Jaka jest naprawdę Łódź? Rodzinny wypad do miasta w centrum Polski
 
                      Jeździć samemu na wycieczki to żadna przyjemność, nie? Z tego względu wybraliśmy się rodzinnie – w końcu Łódź to miejsce, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie, i to niezależnie od wieku.

Orientarium ZOO – łódzka perełka na światowym poziomie
Obowiązkowym punktem każdej wycieczki do Łodzi musi być tamtejsze ZOO – i nie jest to czcze gadanie. Wybierając się tam, najzwyczajniej nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Tym większe było więc zaskoczenie – jak się okazało, to obiekt, który z powodzeniem może stawać w szranki z najlepszymi ogrodami zoologicznymi na całym świecie. Nie piszę tego bez podstaw: zwiedziłem już podobne miejsca na trzech kontynentach, a mimo to Łódź zrobiła na mnie wrażenie. Centralnym punktem jest tu rzecz jasna Orientarium – gigantyczny, piętrowy i nowoczesny pawilon, w którym znalazło się miejsce dla wielu unikatowych gatunków zwierząt.


Najwięcej przestrzeni przeznaczono na wybieg dla słoni indyjskich. Jest przeogromny, największy, jaki widziałem – a zwierzęta te mają do dyspozycji przestrzeń zarówno wewnątrz budynku, jak i poza jego murami. W środku zaś na odwiedzających czeka nie lada atrakcja: przeszklony basen, gdzie możemy podglądać te majestatyczne zwierzęta podczas kąpieli, zza wielkiej, pancernej szyby – oczywiście siedząc poniżej linii wody. Spektakl jest niesamowity: przy odrobinie szczęścia zobaczymy, jak słonie się bawią, przepychają się między sobą i radośnie korzystają z możliwości, jakie zapewniło im ZOO. Już samo to sprawia, że warto odwiedzić Orientarium – ale wielkim błędem byłoby stwierdzić, że innych atrakcji nie ma.


Nie tylko słonie
Wielkie wrażenie zrobił na nas również basen, gdzie zamieszkały krokodyle gawialowe, czyli pochodzące z Indonezji gady o charakterystycznym wąskim i wydłużonym pysku. Jeden z nich jest wręcz gigantyczny – ZOO chwali się, że prawdopodobnie bestia ta jest największą, jaką można zobaczyć w obiektach tego typu na całym świecie. Towarzyszy mu drugi, zauważalnie już mniejszy – oba jednak robią niesamowite wrażenie. Również w tym wypadku, dzięki przeszklonej ścianie basenu, możemy zejść „pod wodę”.


To samo zresztą jest możliwe w bardzo dużej strefie oceanicznej. Basen z wielgachnym „oknem”, do którego można się dostać, korzystając m.in. ze zjeżdżalni (!), mieści w sobie nie tylko szereg różnych egzotycznych gatunków ryb z rekinami na czele, ale i… bezpieczny dla zwierząt wrak samolotu z II wojny światowej, co ma swój klimat. Całość można też obserwować, przechodząc przez tunel oblany wodą akwarium z trzech stron. A idąc nieco dalej, po opuszczeniu strefy spotkacie m.in. dużą rodzinę wydr, które spędzają czas na zabawach i kąpieli w sadzawce – ich rozkoszna aktywność przyciąga uwagę równie skutecznie, jak wspomniane setki tysięcy litrów wody z jej mieszkańcami.


Orientarium to nie wszystko
Oprócz Orientarium łódzkie ZOO dysponuje szeregiem wybiegów, na których można spotkać inne zwierzęta. Tutaj warto sprawdzić sobie wcześniej, o której godzinie odbywają się karmienia – dzięki temu nie przegapicie np. okazji, by podejrzeć pandki rude z michą z owocami i liśćmi bambusa. Ich opiekun, podając im smakowite pędy, potrafi snuć wciągające opowieści na temat usposobienia czy zachowań tych zwierząt. Zresztą widać, że futrzaki te po prostu go lubią – gdy czekał na umówiony czas karmienia, podeszły pod bramkę i… cóż, czekały razem z nim, a potem bez skrępowania podchodziły po kolejne kąski.


