Intel Extreme Masters 2017: Przybyłem, zobaczyłem, kibicowałem [FOTORELACJA]
![Intel Extreme Masters 2017: Przybyłem, zobaczyłem, kibicowałem [FOTORELACJA]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2021/11/20/3ba46b28-3e60-4d99-9078-5b6a77edc013.jpeg)
Pierwszy weekend rozgrywek skupiony był na League of Legends. Oprócz zwyczajowych atrakcji związanych z takimi wydarzeniami (VR, wspólne gry z innymi graczami, cosplayerzy, youtuberzy, hostessy, sklepy z gadżetami) tegoroczna odsłona cechowała się… kilkugodzinną przerwą techniczną podczas meczu G2 kontra Flash Wolves i wyjątkowo krótkimi kolejkami do darmowego wejścia.

Trudno powiedzieć, czy to ze względu na formę tegorocznego wydarzenia (podzielone jest na dwa weekendy, w najbliższy obejrzymy potyczki w StarCrafcie II oraz CS:GO, a także zwiedzimy halę Expo), czy dlatego, że gracze przyzwyczaili się do faktu, iż na IEM warto wybrać się wyłącznie z kupionym wcześniej biletem. Kolejki były wyjątkowo krótkie, a w niedzielę o godzinie 15:00 nie było problemu z wejściem za darmo – w kolejce do bramy czekało może z 20 osób. I tylko w sobotę koło 10:30 można było się spotkać z dużym „oblężeniem” ze strony zwiedzających:

To i tak kolejka o wiele, wiele krótsza niż w przypadku poprzednich edycji. Cóż, zobaczymy, jak sytuacja będzie wyglądać 4 i 5 marca.

Tych, którzy do Katowic przybyli pociągami, od strony rynku witał ogromny dmuchany puchar Mistrzostw.



Główna hala stopniowo zapełniała się widzami, a w chwili otwarcia mistrzostw była już w zasadzie całkowicie pełna.





Przed rozpoczęciem rozgrywek jak zwykle największym zainteresowaniem cieszyły się wszelkie stoiska, na których można było zgarnąć kilka fantów, napić się darmowego energy drinka, coś zjeść, porobić zdjęcia z cosplayerami czy hostessami lub po prostu pograć w kilka tytułów. Dało się również wydrukować w 3D… własną maszynkę do golenia, którą to wcześniej można było zaprojektować.



IEM ropoczął się oficjalnie wniesieniem na scenę pucharu, który dźwigał sam Enrique „xPeke” Cedeño Martínez, jeden z najbardziej rozpoznawalnych weteranów League of Legends. xPeke’a możecie dostrzec na zdjęciu powyżej, na prawo od kamerzysty. Co ciekawe, włodarze Mistrzostw tuż przed rozpoczęciem meczów czempionów zorganizowali… pojedynki jeden na jednego w League of Legends, w których piątka widzów mierzyła się z zawodnikami Unicorns of Love. Potyczki dostarczyły widzom masę śmiechu, choć większość z nich skończyła się dla nieprofesjonalnych graczy porażką. Tylko jedna osoba zdołała pokonać zawodnika Jednorożców, którym okazał się ich menadżer.



Rozgrywki rozpoczęły się meczem H2K kontra Hong Kong Esports. Co istotne dla polskiej widowni, w H2K na pozycji dżunglera gra Marcin „Jankos” Jankowski, którego fani całym sercem wspierali z trybun, skandując jego ksywkę.
W pierwszej grze H2K nie poradziło sobie za dobrze, przegrywając pierwszy mecz po dość wyrównanej walce. Kolejne poszły jednak jak z płatka – drużyna z fenomelnalnym Jankosem na czele każdorazowo wycinała swoich przeciwników w pień, wywołując jeszcze głośniejsze reakcje widzów. Pokonując Hong Kong Esports, zyskała możliwość gry w półfinale.
Jankos w wywiadzie po zmaganiach stwierdził, że początkowy mecz to był… trolling. Być może bym mu uwierzył, gdyby nie sromotna porażka w grze przeciwko Flash Wolves, które zmiotło H2K z Summoner’s Rift, wygrywając 2:1, co uplasowało drużynę Polaka na czwartym miejscu.


Pierwszy dzień zakończył się meczami Unicorns of Love przeciw G2 Esports, które G2 wygrało 2:0. Widać było, że Jednorożce znacznie odstają umiejętnościami od G2 – robili podstawowe błędy i brakowało im woli walki.

Niedziela rozpoczęła się leniwie. Kolejka była dużo mniejsza (ile bym dał za podobną choćby dwa lata temu!), a atmosfera wydała się całkiem luźna. Było to widać szczególnie na trybunach, gdzie widownia rozchulała się na dobre, reagując entuzjastycznie na każdą akcję wykonaną w grze (choćby niszczenie wardów, które nie wymaga od graczy żadnego wysiłku), rozbawiając tym samych komentatorów. Ci ostatni w przerwach potrafili zaś rozwodzić się często i gęsto o… polskich pierogach.





Pierwszy mecz w niedzielę rozpoczął się o 12:30, a G2 Esports stawili w nim czoła ROX Tigers. W pięć minut po rozpoczęciu potyczki jeden z graczy G2 zaczął mieć problemy z klientem LoL-a. Po kolejnych dłużących się przerwach technicznych gra w końcu ruszyła, lecz skończyła się po minucie, bo felerny zawodnik został wyrzucony w czasie teamfightu. Organizatorzy postanowili wtedy przerwać rozgrywkę i rozpocząć kilkugodzinną przerwę, podczas której wymieniono dysk w uszkodzonym komputerze oraz przeinstalowano system.
Po przerwie potyczka ruszyła od nowa z takim samym układem drużyn. Po trzech meczach ROX Tigers musiało uznać wyższość G2, przegrywając 2:1.
Kolejna była walka pomiędzy H2K oraz Flash Wolves. Po pierwszym wygranym meczu drużyna Jankosa musiała przy smutku całej widowni uznać wyższość Tajwańczyków.
W finale zmierzyli się Flash Wolves oraz G2 Esports. Tajwańczycy nie mieli żadnych problemów, by poradzić sobie z G2. Wygrawszy dwa pierwsze mecze, zakończyli pierwszy weekend IEM-u, a puchar należał do nich.
Na kolejnej stronie zobaczycie pozostałe fotografie, zaś na ostatniej przejrzycie sobie zdjęcia kilkorga cosplayerów (których było niewielu, więcej zapewne ujrzymy za tydzień).










Cosplayerów obejrzycie zaś na ostatniej stronie.








Czytaj dalej
Jedna odpowiedź do “Intel Extreme Masters 2017: Przybyłem, zobaczyłem, kibicowałem [FOTORELACJA]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Zabić. Zabić. Tam nie było żadnego zawodnika UoL. Był ich manager, top Kongdoo Monster i MC coach Kongdoo