marzenia.