Oczywiście to nie koniec. Warto odwiedzić również motylarnię zamieszkaną – zgodnie z nazwą – przez piękne owady, niektóre wielkości dłoni (atrakcja jest dostępna w sezonie letnim). Wychodząc z Orientarium, zatrzymajcie się zaś przy wybiegu z ptakami drapieżnymi. Podczas naszej wizyty jeden z nich, dzioboróg abisyński, najwyraźniej zapragnął „skosztować” najmłodszej, pięcioletniej członkini naszej rodziny – przeszkodziła mu w tym oczywiście szyba, tym niemniej jasne stało się, że nieprzypadkowo ten padlinożerca dość powszechnie uważany jest za „duchowego spadkobiercę” jurajskich raptorów.


Gdzieś po drodze natkniecie się również na pocieszne surykatki, a także na kilka pawilonów – tam można obserwować m.in. mniejsze gady, w tym żółwie matamata. Łódzkie ZOO doczekało się maluchów tego gatunku – ich gromadka zamieszkuje wydzielone akwarium. Nawiasem mówiąc, niektórych ucieszy zapewne fakt, że w przerwach od zwiedzania można skorzystać z licznych punktów gastronomii oraz z placu zabaw, wielkiej dmuchanej poduchy i parku linowego – w sam raz dla najmłodszych. Jeśli chcecie zwiedzić cały obiekt, to zarezerwujcie sobie pełny dzień. Czeka was naprawdę wyczerpująca, długa, ale przede wszystkim satysfakcjonująca wycieczka.



Łódź kreuje
Wieczorem szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiliśmy na Light.Move.Festival – potocznie nazywany Festiwalem Światła w Łodzi. Ten trwający trzy dni i odbywający się w centrum cykl wydarzeń artystycznych zmienia miasto nie do poznania. To czas rozświetlonej kolorami nocy. Ulice, parki i budynki po zmroku wypełniają się jaskrawymi barwami instalacji i projekcji artystycznych. Fasady kamienic, kościołów, gmachów użyteczności publicznej, ba, nawet całe rzędy drzew w parkach przeobrażają się w bramy do świata niczym z baśni. To zasługa rozstawionych w całym mieście projektorów, dla których ekranami są wspomniane obiekty. Wyglądało to fenomenalnie. Zwykły, choć urokliwy kościół dzięki temu wygląda niemalże jak płótno, na którym przecinające mrok światło maluje fantazyjne, ciągle zmieniające się wzory. W podobny sposób można było podziwiać wiele kamienic na ulicy Piotrkowskiej oraz w jej najbliższych okolicach.


Oczywiście na tym atrakcje festiwalu się nie kończyły. Również Park im. Henryka Sienkiewicza na okoliczność wydarzenia zmienił się w miejsce wypełnione licznymi instalacjami. Pobawiliśmy się fluorescencyjnymi farbami, nie zabrakło też obowiązkowych fotografii przy wielgachnych i fantazyjnie podświetlonych makietach grzybów i owadów, a także przy zwyczajnych… drzewach, które tej nocy „przystroiły się” w tęczowe kolory. Ponadto skorzystaliśmy z okazji, by wysłuchać towarzyszącego imprezie koncertu i obejrzeć pokaz, dla którego ekranem była linia parkowej roślinności. A potem wróciliśmy na Piotrkowską.



Piotrkowska jak z bajki
Powiedzieć, że festiwal cieszył się popularnością, to jak rzec, że na plaży jest dużo piasku. Tłumy były nieprzebrane. Tylko za sprawą szczęśliwego zrządzenia losu znaleźliśmy miejsce, by zjeść pizzę, zanim ruszymy dalej. Dzięki tej przerwie nie przegapiliśmy… odbywającego się na balkonie koncertu. Róg kamienicy został tu zagospodarowany przez dwójkę artystów, którzy raczyli zgromadzonych muzyką na żywo, wygrywając rozmaite aranżacje – staliśmy tam grubo ponad 20 minut, podobnie zresztą jak setki innych ludzi, dając się ponieść kolejnym utworom.


Wracając, jak na dłoni widzieliśmy, że Piotrkowska zmieniła się nie do poznania. Jedna z kamienic „płonęła” rozświetlana fantazyjną instalacją z języków ognia, kolejne stały się ekranami dla innych niż poprzednie spektakli świetlnych, cała ulica tonęła zaś w rozmaitych barwach, które nadawały jej unikatowy urok. Do naszej bazy noclegowej wróciliśmy koło północy. Warto przy tym zaznaczyć, że ani na moment nie mieliśmy wątpliwości co do naszego bezpieczeństwa – impreza przebiegała bardzo spokojnie, a na drugi dzień, kiedy rano przeszedłem się, by kupić coś na śniadanie, ze zdumieniem stwierdziłem, że ulice zdążono już uprzątnąć. Nie było nawet śladu, że przez deptak zeszłego wieczora przetoczyły się tysiące ludzi. Brawa za organizację!



Trochę wody nikomu nie zaszkodzi
Drugi dzień w Łodzi upłynął nam przede wszystkim na wizycie w Aquaparku Fala. Ulokowany jest on co prawda niedaleko ZOO, jednak przeszliśmy się tam od drugiej strony, mijając po drodze Łódzkie Centrum Sportu – kompleks obiektów zarządzany przez Miejską Arenę Kultury i Sportu – czyli Atlas Arenę, Sport Arenę i Stadion Miejski im. Wł. Króla. Tak, dobrze kojarzycie, że w Atlas Arenie odbywała się tegoroczna edycja CD-Action Expo! Do Atlas Areny również zapraszamy w 2026 na nasze 30. urodziny – tym razem będziemy świętować w dniach 30-31 maja.




Droga do aquaparku wiodła przez zadbane tereny zielone rozciągające się pomiędzy Areną a wspomnianym obiektem. Na miejscu okazało się, że „królestwo wody” ma do zaoferowania multum atrakcji. Przede wszystkim dwie wieże z aż 19 zjeżdżalniami, od tych spokojniejszych aż po najbardziej hardkorowe. Zgodnie uznaliśmy, że największe wrażenie zrobiła ta nazwana Thunder. Tę konstrukcję pokonuje się z wykorzystaniem pontonów – zakręcona trasa wewnątrz biało-niebieskiej rury o średnicy prawie trzech metrów wiedzie przez dwa „rożki” o długości ponad 12 metrów każdy, wewnątrz których można doświadczyć przyjemnego ruchu wahadłowego.


Nie tylko dla starszych
Sporo czasu spędziliśmy też na zjeżdżalniach, z których mogą korzystać nieco młodsi odwiedzający. Również te można było pokonywać swobodnie lub na dmuchańcach. Bardzo fajnie wypada ta trójkolorowa, a także dwie, które kończą się nieopodal sporego basenu z falą.


Są i ślizgawki dla najmłodszych, które rozlokowane zostały w obrębie trzech wodnych placów zabaw. Szczególne wrażenie robi statek piracki, wyposażony zresztą w tryskające wodą armaty. Ponadto do dyspozycji są strefy z muszlą i ośmiornicą, a na maluchów czeka brodzik ze słoniem. Można również skorzystać ze sztucznej rzeki, a także z całkiem sporej liczby wodnych zabawek i kolejnej niewielkiej dmuchanej zjeżdżalni, ulokowanej niedaleko wspomnianej sztucznej rzeki. Ogółem jest co robić, i to niezależnie od wieku.

Wrażenie robi także zewnętrzny gorący basen wypływowy. Można tam siedzieć bez przerwy, a przyjemna temperatura wody pozwala korzystać z tej strefy bez obaw o to, że zmarzniemy. Miłym akcentem jest tu bardzo fajny widok na wszystkie zjeżdżalnie – dopiero wtedy da się tak naprawdę docenić ich ogrom.


A co, jeśli chcemy „zgubić” dzieci? Tutaj też mamy kilka opcji. Można skorzystać z jacuzzi, wyskoczyć do rozgrzewającej sauny czy zanurzyć się w jednym z dwóch basenów sportowych pod okiem licznych ratowników. Bez wątpienia aquapark łapie plusa również za pomocną i profesjonalną obsługę – i to niezależnie od tego, czy mówimy o kasach, strefie basenowej, czy o „obsadzie” dostępnych w obiekcie bistro i baru mokrego. Uzyskanie informacji na temat alergenów w serwowanych tam daniach i dobór odpowiednich posiłków nie stanowiły żadnego problemu.

Szkoda, że trzeba wracać
To były bez wątpienia dwa niezwykle intensywne, lecz przyjemne dni. Okazało się, że Łódź ma wiele do zaoferowania: jest miejscem, gdzie bardzo swobodnie można spędzić udany weekend z całą rodziną, ciesząc się przy tym z atrakcji na naprawdę wysokim poziomie. Muszę przyznać, że wróciliśmy zadowoleni, ale i trochę… zaskoczeni. Nie spodziewałem się, że wyjazd będzie tak udany – i to, co ważne, dla wszystkich, niezależnie od wieku.

Artykuł powstał we współpracy z Miastem Łódź.

 
                        
                         
                        
                         
                        
                        